Reklama

Aleksandra Żebrowska jest spełnioną mamą, żoną, właścicielką marki odzieżowej. Na swoim Instagramie dzieli się z obserwatorkami fragmentami życia prywatnego, a także porusza tematy tabu. ,,Za każdym razem, kiedy dzielę się jakimś obrazkiem z życia codziennego, otrzymuję ogromną ilość wsparcia, w tym memów, od mam, które borykają się z tymi samymi problemami. Kobiety identyfikują się ze mną, ale ja z nimi też", mówi Beacie Nowickiej. Pod każdym postem fanki piszą, że są wdzięczne za jej dowcipne, pełne dystansu „sceny z życia macierzyńskiego”. Niektóre dodają, że ratuje im życie. ,,Nauczyłam się, że warto dzielić się zarówno tym, co się nam podoba, jak i tym, co nie do końca nas zadowala, a potrafi bawić i jednoczyć. Z własnego doświadczenia wiem, że w trudnych chwilach najbardziej pomaga świadomość, że nie tylko ja tak mam, że inne kobiety podobnie się czują. To działa w obie strony", dodaje Aleksandra Żebrowska. Co zdradziła na temat kobiecej solidarności i ciałopozytywności?

Reklama

Przez lata opiekowałaś się młodszymi siostrami. Coś Cię zaskoczyło, kiedy sama zostałaś mamą?

Macierzyństwo kojarzyło mi się z opieką nad dzieckiem: przewijaniem, karmieniem, myciem, usypianiem. To były umiejętności, które miałam w małym palcu i bardzo je lubiłam, bo dzięki nim czułam się dorosła i odpowiedzialna. Byłam przekonana, że jak nikt jestem przygotowana do bycia mamą. Kiedy nią zostałam, odkryłam, że to zupełnie inna jazda. To, czego doświadczyłam, opiekując się siostrami, było ułamkiem tych przeżyć. Z dnia na dzień stałam się inną osobą, zmieniłam się fizycznie, emocjonalnie, hormonalnie i psychicznie. Zaczęłam prowadzić inny tryb życia, miałam nowe troski, radości, przestałam myśleć o sobie. Do tego doszedł lęk o zdrowie dzieci i wątpliwości, czy będę dobrą mamą… To są rzeczy, na które kompletnie nie byłam przygotowana. Zresztą nie da się do nich przygotować, nawet jeśli przeczytasz mnóstwo fachowych książek. Kiedy byłam w ciąży z drugim dzieckiem, wiedziałam, z czym będę się mierzyć. Ale dopóki tego nie doświadczysz, trudno to zrozumieć. Fakt, że moje sutki były większe od twarzy mojego dziecka, spędzał mi sen z powiek tylko po pierwszym porodzie (śmiech).

Patrzysz czasami na swoje ciało z lekkim żalem, że już nie wygląda tak, jak w wieku 22 lat?

Te sutki wracają do normy – to tak na pocieszenie! Ale poważnie, mam wrażenie, że ja teraz zupełnie inaczej patrzę na swoje ciało. Być może gdybym w tym ciele wiodła tamto życie, bardziej by mnie martwiła jego degradacja. Tak nie jest. Nie tylko wiem, ale też czuję, że mój wygląd w żaden sposób mnie nie definiuje. Oczywiście fajnie jest być jędrnym i wysportowanym. Mój mąż teraz ćwiczy cały czas i wygląda lepiej, niż kiedy wychodziłam za niego za mąż (śmiech). Powiedziałam mu zresztą, że to nie jest do końca w porządku, że akurat w momencie, kiedy ja tyję 20 kilo i za parę miesięcy moje całe ciało będzie znowu sflaczałe, on trenuje, a jego brzuch będzie wyglądał jak rzymska rzeźba. Wrzuciłam kiedyś post o cellulicie, rozstępach albo pomarszczonym brzuchu po ciąży i jedna z kobiet zarzuciła mi, że „niby jestem body positive”, a tak naprawdę mieszczę się w kanonach normalności, bo jestem młoda, szczupła i witalna, więc nie powinnam wypowiadać się na ten temat.

Wręcz przeciwnie. Powinnaś.

