Reklama

Saszłyk - tak mówili do Zdzisława Najmrodzkiego jego kompani, lecz w świadomości większości Polaków został zapamiętany jako „król złodziei” i „mistrz ucieczek”. Nigdy nikogo nie zabił, ale swoje za uszami miał. Niejednokrotnie wynosił towar ze sklepów „PEWEX", kradł drogie samochody i brawurowo wymykał się milicji. Dochodziło nawet do sytuacji, że zwykli ludzie zakładali się między sobą, czy po raz kolejny uda się mu uniknąć kary.

Reklama

Na kanwie jego kryminalnej przeszłości nakręcono film pt. Najmro. Kocha, kradnie, szanuje, który jest obecnie wyświetlany w kinach w całej Polsce. Co tak bardzo zafascynowało twórców filmowych, aby sfilmować przygody Zdzisława Najmrodzkiego? Poznaj niezwykle intrygującą historię najsłynniejszego polskiego „króla złodziei”.

Zdzisław Najmrodzki od zwykłego mechanika po „króla złodziei”

Jako dziecko często zmieniał z rodzicami i trzema braćmi miejsce zamieszkania. Przez to nigdy na dobre nie zaaklimatyzował się w żadnej szkole. W efekcie miał problemy z nauką i trudno było mu skończyć podstawówkę. Po kilku przeprowadzkach rodzina Najmrodzkich osiadła na stałe w Gliwicach. Tam Zdzisław ukończył szkołę zawodową i uzyskał dyplom czeladnika mechaniki samochodowej. Jego wielkim marzeniem było, aby zostać kierowcą rajdowym. Niestety czas i miejsca w jakich się wychowywał, nie sprzyjały młodemu pasjonatowi motoryzacji. Z pragnień nastolatka nic nie wyszło...

W wieku 19 lat trafił do wojska, gdzie doceniono go za spryt i sprawność fizyczną, dzięki temu szybko został wybrany na dowódcę czołgu. Następnie zaproponowano mu pracę w wojskach specjalnych, lecz tym razem odmówił. W konsekwencji w 1975 roku wrócił do rodzinnego miasta i rozpoczął pracę w warsztacie samochodowym. Dwa lata później ożenił się.

Życie mechanika zmieniło się diametralnie, gdy podczas zabawy pobił milicjanta. Wkrótce trafił do aresztu, ale długo tam nie posiedział. Z własnej woli opuścił mury, organizując ucieczkę. Ukrywając się przed wymiarem sprawiedliwości, wpadł na niecny plan. Jaki? Otóż przypomniał sobie, że za czasów służby wojskowej, jeden z oficerów zaproponował mu, żeby zajął się szmuglowaniem. I w ten oto sposób Najmro wkroczył na drogę przestępczą. Na początku lat 80. był już znany jako założyciel gangu złodziei samochodów. W przeciągu trzech lat ukradli ponad 100 polonezów. Nie tylko samochody stawały się celem kradzieży, również sklepy „PEWEX” (ówcześnie uznawane za luksusowe) padały łupem złodziei.

Czytaj także: Kim był król psychoanalizy, geniuszem czy oszustem? Historia Zygmunta Freuda

Maciej Sochor/PAP

Kraków wrzesień 1990 roku, rozpoczęcie procesu przeciwko Zdzisławowi Najmrodzkiemu

Zdzisław Najmrodzki jako „złodziej kobiecych serc”

Wraz z pojawieniem się wątpliwej moralności sławy, Najmro zaczął wzbudzać coraz większe zainteresowanie u płci pięknej. Kobiety zachęcone „majątkiem samochodowym” mężczyzny zabiegały o jego uwagę. Jedną z nich była pewna 24-letnia kochanka, którą woził u swojego boku w czarnym BMW. Kobieta tak go oczarowała swym wdziękiem, że otrzymała w prezencie od „króla złodziei” willę pod Warszawą.

