Reklama

Byli zakochani po uszy. Łączyła ich nie tylko wielka miłość, ale też namiętny i gorący seks. Słynna piosenkarka nigdy tego nie ukrywała. I choć wydawało się, że ich relacja przetrwa wszystko, rozdzieliła ich wielka tragedia. Jerzy Kosiński w 1991 roku odebrał sobie życie. Urszula Dudziak nie kryła wówczas rozpaczy i dopiero po 15 latach udzieliła niezwykle szczerego wywiadu magazynowi Gala.

Reklama

Urszula Dudziak i Jerzy Kosiński - historia miłości

Urszula Dudziak doskonale pamięta początek znajomości z Jerzym Kosińskim. „Znałam go przedtem z telewizji. Przyglądałam mu się z zaciekawieniem, wręcz ekscytacją i tak sobie pomyślałam: ale jest przystojny, jakie ma oczy, jaką ma niezwykłą twarz. Był coraz bliżej, a ja w panice mówiłam do siebie: muszę go zaczepić, tylko co mu powiem. Już sobie układałam, co mu powiem, ale on w ostatniej chwili spuścił głowę i nie miałam śmiałości go zaczepić. Przeszłam obok (walk on by) bardzo, bardzo rozczarowana. To był pierwszy moment, kiedy byliśmy bardzo blisko, ale poznaliśmy się dopiero dziesięć lat później”, wspominała w Kurierze Porannym.

Gdy słynna wokalistka rozstała się z mężem, niespodziewanie na jej drodze kolejny raz pojawił się pisarz. On jednak miał wtedy żonę. Czas pokazał, ze oboje czuli do siebie coś więcej. „Jurek nazywał to małżeństwem biurokratycznym. Od początku mieli osobne sypialnie. Ona była jego najbliższą przyjaciółką, siostrą. A on miał zawsze drugie życie, przyjaciółki, kochanki. Nie weszłam tam jako ktoś, kto nagle zburzył harmonię, wiedziałam o podwójnym życiu Jurka. Nie bardzo rozumiałam, na czym polega ten związek, i nie chcę za dużo na ten temat mówić. Czasami sama siebie nie rozumiałam i może w trakcie pisania książki zrozumiem więcej, ale jedno wiem — że Jurek był o wiele bardziej skomplikowany i niezwykły, niż się przypuszcza”, wyjaśniała Urszula Dudziak w Gazecie Wyborczej.

Szybko więc zostali kochankami. „Ciągle czekałam na jego telefon, żyłam nim. To mnie dławiło, wiązało, a jednocześnie uskrzydlało”, kontynuowała. Obdarzyli się niezwykle szczerym i pięknym uczuciem. „Komplementy — wiadomo, jeszcze od mężczyzny, którego się kocha — chyba nie ma nic piękniejszego. Chłonęłam je, miałam oczy, buzię otwartą, proszę o jeszcze, jeszcze. A z drugiej strony — byłam podejrzliwa. Miałam o sobie zupełnie inne zdanie i nie wiedziałam, czego ode mnie chce. Przecież wiadomo było, że się kochamy, że będziemy razem nie wiadomo jak długo. A tak było na przestrzeni naszego całego czteroletniego związku z Jerzym. Czasami mnie krytykował, zauważył, że coś mu się nie podobało. Był bardzo czujny — miał taki peryskop jak łódź podwodna i wszystko widział”, mówiła.

Kochali się bez opamiętania. Na pierwszym planie byli oni, później praca i inne problemy. „Przy Kosińskim nie nagrałam nowej płyty i on też nie napisał niczego nowego. To uczucie było za mocne, myśmy się nawzajem spalali”, przyznała Urszula Dudziak w rozmowie z Gazetą Wyborczą. „Jerzy był moją miłością życia i czuję, że cały czas jest ze mną. Z Michałem Urbaniakiem jesteśmy jak brat i siostra, troszczymy się o siebie. A Kosiński jest ze mną w takim metafizycznym wymiarze. Bardzo często z nim rozmawiam, proszę go o pomoc, szczególnie kiedy muszę coś napisać”, dodała w Kurierze Porannym. „Nasz związek cechował teatr. Bawiliśmy się razem. W 80 procentach nasz związek to była radość, wygłup, reagowanie na wszystko, co się dzieje dookoła. Cały czas to był teatr życia i bardzo możliwe, że Jurek miał na myśli moją wyobraźnię. I to nie znaczy, że zaraz za nią idzie czyn. On raczej zdefiniował moją wyobraźnię, niż coś, co się działo”, wspominała. „Byłam gotowa dla tego człowieka zrobić wszystko. Miałam dwoje dzieci, które nie chciały, żebym z nim była. A ja patrzyłam na zegarek, by tylko uciec, wyjść z domu i być jak najszybciej być z Jurkiem. Zapominałam o całym świecie. Dziewczynki zawsze miały opiekę, ale chciały matki, tym bardziej że nie było w domu ojca. To był dla nich bardzo trudny okres. I z perspektywy widzę, że to było jakieś moje opętanie", opowiadała w Gali.

