Reklama

Pisarz Andrzej Saramonowicz, autor kultowych filmów Testosteron i Lejdis oraz powieści Chłopcy, powrócił groteską Pokraj. Prześmiewczo i prowokująco pisze o Polsce. O polskim szaleństwie. Co go przeraża, co go śmieszy?

Reklama

W swojej książce Pokraj kpisz z polskości. Kiedy zamierzasz wyjechać z kraju?

Po pierwsze – nie kpię z polskości, ale z karykatury polskości którą ci, co dziś rządzą, usiłują wciskać jako polskość. Poza tym nie mam zamiaru nigdzie w Polski wyjeżdżać. A gdy czytelnicy proszą mnie o autograf, niektórym wpisuję, że mam nadzieję, że Pokraj przetrwa tylko w literaturze, a w rzeczywistości zniknie. Czyli że zniknie państwo, które jest karykaturą Polski wyśnionej przez Mickiewicza, Miłosza, Piłsudskiego czy Paderewskiego.

W Pokraju podjąłem się próby opisania naszych problemów z polskością. Z tą polską koniecznością tromtadracji i bombastyczności. Z tym krzykiem, jacy to jesteśmy wielcy i wyjątkowi. A im ów krzyk głośniejszy, tym mniej w to sami wierzymy. I kochamy każdego, kto nam wrzaśnie w ucho: „jakiś ty wielki, wspaniały i szlachetny!”, bo choć czujemy, że kłamie, pragniemy być tak oszukiwani. Doszło więc w Polsce do sytuacji znanej z baśni Andersena „Nowe szaty króla”, że łazimy golusieńcy, bo ktoś nam wmówił, że mamy przepiękne wdzianko narodowe. Myślę, że by ten matriks zniszczyć, potrzebna jest dziś szczerość dziecka, które zakrzyknie: „A ja tu widzę gołą dupę!”. Więc jako autor ustawiam się w sytuacji owego dziecka i krzyczę: „Narodzie-królu-suwerenie, jesteś nagi, wmówiono ci strojność, zapłaciłeś za nią utratą indywidualnej wolności, ale nie dostałeś nic, tylko iluzję!”.

Dla mnie wielkość Polski w XXI wieku powinna wyrażać się w czym zupełnie innym niż zaleca Polakom dzisiejsza władza. W sile własnej kultury, rozumianej szerzej niż skansen i sklep z narodowo-religijnymi makatkami oraz w żywym i codziennym związku instytucjonalno-duchowym z cywilizacją zachodnią. Siłą Polski jest jej europejskość. Czas już przestać mamić narodową masę, że swą tożsamość może czerpać z opowiadań o heroicznych porażkach chwalebnej martyrologii. Nie wolno zapominać, że nasi przodkowie musieli ginąć za Polskę, bo ich przodkowie czynili ją słabą.

Ale napisałeś serial o Łupaszce, żołnierzu niezłomnym. Wpisałeś się w trend.

Kiedy zaczynaliśmy pisać tę historię z moją żoną Małgosią, był rok 2011 i nikt się tym w państwowej propagandzie nie zajmował. A nam się wydawało szczególnie ważne, by przypomnieć chwalebne karty historii podziemia antykomunistycznego. Myśmy tego majora Zygmunta Szendzielarza, czyli Łupaszkę, bardzo dokładnie obejrzeli przed pisaniem, bo nie chcieliśmy się władować na jakąś minę. I mogę z całą stanowczością powiedzieć, że to był przyzwoity człowiek i dobry żołnierz. Żaden krwawy morderca, jak niektórzy dziś krzyczeć. To była postać naprawdę tragiczna, Niestety, propagandziści dzisiejszej władzy uczynili z niego postać tak karykaturalną i jednowymiarową, jak komuniści robili z Waryńskim, usiłując go zaprząc do swojego propagandowego jarzma.

Pokraj to groteska. Polska bardziej Cię śmieszy czy boli?

To zależy, na co się spojrzy. Niektóre rzeczy mnie śmieszą, niektóre przerażają. Wiele zmian, do których doszło w ostatnich trzech latach, mnie przeraża. Zwłaszcza te, które zaszły w świadomości moich wielu współobywateli. Ta otwartość na przestrzeń nienawiści, małość, chęć odwetu, potrzeba upokarzania, daltonizm etyczny i światopoglądowe otumanienie religijne, które nie ma nic wspólnego z duchem chrześcijaństwa. To są spustoszenia trudne do naprawienia.

