Reklama

Krystyna Mirek jest autorką 22 powieści obyczajowych. Zanim zaczęła pisać, długo w siebie nie wierzyła, a otoczenie utwierdzało ją w tym, że nie ma szans. Wbrew wszystkim osiągnęła sukces. Własnym przykładem i swoimi powieściami udowadnia, że z wieloma problemami można sobie poradzić. „W każdej mojej książce bohaterka ma jakiś problem i próbuje znaleźć jego rozwiązanie. Najczęściej jest on znany wielu kobietom i dzięki temu odnajdują one w powieściach swoje życie. Pokazuję, w jaki sposób bohaterka się z trudnej sytuacji wydostaje”, tłumaczy. Jej najnowsza powieść Tylko jeden wieczór to powieść, w której główna bohaterka tuż przed Świętami dostrzega, że otaczają ją pozory, a własny wizerunek wykreowany w Internecie nie wystarczy.

Reklama

Akcja Pani najnowszej książki dzieje się w święta. Jestem ciekawa, kiedy ją Pani pisała. Wydanie książki zajmuje trochę czasu, więc pewnie pisała ją Pani, kiedy na dworze panowały upały?

Dokładnie tak było. Wiosną i latem, kiedy zmagaliśmy się z największymi upałami, ja pisałam zimową opowieść. Za to teraz, kiedy zaczyna robić się naprawdę mroźno, dopieszczam historię przeznaczoną na przyszłe wakacje i piszę o słońcu. Tak się to czasem składa. To niezwykłe doświadczenie, kiedy siedzi się na tarasie, wokół hiszpański upał, a ja zakładam moim bohaterom czapki i muszę wyobrazić sobie, jak bardzo jest im zimno. Ale to się udaje. Kiedy piszę powieść, jestem bowiem tak mocno zaangażowana w to, co przeżywa bohater, że patrzę na świat jego oczami, czuję jego sercem, myślę jego myślami i jest mi zimno, gdy on marznie .

Czy to kwestia doświadczenia?

Tylko jeden wieczór to moja dwudziesta druga książka. Z całą pewnością jestem teraz bardziej rozpisana i wiele rzeczy przychodzi mi łatwiej, niż wtedy gdy zaczynałam przygodę z tworzeniem powieści. To tak jak z grą na skrzypcach. Na początku muzyk musi liczyć nutki i bardzo pilnować tego, jak gra. Po wielu latach pracy nabywa doświadczenia i potrafi zagrać z pamięci wiele melodii, a dodatkowo jeszcze sprawia mu to przyjemność. Podobnie jest ze mną. W pewnym momencie słowa stały mi się bardziej posłuszne, teraz łatwiej wyrażają to, co chcę powiedzieć. Pisanie przebiega sprawniej. Natomiast trudniejsze jest to, że poziom oczekiwań Czytelników wzrasta. Zwykle nowa powieść wchodzi na listę bestsellerów już miesiąc przed ukazaniem się na rynku. To duży kredyt zaufania. Poczucie odpowiedzialności sprawia, że cały czas trzeba się starać, robić to coraz lepiej, uczyć się, pracować.

Jakie to uczucie, kiedy kończy Pani książkę i wysyła ją do wydawcy?

Zwykle towarzyszy temu ogromna ulga, ponieważ pod koniec pisania jestem bardzo zmęczona. To proces, który trwa długo. Mimo że dużo moich książek ukazuje się na rynku, piszę wolno. Poświęcam temu codziennie dużo czasu i dlatego jestem w stanie napisać więcej. Piszę codziennie, każdego dnia bez względu na to, czy mam na to ochotę, czy nie. Czasem udaje się stworzyć sporo, czasem nic. Kiedy książka jest skończona, naprawdę jestem szczęśliwa i to jedyny moment, kiedy jestem z niej zadowolona. Potem zaczynają się myśli: „a może jednak można było zrobić coś inaczej…”. W nieskończoność można coś zmieniać, poprawiać. Ale dla Czytelników najbardziej liczą się emocje, prawda przekazu, historia, opowieść, przesłanie, a nie tylko moje techniczne „dłubanki”. Oczywiście warsztat pracy musi być zachowany, żeby książka po prostu dobrze się czytała. Ale Czytelnik nie powinien tego warsztatu widzieć, tak jak podszewki w eleganckiej sukience. Historia musi płynąć gładko, naturalnie.

