Pochodzi z Parczewa, ubierał największe światowe gwiazdy. Jak dziś wygląda życie Arkadiusa?
Przypominamy szczerą rozmowę VIVY! z Arkadiuszem Weremczukiem
- Redakcja VIVA!
Niegdyś jedno z najgłośniejszych nazwisk świata mody. Arkadiusz Weremczuk, znany pod pseudonimem artystycznym Arkadius, 20 lat temu ubierał światowe gwiazdy show-biznesu. Ukończył jedną z najbardziej prestiżowych szkół mody na świecie - Central Saint Martins College of Arts and Design w Londynie. Odbył staż w domu mody Alexandra McQueena. Został laureatem wielu prestiżowych brytyjskich nagród. Jego kariera szybko nabierała tempa, jednak niestety równie szybko zaczęła zwalniać. Arkadius zniknął z blasku fleszy około 15 lat temu. Jak dzisiaj wygląda jego życie?
Czytaj także: Gwiazdy na ponownym otwarciu butiku Łukasza Jemioła
Arkadius: eskcentryczny projektant mody z Parczewa
Urodził się 5 lipca 1969 roku w Lublinie. Wychowywał się w oddalonym o około 60 kilometrów Parczewie. O Arkadiuszu Weremczuku, a właściwie Arkadiusie, świat usłyszał 21 lat temu, kiedy kilka miesięcy po obronie dyplomu zaproszono go na London Fashion Week. Ta premierowa kolekcja przełamała wszelkie tabu i pokazała, że prowokacja to główny element jego twórczości. Publika była rozdarta, bo z jednej strony Arkadius zaprezentował krawiectwo na wysokim poziomie, ale z drugiej strony dotknął bardzo delikatnych kwestii takich jak Biblia i inne motywy religijne. Co ciekawe na wybiegu pojawiła się wówczas Magdalena Mielcarz przebrana za Matkę Boską, a na koniec sam projektant półnagi odgrywał scenki nawiązujące do ukrzyżowania Jezusa.
W mediach na całym świecie pisano o jego wybitnym talencie, a kreacje projektanta nosiły największe gwiazdy, takie jak: Christina Aguilera, Alicia Keys, Björk, Janet Jackson, Mary J. Blige czy też Pink. Choć na początku wizjoner znany był głównie w Londynie, w późniejszym okresie Laura Budzyk namówiła go, aby pokazał się także w Polsce. I tak w 2000 roku Arkadius po raz pierwszy zaprezentował swoją kolekcję w ojczyźnie, która inspirowana była folklorem, a na wybiegu pojawiła się Joanna Horodyńska. Projektant zachęcony sukcesem swojego pierwszego pokazu postanowił realizować kolejne, dzięki czemu stał się jedną z największych gwiazd polskiego show-biznesu i mody, która wówczas raczkowała na naszym rynku.
Niestety, z czasem fascynacja ekscentrycznym stylem projektanta minęła. Butik, który otworzył w 2003 roku przy ulicy Mokotowskiej w Warszawie splajtował. W 2006 roku porzucił modę, zamiast której zajął się projektowaniem wnętrz oraz architekturą. Nikt wówczas nie spodziewał się, że projektant mody wznowi swoją działalność.
Czytaj także: Nie żyje mąż Toma Forda, Richard Buckley. Przypominamy, kim był
Arkadius: wielki powrót
Arkadius powrócił w 2015 roku z projektem P- iFashion, czyli "Politically Incorrect Fashion". Jest to marka modowa, dyrektor kreatywny słynie z tego, że polityczną poprawnością nie przejmuje się zupełnie. Uwielbia łamać zasady. Tym razem przekroczył kolejną granicę - w ramach protestu przeciwko nadprodukcji w przemyśle mody stworzył kolekcję bez ubrań o wymownym tytule "INVISIBLE COLLECTION/INVISIBLE CONCEPTION". Zdjęcia nagich modelek to protest przeciwko chciwości korporacyjnych szefów, masowej produkcji po kosztach, braku poszanowania dla robotników i projektantów.
