Jerzy Brzęczek o tragicznej śmierci mamy Błaszczykowskiego: „Dźwięk telefonu wywoływał strach”
„Odebrałem telefon, usłyszałem, że Hania nie żyje”
Przy okazji powołania Jerzego Brzęczka na nowego trenera reprezentacji Polski, media przypomniały traumatyczną historię, jaka wydarzyła się w jego rodzinie. Były piłkarz jest bowiem bratem Anny Błaszczykowskiej, mamy Kuby Błaszczykowskiego. Ta w tragicznych okolicznościach zginęła na jego oczach, gdy ten miał zaledwie jedenaście lat.
Mama Kuby Błaszczykowskiego została zamordowana
To po Adamie Nawałce Jerzy Brzęczek przejął obowiązki trenera reprezentacji Polski w piłce nożnej. Postać nowego selekcjonera polskiej kadry narodowej interesuje kibiców nie tylko ze względu na jego sportowe osiągnięcia. Jerzy Brzęczek to wuj Kuby Błaszczykowskiego, czyli brat jego tragicznie zmarłej mamy. Anna Błaszczykowska (przy publikacjach medialnych funkcjonuje również jako Hanna) w 1996 roku w rodzinnym domu w Trusolasach pod Częstochową, została zamordowana przez własnego męża.
Tragedia dokonała się na oczach zaledwie jedenastoletniego Kuby. Błaszczykowski w jednej chwili stracił dwójkę rodziców - matka zginęła, a ojciec na kilkanaście lat trafił do więzienia. Piłkarz opowiedział o tragedii m.in. w swojej biografii, która ukazała się trzy lata temu. „Bawię się klockami, jest uchylone okno, i nagle słyszę rozmowę. Wiem, kto rozmawia, zamarłem, i słyszę, jak się kłócą. I słyszę: A masz ty k***! I krzyk: Aaa!”, wspominał.
Wydaje mi się, że mama zmarła mi na rękach. Trzy ostatnie wdechy wzięła i już nic
„Wybiegłem, jak stałem. I widzę, jak mama leży w rowie, i widzę, jak ojciec odchodzi. Wróciłem do domu i krzyczę: 'Mama leży w rowie'. (…) Wziąłem ją za rękę, a moje dwa czy trzy palce wpadły do rany. Wtedy wiedziałem, że jest niedobrze. Wydaje mi się, że mama zmarła mi na rękach. Trzy ostatnie wdechy wzięła i już nic”, powiedział Kuba Błaszczykowski.
Po całej tragedii Kuba kompletnie stracił zainteresowanie do piłki. Porzuciłby swoją pasję, gdyby nie zachęta wujka, Jerzego Brzęczka i babci Felicji, która stała się dla niego ogromnym wsparciem. „Nie jest łatwą sprawą stracić nagle oboje rodziców, kiedy się ma 11 lat. Dopiero po roku dotarło do mnie, co naprawdę się stało”, wyznał przed laty w programie Krzysztofa Ziemca Niepokonani. Od tamtego czasu przyszłą gwiazdą futbolu i jego bratem Dawidem zajmowała się ich babcia.
Jerzy Brzęczek o śmierci siostry
W opiece nad chłopcami pomagał jej właśnie Jerzy Brzęczek, który nie pozwolił Kubie zaprzepaścić sportowej kariery. „Uświadomiłem mu, jak daleko zajdzie, jeśli będzie chodził na treningi regularnie. Często rozmawiałem z nim przez telefon, ale to nie były łatwe rozmowy”, mówił Brzęczek dla Przeglądu Sportowego w 2007 roku. Jego wspomnienia z tego tragicznego wieczoru mrożą krew w żyłach.
„Nigdy nie zapomnę tamtego wieczoru. Było po 22, żona z dziećmi już spali. Odebrałem telefon, usłyszałem od rodziny, że Hania nie żyje. Musiałem zadzwonić do mojej siostry i brata, drugiego syna Hani Dawida, którzy przebywali wtedy w Niemczech i przekazać im tę informację. (...) Byłem w rodzinie osobą, która często podejmowała ważne decyzje, załatwiała ważne sprawy. To było naturalne. Ale i bardzo trudne, najtrudniejsze. Przez wiele lat każdy dźwięk telefonu po godzinie 22 wywoływał u mnie strach. Podnosiłem słuchawkę zastanawiając się, kogo usłyszę, co się wydarzyło”, mówił w wywiadzie Brzęczek.
Przez wiele lat każdy dźwięk telefonu po godzinie 22 wywoływał u mnie strach
Ojciec Kuby Błaszczykowskiego zmarł w 2012 roku. Jak można się domyślić, polski piłkarz nie utrzymywał z nim kontaktu, ale mimo tragicznych wspomnień pojechał na jego potrzeb. „Wydaje mi się, że gdyby tata nie nadużywał alkoholu, to myślałby inaczej. To nie był głupi facet. Zrobił dwa fakultety. Uczył w szkole. To był naprawdę mądry gość, ale gdzieś się zatracił”, czytamy w książce Błaszczykowskiego z Małgorzatą Domagalik.
Przypomnijmy, że śmierć siostry zastała Jerzego Brzęczka w Austrii, gdzie wtedy grał wówczas w barwach nieistniejącego już klubu Tirol Innsbruck. Wtedy prawdziwą przyczynę śmierci mamy Kuby Błaszczykowskiego udało mu się ukryć nie tylko przed zagranicznymi mediami, ale i kolegami z drużyny. „Przyleciałem do Polski na drugi dzień, nie chciałem, by w austriackiej prasie pisano, w jaki sposób zginęła moja siostra. Poprosiłem, by ogłosili, że zmarła w wypadku, prawdę znał tylko trener, menedżer klubu”, mówi.
Obecny trener, Jerzy Brzęczek, w wywiadzie dla PS przyznał, że dręczyły go z tego powodu wyrzuty sumienia. „Zacząłem się zastanawiać, czy czegoś nie zaniedbaliśmy, nie popełniliśmy błędu. Czuliśmy, że może się coś wydarzyć, wszyscy mieliśmy wyrzuty sumienia, że nie zareagowaliśmy wcześniej. Gdybyśmy coś zrobili, może udałoby się zapobiec tej tragedii...”