Bartosz Węglarczyk gorzko ocenia prezydenturę Donalda Trumpa. Mocne słowa
Wieloletni korespondent w Waszyngtonie nie ma litości dla ustępującej głowy państwa
- Krystyna Pytlakowska
W środę 20. stycznia odbędzie się uroczyste zaprzysiężenie Joe Bidena na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wszystko wskazuje na to, że zabraknie na nim Donalda Trumpa oraz jego małżonki Melanii. W rozmowie z Krystyną Pytlakowską wieloletni korespondent „Gazety Wyborczej” w Waszyngtonie Bartosz Węglarczyk ocenia kadencję ustępującej głowy państwa oraz przewiduje, jak będą wyglądały rządy jego następcy. Jaką rolę odegra w nich Polska? Czy mamy się czego obawiać?
Krystyna Pytlakowska: Prowadził Pan kiedyś program „Świat według Węglarczyka”. A teraz proszę o opowiedzieć o „Trumpie według Węglarczyka”.
Bartosz Węglarczyk: Trump to pierwszy celebryta, który pokazał, że polityka może być przez celebrytów zdominowana. Ma fantastyczne wyczucie nastrojów społecznych. Pokazywał to na długo przedtem, zanim wszedł do polityki. Najpierw odnosił gigantyczne sukcesy w telewizji, bo czuł, czego chcą ludzie. A nie oznacza to niestety wyższych wartości. Łatwiej wyczuć niższe emocje niż wyższe. Jego program w telewizji był jakby pomostem do wejścia do polityki. Dzisiaj to już wiemy bardzo dobrze. Cynicznie, bezwzględnie, bez własnych emocji przeanalizował sytuację i zrozumiał, że w polityce może osiągnąć to samo, co w telewizji. I tak uczynił.
Złamał wszystkie zasady i standardy polityki, pokazał, że prawda nie ma znaczenia i że trzeba wyborcom pokazać, że jako kandydat na urząd prezydenta wierzy w wyższe wartości. Udowodnił, że kłamstwo się broni, trzeba tylko konsekwentnie je powtarzać. Powiedział wyborcom: „Niczym się nie różnimy, jestem taki jak wy, głupi, niemoralny i oszust”. Przypomnę, że w 2016 roku wszyscy, łącznie ze mną uważali, że Trump nie odniesie zwycięstwa. Także dlatego, że tak gwałtownie zaprzeczał wszystkim zasadom, jakimi się kierowała amerykańska, demokratyczna polityka. Okazało się, że lepiej wyczuwa nastroje społeczne niż wszyscy pozostali i odniósł sukces.
Ale sukces ma swój początek i koniec.
Oczywiście w którymś momencie powinęła mu się noga, a świadczą o tym zwłaszcza ostatnie miesiące kampanii prezydenckiej i atak na Kapitol, który stanie się symbolem załamania pomysłu Trumpa na prezydenturę. Zresztą ten pomysł załamał się już wcześniej z powodu pandemii koronawirusa. Gdyby w 2020 roku jej nie było i gdyby to nie był rok wyborów prezydenckich istniała – moim zdaniem – szansa, że wygrałby druga kadencję.
A przegrał dlatego, że epidemia jak mało który okres w historii pokazała, jak ważna jest umiejętność sprawowania rządów – politycy nie mogą tylko udawać, że dobrze zarządzają krajem, ale naprawdę muszę dobrze tym krajem zarządzać. Epidemia pokazała to w skrajnym stopniu w sytuacji, kiedy walczymy o życie ludzi. Jedynym porównaniem do tego może być tylko wojna. A w stanie wojny politykom nie udaje się oszukiwać, bo tę wojnę przegrywają.
Donald Trump w środę 20. stycznia oficjalnie ustąpi z urzędu prezydenta USA
Ludzi bulwersowało, że minimalizował strach przed zakażeniem, pokazując się chociażby bez maseczki.
