Reklama

Andrzej Seweryn został aktorem, ponieważ wydawało mu się, że dzięki temu można zmienić świat. „Na pewno nie myślałem o pieniądzach i sławie, czego dzisiaj młodzi adepci aktorstwa nie wykluczają. Chcą sławy i wielkich zarobków”, opowiadał Krystynie Pytlakowskiej w rozmowie dla VIVY!. Czy wybitny reżyser i dyrektor Teatru Polskiego w Warszawie myśli o przemijaniu?

Reklama

Andrzej Seweryn o przemijaniu, porażkach i aktorstwie

Jak to się robi, Panie dyrektorze?

To znaczy co?

Jak się czerpie z życia pełnymi garściami mimo upływu czasu?

Myślę, że do tego, by brać garściami z życia – używam tu pani sformułowania – trzeba swego rodzaju naiwności, niedojrzałości. Czerpanie pełnymi garściami z życia oznacza, że czegoś mi brakuje. I że to, co będę brał w garść, ma sens, wzbogaci mnie i przyczyni do mojego rozwoju, że jeszcze się czegoś nauczę.

To nie naiwność, tylko dojrzałość, wiedza, że czegoś się jeszcze nie potrafi.

Naiwność polega też na tym, że to czerpanie po prostu może mi się przydać, może mieć sens. Ja z tego skorzystam.

To doda Panu kolorów, bo się Pan już na przykład nudzi?

Akurat się nie nudzę, ale przyznam, że w naiwności jest wiele elementów dojrzałości i mądrości, jak tego uczy nas historia. To taki melanż, tylko trzeba uważać, żeby za bardzo nie czerpać wszystkiego garściami, bo chyba nie warto. Wiele rzeczy wydaje się już niepotrzebnych, ale kiedy człowiek był młody, myślał, że żyć bez tego nie potrafi. Czerpanie więc z życia ewoluuje. Inaczej się z niego czerpie w wieku 20 lat, a inaczej, mając 70. Z tym że pojęcie naiwności w stosunku do mnie bardzo mi odpowiada, podoba mi się.

[...]

Czytaj też: Andrzej Seweryn o miłości: „Dopiero ta piąta żona okazała się właściwa”

Niemiec

Andrzej Seweryn z dziećmi: Maria Seweryn, Maksymilian Seweryn, Jan Seweryn, Warszawa, 28.08.2011 rok

Bartek Wieczorek/Visual Crafters

To praca Pana szuka. Ale dlatego, że jest Pan wybitnym aktorem i nie zepsuje Pan roli. Oglądałam ostatni film z Panem – „Niebezpieczni dżentelmeni”. Zastanawia mnie, jak Pan trafił do tego filmu.

Po prostu mi tę rolę zaproponowano, uznano, że mogę stanąć u boku Tomka Kota, Marcina Dorocińskiego, Wojtka Mecwaldowskiego. To były pasjonująca przygoda i nowe kino, jakiego jeszcze nie znałem. Był to dla mnie czas radości, bo pracowałem nie tylko ze wspaniałymi, już dojrzałymi aktorami, ale i czerpałem z ich fantastycznej energii.

Czytaj też: Andrzej Seweryn o miłości: „Dopiero ta piąta żona okazała się właściwa”

[...]

Tak? A myślałam, że Pan jest przeczulony na swoim punkcie. Bo każdy aktor jest trochę narcyzem.

Oczywiście, że jesteśmy wrażliwi na nasze słabości i wolimy, żeby nas chwalono, ale tylko idiota wierzy wszystkim, którzy go chwalą. Jest taki świetny tekst Gombrowicza, w którym pisze, że wszyscy kłamią: krytyk kłamie, kochanka kłamie, żona kłamie, wydawca kłamie, przyjaciel kłamie. A odkłamanie kultury to bardzo poważne zadanie. Ale mam na myśli to, że prawda zawsze jest pośrodku i że bardzo zła opinia albo bardzo pochwalna nie są prawdziwe. Zresztą co znaczy prawda w sztuce? Nic nie znaczy. Chodzi o to, żeby ludzie byli szczerzy, to jest najważniejsze. I żeby widz był szczery, a nie żeby mi pochlebiał z jakichś tam powodów. Ale jak jest naprawdę, to diabli wiedzą. Aktor wykonuje pracę, stara się robić to jak najlepiej, a potem żyje swoim życiem. Widz jest dla niego najwyższym sędzią, bo przecież robimy wszystko, żeby to on mógł sądzić.

