Miała depresję i wycofała się z show-biznesu. Po latach zdiagnozowano u niej endometriozę. Dzisiaj Patricia Kazadi wierzy, że wszystko, co złe, jest już za nią, i z przytupem wraca do telewizji. Najpierw zachwyciła jako uczestniczka "Twoja Twarz Brzi Znajomo", a już wkróce zadebiutuje jako prowadząca show "Must be te music"! Przypominamy wywiad z artystką, który ukazał się na łamach magazynu VIVA! w grudniu 2022 roku.

Reklama

[Ostatnia publikacja na Viva Historie 10.09.2024 r.]

Wywiad z Patricią Kazadi - VIVA! 24/2022

Przez długi czas nie było Cię w mediach. Skąd wróciłaś, żeby poprowadzić program „Perfect Picture”?

Wróciłam z miejsca, do którego, mam nadzieję, już nigdy nie wrócę.

Zachorowałaś.

Zobacz także

Okazało się, że na endometriozę chorowałam od 15 lat. Niestety o tym, że na nią choruję, wiem dopiero od trzech. Przez te lata nie miałam szczęścia trafić w ręce lekarza, który postawiłby właściwą diagnozę. Długo się męczyłam i wiem, że nie jestem w tym osamotniona. Czy wiesz, że na prawidłową diagnozę endometriozy kobiety w Polsce czekają średnio nawet do siedmiu lat? To musi się zmienić! Oprócz tego w moim życiu wydarzyło się dużo złego. Nie mam łatwej historii, mimo że na zewnątrz wszystko mogło wyglądać inaczej. Musiałam zrobić przerwę i po prostu pobyć, pożyć i zadbać o siebie. Niestety to wiązało się też z tym, że musiałam odciąć się również od rzeczy, które kochałam robić. Nie myślałam, że jeszcze kiedykolwiek odzyskam ten „power”, który miałam, i radość z tego, co robię. Mimo że przerwa trwała dużo dłużej, niż początkowo planowałam, wiem, że wtedy podjęłam właściwą decyzję. Znów zaczynam żyć na takich obrotach, jak kiedyś. Mam pełno pomysłów i pasji. Blisko mi do tej dziewczyny, jaką byłam kiedyś.

Zanim w Twoim życiu wydarzyło się dużo złych rzeczy?

Paradoksalnie wszystko, co złe, zaczęło się w momencie, kiedy nareszcie spełniałam swoje największe marzenia. Prowadziłam programy w prime time w Polsce i w USA, grałam w filmach, serialach, podróżowałam po świecie. Długo i ciężko na to pracowałam. Nareszcie robiłam to, o czym od dziecka marzyłam. A mimo to nie umiałam się tym cieszyć. Zamiast być obecna i tym wszystkim podekscytowana,
byłam zgaszona, zdystansowana. Po prostu wypalona. I biczowałam się, bo miałam do siebie żal, że tak jest, że jestem niewdzięczna, przecież tyle osób chciałoby być na moim miejscu… Ba! Ja sama chciałam tu być, a teraz? Zastanawiałam się, co się ze mną dzieje.

Patricia Kazadi, Viva! 24/2022
Patricia Kazadi, Viva! 24/2022 Katarzyna Dziurska

Miałaś depresję?

Miałam. Wow! Właśnie sobie uświadomiłam, że historia zatoczyła koło. Pierwszy raz o tym, że zmagam się z takimi trudnościami, opowiedziałam właśnie u was, w moim pierwszym wywiadzie dla VIVY! To były czasy, kiedy nie mówiło się głośno o depresji. Przynajmniej w moim otoczeniu to był temat wstydliwy. Może nawet tabu. Powiedziałam więc: „Wiesz, miewam takie dołki”. A ja wiedziałam, że to nie są żadne dołki. Interesowałam się psychologią, czytałam dużo książek i byłam pewna, że mam depresję, ale nikomu nic nie mówiłam, bo nie chciałam być wytykana. Wydawało mi się, że jestem w stanie sobie sama z tym poradzić. Tylko że moja kariera nabrała tempa, miałam coraz więcej pracy, a jednocześnie presji i oczekiwań. Byłam młodziutka i dziś wiem, że nie miałam właściwego wsparcia.

Ani od rodziców, ani od partnerów, menedżera?

Menedżera nie miałam. Miałam agentkę, z którą jeździłam na „joby”, ale nie zwierzałam się jej ze swoich problemów. Zresztą w ogóle nie byłam skora do opowiadania o tym, co czuję.

Tak zostałaś wychowana?

Tak. W moim domu nie mówiło się o uczuciach. Od dziecka musiałam być silna. Musiałam być wsparciem dla moich bliskich i nawet nie wiedziałam, że mam prawo, aby też czuć, też być smutną, też coś przeżywać. Nie chciałam pokazywać słabości. Najlepszym przyjacielem i terapią było dla mnie pianino i komponowanie. Jednak w pewnym momencie i na to nie miałam już czasu. Wszystko się kumulowało we mnie i wyżerało od środka. Na zewnątrz byłam pod ostrzałem, a w domu nie było systemu ochronnego. A jeśli jest się osobą wysoko wrażliwą…

Gotowy przepis na katastrofę.

Dokładnie tak.

Masz dopiero 34 lata, a doświadczenia jak 60-letnia kobieta.

I wiesz, że jeszcze jakiś czas temu tak się czułam? I psychicznie, i fizycznie. Nie żartuję, kilka lat temu robiłam badanie, z którego wynikało, że wiek mojego ciała to 74 lata! Dramat (śmiech). Wierzę, że samopoczucie ma ogromny wpływ na nasze ciało. Teraz staram się holistycznie podchodzić do tematu. Zaczęłam pracę nad sobą, by to wszystko poukładać i zmienić. Zajęło mi to prawie cztery lata, ale tak naprawdę ten proces trwa i jeszcze długo będzie trwał. Chcę codziennie być lepszą wersją siebie dla innych, ale przede wszystkim dla mnie samej.

Endometrioza, którą po latach u Ciebie zdiagnozowano, jest chorobą autoimmunologiczną. Może to wszystko, co się działo w Twoim życiu, do tego się przyczyniło?

Są dwie teorie. Jedna, że choroba, o której wtedy nie wiedziałam, wywołała depresję. A druga, że chroniczny stres, zbyt duża ilość pracy i brak higienicznego trybu życia sprowokowały chorobę. Endo i depresja idą w parze.

Patricia Kazadi, Viva! 24/2022
Patricia Kazadi, Viva! 24/2022 Katarzyna Dziurska

Chorujesz już 15 lat, ale dopiero trzy lata świadomie. Ta choroba przecież daje objawy.

Byłam w takim wirze obowiązków zawodowych, w ciągłym biegu, że bagatelizowałam sygnały wysyłane mi przez ciało. Sytuacja zmieniła się dopiero w 2016 roku, kiedy miewałam straszne bóle brzucha i zaczęłam podupadać psychicznie i zdrowotnie. Bardzo przyczyniło się do tego moje życie prywatne. Wtedy zrobiłam USG, tomografię, ale w badaniach nie wyszło nic, co by mnie bardzo zaniepokoiło. Olałam temat, mimo że czułam, że coś jest nie tak. Udawało mi się z tym jakoś funkcjonować. Do czasu. Dwa lata później wzięłam udział w programie „Dance Dance Dance”. Przy tak intensywnych treningach, jakie sobie zafundowałam, moje ciało zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa. Nieświadomie rozrywałam sobie zrosty. Ale nawet to mnie nie skłoniło do szukania pomocy. Po zakończeniu programu wyjechałam do Nowego Jorku. Miałam tam pracować nad materiałem na płytę. Tu zaczęły się prawdziwe schody, bo ból był już codzienny, promieniujący do lędźwi, czasami do klatki piersiowej, do ramienia, a z czasem uniemożliwiał mi chodzenie. Mama kazała mi wrócić do Polski, dałam się jej namówić. Wróciłam i zaczęłam gruntowne badania.

Co się okazało?

Nic. Słyszałam to, co wiele razy wcześniej. Lekarze mówili, że „taka moja uroda”. To hasło, które usłyszało wiele i nastolatek, i dojrzałych kobiet. A to nie jest prawda! To nie jest uroda. Miesiączka nie powinna tak bardzo boleć, że uniemożliwia normalne życie. Taki ból to symptom, którego nie należy lekceważyć! Należy znaleźć przyczynę, leczyć się i wieść normalne, radosne, zdrowe życie. Mówię to szczególnie do mam młodych dziewczyn. Ja czasu nie cofnę, ale jeśli swoją historią mogę komuś pomóc, to jest to dla mnie ogromna wartość tych doświadczeń. Wracając do mojej historii… byłam już tym wszystkim przybita, nie chciałam z nikim rozmawiać, bo ile razy można mówić to samo: „Tak, źle się czuję, nie, nie ma poprawy”. Nie chciałam już nikogo tym obciążać i ciągle tłumaczyć czegoś, czego i tak nie zrozumie nikt, kto tego nie przeżył. Ostatecznie po paru miesiącach okazało się, że poprawnie zdiagnozowała mnie… koleżanka mieszkająca za granicą. To ona poleciła mi doktora Karmowskiego. Parę tygodni później mama zapakowała mnie
w samochód i zawiozła do niego. Sama nie dałabym już rady pojechać z Warszawy do Wrocławia.

