Rodzinna tragedia umocniła ich wiarę. By pomóc mamie, sprzedawali pomidory
Dziś wszystko zawierzają Bogu
Dziś są parą najsłynniejszych bliźniaków w Polsce, a na swoim koncie mają liczne sukcesy w show-biznesie. To nie tylko rola w serialu „M jak miłość”, ale również wysokie miejsca w „Tańcu z gwiazdami” i liczne kampanie reklamowe. Bracia Mroczek do wszystkiego doszli jednak ciężką pracą, a ich dzieciństwo wcale nie było łatwe. W rodzinie wydarzyła się bowiem tragedia, która umocniła ich relacje z rodzicami oraz wiarę w Boga.
Rodzinna tragedia braci Mroczków
Kiedy Rafał i Marcin mroczek byli jeszcze mali, ich ojciec ciężko pracował w zakładach metalowych jako robotnik. Pewnego dnia wydarzyła się tragedia, która na zawsze odmieniła życie całej rodziny. Jedna z maszyn wciągnęła rękę ojca, w wyniku czego musiała zostać amputowana. Dla rodziny z trójką dzieci była to prawdziwa tragedia, dla samego ojca również osobisty cios. Od tej pory wszystko się zmieniło, a mama braci Mroczek potrzebowała pomocy od swoich dzieci. Te stanęły na wysokości zadania.
Ramię w ramię
Rafał i Marcin Mroczek wraz z siostrą zaczęli pomagać mamie, która pracowała wówczas w sklepie jako ekspedientka. Było im ciężko, dlatego robili, co mogli. Bracia sprzedawali pomidory na targowisku, które wcześniej całą rodziną uprawiali na polu. Wygrana w castingu do serialu „M jak miłość”, była niczym los na loterii. Odmieniła ich życie. Bracia Mroczek ukończyli studia wyższe, pomagając jednocześnie rodzicom.
Rafał Mroczek i Marcin Mroczek o wierze
Bracia pochodzą z wierzącej rodziny i zawsze te wartości były przez nich pielęgnowane. Rodzinna tragedia jeszcze bardziej tę wiarę w nich umocniła, jednak nie obyło się przez chwilę zwątpienia. Chociaż Rafał Mroczek zawsze deklarował głęboką wiarę, jego brat Marcin w pewnym momencie odsunął się od Boga. Za namową brata, wybrał się jednak do Jasnej Góry, gdzie jak twierdzi, doszło do cudu nawrócenia.
Odejście od wiary spowodowane było brakiem czasu i chęcią wykorzystania niedzieli na naukę. Z tego powodu Marcin Mroczek nie uczęszczał raz w tygodniu na mszę.
„Niedziela była dniem, w którym mogłem nadrobić zaległości ze studiów, przysiąść do projektów i nauki do kolokwiów. Kościół zaczął przez to schodzić na drugi plan. I tak pomału zapominałem o tym, co jest w tym dniu najważniejsze, i coraz rzadziej uczestniczyłem w mszach świętych” – wyznał na łamach książki "Yes, we can! Powołani, by świadczyć".
Marcin Mroczek odczuwał jednak, że czegoś mu brak. Wewnętrzna pustka doskwierała mu coraz bardziej.
„Z czasem zaczęło mi jednak brakować czegoś więcej. Przestało mnie cieszyć to, że jestem popularny, że osiągnąłem pewien sukces. Zresztą to był tylko taki zewnętrzny sukces. W swoim wnętrzu cały czas czułem ogromną pustkę i niechęć do wszystkiego. Ciągle krytycznie się oceniałem, miałem poczucie bardzo niskiej wartości, z wszystkiego byłem niezadowolony” – powiedział.
Przełomowym momentem okazała się wizyta na Jasnej Górze, gdzie podczas mszy doznał olśnienia i zrozumiał, co jest dla niego najważniejsze.
„Zacząłem czuć, że wiara, którą przekazali mi rodzice, to nie jest coś pustego, że Bóg naprawdę istnieje i mnie kocha – mówił w wywiadzie dla „Dobrego Tygodnia”.
Rodzina Mroczków do dziś jest wierząca i świadczy o Bogu każdego dnia.