Fakt, że Najmro był ulubieńcem kobiet i vice versa, potwierdziła Ewa Bojarska, radczyni prawna z Gliwic. „Gdy podjeżdżał pod moją kancelarię w Gliwicach, sekretarki dosłownie wisiały w oknie. Najmrodzki składał się ze sprzeczności. Był przestępcą, a jednocześnie niesłychanie eleganckim, kulturalnym, dobrze wychowanym człowiekiem. Żeby usiąść, czekał, aż kobieta pierwsza to zrobi, kobiety zawsze przepuszczał w drzwiach. Nie słyszałam, by kiedykolwiek używał wulgaryzmów, wypowiadał się bardzo konkretnie. Miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że wszyscy go lubili. Nie tylko kobiety, ale też towarzysze z celi czy klawisze. On sam, jego zachowanie kompletnie nie przystawało do norm, które prezentowali sobą przestępcy”, zdradziła na łamach „Gazety Wyborczej”.

Czytaj także: „Miło było mieć prawdziwą rodzinę w piwnicy” Fritzl, potwór z Amstetten, umiera w więzieniu

Maciej Sochor/PAP

Kraków, grudzień 1990 roku, proces Zdzisława Najmrodzkiego. Wyrok Sądu Rejonowego

Zdzisław Najmrodzki aż 29 razy przechytrzył milicję, ale śmierci nie oszukał

Najmro, aż 29 razy zdołał uciec przed wymiarem sprawiedliwości, ośmieszając w ten sposób polską milicję. Dzięki sprytowi, bardzo dobrej kondycji fizycznej i urokowi osobistemu, udawało mu się pozostać na wolności. Nie miał żadnego problemu, aby uciec z konwojów, komisariatów i aresztów. Do najbardziej brawurowych ucieczek należy zaliczyć ucieczkę z pociągu, w której to wykorzystał pijaństwo pilnujących go milicjantów oraz ucieczkę z sądu w Gliwicach po przepiłowaniu krat przez wspólników i wyjście z pałacu Mostowskich w przebraniu milicjanta. Najsłynniejsza ucieczka miała jednak miejsce 3 września 1989 roku po dokonaniu wielkiego podkopu w areszcie w Gliwicach. Najmro uciekł w trakcie spaceru na spacerniaku, zaś w celi pozostawił po sobie list, w którym podziękował naczelnikowi aresztu za gościnę.

Co ciekawe, w ucieczce z aresztu pomogła synowi matka, która własnymi rękoma kopała tunel nocą. „Czterech synów miałam, ale Zdzisiek był najukochańszy. Inteligentny, wszystko potrafił zrobić, królem złodziei go nazwali. Tyle razy go wsadzali za kratki, a on im uciekał. W jednej z ucieczek z aresztu to ja mu pomagałam. Tunel nocami kopałam, by Zdzicha wydostać. To było w 1989 r. gdy go zamknęli w areszcie w Gliwicach", szczerze przyznała Sabina Najmrodzka w rozmowie z „Faktem".

Dobra passa „mistrza ucieczek” nie trwała jednak wiecznie. W 1989 roku został ostatecznie złapany i osadzony w więzieniu. Wyrok brzmiał: 20 lat pozbawienia wolności za kradzieże i 7 lat za ucieczki. Nie odsiedział jednak całego wyroku. Ówczesny prezydent Polski, Lech Wałęsa zlitował się nad skazańcem i w 1994 roku Najmro opuścił mury więzienia. Obiecał, że już nigdy więcej nie będzie kraść. Niestety i tym razem kłamał.

31 sierpnia 1995 roku zginął w wypadku samochodowym w okolicach Mławy. Prowadzone z niebezpieczną prędkością przez mężczyznę auto wpadło w poślizg i uderzyło w jadący z naprzeciwka samochód ciężarowy LIAZ. Razem ze Zdzisławem Najmrodzkim zginęli synowie jego przyjaciela - 12-letni Marcin i 14-letni Tomasz. Ponadto okazało się, że samochód był kradziony, tablice rejestracyjne były sfałszowane, a dowód osobisty kierowcy był wystawiony na inne nazwisko.

Jedno jest pewne, o ile „królowi złodziei" udawało się wielokrotnie przechytrzyć wymiar sprawiedliwości, o tyle śmierci nie dał rady już oszukać...

Reklama

Czytaj także: Alfred Hitchcock i Alma Reville. „Gdyby nie żona, byłbym dziś najgorszym z kelnerów”

Reklama
Reklama
Reklama