Już na pierwszej wizycie dostałaś diagnozę?

Doktor powiedział od razu, że to endometrioza. Najgorszy, naciekający na inne organy, czwarty stopień. Obie z mamą płakałyśmy – z radości, że nareszcie wiadomo, co mi jest.

Jak się teraz czujesz?

Stabilnie. Moje życie się zmieniło. Endometrioza to choroba, z którą będę już do końca życia. Uczymy się ze sobą żyć w symbiozie. To proces. Raz wychodzi mi to lepiej, raz gorzej. Ale nareszcie stanęłam na nogi, mogłam się usamodzielnić. Po roku mieszkania u mamy wróciłam do swojego mieszkania i do dawnego życia.

Miałaś pretensje do losu, Boga, świata, że Ciebie to wszystko spotkało?

Bardziej do swojego ciała. Byłam na nie zła, że mnie nie słucha. A im bardziej byłam zła, tym gorzej się czułam. Teraz traktuję je jak najlepszą przyjaciółkę. Nabrałam do niego ogromnego szacunku, patrzyłam, jak pięknie się regeneruje i ile dla mnie robi.

To dlatego pokazałaś w swoich mediach społecznościowych zdjęcie w bikini?

To było dla mnie swego rodzaju katharsis, odcięcie się od przeszłości, od dążenia do nierealnych standardów i wiecznego spełniania oczekiwań innych ludzi. Kiedyś chciałam, żeby mnie wszyscy lubili, chciałam być idealna. Ale tak się nie da żyć. Nikt nie jest idealny. Przez lata zmagań z chorobą moje ciało się zmieniało i ciągle było oceniane. Pisano: „Kazadi przytyła”, „Kazadi jest w ciąży”, „Szykuje się do roli hipopotama”, „Odezwały się afrykańskie geny”. I tak bez przerwy przez cztery lata. Dorastanie na oczach ludzi i ciągły hejt wykańczały mnie. Już wcześniej nie byłam na to przygotowana i odporna, a gdy chorowałam, te słowa bolały mnie cztery razy bardziej. To mnie dołowało, bo mimo chęci nie byłam w stanie nic z tym zrobić. Dlaczego moja wartość jako człowieka czy artysty jest oceniana przez pryzmat mojej wagi? Było to coś, co musiałam przepracować, i pomogła mi w tym moja choroba. Z szacunku do siebie i do swojego ciała uznałam, że nie ma już mojej zgody na to, aby czyjaś opinia wpływała na moje poczucie wartości. Nie będę się już ukrywać, chodzić w kocach. Mam prawo być szczęśliwa, normalnie żyć. Nie chcę już trząść się ze strachu na myśl o tym, co pomyślą czy powiedzą o mnie inni. To zdjęcie w bikini dało mi tę wolność. Okazało się, że wywołało poruszenie. Prawda jest taka, że tylko tym, że w tym bikini nie była kobieta w rozmiarze XS – takich zdjęć, dużo bardziej odważnych, na Instagramie jest mnóstwo, ale wiadomo – „idealna” sylwetka nie kole w oczy. Na to też nie było już mojej zgody, dlatego zbuntowałam się i nagrałam swoją historię. Po raz pierwszy otworzyłam się przed ludźmi.

Patricia Kazadi, Viva! 24/2022
Patricia Kazadi, Viva! 24/2022 Katarzyna Dziurska

Nie bałaś się, że ludzie zareagują negatywnie?

Bałam się, ale wiedziałam, że robię coś ważnego dla siebie, a być może dla innych. Dodałam to wideo i nie wchodziłam do netu przez trzy dni. Odcięłam się.

I co zobaczyłaś po tych trzech dniach?