Trump odwoływał się do najniższych instynktów i najniższych wartości swoich wyborców, do przekonania, że „rząd jest głupi”, a „naukowcy to idioci, których nie należy słuchać”, a „mądrość ludowa jest zawsze lepsza niż mądrość naukowa”. Jego zdjęcie maseczki, kiedy wrócił ze szpitala, było symboliczne. Robił wiele rzeczy, które pokazywały, że Ameryka jest ponad to wszystko. Wycofał ją chociażby z klimatycznych porozumień paryskich. Joe Biden teraz chce je przywrócić. I prawdopodobnie będzie to jego pierwsza decyzja we środę, kiedy zostanie prezydentem. Dlatego że przekreślenie porozumienia było pierwsza decyzją Trumpa, kiedy objął urząd prezydencki.
Jakie najszkodliwsze kłamstwo Trumpa Pan pamięta?
Amerykańskie media wykazały, że w czasie całej prezydentury Trump skłamał kilkadziesiąt tysięcy razy. Prawdopodobnie jednak jego największym kłamstwem jest to ostatnie, czyli wmawianie Amerykanom, że wyboru prezydenckie zostały oszukane. To wielkie niszczenie demokracji przez podważanie wiary ludzi w najważniejszą podstawę systemu demokratycznego – wolne wybory. Trump przekonał dużą cześć społeczeństwa, że w Ameryce wolnych wyborów nie ma. I to największe przestępstwo, jakiego się dopuścił. Kłamstwo, które wylało się poza Amerykę, to dramat dla nas wszystkich.
Był Pan korespondentem w Waszyngtonie. Czy zetknął się Pan z Donaldem Trumpem osobiście?
Nigdy się z nim nie zetknąłem. Gdy ja byłem w Stanach, on był telewizyjnym celebrytą, a tam nie miałem wielu znajomych.
Zdziwił się Pan, gdy wygrał wybory?
Bardzo. Ale on się też zdziwił. W dniu wyborów w 2016 roku, kiedy już trwało głosowanie, chciał zakładać swoją stację telewizyjną, bo był przekonany, że przegrał. A gdy wygrał, byliśmy wszyscy w ciężkim szoku – przebywałem wtedy w Las Vegas razem z grupą dziennikarzy lokalnych.
A czy jest coś, za co Pan Trumpa szanuje? Przecież nie do końca wszystkie jego decyzje były złe.
Jeżeli za coś mamy cenić Trumpa i jego rządy, to za zwrócenie nam uwagi, jak ważna w polityce jest prawda. Wmawiał wyborcom, że „nikt nie dba o ich interesy i tylko on oczyści to waszyngtońskie bagno”. Jeżeli kiedyś będziemy wspominać prezydenturę Trumpa, to głównie jako czas przypominający ludziom, że prawda w polityce jest absolutnie kluczowa i musimy jako obywatele domagać się jej od polityków przede wszystkim. Bez prawdy nie ma odpowiedzialności.
Przewidywał Pan, że Trump teraz przegra?
Nie. Mówiłem tylko, że bardzo trudno to przewidzieć. Bardzo się myliłem przy poprzednich wyborach, bo wyborcy Trumpa ukrywali się w sondażach. Teraz działo się podobnie. Dlatego chociaż sondaże pokazywały, że Joe Biden idzie do góry, a Donald Trump w dół, zakładałem możliwość, że wyborcy Trumpa jeszcze się nie ujawnili. Trump miał rację mówiąc, że zabrakło mu kilkudziesięciu tysięcy głosów, żeby zostać prezydentem. Wystarczyłoby, gdyby te głosy ułożyły się inaczej w trzech stanach, nawet przy dużej różnicy w liczbie głosujących na Bidena w całym kraju. Nie ma takiego drugiego systemu wyborczego jak w Ameryce. Wystarczy powiedzieć, że w Georgii zabrakło Trumpowi jedenastu tysięcy głosów, podobnie w Pensylwanii i Wisconsin. A to nie jest wielka różnica. Dlatego Trump jest taki wściekły.