O czym jest powieść „Tylko jeden wieczór”?

To moja trzecia powieść świąteczna, więc stanowiła pewne wyzwanie. Bardzo lubię święta, ale nie chciałam się powtarzać, dlatego ta powieść jest trochę nietypowa. Oczywiście zawiera wszystkie elementy, które lubimy w powieści świątecznej – magię bożonarodzeniową, zapach jedzenia, wspólne siadanie do stołu - ale jednocześnie jest to historia bardzo współczesna o tym, że wszyscy dzisiaj, chcemy czy nie, budujemy swój wizerunek. Jedni szczerze, inni na pokaz. Główna bohaterka Amelia jest celebrytką, aktorką i tworzy swój medialny wizerunek w spektakularny sposób, ale dziś to dotyczy nie tylko aktorów czy piosenkarzy. Także zwyczajni ludzie poprzez Internet budują fikcyjny świat. Na przykład w pokoju, w którym jest totalny bałagan, szukają dwudziestu centymetrów porządku i tam robią zdjęcie, które pokazują w sieci. Tak od małych rzeczy zaczyna się życie w nierealnym, wyidealizowanym świecie. Oczywiście wszystko jest dla ludzi, ale to niebezpieczne, ponieważ można się zatracić w budowaniu fałszywego obrazu. A potem nagle obudzić się i zobaczyć, że wprawdzie wirtualnie wszystko jest fantastycznie, ale w rzeczywistości mamy puste ręce. Z takim poczuciem ocknęła się tuż przed świętami bohaterka powieści. A w Wigilię najtrudniej jest udawać. To moment, kiedy każdy musi się zatrzymać, usiąść do stołu i zobaczyć, co naprawdę ma.

Spojrzeć bliskim w oczy...

A to jest czasami o wiele trudniejsze niż skończyć prestiżowy projekt, napisać książkę, która stanie się bestsellerem czy stać się szefem wielkiej firmy. Bohaterka powieści Tylko jeden wieczór będzie się musiała zmierzyć z takim wyzwaniem. Odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla niej ważne i czy chce zaryzykować swoją karierę dla prawdy.

Jaka była główna myśl, która Pani przyświecała podczas pisania?

W książce jest fragment mówiący, że „w życiu jest bardzo wiele początków”. To, że popełniliśmy jakiś błąd, nie oznacza, że to koniec. Mamy prawo zacząć od nowa. Możemy mieć tyle początków, ile sobie życzymy i na ile sobie pozwolimy. Nawet kilka razy dziennie można się podnosić i zaczynać raz jeszcze. Druga myśl była taka, że święta mogą być okazją nie tylko do tego, żeby wydać dużo pieniędzy, do czego bardzo intensywnie namawiają nas reklamy. Ale też by chociaż na chwilę się zatrzymać i zastanowić nad tym, co rzeczywiście mamy w rękach. Czy są to te rzeczy, na których nam najbardziej zależało. Jestem na takim etapie życia, kiedy już wiem, że nie mamy nieograniczonej ilości czasu. To ważne, jakich dokonujemy wyborów, na co stawiamy.

Czyli książka byłaby świetnym prezentem pod choinkę?

Tak, jest napisana z taką myślą. To prezent dobry dla babć i mam, ponieważ to bardzo przyjazna literatura. Mam bardzo dużo czytelniczek w tym starszym pokoleniu. Jest to też książka dla przyjaciółek. Bardzo dużo osób stało w kolejce na targach po to, by zdobyć dedykację dla przyjaciółki. To też się dobrze sprawdza. No i oczywiście dla własnej przyjemności też można sobie taki upominek sprawić.

Co robi Pani, żeby uwiarygodnić świat przedstawiony? Na przykład w tym przypadku, skąd wiedziała Pani, jak opisać życie sławnej aktorki?