Dla mnie postawa body positive oznacza zupełnie co innego i nie jest zarezerwowana dla osób, które borykają się z otyłością. Nie chodzi też o to, że nagle mamy kochać cellulit i wbrew sobie mówić, że się sobie podobamy, podczas kiedy po kryjomu marzymy o tym, żeby wyglądać inaczej. Dla mnie postawa body positive oznacza, że przestajemy oceniać siebie przez pryzmat tego, jak wyglądamy, jakie mamy ciało. Ten brak oceny jest dla mnie wyznacznikiem ciałopozytywności. Bo jeśli my tak siebie oceniamy, nie ma mocy, żebyśmy nie oceniały w ten sposób innych. Skoro cierpisz z powodu cellulitu na własnych udach, to kiedy widzisz na ulicy dziewczynę w szortach z cellulitem, założę się, że twoja pierwsza myśl to: Jezu! Jak ona mogła się tak ubrać, skoro ma takie nogi… Ewentualnie bez „Jezu”.

I to jest, niestety, prawda… Długo wierzyłaś w mit solidarności kobiecej?

Nie wiem, czy to jest sprawiedliwe, żeby mówić, że to jest mit. Krzywdzimy dużo kobiet, które tę solidarność i lojalność czują i okazują. Znam wiele kobiet, z którymi sama się solidaryzuję, czuję ich akceptację, wsparcie. Myślę, że to jest indywidualna sprawa, wynikająca z tego, jak zostałyśmy wychowane, jakie mamy doświadczenia. Czasami to jest rzeczywiście okropne, jak kobiety nawzajem się traktują, jak potrafią się krzywdzić… Ale chcę wierzyć, że to nie jest intencjonalne, tylko wynika z problemów, z którymi one same się borykają. To samo dotyczy mężczyzn. Albo potrafisz wspierać i cieszyć się z sukcesów innych, albo nie.

Sprawdź też: Aleksandra Żebrowska: „Nie zawsze muszę mieć rację i znać odpowiedzi na wszystko, żeby być wartościową mamą

Zuza Krajewska

Z wiekiem stałaś się bardziej wyrozumiała?

Na pewno kiedyś miałam większą łatwość oceniania czyjegoś sposobu wychowywania dzieci, zachowania, teraz siłą rzeczy zupełnie inaczej na to wszystko patrzę. Wiem, że czasami dobre chęci nie wystarczają, by zachować się tak, jak byśmy chcieli. Dzieci bardzo w tym pomagają, bo nawet najlepiej zorganizowanym i cierpliwym rodzicom potrafią rozwalić dzień jęczeniem i niezadowoleniem. Wiesz na przykład, jak najlepiej podawać małemu dziecku naleśniki? Zwinięte w rulon, a jednocześnie złożone w trójkąty i koniecznie pokrojone, a jednocześnie, broń Boże, niepokrojone. Coś w tym jest. I postawienie siebie w sytuacji mamy, która na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie, że nie potrafi uspokoić wrzeszczącego dziecka i w końcu siada na ławce w parku z telefonem w ręku, podczas kiedy dziecko krzyczy obok, powoduje, że potrafię ją usprawiedliwić. Bo wiem, jak niesprawiedliwe i krzywdzące mogą być oceny innych. Z wiekiem nauczyłam się jednocześnie nie przejmować tak bardzo tym, co ludzie o mnie myślą i jak mnie oceniają. Czuję się z tym o niebo lepiej i mam nadzieję, że już tak mi zostanie na starość.

Co Twoim zdaniem w Polsce definiuje kobietę?

Mam wrażenie, że często definiuje nas to, jak bardzo jesteśmy zapracowane. Szczycimy się tym, że jesteśmy wykończone: pracą, dziećmi, domem. Przez pryzmat tego często oceniamy siebie nawzajem. Kiedy widzimy kobietę, która jest aktywna zawodowo, odnosi sukcesy, a jednocześnie jest umęczona domem, bo swój czas „wolny” w całości poświęca dzieciom, to pierwszą rzeczą, która przychodzi na myśl, jest: Wow, podziw i szacun. Tymczasem wydaje mi się, że cała sztuka – której ja jeszcze nie pojęłam – polega na zachowaniu równowagi i umiejętności postawienia odpoczynku i zadbania o siebie na równi z innymi obowiązkami. Bez poczucia winy, że odpoczynek, naładowanie energii, która daje nam siłę, kreatywność do rozwoju, działania – to coś, na co nie powinniśmy tak naprawdę mieć czasu. To chyba dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn.

Cała rozmowa w nowym numerze VIVY! Magazyn dostępny w punktach sprzedaży w całej Polsce od 2 czerwca.

Zobacz też: Aleksandra Żebrowska: „Kiedy rozmawia się z dziećmi o dojrzewaniu i seksualności, traktują takie rozmowy jako biologiczne ciekawostki na temat naszej anatomii”

Zuza Krajewska
Reklama

Zuza Krajewska

Reklama
Reklama
Reklama