Reklama

Nazwisko Jerzego Kuleja, bezsprzecznie kojarzy się z tytułem Mistrza. Nie było chyba lepszego pięściarza w historii Polski. Dwukrotny mistrz olimpijski, trzykrotny medalista mistrzostw Europy (dwa złote medale i jeden srebrny) oraz ośmiokrotny mistrz Polski. Na 348 stoczonych walk w karierze; 317 wygrał, 6 zremisował, 25 przegrał. Był brawurowy, pracowity i wytrwały, a jego życie prywatne było podobne do tego na ringu. Musiał w nim stoczyć wiele walk, żeby wywalczyć sobie szczęście.

Reklama

[Ostatnia publikacja na VUŻ-u 14.07.2024 r.]

Jerzy Kulej: dzieciństwo, pierwsze kroki w boksie

Jerzy Zdzisław Kulej urodził się 19 października 1940 roku na Ostatnim Groszu, czyli jednej z biedniejszych dzielnic Częstochowy. Chociaż, jak sam opowiadał, miał nie urodzić się wcale... O tym, że matka Kuleja zdecydowała się go jednak zachować, zadecydował właściwie zbieg okoliczności.

"To była niechciana ciąża. Rodzice mieli już siedmioletnią córeczkę. A wojna nie sprzyjała wielodzietności. Postanowili więc usunąć ciążę. Znalazła się akuszerka, która miała dokonać aborcji. Ojciec, który był w tym czasie partyzantem, przyszedł z lasu. Wszystko było przygotowane do zabiegu, który miał być na strychu. Akuszerka jednak się nie pojawiła. Zatrzymała ją jakaś akcja Niemców. Tata więc postanowił: . I w ten sposób mój los został przesądzony" – wspominał historię sprzed swojego urodzenia Jerzy Kulej (cytat za sport.tvp.pl).

Dorastał w powojennym środowisku, co rzutowało na jego dzieciństwo. Właściwie wychowała go ulica. Pierwsze lata swojego życia spędził wśród kolegów z podwórka, grając w piłkę, biegając po powojennych ruinach, a także... rozbrajając pociski i sprzedając proch, żeby w ten sposób zarobić pierwsze pieniądze. "Mogliśmy kupić sobie prawdziwą piłkę i grać pod szczytem Jasnej Góry, jedynym bezpiecznym miejscu" - opowiadał Jerzy Kulej (cytat za dzieje.pl).

Młody Jurek do wszystkiego był pierwszy, lubił imponować kolegom swoją brawurą, prawdopodobnie dlatego, że był od większości z nich niższy i drobniejszy. Nie chciał, żeby to, jak wygląda, decydowało o jego "statusie" na podwórku, chciał za wszelką cenę zasłużyć sobie na szacunek. W momencie, gdy na swojej drodze spotkał najsilniejszego chłopaka w całej klasie, niejakiego Henia, stwierdził, że to jego szansa, żeby zaistnieć. Był to moment, w którym boks po raz pierwszy pojawił się w jego życiu.

Postanowił opanować podstawy dyscypliny z książki +ABC boksu+. "Na długiej przerwie wywołałem z Heniem sprzeczkę, szybko zrobiono nam miejsce pod tablicą. Rywal mnie złapał, a ja zrobiłem krok w tył i lewym prostym uderzyłem go w nos, a potem jeszcze powtórzyłem akcję parę razy. Następnego dnia jego matka nie chciała uwierzyć, że właśnie ja pobiłem jej syna" - opowiadał wielokrotny mistrz Polski (cytat za dzieje.pl). Ta pierwsza w życiu walka, kiedy wątły chłopaczek pokonał wielkiego klasowego osiłka przeszła do historii, jako moment, który zaważył na całej przyszłości Kuleja. Mistrz wracał do niego w wielu wywiadach i wspomnieniach.

Czytaj też: Lionel Messi i Antonela Roccuzzo poznali się w dzieciństwie. To była miłość od pierwszego wejrzenia!

