Reklama

Wszyscy znają Mleczkę, wiedzą, że to utalentowany, bosko przystojny mężczyzna sukcesu. Autor ponad 20 tysięcy rysunków i ilustracji. Wydał ponad 50 albumów i książek. Słynny polski rysownik i satyryk. Od czasu gdy zadebiutował na łamach tygodnika „Student”, rysunek satyryczny tworzy do dziś. Zajmuje się scenografią, rysunkiem reklamowym i plakatem. „Przez lata żyłem cichą nadzieją, że w moim wieku będę mógł odpocząć, no ale chcieliśmy kapitalizmu, to mamy. Na szczęście cały czas bardzo lubię to, co robię”, mówił. Na co dzień tworzy małe dzieła sztuki, a jaki jest prywatnie? Przypominamy niezwykłą rozmowę z Andrzejem Mleczką i jego córką Ewą. Ojciec i córka rozprawiają o wielkich sprawach i na zabój kłócą się o drobiazgi. O tym, jak żyje się u boku sławnego taty, o rodzinnych przygodach i pierwszej wspólnej książce opowiedzieli w 2012 roku Lilianie Śnieg-Czaplewskiej.

Reklama

Ewo, jak to jest być córką Andrzeja Mleczki?

Ewa Mleczko: Bardzo ciekawie, bo to specyficzny charakter. Uwielbiam z nim rozmawiać i słuchać, co ma do powiedzenia o życiu, historii czy polityce. Natomiast gorzej idzie nam dogadywanie się w codziennych sprawach. Potrafimy z zapałem rozprawiać o globalnych problemach świata i zaraz potem pokłócić się, bo nie zapłaciłam mandatu za złe parkowanie.

Andrzej Mleczko: Bo uważam, że mandaty i rachunki trzeba płacić w terminie, nie jeździć bez biletu i nie przechodzić na czerwonym świetle.

Koledzy w szkole Ci dokuczali czy zazdrościli takiego taty?

Ewa Mleczko: To były inne czasy. Media w powijakach, nie było kolorowych gazet, a w telewizji dwa kanały. Rysunki taty znali tylko dorośli. W szkole byłam zwykłą koleżanką z zabawnym nazwiskiem. Wtedy w telewizji leciał serial „Arabella”, w którym występowały okropne skrzaty – Blekota i Mlekota, no i mnie oczywiście przezywano „Mlekota”.
Andrzej Mleczko: Czego zupełnie nie rozumiem, bo Ewa dużo bardziej przypominała Blekotę (śmiech).

Pamiętam Ciebie sprzed lat jako słodką, dobrze ułożoną nastolatkę, nieprzysparzającą rodzicom kłopotów.

Ewa Mleczko: Ja i brak kłopotów? Dobre, dobre! Tej wersji się trzymajmy.
Andrzej Mleczko: Na szczęście mamy identyczne poczucie humoru, a to rozładowuje napięcia. Jednak czasem trudno nam znaleźć wspólny język, bo Ewa uważa, że szklanka jest do połowy pełna, a ja, że od połowy pusta. Stara się zarazić mnie optymizmem. Na razie bezskutecznie.

– Ma rację, nie ma powodów do zmartwienia. Wszyscy znają Mleczkę, wiedzą, że to utalentowany, bosko przystojny mężczyzna sukcesu. Zanim się ustatkował, żeniąc się po raz drugi, miał niesamowite powodzenie u kobiet.

Andrzej Mleczko: Pierwsze słyszę.
Ewa Mleczko: Tak jest! Prawda, sama prawda! Czysta słodycz, uroczy, też prawda.

Tata miał wpływ na Twoje decyzje życiowe?

Ewa Mleczko: Raczej nie. Podejmowałam je sama, po czym mówiłam o nich ojcu.

Nie próbował dyskutować?

Ewa Mleczko: Jasne, że próbował.
Andrzej Mleczko: Co jakiś czas Ewa mówi: „Tato, przypominam ci, że jestem dorosłą kobietą. Mam swoje zdanie i swój rozum. Bardzo cię proszę, nie traktuj mnie jak pięcioletniego dziecka”. Ona nie jest w stanie zrozumieć, że dla mnie zawsze będzie dzieckiem, które powinno pamiętać o założeniu szaliczka.
Ewa Mleczko: Tylko ostatnio to ja ci często przypominam o szaliczku.
Andrzej Mleczko: Mam nadzieję, że to nie są początki Alzheimera…

Ojciec jest dla Ciebie autorytetem?

Ewa Mleczko: Ogromnym.
Andrzej Mleczko: Kłamie. Kłamie jak najęta.