Artysta, który w 2006 roku przerwał karierę projektanta by wyciszyć się w brazylijskim Salvadorze zarzekał się, że do mody nie wróci i właściwie można uznać, że dotrzymał słowa. Jego "niewidzialna kolekcja" to bardziej polityczny manifest, niż moda w tradycyjnym rozumieniu. To ucieleśnienie motta, które P-iFashion podaje na stronie internetowej: "Gdzie sztuka spotyka się z modą". Przy czym to drugie zostało okrojone do absolutnego minimum.
Arkadiusa fascynują kwestie fundamentalne - życia i śmierci. Na wybiegu pokazał już poród (w trakcie London Fashion Week w 2000 roku), a w styczniu 2015 roku zszokował fanów publikując nekrolog samego siebie. Okazało się jednak, że chodziło tylko o jego publiczną personę - markę Arkadius. Arkadiusz Weremczuk odrodził się jako the Artist Formerly Known as Arkadius (artysta wcześniej znany jako Arkadius - przyp. red.) twórca P-iFashion.
Czytaj także: Szokujące wyznanie byłej modelki Victoria’s Secret. Ujawnia mroczne sekrety świata mody
Arkadius: życie z dala od błysków fleszy
Do całkowitej zmiany stylu życia zainspirowały Arkadiusa podróże. "Wiedziałem, że nie chcę już mieszkać w Anglii, nie chcę projektować, bywać", powiedział w rozmowie dla Wysokich Obcasów.
Gdy trafił na atrakcyjną ofertę kupna ziemi w Tajlandii, nie wahał się ani chwili. Szybko wyprowadził się z Londynu i rozpoczął budowę domu w egzotycznym kraju. Przez kilka lat cieszył się życiem na zupełnie innych zasadach. Obecnie jego dom pełni funkcję pensjonatu, a zarobione pieniądze z wynajmu artysta może przeznaczać na utrzymanie się w Brazylii i rozwój swoich pasji.
"Budzę się bardzo wcześnie. Robię sobie koktajl z owoców, odpisuję na maile. Potem jadę na rynek, robię zakupy, idę na plażę pod domem, żeby popływać, załatwiam sprawy związane z mieszkaniami, spotykam się ze znajomymi. Dużo też podróżuję, stopniowo poznaję Brazylię", docenia uroki życia z dala od mediów były już projektant.
Jak sam przyznaje, życie na pokaz było dla niej zbyt męczące. Obecnie prowadzi zupełnie inny styl życia, który sobie nad wyraz ceni. "Zamiast cieszyć się, że ma się ręce, nogi, oczy, zdrowie, ludzie koncentrują się na tym, kogo ocenić, kogo docenić, jak ich oceniają i czy doceniają. Szkoda życia. (...) Jestem po prostu człowiekiem i ludzie oceniają tylko, czy jestem w porządku, czy skur***l", szczerze wyznaje Arkadius, którego głównym zajęciem jest teraz pielęgnowanie roślin i sadzenie drzewek.
Czytaj także: Kobieta kameleon, która zna swoją wartość. Niezwykła historia Lindy Evangelisty
Arkadius: wywiad dla VIVY!
W wywiadzie z 2002 roku Arkadius rozmawiał z Piotrem Najsztubem m.in. o temacie, który dla wielu jest tematem tabu - śmierci. Wyznał, że chciałby być skremowany, a żeby jego prochy rozsypane były po łąkach w rodzinnym Parczewie. Czy to ta rozmowa zainspirowała go do upozorowania własnej śmierci? Przypominamy wywiad, w którym projektant opowiada o tym, kto chciał go zamordować, czy jest religijny, i jak ubrałby papieża.
Robi Pan światową karierę. Coś Pana miłego ostatnio spotkało?