PAP/CAF-ARCHIWUM

Jerzy Kulej: znalezienie trenera i mentora

Kiedy miał 15 lat, rozpoczął pierwsze treningi pod okiem Wincenta Szyińskiego. "Ty chyba już gdzieś boksowałeś, przyznaj się!", usłyszał na pierwszym spotkaniu od szkoleniowca. "Nie boksowałem, panie trenerze", odpowiedział mu Jerzy. Od tego dialogu zaczęła się ich relacja. Na lepszego trenera na tamtym etapie swojego życia nastolatek nie mógł trafić. Szyiński otoczył go opieką, która wykraczała szeroko poza zakres jego obowiązków, jako trenera. "Traktował swych podopiecznych bardzo ciepło, serdecznie, wszyscy byliśmy mu potrzebni", wspominał Szyińskiego Kulej. Trener przygarnął go pod swoje skrzydła, był mentorem. Zastąpił mu ojca, który co prawda wrócił z frontu po wojnie, ale potem porzucił rodzinę. Matka Jerzego nie okazywała mu czułości i troski, nie miała kiedy. Całą energię poświęciła pracy, żeby utrzymać rodzinę. Pomagała jej przy tym jej córka, starsza siostra Jerzego.

Jerzy z kolei był dla trenera i jego żony jak syn. Jego obecność działała na małżeństwo kojąco, Szyińscy byli bowiem po bardzo ciężkich przeżyciach wojennych. Żona trenera została wywieziona do obozu, a tam poddana okrutnym eksperymentom medycznym. Była w tym czasie w ciąży i straciła dziecko. Już nigdy nie doszła do pełnego zdrowia psychicznego, ale dzięki częstym wizytom Jurka, obudziły się w niej matczyne uczucia. Pokochała go, jak syna.

Jerzy Kulej: Igrzyska Olimpijskie

Wincent Szyiński pomógł młodemu bokserowi rozwinąć skrzydła, ale prawdziwe sukcesy zaczął osiągać pod okiem trenera Feliksa Stamma, legendarnego "Papy", do którego trafił, gdy miał 18 lat. "Podobał mi się ten chłopak, pełen zapału do walki. Był to typowy półdystansowiec. Potrafił wyłapywać luki w gardzie i lokować błyskawiczne sierpy. Był jednak jeszcze bardzo niedoświadczonym i mało wszechstronnym bokserem"– pisał o Jerzym Stamm w "Pamiętniku" (cytat za sport.tvp.pl). Z kolei sportowiec o nowym trenerze wypowiadał się w samych superlatywach: "Był naszym najlepszym przyjacielem, opiekunem".

Trener towarzyszył mu na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio w 1964 roku i w Meksyku w 1968 roku, skąd Kulej wrócił ze złotem. Do udziału sportowca na olimpiadzie w Meksyku prawie by nie doszło, bo z listy olimpijczyków skreślano go aż dwa razy.

Zobacz także: Poznali się przypadkiem, mają dwie córki. Oto historia Grażyny Strachoty i Dariusza Szpakowskiego

PAP/CAF - Zbigniew Matuszewski

Jerzy Kulej: wypadek samochodowy

Pierwsza sytuacja, która o mały włos nie przekreśliłaby szansy na kolejne złoto olimpijskie, była dramatyczna. Pewnego czerwcowego poranka pięściarz wsiadł do mercedesa 190 de lux, towarzyszył mu wtedy Lucjan Trela i rozpędził się na prostym odcinku do 120 km/h. Nie była to wyjątkowa sytuacja, ponieważ Kulej słynął z szybkiej jazdy, uwielbiał to zaraz po boksie. Zdążył wtedy dojrzeć kątem oka wchodzącą na jezdnię dziewczynkę i w ciągu ułamka sekundy skręcił w lewo, wjeżdżając na pole. Uderzyli w drzewo. "Poczułem ogromny ból. Ozdobna listwa trafiła mi w twarz, odłamki szyby powbijały się w ciało. Gdybym nie miał okularów, to pewnie straciłbym oko. Ale i tak byłem w opłakanym stanie: niemal odcięty nos, wybite dwa zęby, a cała twarz była pokiereszowana" – opowiadał Kulej (cytat za sport.tvp.pl).