Joe Biden w środę 20. stycznia 2021 roku zostanie zaprzysiężony na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Wiceprezydentką (pierwszą w historii USA) będzie Kamala Harris
Jak teraz to wszystko się potoczy? Z impeachmentu właściwie zrezygnowano.
Impeachment odbył się w Izbie Reprezentantów, zatem ten proces się zaczął, ale prawdopodobnie nie dojdzie do Senatu.
A gdyby pozbawiono Donalda Trumpa wszelkich praw byłego prezydenta, wytoczyłby wojnę?
Nie sądzę, bo już wielu jego współpracowników obraca się przeciwko niemu. Wiedzą, że od środy muszą szukać nowej pracy. Potęga Trumpa rozsypała się w ciągu kilkudziesięciu godzin po ataku na Kapitol. A co dalej? Uważam, że Trump ma świetlaną przyszłość przed sobą. Będzie robił olbrzymie interesy w telewizji amerykańskiej. Będzie miał albo własną stację, albo kilka programów w innej dużej telewizji. Jestem też przekonany, że przez te cztery lata prezydentury rozbudował swoje imperium biznesowe. Dopiero przyszłość pokaże, jak bardzo i w jakich różnych miejscach świata. Myślę, że jest teraz dużo bogatszy niż kilka lat temu.
Ale czy to jest teraz najważniejsze, przecież dla niego tylko władza się liczyła.
To prawda, poniósł gigantyczną porażkę i ciężko będzie mu się z niej podnieść, choć pewnie za cztery lata znowu wystartuje na prezydenta, ale wtedy już sukcesu nie odniesie. Bo Ameryka znajdzie się w innym miejscu. Natomiast odniesie sukces jako biznesmen i będzie się chwalił, jakim jest bogatym człowiekiem. Bez przerwy będziemy słuchać o nowych wieżach Trampa, powstających w nowych miastach.
A jak Pana zdaniem ułożą się stosunki Polski a Ameryką?
Gorzej niż tego chcą nasi rządzący i lepiej niż tego chce nasza opozycja. Joe Biden teraz nie zakaże wydawać Polakom pieniędzy w Stanach Zjednoczonych. Skoro chcemy kupować za miliardy dolarów amerykańskie uzbrojenie, to Biden na to pozwoli. Wszelkie zakupy polskie, które przedstawimy jako sukces, będą po prostu tylko zakupami. Natomiast już nie będzie tak wspaniałych wizyt polskiego prezydenta w Białym Domu i nie będzie przemówień prezydenta USA na Placu Krasińskich w Warszawie.
Jak na losach świata odbije się zmiana prezydenta w Ameryce?
Tego nie wiemy. Trump tak bardzo wywrócił porządek świata i tak wiele rzeczy zmienił, że nawet tego wszystkiego nie pamiętamy. Na pewno był pierwszym prezydentem USA, który pojechał do Korei Północnej. Wcześniej to było niewyobrażalne z punktu widzenia geopolityki. Nie wiemy, co się stanie na świecie. Tak naprawdę przez pierwsze dwa lata rządów Bidena zyskamy wiedzę jak wiele się zmieni, bo wróci normalność w relacjach Ameryki z innymi krajami. Zobaczymy, jak wiele Trump zniszczył i jakie tak naprawdę będą tego skutki.
Jest Pan optymistą?
Jestem optymistą o tyle, że moim zdaniem świat bardzo potrzebuje Ameryki jako - mówiąc słowami Ronalda Regana- „światła na wzgórzu”. Nie mówię, że Ameryka nie będzie popełniać błędów, każdy kraj je popełnia. Jednocześnie jednak mam przekonanie, że za tymi błędami będą stały dobre intencje.
Rozmawiała KRYSTYNA PYTLAKOWSKA
Donald Trump 20. stycznia zakończy swoją czteroletnią kadencję jako prezydent USA:
Jego następcą zostanie Joe Biden, kandydat Demokratów. Będzie 46. prezydentem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej: