Odnosi światowe sukcesy, jest dumą Polski. Marcin Dorociński dziś wprost mówi o kompleksach
"Powtarzam sobie: żeby tylko nie przynieść wstydu"
Marcin Dorociński w jednym z ostatnich wywiadów otworzył się na temat pracy z aktorami światowego formatu i stresu, jaki mu przy tym towarzyszy. Aktor wspomniał także o kompleksie wsi.
Marcin Dorociński szczerze o międzynarodowej karierze
Marcin Dorociński, jeden z najbardziej rozpoznawalnych i cenionych polskich aktorów, odnosi światowe sukcesy i z dumą reprezentuje Polskę na międzynarodowej scenie filmowej. Znany z takich produkcji jak Pitbull, Róża czy międzynarodowych hitów Gambit Królowej i Mission Impossible, Dorociński nie tylko zachwyca swoim talentem aktorskim, ale również inspiruje swoją historią życia.
W najnowszym wywiadzie dla "Zwierciadła" aktor otwarcie mówił o swoim pochodzeniu ze wsi i związanych z tym kompleksach, które towarzyszyły mu w przeszłości. Dorociński pochodzi z Kłudzienka, niewielkiej miejscowości w województwie mazowieckim. Jak sam przyznał w wywiadach, w młodości zmagał się z poczuciem, że jego wiejskie korzenie są powodem do wstydu. Dopiero z czasem zrozumiał, że to, skąd pochodzi, nie tylko nie umniejsza jego wartości, ale wręcz wzbogaca go jako człowieka i artystę.
"Długo myślałem, że muszę zabić w sobie te wiejskie korzenie, tę prostotę, którą uwielbiam i której nie chciałbym nigdy stracić. Traktuję swoje pochodzenie jako moją siłę i coś, co mnie ukształtowało. Wyszedłem już z kompleksu wsi" - wyznał dla "Zwierciadła".
Co czuje polski aktor, kiedy jedzie pracować z zagranicznymi aktorami? Najczęściej stres. "Za każdym razem, gdy jadę za granicę, trzęsą mi się portki", przyznał otwarcie. Dodał, że najbardziej obawia się, że przyniesie wstyd sobie, rodzinie i ojczyźnie. "Ja się zawsze denerwuję. (...) Czasami mnie to za dużo kosztuje".
Marcin Dorociński przez lata wstydził się, skąd pochodzi
Dorociński ma w sobie jednak dużo wdzięczności i dystansu do tego, co się wokół niego dzieje. Opowiedział o tym, jak podczas nagrywania jednej ze scen do filmu "Mayday" u boku Ryana Reynoldsa uśmiechnął się szczerze.
"Cudowny był moment kręcenia sceny przesłuchania z nim i Ryanem Reynoldsem. Gram tam oczywiście groźnego gościa – więcej nie mogę, niestety, powiedzieć. Długa scena, pełna gadania, nagrywaliśmy ją dwa dni – najpierw kamery na nich, potem na mnie. I nagle w samym środku ujęcia pojawia mi się taki obraz, że jestem w moim rodzinnym Kłudzienku na boisku, mam 15 lat i myślę sobie, co będę robił w życiu. Uśmiechnąłem się, co świetnie korespondowało z tym, że gram faceta, który zaraz komuś zrobi krzywdę" - mówił.
Ten spontaniczny gest został zauważony przez reżysera, który pochwalił Dorocińskiego. "Ale super to było z tym uśmiechem! O czym wtedy pomyślałeś?" - usłyszał wówczas aktor.
Czytaj również: Z Milanówka do Hollywood. Rodzina jest największą siłą Marcina Dorocińskiego
Źródło: Zwierciadło, plotek.pl