Pamiętasz jakieś jego credo, złotą myśl?

Ewa Mleczko: Pamiętam wiele, ale dwa zapadły mi najbardziej w pamięć. Kiedyś, miałam z 17 lat, prosiłam: „Powiedz mi jakieś motto, którym powinnam się kierować w życiu”. A on na to: „Pamiętaj, inteligencja wymaga kwestionowania wszystkiego, ale kwestionowanie wszystkiego nie wymaga inteligencji”, po czym po chwili zadumy dodał: „Jeżeli zakochałaś się od pierwszego wejrzenia, spokojnie czekaj na drugie”. Osłupiałam, a tata odpłynął w głąb swoich depresyjnych myśli.
Andrzej Mleczko: Przypomnij sobie, dziecko, może jeszcze coś ważnego ci przekazałem? Nic więcej? Wygląda na to, że niewiele cię nauczyłem (śmiech).
Ewa Mleczko: Credo, credo… Rozmów prowadzimy na co dzień mnóstwo, ale prawdę mówiąc, często się na tematy życiowe sprzeczamy. Mamy inne podejście do życia, ja – optymistyczne i akceptujące, pretensjonalnie mówiąc – uduchowione. Czyli że nic nie spotyka nas bez powodu i wszystko dzieje się po coś. Natomiast ojciec ma potrzebę kontrolowania wszystkiego, porządkowania. Mówię mu: „Nie układaj się z życiem, płyń z nurtem”.

Polecamy też: Wybitny plakacista Rafał Olbiński po raz pierwszy wystąpił z córką. Czy odziedziczyła talen

Twój tata często świntuszy w swojej twórczości. Lekcję dorosłości miałaś z głowy. A to: „Obywatelu, nie pieprz bez sensu”, a to rysunek, na którym dwie damy na stołkach barowych rozmawiają: „I lansował ją potem przez dwie godziny”.

Andrzej Mleczko: Tekst był taki: „Odłożył kamerę, kazał się rozebrać i lansował mnie bez przerwy przez dwie godziny”.
Ewa Mleczko: Najczęściej żart erotyczny tkwił w słowach, czego jako dziecko nie rozumiałam. Pytał najwyżej, który obrazek mi się bardziej podoba, ale nie tłumaczył, o co w nich chodzi.

Tata Ci imponuje, jak się wymądrza w telewizji, udaje mistrza wszech dziedzin?

Ewa Mleczko: Podziwiam go za to. Niesamowite, że nigdy nie ma tremy. Ani w auli przed tysiącem studentów, ani w studiu telewizyjnym.
Andrzej Mleczko: Tremę mam, ale przed. Już w dzieciństwie w teatrzyku szkolnym, gdy grałem króla Heroda, denerwowałem się, nim wszedłem na scenę. Jak już wszedłem, to był luz blues.

Ewa nigdy nie była – nawet w czasie młodzieńczych buntów – roszczeniowa, żądająca?

Andrzej Mleczko: Nie, nigdy mnie na nic nie naciągała. To raczej ja byłem tym, który ciągle się dopytywał: „Nie potrzeba ci czegoś?”.
Ewa Mleczko: Nienawidzę zakupów, nie znoszę łażenia po sklepach, bo dla mnie to nuda i marnowanie czasu, koszmar… Zawsze tak było. Ojciec mnie wyganiał: „Kup sobie buty, kup sukienkę”. Kupuję wtedy, kiedy muszę.
Andrzej Mleczko: I to jedyna nasza wspólna cecha charakteru.
Ewa Mleczko: Nieprawda, podobieństw jest mnóstwo. Ale też w wielu rzeczach mamy odmienny pogląd. Na przykład to tata zawsze chciał, żebym miała konkretny zawód, tak jak on…
Andrzej Mleczko: …a ona pomysłów miała co niemiara. Nawet prowadziła dwa puby i nieźle jej szło.
Ewa Mleczko: Co chwila ryzykuję, zmieniam a to pracę, a to sytuację życiową. Uważam, że jest ryzyko, jest zabawa. Ojciec wprost przeciwnie…
Andrzej Mleczko: Nie lubię ryzyka, lubię stabilizację.
Ewa Mleczko: A ja, że to dopiero fun, jak się okoliczności zmieniają i trzeba się do nich dostosować. W liceum byłam kelnerką i roznosiłam ulotki. Na studiach założyłam jedną firmę, potem drugą, prowadziłam audycje na żywo w radiu, pracowałam w telewizji i agencji reklamowej. Potem pisałam scenariusze, znalazłam pracę w Warszawie i dojeżdżałam. Ojciec był załamany tymi ciągłymi zmianami.
Andrzej Mleczko: Ewa ciągle szuka nowych wyzwań.
Ewa Mleczko: Bo ja się szybko nudzę.
Andrzej Mleczko: A ja uwielbiam się nudzić. Nuda to najpiękniejsza rzecz w życiu. Żeby się nic nie działo, nie było żadnych – ani dobrych, ani złych informacji. Moja żona powiedziała, że w poprzednim wcieleniu musiałem być legwanem, waranem czy innym jaszczurem, który wygrzewa się na słońcu w bezruchu. Jak przelatuje mucha, wyrzuca język, zjada, po czym znów zapada w letarg.

