Reklama

Nigdy się nie poddaje i gna za marzeniami. Gdy pandemia sprawiła, że ludzie przestali zajmować się modą, ona wróciła do malowania, rzeźbienia, pisania. Ewa Minge to kobieta wielu talentów. Oczywiście, nadal intensywnie działa w branży modowej. I robi to doskonale. Tworzy kolekcję na lato 2024 i skupia się na dodatkach. Kiedy odpoczywa? Przy sztalugach. Jej obrazy pokazywane były już wielu miejscach na świecie - Paryżu, Nowym Jorku, Kolumbii. Ewa Minge ma w sobie ogromną siłę. Właśnie to wyniosła z rodzinnego domu, o którym mówi w poruszających słowach.

Reklama

Synowie są dla Ewy Minge całym światem

Projektantka ma dwóch synów: 29-letniego Gaspara Minge i 32-letniego Oskara Minge, z którymi łączy ją wyjątkowa więź. Po rozstaniu z mężem wychowała ich samodzielnie. „Nazwisko mam po mężu, ale to ja zrobiłam z niego markę. Gdy podjęłam decyzję o rozwodzie, synowie mieli 10 i 7 lat, ale mój mąż rozwiódł się też z moimi dziećmi”, opowiadała w 2011 roku Ewa Minge. Jak podkreślała w archiwalnych wywiadach, chciała im stworzyć dom, w którym nie mówi się: „Tak ma być, bo ja tak chcę”. Dom, w którym dzieci traktuje się po partnersku, dzięki któremu poznaje się świat, a nie zasklepia w czterech ścianach.

Oskar i Gaspar na każdym kroku doceniali jej starania i wciąż to robią. „Na Dzień Matki dostaję kwiaty i czekoladki, a na Dzień Ojca – czekoladki i kwiaty”, opowiadała Ewa Minge przed laty Lilianie Śnieg-Czaplewskiej. Artystka jest dziś ogniwem, które scala rodzinę. „Moi synowie ze swoimi narzeczonymi przychodzą z problemami do mnie. A ja nie jestem mamusią, która ślepo leci za syneczkiem. [...] Zależy mi na tym, żeby moje córki, które zyskałam dzięki nim, były szczęśliwe, bo wtedy moi synowie też będą szczęśliwi”, zdradziła projektantka w nowym wywiadzie dla VIVY!.

Gwiazda jest dumna z osiągnięć synów. „Obaj są moimi wielkimi przyjaciółmi. Może dlatego, że nigdy nie wybierałam między karierą a dziećmi. Są dla mnie, jak dla każdej matki, najmądrzejsi, najpiękniejsi, najlepsi...”, mówiła w 2011 roku. Starszy syn - Oskar, prowadzi firmę SZTOSY z artykułami dla zwierząt domowych i zajmuje się marketingiem marki projektantki.

„30 lat temu, po najcięższych dwudziestu godzinach w moim życiu, strachu, że może się źle skończyć ten poród, wśród biegających zestresowanych lekarzy i mojego wrzasku jakby obdzierali mnie ze skóry żywcem, przyszedł na świat zupełnie zdrowy, prawie czterokilogramowy Oskar Amadeusz", wspominała Ewa Minge narodziny swojego pierworodnego w mediach społecznościowych.

„Był od dziecka odważny i bezkompromisowy. W wieku pięciu lat czytał dzieciom książeczki w przedszkolu a mając niespełna rok mówił pełnymi zdaniami. I gadanie i czytanie pozostało mu do dziś […] Nie żyjemy w symbiozie prostej, bo choć jedno za drugim skoczy w ogień, to oboje mamy twarde charaktery i upór własnych racji. Po wielu bojach nauczyliśmy się, że każdy żyje według swojego katechizmu i tak jest najzdrowiej. Nasze dzieci nie mogą realizować naszych planów, a swoje potrzeby”, wyznała w archiwalnym wpisie.

