Reklama

Borys Szyc niegrzeczny chłopiec polskiego show-biznesu złagodniał. Trzy lata temu przyznał, że zrobił to dla córki Soni. Jest niepoprawnym marzycielem i dopóki nie związał się ze swoją obecną dziewczyną Justyną Jeger-Nagłowską, jak sam przyznawał, niezbyt wiernym. W wywiadzie, którego udzielił VIVIE! trzy lata temu wspomniał, że nie ma w domu alkoholu, bo go za bardzo lubi. Teraz Krystynie Pytlakowskiej opowiedział o byciu alkoholikiem, o tym, że picie to ucieczka przed odpowiedzialnością, wychodzeniu z nałogu i jak to się stało, że mimo nałogu zagrał tyle świetnych ról.

Reklama

Borys Szyc: Życie traktuję dużo poważniej niż kiedyś.

- A na czym to „poważniej” polega?

Na braniu odpowiedzialności za swoje czyny.

- Cóż takiego popełniłeś?

Popełniłem i popełniam, ale już bardziej świadomie, bo żyję świadomie. Od trzech lat nie piję, jestem po terapii, która mi dużo uzmysłowiła.

- Dlaczego artyści są na alkohol podatni?

To temat na osobny wywiad . Osiem miesięcy zajęło mi, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie, czemu tak się dzieje

- Alkohol to ucieczka. Przed czym uciekałeś?

Na pewno przed odpowiedzialnością. To choroba bardzo trudna do zdiagnozowania. Po cichu wchodzi w każdy zakamarek życia, a później wiąże się ze wszystkim, co robisz, z twoją miłością, z twoim jedzeniem, z twoim codziennym rytmem życia. I tak zaczyna się w ciebie wczepiać, że właściwie nie wiadomo, kiedy przejmuje nad tobą kontrolę. Żaden alkoholik nie potrafi wskazać tego dnia, gdy się nim staje, to się dzieje mimochodem. Mimochodem alkohol zaczyna zalewać wszystkie dziury w człowieku. A potem przestajesz w ogóle o nich myśleć, ale te dziury nie znikają. Powiększają się i stajesz się „skisłym ogórkiem” – to określenie mojego terapeuty.

- Jak to możliwe, że tak dużo przy tym pracowałeś?

Sam się zastanawiam, jak ja tyle rzeczy zrobiłem, tyle ról zagrałem. W ostatnim okresie mojego piętnastoletniego picia nie odczuwałem już żadnej przyjemności. Musiałem pić tylko, żeby dalej funkcjonować, aż w końcu powiedziałem sobie „stop”. Bo zrozumiałem, że się zabiję. A tego nie chciałem.

- Bo?

Bo życie jest piękne a ja radości z tego, że żyję nie straciłem jeszcze do końca, chociaż alkohol jest bardzo mocnym depresantem. Ale gdzieś ta iskra i chęć do życia we mnie nie zanikła.

- Różni AA piszą do ciebie posty w Internecie, że nie wrócisz do picia i żebyś się trzymał, ale są i tacy którzy twierdzą że wrócisz, bo nie ma na to żadnego lekarstwa.

Nie wiem, czy wrócę, czy nie wrócę, ale na pewno już zmieniłem moje życie. Zdaję sobie jednak z tego sprawę, że nawroty są wpisane w tę chorobę, i że czynią wielkie spustoszenie. Od niektórych nawrotów ludzie umierają. Bo to tak, jakbyś odpalił rakietę ze skręconą sprężyną.

- Nie wrócisz, jeśli życie cię teraz cieszy.

Bardzo mnie cieszy, chociaż w tej chwili nie odczuwam radości z powodu deszczu i zimna. Cieszy mnie natomiast, że jeszcze w listopadzie wylecę do Tajlandii i że będzie tam ciepło i wreszcie będę miał wakacje, których w tym roku praktycznie nie miałem.

- Polecisz z rodziną?

Tym razem tylko z Justyną, bo dzieci chodzą do szkoły. Ale my potrzebujemy czasu dla siebie. Trzeba pamiętać o tym, co dla nas jest ważne i jak naszym czasem zarządzać. Ja trochę poprzyjmowałem na siebie na kredyt. Miałem bardzo dużo zajęć bo zbieram plon mojej trzeźwości i wróciły do mnie propozycje.

- Już ich nie miałeś, gdy piłeś?

Myślę, że jak ta fama o mnie się rozeszła, to propozycje się skurczyły, bo kto chce pracować z aktorem, który zawala plan, przychodzi nietrzeźwy, albo w ogóle nie dociera? Dla mnie jednak najgorsze było, że przestało mi się podobać to, co robię, nie czerpałem już z tego żadnej przyjemności. Brałem role jak popadnie nie odczuwając radości grania, cały czas byłem zmęczony albo na kacu albo się wstydziłem, że jestem na kacu.

- W „Pokocie” zagrałeś już na trzeźwo?

Tak, już nie piłem i spotkanie z Agnieszką Holland też odbyło się na trzeźwo.

- Ale w „Sercu serduszku” Kolskiego byłeś pod wpływem?

Jeszcze bywałem, mimo to lubię ten film.

Reklama

- Ja też, nawet jak grasz księdza. Jesteś świetnym aktorem. Uprawiasz aktorski płodozmian. Jako Gibon też jesteś znakomity.

Dzięki mojej trzeźwości mogę docenić tę rolę. Bo kiedy się pije, to wszystko się rozmywa - umiejętność wyboru też. Alkohol działa jak rozpuszczalnik, twoja decyzyjność, błysk, poczucie piękna rozmywa się. Dlatego imałem się różnych terapii przez lata, aż trafiłem do doktora Woronowicza. To słynny buldog, który niejednego alkoholika w pysk strzelił. Powiedział: albo chcesz się ratować albo zdychaj na ulicy. Kiedy pierwszy raz do niego trafiłem, ponad dziesięć lat temu, wydał mi się chamski, bo alkoholicy mają poczucie wyższości i niższości w jednej sekundzie. Albo czują się lepsi od innych albo dużo gorsi i tak tym poczuciem winy i wyższości się napełniają. Po dziesięciu latach trafiłem do niego, nie zmuszony zresztą przez nikogo, bo to musi być własna decyzja. Już wydał mi się inny, już był deską ratunkową.

Reklama
Reklama
Reklama