To zależy od sytuacji. Są takie książki, do których się długo przygotowuję. Na przykład akcja jednej z moich powieści dzieje się we francuskiej winnicy. Żeby opisać tamte realia, musiałam dowiedzieć się bardzo dużo o produkcji winogron. Dzięki temu obecnie mam w ogrodzie winogrona jak nigdy wcześniej i bardzo dorodne zbiory. Taki mały skutek uboczny. Czasem jest też tak, że po prostu znam dane środowisko, bo sama miałam z nim kontakt. Rozmawiam też z ludźmi, którzy pracują w danym zawodzie. Kiedy pisałam książkę, której bohaterka była panią doktor weterynarii, siedziałam w pewnym gabinecie przez tydzień i obserwowałam przyjmowanie pacjentów. Nie tylko zdobywałam informacje, ale też nasiąkałam klimatem.

Oprócz tego od lat pasjonuję się psychologią. Mam wykształcenie pedagogiczne, którego psychologia jest integralną częścią, ale też cały czas się uczę. Czytam zarówno książki naukowe, jak i popularne, a także różnego rodzaju poradniki. Spotykam się z wieloma ludźmi. Przez wiele lat pracowałam w szkole, więc też sporo odbyłam rozmów, zobaczyłam, przeżyłam. Mieszkałam za granicą, mam za sobą doświadczenie emigracji i powrotu do kraju. Kiedy zaczęłam pisać byłam już osobą dorosłą, miałam za sobą 20 lat małżeństwa, czwórkę dzieci. Pracowałam w wielu miejscach i na różnych stanowiskach. Czerpię bardzo dużo z tego, co już mam, czego doświadczyłam. Natomiast jeśli potrzebuję informacji, to zwracam się z prośbą o pomoc. I zwykle ją otrzymuję. Ludzie chętnie opowiadają o sobie, zdradzają ciekawostki i szczegóły pracy.

Co panią inspiruje? Jak pojawiają się pomysły na książki?

Pomysły na powieści miałam zawsze, od dziecka. Bardzo długo myślałam, że każdy tak ma, że to jest zupełnie naturalny proces. Zwykle pojawia się ich bardzo dużo i nie nadążam za swoją wyobraźnią. W momencie, kiedy kończę powieść, następne czekają już w kolejce. Przychodzą z różnych źródeł – inspiracją może być usłyszane słowo, melodia, spotkanie, wydarzenie. Natomiast najpiękniej mówią do mnie kobiece twarze. Kiedy kobieta jest młoda, to jest naturalnie piękna. Z czasem na jej twarzy zaczyna się rysować życie – każda przepłakana noc to nowe zmarszczki, podobnie jak każdy uśmiech. Te drobne rysy mówią do mnie, opowiadają historię. Każda kobieta to osobna powieść, a bardzo często wielotomowa saga. To jest niewyczerpane, nieskończone źródło inspiracji.

Kiedy ma już Pani pomysł na powieść, w jaki sposób Pani pracuje? Siada Pani z gotowym planem i wie, co tego dnia powstanie czy raczej wymyśla w danym momencie?

Bardzo różnie. Czasem piszę powieści z planem. Na dużych arkuszach papieru zapisuję wydarzenia po kolei i potem trzymam się tej rozpiski. Inne historie płyną w całości z serca. Czytelnicy chyba bardziej lubią te bez planu. Oczywiście mam w głowie pewną konstrukcję, na której buduję, ale pozwalam opowieści płynąć. Czasami zdarza mi się, że nie wiem, co będzie dalej, ale jestem ciekawa i to mnie napędza do dalszej pracy. Nie mogę się dowiedzieć, jak się potoczą losy bohaterów, dopóki nie napiszę kolejnego fragmentu.

Często podkreśla Pani, że jest mamą czwórki dzieci. Swoje książki pisze Pani w domu. Jak organizuje Pani swój czas? Jakie zalety ma taki tryb pracy i jakie pokusy czekają na Panią?

Prowadzę warsztaty dla kobiet dotyczące organizacji czasu i to jest jedno z żelaznych pytań, które się na nich pojawia. Z natury nie jestem zorganizowaną osobą, jestem spontaniczna, mylą mi się cyfry i chciałabym zrobić wszystko naraz, co nie jest możliwe. Natomiast nauczyłam się dobrej organizacji czasu i to był moment, od którego zmieniło się moje życie. Wcześniej byłam polonistką, mamą wtedy jeszcze trójki dzieci i od poniedziałku do piątku dosłownie nie wiedziałam, w co w pierwszej kolejności włożyć ręce. Dom, dzieci, praca, pies, kot, ogród, gotowanie, pranie, sprzątanie, zakupy. Obowiązków czekało na mnie mnóstwo. Moje życie wyglądało tak, jak codzienność wielu moich czytelniczek. Ciągły bieg i pośpiech. W pewnym momencie zatrzymałam się. To był prawdziwy przełom. Zaczęłam uczyć się, jak lepiej zarządzać czymś tak dużym, jak własne życie.