Kilka dni temu dostałem e-mail od mojej agencji w Nowym Jorku, że Alicia Keys spośród wielu projektantów mody wybrała mnie na swój koncert w Madison Square Garden założyła żakiet z ręcznie wyszywanym symbolem religijnym na plecach. Ale na razie największe sukcesy odnoszę w Wielkiej Brytanii. W ostatnim katalogu London Fashion Week (tydzień londyńskich pokazów mody – przyp. red.) napisali, że jestem obecnie najbardziej dramatycznym, głównym projektantem w tym kraju. Teraz bilet na mój pokaz będzie najtrudniejszym biletem do zdobycia w całym sezonie. Wydaje mi się, że jeżeli ludzie płaciliby za wejście na moje pokazy, byłbym już bardzo bogatym człowiekiem. W ciągu ostatnich dwóch i pół roku miałem aż 20 pokazów na całym świecie. Zazwyczaj robię rzeczy, które „zabawiają”, to jest jak wyjście do teatru. Bywalcy pokazów są naprawdę zepsuci, wielu z nich, szczególnie dziennikarzy mody, chodzi na 250–300 pokazów w sezonie. Pod koniec każdego sezonu nic nie pamiętają, tylko najbardziej dramatyczne pokazy.
Czy to nie jest ograniczenie, że pokazy muszą być maksymalnie dramatyczne, by zostały zapamiętane?
Trzeba krzyczeć, a ktoś mógłby chcieć zanucić... Musimy, muszę krzyczeć. To rzeczywiście ogranicza.
Ostatnio krzyczał Pan o tabu religijnym, pokazał Pan kolekcję inspirowaną wizerunkami Matki Boskiej, Chrystusa. Czy widzi Pan jeszcze jakieś tabu, które chciałby naruszyć?
To niekończąca się lista. Chociaż nie mam jeszcze pomysłu na następny pokaz, na wrzesień. Postanowiłem trochę odpocząć, wyciszyć się. Już Arkadius wyciszony to dla wielu w branży duży szok.
W Pana życiu osobistym są jakieś tabu?
Żadnych.
Żyje Pan w kompletnie wyzwolonym świecie?
Absolutnie.
We współczesnym świecie śmierć jest tabu. A dla Pana?
Śmierci się nie boję. Bardzo dużo podróżuję samolotem i wiem, że wtedy jest groźba śmierci, ale się na to uodporniłem. Wierzę w przeznaczenie: jeżeli moim przeznaczeniem jest zginąć w przyszłym roku, to trudno, ale równie dobrze mogę zginąć za 30 lat czy za 70.
To tylko statystyczna świadomość. Czy Pan się kiedyś otarł o śmierć?
Kiedyś w Warszawie ścigało mnie kilku młodych ludzi i krzyczeli: „Zabić skina!”
Uciekł im Pan?
Uciekłem. W Londynie raz się otarłem o śmierć.
W podobnych okolicznościach?
Nie, trochę innych. Ktoś chciał mnie zamordować.
Dlaczego?
Był bardzo zazdrosny o mój talent. Jakkolwiek by to nie brzmiało, to mówię poważnie. To było na studiach.
Jak konkretnie chciał Pana zabić? Trucizna, pistolet?
Nie. Chciał mnie udusić. Nie chcę o tym więcej mówić. Przeżyłem i mam nadzieję, że jemu już przeszło.
Kiedyś przeznaczenie Pana dopadnie. Znamy ze sklepów tak zwaną odzież pogrzebową – pośledniego gatunku i niewyszukaną w formie. Myślał Pan o stroju dla siebie na taką okazję?
Może to pytanie powinno być moją inspiracją na następną kolekcję? Jeszcze o tym nie myślałem. Szczerze mówiąc dlatego, że ciała umarłe i krew w ogóle bardzo niekorzystnie na mnie działają. Jeżeli czasami się skaleczę, to po prostu mdleję, nie mogę tego znieść.
Nieboszczycy nie krwawią.
Chciałbym być spalony i moje prochy powinny być rozsypane na łąkach w Polsce, tam gdzie się wychowałem – u babci. To najbardziej romantyczne i piękne tereny, jakie w życiu widziałem.
Wróćmy do mody dla zmarłych. Jaka powinna być?
To zależy od fetysza, od tego, co człowiek lubi. Znałem człowieka w Londynie, który powiedział, że jak umrze, to chce być pochowany w garniturze z gumy. Uwielbiał gumowe ubrania. Jeżeli ktoś kocha jedwab, to powinien być pochowany w pięknym garniturze z jedwabiu.