Młodszy syn Ewy Minge - Gaspar łączy psychologię ze sportem i z powodzeniem prowadzi firmę PsychoAktywnie. „Jest moją podporą i rodzinnym głosem rozsądku. Jest doskonałym, skutecznym psychologiem i choć rodziny się nie leczy, to nie jeden raz wyjął mnie z ciemnej puszki na powierzchnie. Ma tak samo piękny umysł, jak i dusze. Ma także samodyscyplinę, dzięki której osiąga swoje cele, tak w życiu zawodowym, jak i sporcie, który jest jego ogromną pasją”, pisała z dumą projektantka mody w jednym z wpisów na Instagramie. Wtedy Ewa Minge pokazała wspólne zdjęcie i pochwaliła się młodszym synem. To było prawdziwe zaskoczenie dla fanów Gaspar unikał mediów i show-biznesu.

Co Ewa Minge mówiła nam o rodzinie w nowym wywiadzie?

Ewa Minge o rodzinnym domu, relacji z synami. Jaką jest mamą?

Ewa Minge: Czuję się obywatelką świata, mimo tego, że urodziłam się na prowincji, w moim przepięknym Szczecinku. Choć w czasach mojej młodości, które przypadły na czasy komuny, nie jeździliśmy za granicę, by poznawać świat, nigdy nie czułam się gorsza. Zawsze uważałam, że moja wyobraźnia jest równie cenna, jak wyobraźnia Francuzów, Włochów, Japończyków, Hiszpanów. Wiem, że jeżeli chcę, to znaczy również, że mogę.

Takiego podejścia nauczyli Cię rodzice?

To jest absolutnie ich zasługa. Gdy się urodziłam, mama miała 20 lat, tato 25. Nie było wtedy telefonów komórkowych, internetu, więc wychowywali mnie intuicyjnie. Dali mi ogromną siłę i przyzwolenie na upadki. Zwłaszcza tato. Zawsze mówił: „Dziecko, wolno się wywrócić. Wolno ci popełniać błędy”. Gdy się przy czymś mocno upierałam, mówił, że mam zrobić, jak chcę, ale może być tak, tak i tak. A gdy wbrew temu, co mówił, mi się udawało, cieszył się, że jestem lepsza od niego. Za to gdy spełniał się jego czarny scenariusz, siadał ze mną i tłumaczył, że upadek nie jest powodem do zatrzymania się. Życie jest jak zadanie matematyczne z wieloma niewiadomymi. Jeśli podstawisz złe dane, rozwiązanie będzie błędne. Wiesz, że dzięki tacie kocham też matematykę?

Jesteś kobietą wielu talentów.

Wszyscy mamy w sobie ich ogromne pokłady. Wiele zależy od rodziców, którzy albo pomogą je wyłuskać, albo stłumić. Moi nauczyli mnie patrzeć szeroko. Dlatego nie mam kompleksów, ale świadomość wad. A to są dwie różne rzeczy. Czyli, że jeżeli coś jest nie tak w moim charakterze czy wyglądzie, mam tego świadomość, ale to nie jest powód do wstydu. Umiem pokazywać swoje mocne strony, a do słabych podejść tak, żeby stały się moim atutem. Tak jak moja przyjaciółka Agata, która choruje na rdzeniowy zanik mięśni. Była pierwszą na świecie modelką na wózku inwalidzkim. Ponad 20 lat temu wystąpiła na moim pokazie, wielkim show na tysiąc osób, które zorganizowałam w auli Politechniki Warszawskiej. Wózek stał się jej atutem, a ona czerpie z życia pełnymi garściami. Jest moim autorytetem, jak można w nieszczęściu znaleźć szczęście i o nie każdego dnia uparcie walczyć.

Czytaj też: Ewa Minge była o krok od śmierci: „Bałam się, że moje dzieci zostaną bez matki”

Filip Zwierzchowski

Twoje podejście do życia wynika też z miejsca, z którego pochodzisz? Adam Bodnar mówił, że to, że urodził się na Ziemiach Zachodnich, sprawiło, że ma szerszą perspektywę.

