Znani synowie i ich wspaniałe mamy! Kraśko, Rubik, Damięcki, Janiak, Ibisz i Kret na Dzień Dziecka!
1 z 7
Choć grają twardzieli w filmach, błyszczą na ekranach, to na zupę ogórkową wpadają do mamy. To ich uwagi biorą do serca, im powierzają najskrytsze tajemnice i z pokorą przyjmują połajanki: „Nie garb się”, „Nie mów tak szybko…”. Na wyjątkowej sesji VIVY! z 2008 roku mamy i ich synowie mogli powiedzieć sobie jeszcze raz: „Dziękuję, że jesteś”. Dla nich zawsze pozostaną dziećmi i dlatego dziś mają swoje święto.
Piotr Kraśko i Barbara Pietkiewicz
On – dziennikarz telewizyjny, ona – producent telewizyjny
Barbara: Kiedy był dzieckiem, często zabierałam go ze sobą do pracy, do telewizji. Piotr potrafił bawić się ścinkami taśmy filmowej w nieskończoność. A teraz obserwuję go walczącego z huraganem „Katrina” i boję się, czy ustoi na nogach. Fascynujące, że mogę obserwować na żywo, co Piotr robi, gdzie jest. I nawet gdy wyjeżdża daleko, czuję jego obecność. Nasz los jest mocno spleciony. Czy Piotr idzie moją drogą? On idzie dalej. Dziękuję ci, synu, za to, że jesteś, jaki jesteś.
Piotr: Mama martwiła się kiedyś, czy sama wychowa syna na twardego faceta. Zapisała mnie na dżudo i pilnowała, czy chodzę na treningi. Przed maturą powiedziałem: „Wybrałem kierunek studiów. Będę kontynuował tradycje rodzinne”. Zapytała: „Chcesz zostać kolejarzem?”. Ojciec mamy był dyrektorem kolei, pradziadek zawiadowcą stacji. Do głowy jej nie przyszło, że chcę pójść, jak ona, do szkoły teatralnej. Nie myślałem jednak o aktorstwie, a o reżyserii teatralnej. Mama często zadaje to pytanie: „Co tam u ciebie, czy nie masz problemów?”. Bywa różnie. Ale przedstawiam jej tylko optymistyczną wersję. Bo i po co mamę martwić. Mamę trzeba kochać. Mam za co.
Polecamy: Zimowa sesja zdjęciowa Piotra Kraśki i Karoliny Ferenstein-Kraśko.
2 z 7
Krzysztof Ibisz i Mirosława Jope-Ibisz
On – prezenter telewizyjny, ona – poligraf, na emeryturze
Mirosława: Oglądam każdy jego program, a Krzyś zawsze w trakcie przerwy dzwoni do mnie, pytając: „I jak, mamo? Wszystko w porządku?”. Odpowiadam: „Ładnie wyglądasz”. Ale też: „Nie garb się”, „Nos ci się świeci”, „Nie mów tak szybko”. Nigdy się na mnie nie złości, wręcz przeciwnie, oczekuje tego. Patrzę na niego sercem. I czasami widzę swoje własne niespełnione marzenia. Mam to szczęście, że Krzyś jest bardzo rodzinny, kocha dzieci i mnie też. Dba o mnie. Przeszłam niedawno operację oczu, był ze mną. Powiedziałam raz: „Moim marzeniem jest pojechać do Ziemi Świętej”. „Mamusiu, bądź cierpliwa”, usłyszałam. Potrafimy w domu na kanapie usiąść objęci, wtedy prowadzimy najszczersze rozmowy.
Krzysztof: Naprawdę nie wiedziałem, że mama chciała kiedyś występować, że to jej niespełnione marzenie. Mama jest w mojej „grupie wsparcia”. Wiem, że gdy ją o cokolwiek zapytam, szczerze powie, co myśli. Trzy lata temu przeżyliśmy razem czołowe zderzenie. Wypadek nie z naszej winy. Dla tamtego kierowcy skończył się tragicznie. Mama trafiła do szpitala. W takich chwilach można poczuć, jak wiele dla siebie znaczymy i jak mocno się kochamy. Dzwonię do niej kilka razy w tygodniu. Czasem wpadam. Lubię patrzeć, gdy jest u mnie i bawi się z moimi synami Maksem i Vincentem. Tych chwil razem spędzonych jest mi wciąż za mało.