W szpitalu nie skończono go jeszcze operować, kiedy PKOl podjął decyzję o usunięciu Kuleja z olimpijskiej drużyny. 28-latek postanowił jednak zawalczyć o swój udział w olimpiadzie i napisał do przewodniczącego, Włodzimierza Reczka, że ponosi pełną odpowiedzialność za wypadek, a za przygotowania do igrzysk zapłaci sam. Ta propozycja sprawiła, że Kulej został ponownie dodany na listę sportowców do Meksyku. Nie trwało to jednak długo, bo chwilę później, z twarzą pełną obrażeń po wypadku, pięściarz udał się z kadrą do Zakopanego na ciężkie treningi, zaprawiające sportowców przed Meksykiem. Ale poza godzinami, które upływały na intensywnych ćwiczeniach, zdarzały się też godziny nudy.

PAP/Archiwum

Jerzy Kulej: problemy z prawem

"Takie to były czasy, że poza uprawianiem sportu najczęstszą rozrywką wielu naszych mistrzów – zwłaszcza w piłce nożnej i boksie – było picie wódki. W związku z tym Jurkowi parokrotnie zdarzyło się przyłożyć kilku osobom, kiedy w knajpianym otoczeniu został do tego sprowokowany. Najsłynniejsza historia wiąże się z Zakopanem, kiedy sam pobił na posterunku aż czterech milicjantów", mówił Maciej Petruczenko, redaktor „Przeglądu Sportowego” i wieloletni przyjaciel mistrza (cytat za weszlo.com).

Sytuacja na posterunku w Zakopanem groziła nie tylko ponownym usunięciem Kuleja z olimpijskiej drużyny, ale również wsadzeniem go za kratki. Nie stało się tak tylko dzięki jego już ugruntowanej pozycji sportowca, który ma już na koncie olimpijskie złoto i wstawiennictwu Stamma.

"Prasa oficjalnie nie mogła o tym napisać, ale Feliks Stamm wyprosił u władz umowę. Zobowiązał się, że Jurek zdobędzie drugi złoty medal. Jeżeli tego dokona, niesławna awantura zostanie puszczona w niepamięć. W przeciwnym razie groził mu powrót do więzienia. To było dla niego nieprawdopodobne obciążenie psychiczne" – zdradził Maciej Petruczenko (cytat za weszlo.com).

Zobacz także: Wanda Rutkiewicz, Jerzy Kukuczka, Tomasz Mackiewicz… W Himalajach zginęło wielu polskich himalaistów

Jerzy Kulej: choroba, śmierć

"Nie chcę się chwalić, ale cieszę się, że tak sympatycznie udało mi się przeżyć 70 lat i jeszcze mogę się wymądrzać, czego to nie zrobiłem w sporcie" (cytat za dzieje.pl), powiedział Jerzy Kulej podczas świętowania swoich 70. urodzin, na których pojawili się znani sportowcy i medaliści olimpijscy. Zmarł dwa lata później, 13 lipca 2012 roku.

W 2011 roku przyszedł pierwszy znak ostrzegawczy od organizmu zmęczonego intensywnym trybem życia pięściarza. Jerzy Kulej osunął się na scenę podczas benefisu Daniela Olbrychskiego. Akurat w momencie, gdy wręczał przyjacielowi replikę medalu z Meksyku. Olbrychski zdążył usłyszeć od niego zdanie: „Danek, nigdy w życiu nie byłem na deskach, a teraz trzymaj mnie”. To był zawał serca. Na szczęście szybka reakcja lekarzy zdołała wtedy zapobiec najgorszemu. Niedługi czas później pięściarz musiał zmierzyć się z nowotworem, ale tej walki już nie wygrał....

"Byłem załamany. Jerzy już wracał do zdrowia i nagle wdała się choroba nowotworowa, która wykończyła go w okamgnieniu. Przeciwnicy nie byli w stanie pokonać go na ringu. Niestety, rak zgasił tak żywotnego człowieka. Wcześniej przeszedł zawał i to był wstęp do całego nieszczęścia" – wyznał Maciej Petruczenko (cytat za weszlo.com).

Jerzy Kulej z żoną Alicją, 17.02.20212 r.

PAP/Bartłomiej Zborowski
Wojtalewicz Jarosław/AKPA
Reklama

Źródła: dzieje.pl, sport.tvp.pl, weszlo.com

Reklama
Reklama
Reklama