Zawsze występowali razem, niczym papużki nierozłączki. Historia związku Hanny i Antoniego Gucwińskich
"Myśmy już byli za starzy na zakochanie"
Nie spodziewali się, że ich kariera potoczy się w takim tempie. Wystarczyło kilka chwil, aby po emisji programu "Z kamerą wśród zwierząt" mówiła o nich cała Polska. Prócz telewizji, zaangażowali się również w politykę. Ich miłość trwała przez ponad 60 lat. Przez lata pokazywali, że nic nie jest w stanie jej złamać...
Artykuł aktualizowany 12.11.2024 r.
Hanna i Antoni Gucwińscy: historia miłości
Hanna i Antoni Gucwińscy poznali się w latach 50. Oboje byli wtedy studentami zootechniki, którzy rozpoczęli praktyki we wrocławskim ogrodzie zoologicznym, mimo że studiowali w różnych miastach. Ona uczyła się wtedy w Olsztynie, a on w Krakowie. Historia zakochania od pierwszego wejrzenia ich nie dotyczyła, bo kiedy się poznali, nie zwracali na siebie uwagi.
Poznali się przy nenufarach, gdy zanurzeni po kolana w błocie sadzili rośliny. Kolejne spotkanie zawdzięczają małemu lampartowi. Antoniemu odbycie praktyk nakazał profesor, sam nie pałał entuzjazmem do tego miejsca. „To był rok 1956. Pojechałem na trzy miesiące. Powiedziałem sobie, wytrzymam i wrócę. Ale zajęło mnie zoo. Wychowywałem pierwszego urodzonego w Polsce lamparta”, opowiadał Antoni Gucwiński w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”. Okazało się, że tego samego lamparta na początku odchowała Hanna. „Musiałam mu tego lamparta przekazać i powiem szczerze, że znielubiłam Antosia za to. Byłam pewna, że nie zajmie się nim porządnie”, dodała w wywiadzie Hanna Gucwińska.
Po zakończeniu praktyk wrócili na swoje uczelnie, żeby obronić dyplomy. Hanna, już jako absolwentka, zaczęła wieść swoje życie w Olsztynie. Prowadziła tam gabinet zoologiczny, tańczyła w zespole ludowym Kortowo i spotykała się z najatrakcyjniejszym studentem z Akademii Rolniczej. Ich drogi się rozeszły po tym, jak okazało się, że chłopak zamierza wyprowadzić się na Hel, a Hanna nie chciała mieszkać nad morzem.
Hanna i Antoni Gucwińscy: praca w zoo
W międzyczasie okazało się, że wrocławskie zoo ma wolne etaty i chętnie przyjmie do pracy swoich praktykantów. Antoni Gucwiński zdecydował się na tę ofertę od razu. „Dwa dni po dyplomie miałem spakowaną walizkę, w niej pędzel do golenia, dwie koszule i coś tam jeszcze. (...) Przyjechałem do Wrocławia 8 marca 1957 r. Ogromny śnieg był w tym czasie. Na drugi dzień się zgłosiłem do dyrektora, nie pytałem, za ile, nie pytałem, gdzie będę mieszkał. Taki był człowiek głupi”, wspominał. Hanna z kolei miała kilka wątpliwości i zastanawiała się nad ofertą. Jej decyzję przyspieszył list, który dostała wtedy od Antoniego. „Prosił, żebym wracała do Wrocławia. No i wróciłam”, opowiedziała. Dołączyła do zespołu wrocławskiego zoo kilka miesięcy później.
Na miejscu zastała niską pensję (dowiedziała się, że wypłata Antoniego w zoo była mniejsza od stypendium, które dostawał na uczelni) i podział obowiązków, który jej nie zadowolił. „Czułam się pokrzywdzona. Myślałam sobie, jak to będzie dobrze panować nad tygrysem czy lwem, a dostałam małpy. Wygłupiały się i przedrzeźniały. Zastanawiałam się, jak ja je opanuję”, opowiadała „Gazecie Wyborczej”. Okazało się, że drapieżnikami zajmował się Gucwiński, któremu to zadanie też nie było na rękę, bo czuł przed nimi lęk. Hanna za to potrafiła wejść na wybieg lwa, żeby zapozować do zdjęcia dziennikarzowi.