3 z 7
Jarosław i Dorota Kretowie
On – dziennikarz telewizyjny, fotoreporter, ona – księgowa, na emeryturze
Dorota: Jarek ma brata bliźniaka. Nigdy nie narzucałam synom, co mają robić w życiu. Wybrali różne drogi. Jarek jest humanistą. Pamiętam, jak byliśmy razem na wczasach. Kupiłam mu książkę „Tomek na Czarnym Lądzie” Szklarskiego. Był nią zafascynowany. Od tej pierwszej lektury wzięło się jego zamiłowanie do podróży. A podróże z synem to moje najpiękniejsze wspomnienia. Jarek studiował egiptologię, kiedy był na stypendium w Egipcie, zaprosił mnie do siebie. We dwoje z plecakami zwiedziliśmy cały kraj. Parę lat temu pokazał mi wszystkie sanktuaria w Ziemi Świętej. Kiedy tęsknię, dzwonię. Albo włączam prognozę pogody. Słońce czy deszcz – przyjemnie popatrzeć na swoje kochane dziecko.
Jarosław: Nie tylko dzwonimy do siebie, mama sama pisze i odpowiada na SMS-y! Wiem, że niewielu rodziców to potrafi (śmiech). Zawsze była bardzo wyrozumiała i miała do nas obu z Jackiem ogromne zaufanie. W liceum prowadziliśmy bogate życie towarzyskie. Pamiętam, jak pojawiło się wideo. Mama, która pracowała w TVP, pożyczała je, właściwie nielegalnie. I wtedy urządzaliśmy w domu tłumne sesje filmowe. To w mojej pamięci bezcenne momenty. Mama rozbudziła we mnie niesamowitą pasję czytania książek. Do tej pory czuję, że mam wobec niej niespłacony dług za wszystko, co we mnie tak mądrze zaszczepiła.
Polecamy: Beata Tadla i Jarosław Kret bez cenzury. Jak wygląda ich relacja? Kto rządzi w tym związku?
4 z 7
Olivier i Anna Janiakowie
On – prezenter telewizyjny, ona – pielęgniarka, na emeryturze
Anna: Parę lat temu zadzwonił do mnie z Wrocławia: „Mamo, w barze, w którym pracuję, jest aż trzech Piotrków. Będę używał imienia Olivier. Pasuje?”. Ładne. Ale dla mnie i tak zostanie Piotrusiem. To on właśnie zawsze mi najwięcej w domu pomagał. Naciągał zdjęte ze sznurka pranie do magla, bez strachu do piwnicy biegał po weki z kompotem. Jak to się mówi: dobre z niego było dziecko. Zarzucił mi kiedyś, że choć przytulałam, za rzadko mówiłam mu, że go kocham. Przeczytałam to w jakimś wywiadzie. Nie czekałam, zaraz wzięłam do ręki słuchawkę.
Olivier: Powiedziałaś mi to przez telefon i taka byłaś wystraszona. Mamo, to było cudowne. Mieszkamy daleko od siebie. Mama w Krotoszynie, ja w Warszawie. Widzimy się dwa, czasem trzy razy w roku, na krótko. Brakuje mi smaków jej potraw. Zupy ogórkowej, grzybowej. I brakuje mi z mamą kontaktu. Całe trzy lata nie była u mnie Warszawie. Przyjechała i po raz pierwszy wyraźnie wzruszona powiedziała: „Masz takie przytulne mieszkanie”. Ważne słowa, bo sam zaprojektowałem tę przestrzeń. W moim domu jest ściana, na której wiszą zdjęcia mojej żony Karoliny i moje z przyjaciółmi, bliskimi. Bardzo brakowało tam fotografii z mamą. Teraz już mamy wspólne zdjęcie.
5 z 7
Piotr Rubik i Żanetta Wrońska
On – muzyk i kompozytor, ona – producent, dyrektor impresariatu muzycznego
Żanetta: Nie miałam wątpliwości, że to dziecko jest naznaczone muzyką. Kiedy dziadek puszczał Mozarta, Beethovena, rzucał wszystko i słuchał. A kiedy wracał ze szkoły muzycznej, odrabiał lekcje i mówił: „Teraz sobie odpocznę”, i... siadał do pianina. Piotr się śmieje, że gdybym mogła wtedy, gdy dorastał, zlikwidować boiska, zrobiłabym to. Miał dużą krótkowzroczność i lekarz zabronił mu grać w piłkę. Przyszedł taki czas, kiedy Piotr diametralnie zmienił swój wizerunek. I nie dzięki odsysaniu tłuszczu, tylko ciężkiej pracy. Ma moje wielkie uznanie. Nie mam w życiu nic droższego niż moi synowie, niż Piotr. Jestem szczęśliwa, kiedy on jest szczęśliwy. A jest. Robi to, o czym marzył, i jest zakochany.
Piotr: Obojętnie, co się działo w moim życiu, zawsze miałem pewność, że mama stoi po mojej stronie. Zawsze głęboko przeżywała i przeżywa to, co działo i dzieje się wokół mnie. To dla mnie wielka radość, że teraz, kiedy jestem szczęśliwy i spełniony, ona może również cieszyć się moim szczęściem.
6 z 7
Mateusz i Joanna Damięccy
On – aktor, ona – agentka gwiazd, także swojego syna
Joanna: Od pięciu lat Mateusz mieszka sam. Jesteśmy w kontakcie. Oboje mamy dosyć porywcze charaktery. Często dyskutujemy, ale to ja „się wydzieram”. Wiem, że to idiotyczne okazanie słabości. Mateusz spokojnie przeczekuje wybuch. A potem często pierwszy odzywa się z przeprosinami. Przyznaję, że trudno przechodzi mi przez usta „przepraszam”. To już anegdota: miałam przeprosić męża, wyszłam z domu, zadzwoniłam do drzwi, a gdy otworzył, zapytałam: „Czy mieszka tu pan Kowalski?”. Usłyszałam: „Nie”, i powiedziałam: „A to przepraszam”. Tylko na tyle było mnie stać. Jedynym wyjątkiem są dzieci.
Mateusz: Kończy się tak, że przepraszamy się nawzajem. Jesteśmy ze sobą blisko. Gdy brak nam w ciągu dnia czasu na rozmowę, potrafimy wysłać sobie choćby jednego SMS-a. Mama pisze do mnie: „MKSS”. Nasz tajny kod, miłosne wyznanie: „Matka Kocha Syna Swego”. I w zamian dostaje moją odpowiedź: „SKMS”, znaczy: „Syn Kocha Matkę Swoją”. Słowa „kocham cię” nie więzną mi w gardle. Mówię je mamie tak często, jak mogę. Tęsknię za nią. Jestem chyba staromodny, bo uwielbiam przychodzić na rodzinne obiady. Wśród bliskich naprawdę odpoczywam.
Polecamy: „Wiem, że mówią o mnie amant”. Viva! Najpiękniejszy - Mateusz Damięcki - kończy 35 lat!
7 z 7
Robert i Kazimiera Rozmusowie
On: aktor, ona – księgowa, na emeryturze
Kazimiera: Robert przyszedł na świat z gęstymi lokami na głowie, trudno w to uwierzyć, ale tak było. Swoją „nadruchliwość” okazywał od najmłodszych lat. W pierwszej klasie szkoły podstawowej kilka razy musiałam być z nim na lekcji, bo nie potrafił usiedzieć na miejscu. Robert przychodził do mnie z każdym problemem i tak jest do dzisiaj... może niezupełnie. Dwa miesiące temu złamał rękę, przygotowując się do programu „Gwiazdy tańczą na lodzie”. Nie przyznał się, nie chciał mnie martwić. Mimo że mój syn jest dorosły, kocham go tak jak wtedy, gdy był dzieckiem, i tak samo często mam ochotę go przytulić, potarmosić za ucho.
Robert: Mamo! Ta choroba nazywa się ADHD i towarzyszy mi do dziś! To prawda, mama zawsze służyła mi dobrą radą i ciepłym słowem. To musiało być piekielnie trudne wychowywać takiego faceta jak ja. Teraz uświadamiam sobie, jak wiele jej zawdzięczam i jak bardzo ją kocham. Chronię ją, nie zawsze dzielę się gorszymi wiadomościami. Ale przecież tak zrobiłby każdy facet, a poza tym, mamo, musisz uważać na ciśnienie (śmiech).