Tylko skąd te 53 książki i tysiące rysunków? Tu galeria, tam galeria.

Andrzej Mleczko: Ja nie mówię, że nie jestem pracowity, ja tylko chciałbym mieć święty spokój. Najchętniej dostać duży spadek i żyć z procentów.
Ewa Mleczko: Tata ma ambicję być rentierem (śmiech).
Andrzej Mleczko: I tak od 40 lat, bo w tym roku wypada 40 lat mojej pracy twórczej. Przez lata żyłem cichą nadzieją, że w moim wieku będę mógł odpocząć, no ale chcieliśmy kapitalizmu, to mamy. Na szczęście cały czas bardzo lubię to, co robię.

Ciekawe, jakim byłbyś ojcem, gdyby Ewa się chuliganiła, piercingowała, tatuażowała, zażywała?

Ewa Mleczko: Bardzo wcześnie zaczęłam mieszkać sama, a rodzice zbytnio mnie nie kontrolowali, co – z perspektywy czasu, gdy sama jestem mamą ośmioletniego syna – uważam za dość ryzykowne.
Andrzej Mleczko: Jednego trzeba trzymać krótko, innego nie. Intuicja mówiła mi, że Ewki nie trzeba. „Widocznie taka karma”, jak mawia moja córka.
Ewa Mleczko: Nie mówię, że się mną w ogóle nie interesował, jak już się wyprowadziłam. Sprawdzał od czasu do czasu, czy wszystko w porządku. Nigdy na wywiadówce nie był. Raz w podstawówce przyszedł mnie odebrać, a pan od plastyki powiedział mu, że muszę zostać za karę po lekcjach, bo nie umiem cieniować. Nauczyciel myślał, że ojciec będzie chciał mnie bronić i wda się w jakąś dyskusję, a tata to kompletnie olał i powiedział, że odbierze mnie za godzinę, i zostawił mnie w kozie.

– Dobry tata. Nauczyłaś się cieniować?

Ewa Mleczko: Nie. Nie mam talentu plastycznego. A nawet gdybym miała, to i tak nie próbowałabym się ścigać z ojcem.
Andrzej Mleczko: Raz, gdy chciałem jej w liceum pomóc, wyszła na tym jak Zabłocki na mydle. Ogłoszono konkurs na plakat o tematyce ekologicznej. Dziecko przyszło: „Tata, pomóż”. Siadłem, jak to ja, przyłożyłem się. Zrobiłem dwa plakaty, które mogły spokojnie wziąć udział w biennale w Wenecji. Czekałem w napięciu na werdykt. Po kilku dniach dziecko mówi: „Tato, pierwsze miejsce zajęła Kasia z I b, drugie Józio z II c, natomiast ty zająłeś miejsce trzecie i siedemnaste”. Moja córka rysować nie umiała, ale pisanie przychodziło jej zadziwiająco lekko. Opowiadania, scenariusze, a teraz bajki.

Serial „Cztery poziomo” w reżyserii Konrada Niewolskiego był emitowany w Canal+.

Andrzej Mleczko: Moim zdaniem był zbyt odjechany jak na obowiązujące standardy. Ale mnie się podobał.
Ewa Mleczko: Żeby była jasność, pierwszym nauczycielem pisania był mój tata. W podstawówce zawsze poprawiał moje wypracowania. Uczył mnie wyrazistego, klarownego pisania krótkimi zdaniami.
Andrzej Mleczko: To skrzywienie zawodowe. Bo w mojej twórczości nawet najbardziej skomplikowany problem musi być zawarty w dwóch zdaniach. Ewa Mleczko: Tata stworzył zabawne książki wydane w Iskrach – „Rysunki i aforyzmy”, „Wiersze i rysunki”.

Znamy, znamy: „Jak cię własny pies nie lubi, to cię nikt nie lubi”. „Nie każdy, kto lubi kawior, musi być bogaty”. „Molestowanie brzydkich kobiet powinno być karane łagodniej”. „Nie pożądaj żony bliźniego swego dłużej, niż to jest konieczne”. Albo: „Nie można likwidować kary śmierci, dopóki tak wielu ludzi mówi z pełnymi ustami”.

