Reklama

Gdy miał dwa lata razem ze starszą siostrą i rodzicami opuścił Katowice i zamieszkał w Leverkusen pod Kolonią. Tam chodził do szkoły i marzył o tym, żeby zostać… koszykarzem. Przypadek sprawił, że został jednak aktorem. Przypadek sprawił też, że zaczął pisać teksty dla polskich artystów takich jak Sanah czy Mrozu. W tym roku razem z Mrozu właśnie i Igo odpowiada za Męskie Granie. Bilety na jego koncerty rozchodzą się jak ciepłe bułeczki, a kochają go i dorośli i dzieci. Gdy na sesję zdjęciową zaprosiliśmy go na szkolne boisko nie mógł uwierzyć, że wszystkie dzieciaki machają właśnie do niego i marzą o wspólnym zdjęciu. Oto Vito Bambino, czyli Mateusz Dopieralski.

Reklama

Fragmenty wywiadu z Vito Bambino o synku i aktorstwie

Z wykształcenia jesteś aktorem. Ale piszesz też teksty innym artystom, nagrywasz płyty.

A chciałem być koszykarzem (śmiech).

Nie gniewaj się, ale jesteś za niski.

Wiem, ale 20 lat temu wierzyłem, że mimo wszystko mi się uda. To, że zostałem aktorem, to był wypadek przy pracy. Przyjechałem z moją siostrą i z naszą grupą z Niemiec, z którą uczyłem się języka polskiego, na warsztaty teatralne do Warszawy. Średnio mi się chciało, a okazało się, że ten obóz zmienił moje życie. Zobaczyłem wtedy ludzi, moich rówieśników, którzy nie wstydzili się pokazywać emocji. Nie bali się zbłaźnić przed innymi, żeby kogoś rozśmieszyć. Nagle wyskakuje typ w moim wieku, w rajtuzach, rozśmiesza mnie i całą resztę. I nie interesuje go, że jest w rajtuzach.

Czytaj też: W Niemczech gra w serialach. W Polsce nagrywa płyty i pisze teksty. Kim jest Vito Bambino?

Według 15-latka z Leverkusen ci ludzie w rajtuzach byli słabi?

U mnie na ośce trzeba było mieć mocne łokcie, żeby sobie radzić. Moi kumple byli, delikatnie mówiąc, niegrzeczni. Ja byłem najgrzeczniejszy z nich, ale jak na dzisiejsze standardy to… też nie bardzo. A tu nagle jadę na obóz teatralny i widzę, że nie trzeba być gangsterem, żeby być silnym. Było zupełnie na odwrót, niż sobie wyobrażałem.

I zostałeś gościem w rajtuzach?

W Leverkusen nikt o tym nie wiedział, bo na studia dojeżdżałem do Kolonii. A wieczorem wracałem i rozwoziłem pizzę. Trochę uciekałem od kolegów ze studiów. Oni są nierozumiani przez resztę świata, co powoduje, że izolują się i robią z aktorstwa religię. Dla mnie to było nie do dźwignięcia.

Nie zapraszałeś bliskich na przedstawienia, ponieważ…

Nie chciałem, żeby mnie swoimi komentarzami zepsuli. Mogłoby się zdarzyć, że ktoś z moich bliskich przyszedł na przykład na premierę, a potem powiedział: „Mati, tego się nie da oglądać”. A ja mam przed sobą jeszcze 20 przedstawień… Nie, nie. Wolałem im nic nie mówić. Moi rodzice dowiadywali się o premierach z gazet. Nie interesuje mnie, co o mnie powiedzą obce osoby. Ale co powie ktoś z moich szeregów, potrafi mnie długo dojeżdżać. W ramach samoochrony nie informowałem nikogo o niczym (śmiech). Całe życie przed czymś uciekam. Chyba wolę zwiać, niż usłyszeć, że coś, co zrobiłem, jest słabe.

Bartek Wieczorek/Visual Crafters

Czy takie asekuracyjne podejście nie ogranicza odczuwania radości z życia?

Może trochę. Na przykład jak mój kilkuletni syn Amar próbuje nowych rzeczy, od razu na bieżąco przeliczam, że gdyby upadł, to jak by upadł, na co by upadł. Agi mnie przywołuje do porządku i mówi, że on da sobie radę. Ale to są takie moje schizy i zdejmuję mu przeszkody z drogi, dla mojego spokoju.

A nie masz schizy, że Twoja żona pół-Włoszka, pół-Niemka przyjechała do Polski, żebyś Ty mógł robić karierę?

Pewnie, że mam. Co chwilę pytam ją, czy nie chce wracać. Śpiewam nawet o tym: „Po to masz mnie/ dawaj cynę/ ja zawsze gotowy, by biec/ Załatwimy, by zaraz już w domu być/ Wiedz, że zatańczymy/ nie mówiąc nikomu”. Tylko że to, żebyśmy przenieśli się do Warszawy, to był jej pomysł. Wiedziała, że z Bitaminą występujemy od czwartku do niedzieli. W niedzielę, kiedy każdy z nich wracał do domu, ja zostawałem sam. Nie wracałem do Kolonii, do niej i do Amara. Bo jak? Zrozumiała, że jestem samotny i długo tak nie dam rady. Ja trzymam rękę na pulsie, a ostatecznie decyzję podejmuje Agi. Ma władzę absolutną. Jeśli powie, że ma dość, w tydzień mnie tu nie ma. Jestem czujny i dużo rozmawiam. I z Agi, i z przyjaciółmi z Bitaminy. Nauczyłem się tego na błędach moich rodziców. Oni ze sobą nie rozmawiali. U nas w domu nie było przemocy. Fizycznej. Ale moi rodzice krzyczeli. Wiesz, że z moją siostrą nie mogliśmy zasnąć, gdy była cisza i oni się nie kłócili? Nie chcę tego dla mojego syna.

Cały wywiad w najnowszym numerze dwutygodnika VIVA! w sprzedaży od 18 maja.

Reklama

Marcin Suder

Reklama
Reklama
Reklama