A Pan, poza widzem, liczy się głównie ze zdaniem Katarzyny?

Tak, bo ona jest szczera.

A z krytyką córki Marysi się Pan liczy?

Oj, bardzo.

A inne dzieci?

Mam jeszcze dwóch synów: Jana i Maksymiliana. Jan jest operatorem filmowym, a Maksymilian aktorem. Obaj mieszkają w Paryżu.

Obaj idą Pana filmową drogą.

Tak, sztuka ich porwała.

Czytaj też: Helena Englert studiowała aktorstwo w Nowym Jorku. Dlaczego wróciła? Co teraz robi?

Niemiec/AKPA

Andrzej Seweryn z synami, Maksymilian Seweryn, Jan Seweryn, Warszawa, 28.08.2011 rok

Bartek Wieczorek/Visual Crafters

A Pana co jeszcze porwie?

Nie wiem. Może nauczę się jakiegoś nowego języka. Włoskiego albo hebrajskiego. A może hiszpańskiego?

A nie jakiegoś innego, śmiesznego?

Język? Nepalski. O, będę się uczył języka nepalskiego. Albo jakiegoś języka ludów Hondurasu.

A jak się Pan go nauczy, to co Pan z nim zrobi?

Może pojadę tam i spędzę resztę życia w Ugandzie.

Myśli Pan o odejściu?

Nie, to żarty przecież. Ale jeśli pyta mnie pani o to, jak radzę sobie z nieuchronnością śmierci, to widzę bliskich mi ludzi, którzy odchodzą, ludzi, którzy nie są mi bliscy, ale rodzili się wtedy, co ja. Wiem, że to mnie czeka i że moje ciało nie będzie tak sprawne jak dziś. Nie mam pojęcia, co stanie się z umysłem, ale to jedyna sprawiedliwość, że wszystkich nas czeka to samo. W każdym razie nie chciałbym być kłopotem dla nikogo. Ufam Bogu i naturze, że do tego nie dopuści. I ufam też mojej żonie Kasi.

Ma Pan dużo planów do zrealizowania.

Zobaczymy. Moje plany dotyczą w tej chwili teatru, a plany filmowe nie zależą ode mnie, bo nie jestem producentem, scenarzystą ani realizatorem. I jeżeli zagrałem wiele głównych ról, to zawsze były to decyzje reżyserów, a nie moje. Zresztą wywiad do prasy to swego rodzaju gra, jak powtarza Peter Brook. Od czasu do czasu mówi się prawdę, ale nie taką jak w konfesjonale.

A ja bywam konfesjonałem.

Szanuję pani ambicje, ale nie tym razem.

No dobrze, to co było dla Pana największą porażką w życiu?

To była poważna porażka – moje przeszłe życie rodzinne. Dzieci mają prawo do pretensji do mnie i nie żądam od nich, żeby o tym zapomniały. Moje żądania dotyczą tylko mnie samego. Staram się wyciągać wnioski z tych porażek, dobrze je przeanalizować i nie uciekać przed własną winą. Aż tak bezlitosny wobec siebie jak ja, to chyba nikt inny nie jest. Może to pani napisać dużymi literami.

Sam się Pan biczuje.

Nie. Następnego dnia wstaję rano i do przodu. Mogę powiedzieć pani, jaki mam dzień pracy. Teraz wywiad, potem sesja zdjęciowa, potem muszę coś zjeść, potem mam następny wywiad, a wieczorem spotkanie z moim wnukiem. Jutro o 8 rano jestem u lekarza, a o 10.30 mam rozmowę z władzami. O 14 jadę do Katowic, gdzie jest premiera „Niebezpiecznych dżentelmenów”, wracam nocą i tak dalej, i tak dalej… A w niedzielę wyjeżdżam do Zabrza, gdzie nagrywane są zdjęcia do dalszego ciągu serialu „Rojst”.

Cały wywiad w nowym numerze VIVY!. Magazyn w punktach sprzedaży w całej Polsce od 26 stycznia

Krzysztof Opaliński
Tomasz Urbanek/East News
Reklama

Andrzej Seweryn, Maria Seweryn, Warszawa, 08.02.2019 rok

Reklama
Reklama
Reklama