Ewa Mleczko: Absolutne perełki, uwielbiam je. Tata ma dwa ukryte talenty: pisarza i showmana. Gdyby tylko miał więcej czasu i konsekwentnie notował pomysły…
Andrzej Mleczko: Takich notatek jednozdaniowych mam całe szuflady i boleję nad tym, że z braku czasu ich nie zrealizuję. Zrobiłem kiedyś taki rysunek: sala zamkowa, na ścianach obrazy zwycięskich bitew i innych sytuacji historycznych, jeden król oprowadza drugiego i mówi: „A to są moje czyny, których bym dokonał, gdybym miał więcej czasu”.

Właśnie napisaliście pierwszą wspólną książkę o Smoczku Marianie, czego się po Was nie spodziewano. Skąd pomysł?

Andrzej Mleczko: Przewija się przez galerię mnóstwo ludzi i wiele razy mnie pytano, czy nie mam czegoś dla dzieci.

Zobacz też: Którą piosenkę Seweryna Krajewskiego lubicie najbardziej? Artysta skończył dziś 70 lat

Czegoś miłego, grzecznego, niewinnego, słodkiego, bo tu samo świntuszenie.

Andrzej Mleczko: Poza tym mogłem pokazać liryczną, delikatną i niewinną stronę duszy. Kiedy Ewka wymyśliła Smoczka Mariana z Drakosławic, to pomyślałem, że jest dobra okazja.
Ewa Mleczko: No, nie wszystko poszło tak gładko. Na realizację musiałam czekać dwa lata. Pracował wtedy przy kilku dużych projektach i musiałam po prostu ustawić się w kolejce. Ale kiedy w końcu do tego usiadł, w dwa tygodnie stworzył ponad 40 pięknych kolorowych ilustracji.

Gdzie leżą Drakoniewice?

Ewa Mleczko: Drakosławice. W bardzo ładnej okolicy, gdzie jest zielono, nie ma spalin, a wszyscy jeżdżą na hulajnogach, rowerach oraz deskorolkach.

Upewniam się, czy istnieją naprawdę.

Andrzej Mleczko: Nie, ale smoków też nie ma.

Co Ty powiesz? W Krakowie? Nie siej defetyzmu. Twój Smoczek gaszący swoim płomieniem świeczki na torcie urodzinowym jest…

Andrzej Mleczko: Jak żywy! Jak żywy! Tyle drastycznych rzeczy dzieje się wokół, że należy zrobić wszystko, aby dzieciństwo, które kształtuje i które wspomina się długie lata, było miłe i przyjemne. W książeczce jest ponad 40 rysunków, ale próbnych szkiców zrobiłem kilka razy więcej. Im jestem starszy, tym dłużej dopracowuję każdy rysunek. Chyba moja natura Koziorożca ujawnia się w coraz większym stopniu. Może jest tak, jak powiedział Francis Bacon: „Połowa mojej twórczości polega na przeszkadzaniu sobie w tym, co przychodzi mi z największą łatwością”.

Czyżbyście aż tak rzadko się widywali?

Ewa Mleczko: Teraz częściej, ale to nie jest typowy dziadek, który spędza czas na spacerkach z wnukiem, bo pewnie by go na tym spacerze zgubił.
Andrzej Mleczko: Rzeczywiście zostawianie ze mną dzieci jest trochę ryzykowne. Kiedyś zgubiłem własną córeczkę. Pamiętam, jak wybrałem się zimą na spacer, a kilkumiesięczną Ewę w beciku położyłem na sankach. Ciągnąłem je i zagadałem się z kolegą. Odwracam się – dziecka nie ma. Wypadło z sanek. Pędem rzuciłem się z powrotem. Znalazłem ją w zaspie śnieżnej, już lekko podmarzniętą. Na szczęście udało się ją docucić. Ale mimo rzadkich kontaktów zauważyłem, że mój wnuk ma dla dziadka szacunek. Otóż jego idolem jest Mariusz Pudzianowski. Któregoś dnia Ewa przyniosła mi rysunek Mateusza przedstawiający dziadka, który zwycięża w walce z Pudzianem. Bardzo mnie to dowartościowało.

Reklama

To prawda, że wnuk twierdzi, iż lepiej od Ciebie rysuje?

Ewa Mleczko: Prawda. Bo mój syn, oprócz tego, że jest niezwykle wygadany, jest też bardzo skromny (śmiech).
Andrzej Mleczko: Ma to po mnie.

Reklama
Reklama
Reklama