Post z moim buntem dotarł do dziewięciu milionów ludzi! Nie mogłam w to uwierzyć. Pisały o tym wszystkie media, gwiazdy repostowały go u siebie. Byłam tym totalnie zaskoczona. Nawet dzisiaj, jak o tym mówię, mam łzy w oczach. Wtedy poczułam, jakby ciepło zalewało mnie od środka. Takie fizyczne odczucie. Ryczałam kilka godzin, czytając dziesiątki tysięcy wiadomości od ludzi, którzy przesyłali mi słowa wsparcia. Zdarzyło się nawet, że kiedy szłam ulicą, podszedł do mnie obcy mężczyzna, żeby mi powiedzieć: „Pani Patricio, zdrówka, siły, kochamy panią”. Albo w restauracji… menedżerka płakała, opowiadając mi swoją historię i dziękując za moją. To było aż onieśmielające. Latami bałam się, że jeśli się otworzę, pokażę swoje uczucia, ludzie wykorzystają to przeciwko mnie. Moje obawy okazały się bezpodstawne. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Poczucie, że taka, jaka jestem, naprawdę jestem wystarczająca, jest najlepsze na świecie. Dopiero dziś, w wieku 34 lat to czuję. Wiem, że wiele osób przechodzi przez to samo. Dostałam mnóstwo listów od ludzi, którzy zmagają się z depresją, myślami samobójczymi. Czytałam naprawdę straszne historie. Zrozumiałam, że takie rozmowy są bardzo potrzebne, bo często nie zdajemy sobie sprawy, że my albo ktoś nam bliski może potrzebować pomocy. Nie wiemy też, gdzie jej szukać. Tak zrodził się Kazadi Talks Positive, moja platforma na Instagramie. Zapraszałam do rozmów osoby publiczne, ale również moich obserwatorów oraz placówki pomagające potrzebującym. Chciałam, żeby dzięki moim zasięgom dotarli do jak największej liczby osób. Chcę rozmawiać ze specjalistami o zdrowiu, zdrowiu psychicznym, body shamingu, mom shamingu, o tym, czym jest hejt i jakie ma konsekwencje. Jestem bardzo zmotywowana i dopiero się rozkręcam. To bardzo miłe, że ten projekt dostrzegło i doceniło tak wiele osób. Kilka dni temu został marką roku. To niesamowite, że coś, co zrodziło się jako nieśmiały pomysł w mojej głowie, w sercu, tak się rozrosło. To pierwsze kroki KTP, kolejne niebawem. Moja działalność prospołeczna w tej chwili jest dla mnie priorytetem, a fakt, że rezonuje to z innymi ludźmi, napędza mnie jeszcze bardziej. Widzę, ile jeszcze jest do zrobienia. Poniekąd czuję, że ta choroba więcej mi dała, niż zabrała.

Ale zabrała Ci możliwość zostania mamą.

Kiedy dowiedziałam się, że mam na to tylko pięć procent szans, bardzo to przeżyłam. Mimo że sugerowano mi, że jeśli chcę zostać mamą, powinnam to zrobić teraz, bo z czasem moje szanse będą coraz mniejsze, nie zdecydowałam się na to. Byłam wtedy w związku, w którym nie czułam się ani na tyle bezpiecznie, ani stabilnie. Podchodzę do tematu bardzo poważnie. Zawsze wiedziałam, że jeśli ten moment nadejdzie, to będę to czuła. Posiadanie dziecka nigdy nie było dla mnie celem samym w sobie. Rodzina tak, ale do tego musi być właściwy grunt. Cały czas jednak pocieszam się, że pięć to zawsze więcej niż zero. Wierzę, że jeśli mam być mamą, to i tak będę, że z moim partnerem znajdziemy rozwiązanie. Medycyna przecież cały czas idzie do przodu. Myślę o zamrożeniu jajeczek. I o tym też należy rozmawiać. To nie powinno być tabu. Nie każdemu wszystko układa się zgodnie z ogólnie przyjętym planem i nie ma w tym nic złego. Wiem, jak wiele kobiet, które byłyby cudownymi mamami, nie może nimi zostać. Dlatego tak ważna jest wczesna diagnostyka, profilaktyka, właściwe leczenie. Z moich doświadczeń staram się wyciągnąć coś pozytywnego, nie tylko dla siebie, ale też dla innych ludzi.

Wspierasz kobiety w podobnej sytuacji. A Ciebie kto wspiera?

Mam wspaniałe przyjaciółki, które są przy mnie. I cudowną mamę.

Gdy chorowałaś, dużo ludzi się od Ciebie odsunęło?