- CZYTAJ TEŻ: Elżbieta Zającówna i Krzysztof Jaroszyński wspólnie pokonywali życiowe zakręty. Byli razem blisko 40 lat
Hanna i Antoni Gucwińscy: ślub z rozsądku
Relacja Hanny i Antoniego była wtedy czysto koleżeńska. Poza tym, że byli znajomymi z pracy, nic ich nie łączyło. Przełom nastąpił dopiero, gdy zamieszkali w małym domku na terenie zoo. Obojgu przydzielono wtedy służbowe mieszkania - Hannie na piętrze, Antoniemu na parterze. „I to nas zgubiło”, przyznał przyszły dyrektor wrocławskiego zoo. Ale też nie od razu. Podobno przez pierwsze lata wspólnego mieszkania bardziej łączyła ich wspólna pralka i komplet mebli, niż gorące uczucie i myśli o ślubie. „W sumie tak pięć lat chodziliśmy wkoło siebie”, podsumowała Hanna.
W 1962 roku zdecydowali się na ślub. Ciężko powiedzieć, że z wielkiej pasji, bo takowa nigdy się pomiędzy nimi nie narodziła. Dzielili bliską więź, Hanna szukała w tej relacji bliskości, a Antoni… Do końca nie wiadomo, bo mało o sobie mówił. Przyznał po latach, że ślub wzięli z rozsądku. Mało brakowało, a zapomnieliby o całej uroczystości, ponieważ dzień wcześniej, do późnej nocy, zajęci byli próbami schwytania młodego, pokaleczonego jelenia, który biegał wystraszony po podmiejskich działkach. Wrócili wyczerpani do domu, a w dzień uroczystości jedyne, co mieli do zaproponowania gościom, to butelka ajerkoniaku, bo nie zdążyli zrobić zakupów.
Całe wydarzenie nie wymagało większej oprawy, bo uroczystość była bardzo skromna - poza państwem młodymi, byli tylko świadkowie. Wkrótce dorobili się motocykla MZ, którym zjeździli Dolny Śląsk. Nie mieli czasu na dzieci, ale ich rodzina i tak zawsze liczyła kilku członków więcej. Podczas podróży motocyklem towarzyszyły im dwa małe tygrysiątka, które nie mogły zostać na ten czas w zoo, bo wymagały karmienia smoczkiem co cztery godziny. Potem w ich domu regularnie pojawiały się zwierzęta, którym pomagali przeżyć. Wykarmiali butelką ze smoczkiem pumy, szympansy i surykatki, z którymi ciężko im się było potem rozstać i wsadzić je do klatek.
Hanna i Antoni Gucwińscy: zoo, zwierzęta i podróże
W międzyczasie ówczesny dyrektor zoo odszedł na emeryturę, a jego miejsce zajął 34-letni wtedy Gucwiński. Od tego czasu razem z Hanną dokonali wielu zmian na korzyść wrocławskiego zoo. Zajęli się ogrodem, który był w bardzo złym stanie, wprowadzili zoo do unii ogrodów zoologicznych i sprowadzili zwierzęta, które ludzie w Polsce mieli okazję zobaczyć wtedy po raz pierwszy. Hanna formalnie została wówczas głównym specjalistą do spraw hodowlanych, nieformalnie była drugim dyrektorem, chwilami nawet bardziej decyzyjnym niż Antoni.
Wrocławskie zoo było pod opieką Gucwińskich przez kolejnych kilkadziesiąt lat. W tym czasie również dużo podróżowali, a kiedy wracali, zawsze sprowadzali ze sobą nowe rośliny i kolejne zwierzęta. Zoo wypełniało ich cały wolny czas. Nie stawiali granicy pomiędzy pracą a życiem rodzinnym. Nigdy potem nie mieli też dzieci, ale ich podopieczni z ogrodu skutecznie zastępowali im potomstwo. Rozpoczęli też budowę domu, który znajdował się dwa przystanki od zoo. Własnymi siłami pracowali nad nim przez 20 lat.
Z kamerą wśród zwierząt
O Hannie i Antonim Gucwińskich Polska dowiedziała się dzięki popularnemu programowi „Z kamerą wśród zwierząt”, który zaczął być emitowany w telewizji w latach 70. Do poprowadzenia go nakłonił parę dziennikarz i podróżnik Ryszard Badowski, który czasami nagrywał swój „Klub sześciu kontynentów” w ich zoo. „Z kamerą wśród zwierząt” okazało się wielkim hitem, a Gucwińskich pokochała cała Polska. Program nie schodził z anteny przez 32 lata. Po trzech latach oglądało go dwanaście milionów telewidzów.