Nie da się jednym zdaniem odpowiedzieć na pytanie, jak to zrobić. Ale są dwa najważniejsze filary. Pierwszy, że nie łączę życia zawodowego z rodzinnym. Pracuję od godziny dziewiątej rano, kiedy moje najmłodsze dziecko idzie do przedszkola, starsze dzieci są w szkole, a mąż w pracy, do piętnastej mniej więcej. Czasem wstaję bardzo wcześnie, by zyskać trochę dodatkowego czasu. Kiedy pracuję, nie myślę, co na obiad, że trzeba wstawić pranie itd. Skupiam się na pracy. Oczywiście mam takie same problemy jak wszyscy. Też uciekają mi myśli, chcę zajrzeć na Facebooka, dzwoni do mnie przyjaciółka. Ale staram się nad tym panować. Z kolei później, kiedy jestem z rodziną, to nie pracuję, nie odbieram maili, służbowych telefonów, poza wyjątkowymi sytuacjami. Dzięki temu w obu światach jestem w pełni.

Druga ważna sprawa to umiejętność koncentracji. To także wypracowana cecha. W krótkim czasie jestem w stanie zrobić naprawdę dużo, dlatego że jestem bardzo skupiona na danym zadaniu. Okazuje się, że mimo że mam czworo dzieci, to potrafię zrobić sporo, bo wiem, że mój czas jest cenny. Pracuję w domu i to ułatwia mi bycie mamą. Ale ma też swoje minusy, bo nikt mnie nie pilnuje i może się okazać, że przychodzi termin oddania tekstu, a ja jestem gdzieś daleko. Muszę się codziennie sama pilnować i dyscyplinować. To nie jest łatwe, ale warte nauczenia. Dzięki temu moje życie jest bardziej pełne. Wychowuję czwórkę dzieci, które są moją ogromną radością. Oprócz tego mam pracę, którą bardzo lubię. Utrzymuję się z pisania, mimo iż wielu mówi, że to niemożliwe. Cały czas się rozwijam. Powoli, ale ciągle idę do przodu.

Na swojej stronie internetowej pisze Pani, że dzieli się „Sprawdzonymi metodami na radzenie sobie z najróżniejszymi kłopotami”. Jakie to kłopoty i jak to wygląda?

W każdej mojej książce bohaterka ma jakiś problem i próbuje znaleźć rozwiązanie. Najczęściej jest on znany wielu kobietom i dzięki temu odnajdują one w powieściach swoje życie. Pokazuję, w jaki sposób bohaterka się z trudnej sytuacji wydostaje. O ile cała akcja jest czysto fikcyjna, to sposób wyjścia z trudności prawdziwy. Może pomóc komuś, kto ma podobną sytuację.

A co, jeśli w prawdziwym życiu nie wszystko kończy się dobrze?

Oczywiście, czasem tak jest. Stąd nasza nieustająca walka i nowe początki. Moim bohaterom też nie wszystko się udaje. Nie zawsze wygrywają, niektórzy wręcz przegrywają w dramatyczny sposób. Zawsze jest jednak szczęśliwe zakończenie, czyli przynajmniej jedna bohaterka da radę i znajdzie swoje miejsce w świecie. Bo ja stoję po jasnej stronie życia i do niej zapraszam Czytelników.

Czy jest Pani w kontakcie z Czytelnikami? Jak komentują oni fabułę? Czy mają uwagi lub sugerują, o czym powinna Pani napisać?

Bardzo lubię kontakt z Czytelnikami. Prowadzę bloga i media społecznościowe, często jeżdżę też na spotkania autorskie, bo bardzo cenię bezpośrednią rozmowę. Listów przychodzi bardzo dużo. Najczęściej pojawiają się prośby o kontynuacje. Właściwie do prawie wszystkich książek, które napisałam. W miarę możliwości staram się na nie odpowiadać. W przyszłym roku zgodnie z prośbami Czytelników pojawi się kontynuacja mojej najbardziej popularnej serii Willi pod kasztanem.

Kiedy zaczęła Pani pisać?

Stało się to w momencie, gdy urodziła się moja najmłodsza córeczka. To było dawno temu. Swoją pierwszą powieść pisałam dziesięć lat. Nad pierwszym zdaniem myślałam rok. Pracowałam wtedy w gimnazjum, byłam nauczycielką. Mieszkam w małej miejscowości, nikt wokół mnie nie był nigdy pisarzem. Wszyscy mówili mi, że nie mam szans, nie przebiję się na rynku, z tego nie da się żyć, trzeba mieć znajomości. Okazało się to nieprawdą. Oczywiście nic nie przyszło z dnia na dzień, długo pracowałam, by spełnić marzenie. Dopiero po napisaniu ósmej książki mogłam zwolnić się z pracy. Idę małymi krokami, ale wytrwale do przodu.

Jakie rady może Pani dać osobom, które marzą by zostać pisarzami i tak, jak pani kiedyś, zaczynają od zera? Panuje przekonanie, że jest to niemożliwe…

To skomplikowany temat. To twórcza dziedzina i nie ma tutaj jednego przepisu na sukces, każdy może skomponować swój. Ale są reguły, które pomagają. Dobrze jest wiedzieć, kim chce się być, jaki ma się pomysł na siebie i na swoją twórczość. Żeby nie strzelać w ciemno, tylko mieć określony cel. Po drugie trzeba mieć w sobie pasję. To jest taki wewnętrzny ogień, entuzjazm długofalowy, który pcha do działania, pracy, dzielenia się energią z innymi.

Trzecia rzecz to wiedza. Pisanie kojarzy się z romantycznym zawodem, ale trzeba rozumieć mechanizmy rynku, żeby umieć na nim funkcjonować. Tego wszystkiego można się jednak nauczyć.

Co sądzi Pani na temat określenia „literatura kobieca”?

Myślę, że go nie unikniemy. Były próby, żeby z nim walczyć, ale niczego nie zmieniły. To jest tendencja światowa, podobnie jak fakt, że literatura obyczajowa cieszy się ogromną popularnością. W Polsce jest teraz na naprawdę dobrym poziomie. Uważam, że polskie pisarki mają dużo do powiedzenia i robią to w ciekawy sposób. Oczywiście istnieją różne książki, ale wrzucanie wszystkich do jednego worka jest krzywdzące. Fakt, że twórczość rodzimych pisarzy cieszy się takim zainteresowaniem zawdzięczamy Czytelnikom. Chcą czytać książki, których akcja rozgrywa się w świecie, który rozumieją i jest im bliski. Lubią, kiedy bohaterowie chodzą po tych samych ulicach i zmagają się z podobnymi problemami. Odpowiedzialnością pisarzy jest, żeby jak najlepiej sprostać tym potrzebom.

Czy uważa pani, że Polacy czytają?

Według statystyk nie, ale jeżeli się spojrzy na kolejki na targach oraz nakłady książek, to nasuwa się zupełnie inny wniosek. Wielu Polaków czyta i robi to z wielkim zapałem oraz entuzjazmem. To są twarde dane. Miesiąc w miesiąc sprzedają się tysiące książek. Myślę też, że czytanie staje się coraz bardziej modne. Oczywiście powinno być lepiej i należy dokładać wszelkich starań, by idea czytelnictwa się rozwijała, ponieważ sprzyja każdemu człowiekowi. Pomaga rozwijać się emocjonalnie, ćwiczy umysł, poszerza horyzonty, ułatwia rozwój zawodowy i buduje więzi. Dlatego wszystkich zachęcam do spróbowania tej pięknej przygody. Wśród tak wielu książek, każdy znajdzie coś dla siebie. A święta to idealny czas na taki rodzaj relaksu.

Dziękuję serdecznie za zaproszenie do rozmowy i pozdrawiam wszystkich Czytelników Viva.pl

Reklama

Powieść tylko jeden wieczór ukazała się nakładem wydawnictw Edipresse Książki.

Materiały prasowe
Dariusz Kołakowski
Reklama
Reklama
Reklama