Zamiast budować przekaz, że Polska i jej kultura są otwarte i przyjazne, zamiast przekonywać innych, że polskość jest na tyle atrakcyjna, że warto się polonizować, stajemy się dzikusami, którzy nie ufają już nie tylko innym, ale nawet sobie samym. To efekt niewiary większości Polaków w siłę własnej kultury. Naród, który nie wierzy w siłę własnej kultury zamienia się w sforę. To się, moim zdaniem, dzieje dziś w Polsce.

Moje znajome zastanawiają się z obawą, jak zareagować, gdy w tramwaju ktoś zacznie się agresywnie zachowywać wobec obcokrajowców. Kiedyś się nad tym nie zastanawialiśmy.

To jest wyjątkowo nikczemne, że rządzący dziś w Polsce z jednej strony domagają się porządku, a z drugiej – dają przyzwolenie na agresję. I wydaje im się, że będą potrafili tą agresją, którą sami podsycają, sterować. Ale to jest niemożliwe, bo narodowa masa, której dziś schlebia PiS, będzie się stale radykalizować. Albowiem nic jej nie łączy oprócz poczucia siły i nienawiści do „wroga”, którym może się stać każdy.

Napisałeś powieść polityczną?

W jednej z jej warstw owszem. Ale nie zapominajmy, że jest przede wszystkim książka przygodowa o silnie komediowym charakterze, której akcja dzieje się w szalonym, rozjechanym przez politykę kraju. Bohaterowie, czyli magister inżynier Sebastian Rawa i jego najlepszy przyjaciel Adaś Rembelski, żyją swoim własnym życiem, nawet tego nie zauważając. Tak przywykli do tego, co się dzieje na ulicach, że nawet już nie zauważają, że ktoś im zmienił państwo w jego karykaturę.

Doszli do władzy ludzie, którzy chcą skoszarować cały naród i zamieniają państwo w jego karykaturę

Znam ten świat. To PRL.

Też go znam i dlatego widzę, jak PRL w pisowskim państwie powraca. Ale młodzi Polacy nie mają szczepionki, jaką była trauma życia w państwie komunistycznym. I nie wiedzą, w co zaraz się wpakują, popierając pisowski model państwa. Gwałt na wolności nie polega wyłącznie na tym, że pakują cię od razu do więzienia. Po prostu dzień po dniu, ustawa po ustawie, msza po mszy i faul po faulu rządzący dziś w Polsce będą ugniatali Polskę jak plastelinę, by ją zamienić w to osobliwe coś, co jako Polskę sobie umyślili. I wszyscy, nie tylko ci dziś głośno protestujący, ale także ci bierni Polacy, którzy uważają, że polityka ich nie dotyczy, będą musieli żyć w takim państwie, jakie im narysuje partyjny politruk z partii rządzącej, biskup i szef tajnych służb. W „Pokraju”, choć to komedia, chciałem przed tym przestrzec, mając nadzieję, że jego czytelnicy zastanowią się, czy aby nie dzielą losu inżyniera Rawy i Adasia Rembelskiego – którzy żyją w karykaturze rzeczywistości i nawet tego nie dostrzegają. Może czas, by Polacy pojęli, że ktoś im ukradł Polskę i podstawił w jej miejsce pokraczny Pokraj?

Zadowolony z książki?

Mam wewnętrzne przekonanie, że ta książka mi się udała. To samo uczucie miałem, gdy w 2002 roku napisałem „Testosteron”, który dziś jest najpopularniejszą polską sztuką teatralną graną zagranicą. Cieszy mnie, że promując Pokraj nie muszę kłamać o rzekomych wartościach produktu, których nie ma, tylko po prostu opowiadać o tym, co mnie podczas pracy twórczej nad tą powieścią spotkało. Bo sam jestem zaskoczony tym, że Pokraj poszedł w taką stronę, jak dziś wygląda.

Reklama

A gdzie szedł wcześniej?

Z początku chciałem napisać wyłącznie książkę-hołd dla twórczości Niziurskiego, guru moich młodzieżowych lektur. Ale przyszedł rok 2015 i okazało się, że taka literacka zabawa to już stanowczo za mało. Że doszli do władzy ludzie, którzy chcą skoszarować cały naród i zamieniają państwo w jego karykaturę. I że ja już nie mogę tego nie zauważać. Dlatego właśnie do niewiarygodnych przygód moich Marków Piegusów dodałem całą sferę groteski społecznopolitycznej.

mat. pras.
Bart Pogoda/AFPHOTO
Reklama
Reklama
Reklama