„Nagrywanie tego programu było bardzo trudne, bo żony i mnie nikt wcześniej telewizji nie uczył. A poza tym przy dzikich zwierzętach najlepiej być samemu. A tymczasem do nakręcenia takiego programu potrzebna była ekipa: kamerzysta, oświetleniowiec, dźwiękowiec. Zwierzęta się bały, musiały się oswoić z obcymi ludźmi. Musieliśmy zmienić sposób myślenia, jaki panował w TV. To kamera musiała się dostosowywać do zwierzęcia, a nie na odwrót”, mówił Antoni Gucwiński w wywiadzie dla „Gazety Wrocławskiej”.
Hanna i Antoni Gucwińscy: skandal z Mago
Dobrą passę zakończyła przykra historia z misiem Mago. Kilka lat wcześniej do wrocławskiego zoo trafiła niedźwiedzica Magda wraz z trójką swoich dzieci. Do tej pory żyła w tatrzańskim lesie, była dokarmiana przez turystów i z czasem stała się bardzo niebezpieczna. Antoni Gucwiński po latach przyzna, że zgadzając się na przyjęcie Magdy, popełnił największy błąd swojego życia. Magda umarła po nagraniu odcinka o skutkach dokarmiania dzikich zwierząt, a kilka lat później Gucwińscy umieścili jej syna Mago w klatce o powierzchni dwunastu metrów kwadratowych, w której niedźwiedź spędził niemal dziesięć lat.
Dyrektor zoo zadecydował o tym z dwóch powodów: po pierwsze, niedźwiedź był niebezpieczny i zranił pracownika, a po drugie – nie mógł przebywać ze swoją siostrą na jednej powierzchni, bo z ich kazirodczego związku narodziły się trzy niedźwiadki. Antoni Gucwiński tłumaczył, że nie było dla Mago innego rozwiązania. W 2006 r. oskarżono go o znęcanie się nad niedźwiedziem i z dnia na dzień przestał być dyrektorem zoo. Po ponad pięćdziesięciu latach nakazano małżeństwu wyprowadzić się z ogrodu. Sprawa trafiła do sądu, gdzie uznano Gucwińskiego za winnego. Ostatecznie sędzia wymierzył mu łagodniejszy wymiar kary, jakim był nakaz przelania 1 tys. zł na konto Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Hanna i Antoni Gucwińscy: jak żyli po skandalu z Mago?
Małżeństwo uznało decyzję sądu za bardzo krzywdzącą i niesprawiedliwą, ale nie mieli już siły na dalszą walkę. Batalia sądowa wymagała od nich sprzedaży domu na opłacenie adwokatów. „Od zoo trzymam się z daleka. Tylko na nasze nieszczęście mieszkamy blisko ogrodu. Każdego dnia trzeba przejść koło bramy. Wszystko się przypomina, po nocach śni. Jeszcze ten proces, skaza do końca życia. Znów wszystko od początku. Nie będziemy się już bronić. W pewnym wieku nie ma sensu się już bronić”, mówiła Hanna w rozmowie z Onetem.
Jak później wyglądało życie znanego małżeństwa? Mieszkali w domu we Wrocławiu, w którym, tak jak to było przedtem, gościli wiele zwierząt: psy, koty, żółwie wodne i lądowe, jeże, chińskie kurki, koguta, papugi i szpaka. Niedaleko tej posiadłości jest zoo, w którym spędzili połowę życia, ale nie byli w nim od ponad piętnastu lat. Wciąż mieli duży żal o sprawę Mago. Antoniego Gucwińskiego nie opuszczało uczucie, że źle pokierował swoją zawodową ścieżką. „Błędem było to, że człowiek traktował ogród jako swoje życiowe dzieło. Trzeba było czasem odpuścić i może inaczej się ustawić”. Para żyła samotnie, z nikim się nie spotykała - woleli towarzystwo zwierząt.
Antoni Gucwiński zmarł w grudniu 2021 roku. „Przykry dzień we Wrocławiu. Zmarł Antoni Gucwiński - wieloletni legendarny dyrektor ZOO Wrocław. Przez lata program „Z kamerą wśród zwierząt”, który prowadził wraz żoną, uczył nas wrażliwości wobec naszych „braci mniejszych”. Będzie nam go ogromnie brakować”, napisał prezydent Wrocławia Jacek Sutryk na swoim profilu na Facebooku.
12 listopada 2023 do swojego męża dołączyła Hanna Gucwińska, która odeszła w wieku 91 lat. O jej śmierci również poinformował prezydent miasta, w którym wraz z mężem spędziła większość swojego życia. Dziś mija rok od tego niezwykle smutnego dnia.
Historia Państwa Gucwińskich nawet w obecnych czasach wydaje się niezwykła. Ludzi z taką miłością do zwierząt, poświęcających swoje życie na pracę dla nich jest tak niewielu...
Źrodła: plejada.pl, kobieta.onet.pl