„Piłem. Ale się nie uzależniłem!”. Andrzej Piaseczny szczerze o swoich porażkach!
Czy artysta myśli o rzuceniu śpiewania?
Życie Andrzeja Piasecznego nie było usłane różami. Po płycie Sax&Sex i takich przebojach, jak Budzikom śmierć odniósł wielki sukces. Ale dopadały go także porażki. W wywiadzie dla dwutygodnika VIVA! opowiada, co bolało go najbardziej. I jak sobie radzi z porażkami. Alkohol to nie wszystko. Dziś, gdy dojrzał i nagrał płytę 25+, inaczej patrzy na życiowe zawirowania.
Wywiad z Andrzejem Piasecznym
Szedłem na spacer z psami i to było piękne i straszne. Nie miałem nic do roboty. Trwało to z półtora roku.
A porażka? Trud? Co przyniosło te 25 lat?
Zwykle ludzie chcą, żebym na to pytanie odpowiadał Eurowizja, gdzie w futerku udało mi się zająć przedostatnie miejsce. To było przykre, potem długo nie miałem wstępu do telewizji, ale trochę nudzi mnie wspominanie tamtych czasów.
Nie dziwię się. Jak radzisz sobie z porażką?
Kłopot jest z tym, że zawsze przeżywam rozdźwięk między oczekiwaniami, a rzeczywistością. Na najnowszą płytę nagrałem taneczną piosenkę i miałem szczerą wiarę, że za chwilę wszyscy będą ją tańczyć. I kiedy tak się nie stało – odbieram to jako porażkę.
Płaczesz i nie możesz spać, bo ludzie nie tańczą podczas Twojego numeru?
Nie. Ale zdarzyło mi się, że dwa lub trzy razy obudziłem się rano z myślą: „Dlaczego?!” I z poczuciem zawodu i złości. Rozumiem, że jeżeli ktoś to czyta, a myśli o prawdziwych ludzkich porażkach i tragediach, to umrze ze śmiechu. Ale dla twórcy to ważne – czy jego dzieło zostanie zaakceptowane. Niepokój pojawia się zawsze, gdy proponujesz nową rzecz – czy to piosenka, książka czy obraz.
To jak z tymi prawdziwymi porażkami u Ciebie?
Przed Eurowizją wydałem płytę Popers, którą dalej uważam za świetną, ale która była kompletną klapą. Moje bycie artystą stanęło pod znakiem zapytania. Firma, z którą miałem kontrakt nie paliła się do wydawania następnej płyty, a mi bardzo zależało. Zacząłem żyć powtarzalnie, dni zaczęły upodabniać się do siebie. Szedłem na spacer z psami i to było piękne i straszne. Nie miałem nic do roboty. Trwało to z półtora roku.
I co?
Piłem. Ale szczęśliwe nie uzależniłem się. Moment wyzwolenia przyszedł, kiedy uświadomiłem sobie, że świat nie zawali się, gdy przestanę być artystą. Pomyślałem, że przecież będę żył dalej.
Mógłbyś być nauczycielem śpiewu?
Nie mam cierpliwości.
A co byś robił, gdybyś nie występował?
Mam duży ogród, cały hektar. I brak mi już w nim miejsca. Uwielbiam go projektować, uprawiać, sadzić, wycinać. Jestem przy ziemi. Więc się nie boję, że mi się noga powinie, ziemia zawsze mnie wykarmi.
Więcej o życiu Andrzeja Piasecznego i o tym, dlaczego zazdrości siostrze ślubu przeczytasz w najnowszym dwutygodniku VIVA!