Jaki materiał najlepiej odpowiada majestatowi śmierci?
Ogień. Ciała nie powinny zjadać robaki. To nieprzyjemne.
Czy można ubrać się w ogień?
Można zrobić nadruk ognia na jedwabiu. Nie da się ubrać w ogień.
Musi Pan być projektantem-biznesmenem. Biznesmeni czasami bankrutują. Czy myśli Pan, że przetrwałby taką porażkę?
To byłaby dla mnie największa próba, czy naprawdę kocham to, co robię.
Nie popełniłby Pan samobójstwa?
Na pewno nie z takiego powodu.
A co mogłoby Pana pchnąć ku samobójstwu?
Gdyby ktoś miał nade mną władzę i zmuszał do morderstwa. Wolałbym sam popełnić samobójstwo, niż komuś innemu odebrać życie.
Teraz jest Pan szczęśliwy, wypełniony sukcesem. Jeszcze kilka lat temu w Polsce nie było Panu tak różowo. Co Pan z tego pamięta?
Chwilami byłem bardzo nieszczęśliwym człowiekiem.
Uciekał Pan przed smutkiem w alkohol?
Byłem studentem w Polsce, mieszkałem w akademiku, więc jedyną dostępną rozrywką był alkohol z „mety”, od pani Broni. To były takie czasy jeszcze i praktycznie moja jedyna rozrywka.
W akademiku był Pan dziwadłem?
Zawsze byłem dziwadłem. Nietuzinkowo się zachowywałem, nietuzinkowo się ubierałem i automatycznie dla normalnego człowieka z ulicy byłem dziwnym stworem. Nigdy nie zapomnę, jak spotykałem w Krakowie na imprezach nieznanych mi ludzi, przedstawiałem im się, a oni: „My ciebie znamy!” „Skąd mnie znacie?” „Każdy w Krakowie cię zna”.
Był Pan krakowską osobliwością?
Dziwi się pan? W 1991 roku chodziłem w spodniach z jedną nogawką krótką, a drugą długą. Ta krótka nie zasłaniała mi półdupka.
A jakim był Pan dzieckiem?
Bardzo cichym i spokojnym. Siedziałem zawsze w kącie i rozwiązywałem i zawiązywałem sznurowadła od butów. Byłem raczej zamknięty w sobie, nieszczęśliwy – nie lubiłem szkoły. Uważałem szkołę za instytucję niekreatywną, ograniczającą. W liceum chodziłem do klasy matematyczno-fizycznej, a wiadomo, że nie mam ścisłego umysłu, więc cierpiałem podwójnie.
Czy w Pana dzieciństwie był ktoś, człowiek lub instytucja, kto stanowił dla Pana oparcie inne niż rodzice?
W podstawówce byłem modelarzem. To była moja pasja, robiłem modele pływające i latające. Był pan, który prowadził modelarnie. Wtedy większość czasu spędzałem z nim. Praktycznie ten pan był dla mnie prawie ojcem.
Jaki on był?
Bardzo dokładny, sumienny, ciężko pracujący, solidny. Jest, bo przecież żyje, fantastycznym człowiekiem. Myśmy spędzali razem większość naszego życia. Podróżowaliśmy razem na mistrzostwa Polski, na różne zawody. Rozmawialiśmy nie tylko o modelarstwie, o wszystkim.
Miał Pan sukcesy modelarskie?
Zdobyłem brązowy medal na Mistrzostwach Polski Modeli Pływających.
Zagląda Pan czasem do sklepów modelarskich?
Kocham modele, a koło mojego butiku mam sklep modelarski, więc czasami tam chodzę. Niestety, nie mam czasu budować modeli.
Czy w świecie, w którym Pan żyje, jakieś znaczenie ma Pańska narodowość?
Jeżeli bym był Anglikiem, to kochałby mnie brytyjski „Vogue”, pchaliby mnie na cały świat. Ale nie jestem, więc muszę sobie sam radzić.
W tym zawodzie, środowisku chyba wszyscy jesteście kosmopolitami, a nie patriotami swoich krajów?