Albo się odsunęli, albo zostali odsunięci. Zostali prawdziwi przyjaciele. Odeszli ci, którzy nie dźwignęli mojej choroby, albo ci, dla których przestałam być „cool”. Pojawiły się też nowe osoby, które są dziś moją podporą. Wierzę, że nie wszyscy ludzie są nam dani na zawsze. Każdy pojawia się na naszej drodze w jakimś celu i niekoniecznie na czas wieczny czy określony. I to jest OK. Nie trzymam się już niczego i nikogo kurczowo. Jestem i daję być. Do każdej przyjaźni – obecnej i przeszłej – mam szacunek i miłość, tak jak do wszystkich moich związków.

Mówiłaś, że Twoje relacje partnerskie nie były udane.

Nie wszystkie. Ale tak, mam za sobą toksyczne relacje. Jednak wychodzę z założenia, że gdyby nie one, nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem teraz. Każde, nawet to najgorsze doświadczenie czegoś mnie nauczyło. Ewidentnie miałam do odrobienia jakąś lekcję. Ponieważ nie wyciągałam właściwych wniosków, wpadałam w kolejne pułapki. Musiałam odbić się od dna, żeby nareszcie przestudiować, dlaczego takich ludzi przyciągam i czemu zgadzam się być tak traktowana. Choroba pozwoliła mi właściwie poustawiać priorytety. Teraz na pierwszym miejscu jest moje zdrowie. A wszystko, co w moim życiu idzie w kontrze do tego, nie ma prawa bytu. Czuję teraz, jakbym unosiła się nad ziemią, aż czasami jestem zdziwiona, czy to na pewno jest OK, że czuję się tak szczęśliwa? Nie jestem do tego przyzwyczajona. Chcę powiedzieć każdej osobie, która jest w trudnym momencie lub w toksycznej relacji zawodowej albo prywatnej: „Pamiętaj, że nigdy nie jest za późno, żeby zawalczyć o siebie i swoje szczęście!”.

Patricia Kazadi, Viva! 24/2022
Patricia Kazadi, Viva! 24/2022 Katarzyna Dziurska

Teraz jesteś wolna, coraz lepiej się czujesz, postanowiłaś przyjąć propozycję poprowadzenia programu „Perfect Picture” w TVN7.

Ta propozycja przyszła w dobrym momencie. Po pierwsze, znałam ludzi, z którymi miałam to robić, bo z firmą producencką Golden Media Polska pracowałam przez wiele lat przy „You Can Dance”. Po drugie, miałam już siłę fizyczną oraz psychiczną na nowe wyzwania. Wcześniej otrzymywałam propozycje zawodowe, ale dopiero teraz to był właściwy czas. Przede mną dużo pracy, kolejne programy, gram w teatrze, nagrywam muzykę i zaangażowałam się w pracę z młodzieżą.

Co chcesz im opowiedzieć?

Czy wiesz, że co druga dziewczynka w Polsce nie akceptuje swojego ciała? W ciągu ostatnich pięciu lat liczba dzieci i młodzieży leczonych z powodu depresji wzrosła o ponad sto procent?! Najmłodsza dziewczynka, która popełniła samobójstwo z powodu body shamingu i hejtu, miała dziewięć lat. Widzę, co się dzieje, i nie chcę stać obok bezczynnie. Uważam, że dzieci nie są odpowiednio przygotowywane do tego, co czyha na nie w internecie. Lekcja wychowawcza zamiast do odrabiania lekcji na inny przedmiot powinna być od rozmów na ważne tematy – o zachodzących zmianach w ciele, mózgu, o zdrowiu psychicznym i o tym, czym jest hejt, a czym opinia. Dzieci i młodzież w wieku dojrzewania często czują się odrzucone. Chcę, żeby wiedzieli, że nie są sami, w tym jest moja rola, ale też chcę, żeby umieli zakomunikować ten problem rodzicom. Dlatego na takie spotkania będę jeździć z psychologami, którzy w profesjonalny sposób o tym opowiedzą. Miałam już kilka takich spotkań, opowiedziałam o nich – to, jaką ilość zgłoszeń otrzymałam, świadczy o zapotrzebowaniu. Musimy ze sobą rozmawiać, nie chować się za ekranem naszych telefonów czy komputerów. Więcej empatii, więcej ciepła, życzliwości – to mój cel.

Zdumiewające, że po takich doświadczeniach mówisz, że choroba więcej Ci dała, niż zabrała.

Ale ja naprawdę dzisiaj tak myślę. Czuję się silniejsza niż kiedykolwiek.

Lubię zadawać to pytanie moim rozmówcom. Jesteś szczęśliwa?

Zdecydowanie. Chłonę życie. Nie chcę przegapić już ani chwili więcej.

Reklama

Rozmawiała KATARZYNA PIĄTKOWSKA

Reklama
Reklama
Reklama