Moi dziadkowie pochodzą z Kresów. Rodzice taty z Wilna, rodzice mamy z Grodna. Zostali przesiedleni na Ziemie Zachodnie. Zostawili swoje domy, kilka restauracji w Grodnie, pracownię i z cudzym bydłem w jednym wagonie i całym dobytkiem dotarli do Szczecinka. Wszyscy żyli na kupie. Zobacz, jakim kreatywnym społeczeństwem są Włosi wychowani w familiach. My na Ziemiach Zachodnich też jesteśmy tak wychowani. U nas było normalne, że na Wigilię idzie się najpierw do jednej babci, a potem do drugiej. Wiadomo było, że u jednej jest pięcioro jej dzieci z żonami, mężami, wnukami, jej rodzeństwo i rodzeństwo dziadka. U nas imieniny, urodziny, komunie, święta, wesela zawsze były wielkie. I wszyscy zawsze mogliśmy na siebie liczyć. Nie było dla nas problemów nierozwiązywalnych. To dlatego mogę być na najgłębszym dnie, a uwierz mi, nieraz tam leżałam rozłożona na łopatki, i nie będę się wieszała. Jestem nauczona szukać rozwiązań. I umiem przyznać się do błędu.

Nie każdy potrafi.

Tak zostałam wychowana, dlatego dla mnie jest to zupełnie normalne, że biorę na klatę. U nas było nie do pomyślenia pozostawanie w konflikcie, bo wszelkie spory natychmiast były rozwiązywane przez seniorów rodu. Dzisiaj ja jestem takim ogniwem, które scala rodzinę. Moi synowie ze swoimi narzeczonymi przychodzą z problemami do mnie. A ja nie jestem mamusią, która ślepo leci za syneczkiem. Jeśli syneczek nie ma racji, staję po właściwej stronie (śmiech). Nie zależy mi na tym, żeby moi synkowie mieli dobrze kosztem kobiety. Zależy mi na tym, żeby moje córki, które zyskałam dzięki nim, były szczęśliwe, bo wtedy moi synowie też będą szczęśliwi.

To się nazywa empatia.

Albo inteligencja emocjonalna, która polega na tym, że rozpoznajemy cudze stany emocjonalne i umiemy funkcjonować emocjonalnie w społeczeństwie. Dla mnie zadanie komuś bólu, czy fizycznego, czy psychicznego, jest cierpieniem. To jest tak, jakbym sobie na bosą stopę wsadziła buty, w których mam trzy kamienie. To by mnie uwierało, denerwowało.

Ewa Minge z synem Gasparem

Ewa Minge z synem Oskarem

Scalasz rodzinę, prowadzisz biznesy, tworzysz sztukę, działasz charytatywnie…

Nie zapominaj o książkach (śmiech). Mnie się po prostu wydaje, że życie mi ucieka, dlatego szkoda mi czasu na nicnierobienie. Boję się, że nie zdążę zrobić wszystkiego, co mam do zrobienia. Tu wystawa, tu książki do napisania, odwiedziny u podopiecznych.

Opiekując się nimi, ciągle masz styczność ze śmiercią.

I się jej nie boję. Jestem ciekawa, co jest po drugiej stronie. Kiedy sama zachorowałam i dawano mi niewielkie szanse na wyleczenie, nie miałam problemu z tym, że umrę. Bałam się tylko o moje dzieci, że zostaną bez matki, bez wsparcia.

Pozwalasz sobie czasem na słabość?

Regularnie. Na szczęście posiadam kilkoro przyjaciół, na których mogę się wesprzeć i wypłakać się im w ramię. Uważam, że upadki są najlepszym treningiem naszej siły, dlatego się ich nie wstydzę, nie boję. Jestem silna, bo miałam trudne życie.

[...]

Cały wywiad w nowym numerze VIVY! Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od 20 kwietnia.

Czytaj też: Marieta Żukowska jest zakochana! Nam po raz pierwszy mówi o nowym związku

Filip Zwierzchowski
Marcin Tyszka
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama