Prawniczy ród z tradycjami i tajemnicami. Jacek Dubois zdradza, co ukrywali jego przodkowie
To niezwykła opowieść o sile, pasji i miłości

Znakomity adwokat, wręcz „skazany” na prawo karne – po ojcu Macieju. Pisarz. Miłośnik i znawca smaków życia, jak przystało na potomka Francuza Charles’a Dubois. Jacek Dubois w fascynującej rozmowie opowiada Beacie Nowickiej o swoich korzeniach, przeznaczeniu, zbrodni i karze oraz pisarskiej pasji.
Jacek Dubois o historii rodziny. Dziadek był bohaterem i legendą
Beata Nowicka: Historia polskiej linii rodziny Dubois zaczyna się…
Jacek Dubois: …w 1812 roku, kiedy Charles August, oficer armii napoleońskiej, walczy w Rosji. W czasie zimowego odwrotu spod Moskwy zostaje ranny. Nie wraca z Wielką Armią do Francji, tylko leczy się w polskim dworku drobnej szlachty, poznaje dziewczynę, zakochuje się i zostaje. Jego syn ma na imię Mikołaj, wnuk – Mieczysław. Mój pradziadek. Wielki państwowiec i radca prawny związany z warszawską Kasą Przemysłową. Marzy, żeby tradycja była kontynuowana.
Niestety trafia na syna o niepokornym sercu, czyli Stanisława Dubois, mojego dziadka, który dorasta wraz z odzyskującą niepodległość Polską. Na jednym z wieców poznaje przemawiającego Norberta Barlickiego z PPS-u. Jak jego mistrz zostanie socjalistą. Na ochotnika jedzie bić się w I powstaniu śląskim, walczy w wojnie polsko-bolszewickiej, w III powstaniu śląskim. W wolnej Polsce zostaje społecznikiem, sekretarzem redakcji „Robotnika”, wkracza w politykę, jest posłem. Siedzi w więzieniu w Brześciu. A jednocześnie słynie ze swojej miłości do życia, wieców, bankietów, kobiet. Dla prawa jest stracony.
Czytaj także: Einstein nazywał ją wybitnym naukowcem, o ich relacji wiedział mało kto. Wprost mówił, że Skłodowska była jego darem

– Na szczęście w 1933 roku rodzi się syn Maciej, Pana ojciec, który zostanie wybitnym prawnikiem, choć Pana dziadek tego nie zobaczy.
Po wybuchu wojny jest w batalionach samoobrony, po powrocie do Warszawy przechodzi do konspiracji. Ma ciekawy epizod. Kiedy wysłannik rządu tymczasowego Jan Karski zostaje zrzucony do Warszawy, między innymi spotyka się z moim dziadkiem, w archiwum londyńskim są notatki z tego spotkania. Dziadek angażuje się w działalność podziemną, tyle że na konspiratora zupełnie się nie nadawał. Był znaną postacią, a miał pomysły, żeby spotkania prowadzić w kawiarniach.
Często podchodzili do niego granatowi policjanci i mówili: „Panie pośle, ostrożniej! Przecież jest pan na liście najbardziej poszukiwanych osób”. A był poszukiwany, ponieważ w okresie przedwojennym spalił w Berlinie kukłę Hitlera. W końcu wydaje go agent gestapo, zastrzelony później przez AK. Dziadek pod fałszywym nazwiskiem Dębski trafia na Pawiak, a stamtąd do obozu w Oświęcimiu, gdzie zostaje rozpoznany. Wraca na przesłuchania na Pawiak i z powrotem, już jako Dębski-Dubois, do Oświęcimia. Z Witoldem Pileckim tworzy w obozie ruch oporu. Babcia dwa razy próbuje go wykupić, ale sprawa jest beznadziejna, oficer gestapo zwraca nawet pieniądze. 21 sierpnia 1942 roku Stanisław zostaje rozstrzelany pod Ścianą Śmierci. Historia dziadka się kończy.
Czytaj także: Maria Skłodowska-Curie i jej mąż Piotr spędzili razem 11 lat. Rozdzieliła ich jego tragiczna śmierć

– Pana ojciec miał wtedy dziewięć lat. Wychował się praktycznie bez ojca. Kto mu podsunął pomysł studiowania prawa
Myślę, że prawo wzięło się trochę z przypadku, ale czasem przypadek staje się potrzebą ducha. Ojciec – tak samo jak po latach ja – nie do końca identyfikował się z ustrojem, w którym żył, i ograniczeniami z niego wynikającymi. Szukał miejsca, gdzie znalazłby jakiś element intelektualnej wolności. Kiedyś, snując się po mieście ze swoim kolegą, trafił na salę sądową, obejrzał proces i się zachwycił. To część legendy. Tato rzeczywiście wychował się bez ojca, natomiast dziadek był osobą niezwykle charyzmatyczną, w związku z tym miał dużą grupę wyznawców, szalenie ciekawych ludzi, wśród których było wielu adwokatów.
Najbliższymi przyjaciółmi dziadka byli prawnik Stefan Korboński, który po wojnie uciekł do Ameryki i tam przewodził opozycji emigracyjnej, Ludwik Cohn, adwokat, jeden z założycieli KOR-u, Stanisław Garlicki, dziekan Rady Adwokackiej, i oni przez sentyment do dziadka jakoś się tym moim tatą opiekowali. Wydaje mi się, że prawo mu odpowiadało. Dawało, jak na owe czasy, największą intelektualną niezależność.
– A Pan był na prawo karne w jakimś sensie „skazany”.
Oglądanie ojca przy pracy wciągało jak magnes. Tak mnie tym prawem karnym zaraził, że już jako przedszkolak wiedziałem, że chcę być obrońcą. Obserwowałem go, jak przygotowywał się do mowy, podsłuchiwałem, jak przyjmował interesantów, jak wychodził do sądu. Pamiętam, że przeszukiwałem mu teczkę, żeby oglądać akta. Jako siedmiolatek nauczyłem się grać w brydża. Szybko się zorientowałem, że gdy któryś z kolegów ojca spóźniał się na partyjkę, mogłem go zastąpić przy stole i w nagrodę słuchać do woli rozmów o sądach, procesach, sprawach.
Swoją misję traktowałem strasznie poważnie. Uznałem, że świetnym sposobem na przygotowanie się do przyszłej pracy zawodowej jest czytanie kryminałów. Jako dziewięciolatek odkryłem Chmielewską i mama mi ją czytała. Potem przyszła fascynacja kryminałem noir, wychowałem się na Chandlerze. W liceum zrozumiałem, że aby być dobrym adwokatem, trzeba dużo wiedzieć, czytać, obserwować. Zmieniłem w lekturach proporcje.
Czytaj także: Dominika Kulczyk kupiła dom Marii Skłodowskiej-Curie. Ma co do niego wyjątkowe plany