Zawsze staram się podkreślać, w każdym wywiadzie, wystąpieniu, że jestem brytyjskim projektantem, ale Polakiem. Tutejsza prasa pisze o mnie: „oryginalny z Polski, brytyjski człowiek”.
Czuje Pan jakieś wzruszenie, słysząc polski hymn?
Już tak dawno go nie słyszałem, że nie wiem, czy bym się wzruszył.
Pana kolekcja, nazwijmy ją „religijną”, była mocno w Polsce komentowana. Pojawiło się wiele głosów oburzenia. Przy okazji używano argumentu o niemoralnym prowadzeniu się środowiska mody. Czy prowadzicie rozwiązłe życie?
Co pan ma na myśli, mówiąc o rozwiązłości?
Niestałość uczuć, raczej łóżkową.
Wiadomo, że w tym biznesie ludzie są bardziej otwarci i wiadomo, że jak się spotyka drugiego człowieka, to nikt nie mówi od razu: „Będę z tobą do końca życia”.
Pan jest kochliwy?
Bardzo.
Zaczął się Pan kochać w podstawówce?
W liceum, zakochałem się trzy razy. Nieszczęśliwie.
Posunął się Pan do wyznania miłosnego?
Nie posunąłem się. Wydaje mi się, że w życiu czyny są bardziej wiarygodnym dowodem miłości niż słowa.
Nieodwzajemniona miłość była nieszczęściem?
W tamtym momencie tak.
Ryczał Pan?
W samotności. Nie jestem z tych, którzy płaczą publicznie.
Na studiach jakaś miłość została odwzajemniona?
Tak.
Nie przetrwała wyjazdu do Londynu?
Nie miała szans.
Teraz Pan kocha z wzajemnością?
Tak.
To kobieta czy mężczyzna?
A co to za różnica? Wszystkich pan pyta się, czy są lesbijkami albo gejami?
To mnie interesuje, bo ja akurat – tak się złożyło – jestem heteroseksualny i nie wiem, czym jest miłość homoseksualna, czym się od mojej różni. Dlatego pytam o te różnice.
Mam zupełnie inne spojrzenie na seksualność. Poza tym seksualność jest zmienna. Płeć nie jest dla mnie wyznacznikiem wartości i atrakcyjności człowieka. Mogę kochać i kobiety, i mężczyzn – zależy od ich charakteru, od tego, jacy są.
Za co kocha się mężczyzn, a za co kobiety? Inna tajemnica tkwi w kobiecie, a inna w mężczyźnie?
Nie zgadzam się z tym. W dzisiejszych czasach nie ma już podziału na osobowość męską i kobiecość. Coco Chanel zapoczątkowała uniformizację strojów i zaciera się tożsamość płci.
To dobrze?
Tak. To, że jesteśmy ludźmi, jest najważniejsze. Na przykład tradycyjne polskie wychowanie polegające na tym, że „mężczyzna nigdy nie płacze” to wielka bzdura. Jeżeli człowiek chce płakać, to ma do tego prawo i nikt nie może tego hamować normą społeczną.
Pan jest w tej chwili człowiekiem bogatym?
Wydaje mi się, że jestem człowiekiem bardzo bogatym, jeżeli chodzi o doświadczenie życiowe. Jeżeli ma pan na myśli finanse, to jeszcze nie uważam się za człowieka bogatego.
A kto to jest człowiek bogaty?
Każdy, kto ma powyżej 100 milionów dolarów.
To jednak sporo. Panu daleko do tego?
Jeszcze troszeczkę mi brakuje.
Ile lat?
Podejrzewam, że jakieś trzy, może cztery lata.
Jest Pan typem sknery czy rozrzutnika?
Jestem pośrodku. Sknerą nie jestem, „pieniądze mnie się nie trzymają”, to co mam, od razu wydaję. Ale staram się uważać, na co wydaję. Muszę inwestować w siebie i swoje projekty.
Pochodzi Pan z Parczewa, małego miasteczka na południu Polski. Nie ma Pan dziś wrażenia, że to jakaś obca kraina, daleka jak sen?
Na pewno tak. Szczególnie jak zobaczyłem ostatnio w „Polityce” zdjęcia stamtąd. Zapomniałem już, jak tam jest, bo żyję w innym świecie. Cieszę się, że tam nie mieszkam.
Co Pan myślał, oglądając te zdjęcia?
Że życie jest tak naprawdę bajką. Wcześniej jakby nie dochodziło do mnie, że tak daleko jestem od tego wszystkiego.
Nie zmroziła Pana myśl, że mógłby tam teraz żyć?
Nie. Dlatego, że nawet gdybym zbankrutował i nie miał pomysłu na życie, to na pewno bym tam nie zamieszkał.
A wyobraża Pan sobie, że nigdy się stamtąd nie wyrwał?
Takiej sytuacji sobie absolutnie nie wyobrażam.
Żyje Pan w bajce, więc chyba rzadko widzi swoją rodzinę.
Bardzo rzadko.
Czy nie ma Pan wrażenia, że oni się oddalają, że stają się dalecy, prawie obcy?
Dokładnie tak się czuję. To jest smutne, bo moi rodzice, rodzeństwo bardzo mnie kochają i ja ich kocham na swój sposób. Ale po prostu moje życie jest tak napięte, że czasami nie pokazuję tej mojej miłości, to jakby taki mechanizm obronny. Człowiek zawsze na początku dba o siebie, ma odruch egoistyczny. Dopiero potem myśli o innych. Dzwonię do rodziców dwa razy w miesiącu, ale mama uważa, że to jest za mało.
Może się zdarzyć, że w końcu staniecie się sobie całkowicie obcy przez te dwa światy, w których żyjecie?
Moi rodzice absolutnie nie rozumieją tego, co robię, mimo że się bardzo starają. Nie rozumieją mojego życia. Ale jak mają rozumieć, skoro nigdy nie byli w takiej sytuacji, nigdy nie robili tego, co ja robię. Więc nie oczekuję zrozumienia. Oddalamy się od siebie.
Czy Pan jest katolikiem?
Nie, ale jestem osobą wierzącą. Wierzę w Boga, ale nie w żadną religię.
W jakiego Boga Pan wierzy?
W Boga, który jest perfekcją, w Boga, który jest miłością.
Można być równocześnie perfekcją i miłością? Miłość jest egzaltacją na skraju szaleństwa.
Miłość jest perfekcją ducha.
To co Pana spotka po śmierci?
Śmierć ludzi dobrych to będzie wiecznie trwający, przyjemny sen, a śmierć ludzi złych będzie sennym koszmarem.
Jako dziecko modlił się Pan do Matki Boskiej?
Oczywiście, byłem wychowywany jako katolik. Zawsze się modliłem przed pójściem do łóżeczka.
O co się Pan wtedy modlił?
O szczęście w mojej rodzinie, żeby rodzice nie chorowali, żebym w szkole dwói nie dostał, żeby mnie nie zapytała nauczycielka od matematyki.
Projektując ostatnią kolekcję przypominał Pan sobie tamte dziecięce modlitwy, modlitewnik, święty obraz?
Nie. Nawet jako dziecko nie modliłem się do obrazka. Modliłem się do Boga, rozmawiałem sobie z nim po cichu. Nigdy nie miałem aspiracji, żeby się modlić do kawałka złota czy kawałka drewna.
W finałowej scenie tego pokazu naśladuje Pan sposób ukrzyżowania. Jakie znaczenie ma dla Pana ten symbol?
Wydaje mi się, że to jest symbol tego, co się zawsze dzieje w życiu, działo się i będzie się działo. Symbol człowieka, który umiera za idee.
Chciałby Pan spotkać papieża?
Chciałbym. Pogratulowałbym mu, że jest jednym z niewielu ludzi, którzy mają naprawdę dobre serce i chcą pokoju na ziemi.
A ubrałby go Pan jakoś inaczej?
Ubrałbym, ale wiadomo, że on by się nie zgodził.
W co by go Pan ubrał?
Ubrałbym go w zabawne ciuchy, żeby po prostu słodko wyglądał.
Rozmawiał Piotr Najsztub.