„To było nieprawdopodobne zaspokajanie głodu miłości i bliskości. Jurek miał potwornie trudne przejścia, bo znamy jego życiorys, stąd potrzebował kochania. Ale ja miałam piękny dom, cudownych rodziców, nie przeżyłam wojny. Więc nie wiem, skąd u mnie ta potrzeba brania i dawania. Byliśmy ze skrajnie innych światów, jak antypody. Ale może on szukał we mnie oparcia jako na zdrowym kręgosłupie góralskim. A ja ciągnęłam do jego fantazji, zwariowania, pisarskiej wyobraźni i niesłychanej inteligencji. Miał błyskotliwe poczucie humoru, dowcip absolutnie sytuacyjny. Do dziś bardzo często, kiedy ktoś coś powie albo oglądam w telewizji rozmowę polityków, wiem, jaki byłby komentarz Jurka. Jerzy miał intelekt jak żyleta. Przez pierwszy rok naszych spotkań bardzo krępowałam się przy nim, wręcz się bałam, że nie dorównam. Przed spotkaniem walnęłam sobie jeden czy drugi kieliszeczek dla kurażu. Pamiętałam, żeby ważyć słowa. Taka się przy nim czułam malutka, dodała w tym samym wywiadzie.

CZYTAJ TEŻ: Wielka miłość zakończona ogromną tragedią... Oto niezwykła historia Uli Dudziak i Jerzego Kosińskiego

Bartek Wieczorek/LAF AM

Jerzy Kosiński

Adam Scull/PHOTOlink

Urszula Dudziak wspomina Jerzego Kosińskiego, który przed laty popełnił samobójstwo

Ich szczęście przerwała jednak wielka tragedia. 3 maja 1991 roku Jerzy Kosiński popełnił samobójstwo. W jaki sposób? Niedługo po spotkaniu z Urszulą Dudziak sięgnął po śmiertelną dawkę barbituranów. Nałożył na głowę plastikowy worek i położył się w wannie w swoim mieszkaniu w Nowym Jorku. Nie było szans na przeżycie. Później pojawiło się wiele spekulacji dotyczących przyczyny jego śmierci. Jedni twierdzili, że nie zmierzał się zabić, ale te plotki rozwiał jego list pożegnalny. Drudzy natomiast uważali, że uległ wypadkowi podczas jednej z seksualnych zabaw z sobą samym. Inni grzmieli, że było to już wcześniej zaplanowane działanie. „Kładę się teraz do snu na trochę dłużej niż zwykle. Nazwijmy to wiecznością”, pisał w liście.

Urszula Dudziak o ostatnim chwilach Jerzego wspomniała również na łamach magazynu Gala. „Może nawet nie powinnam się do tego przyznawać. On napisał list pożegnalny tuż przed samym zabiegiem. Napisał tylko i wyłącznie do Kiki, ale przeczytała mi ten list. Tam było napisane: "Udaję się w daleką podróż i bardzo możliwe, że będzie to wieczność". I napisał jeszcze, że tak się złożyło w jego życiu, coś tak się poukładało, żeby mu wybaczono i żeby Kiki przytuliła wszystkich wspólnych przyjaciół. To był jedyny odnośnik do mnie. Dziwnie się z tym czułam. Chodziłam nawet do wróżek zapytać, dlaczego do mnie nic nie napisał, dlaczego ze mną się nie pożegnał. Jedna z nich powiedziała, że potraktował mnie jako osobę, która rozumie doskonale, co zrobił, i że absolutnie nie chciał mnie w to mieszać. Ani mieszać, ani obciążać. Ani niczego dokładać, bo wiedział, że samo to, co planuje, jest straszne. Zresztą nie musiał się ze mną żegnać, ponieważ nigdy ode mnie nie odszedł", wspomniała.

Wokalistka przez lata nie potrafiła się z tym pogodzić. Nie wierzyła, że jej ukochany odebrał sobie życie i już nigdy go nie zobaczy. Bo jak sama mówiła, po ostatnim spotkaniu mieli iść na spacer... „Wszystko pamiętam. Byliśmy w kinie na filmie Greenawaya "Utopiony w liczbach", w którym jest scena, jak żona topi męża w wannie. A potem poszliśmy do restauracji Mary Lou na Pięćdziesiątej Siódmej Ulicy między Szóstą a Siódmą Aleją. Wyszliśmy, kiedy była chyba pierwsza w nocy. Odprowadziłam Jurka i zapytałam: "Co jutro robisz?". A on: "Nie wiem, bo nie mam kalendarza". Ale powiedział, że do mnie zadzwoni. Wróciłam do domu, zadzwonił. "Możesz rzucić okiem w kalendarz, to może znowu sobie pójdziemy do parku?" - zapytałam. I słyszę, jak przerzuca kartki, a potem mówi: "Słuchaj, jutro mam jakieś ważne spotkanie lunchowe, ale rano możemy sobie pójść na spacer". I mówi: "Ależ ty ślicznie wyglądałaś dzisiaj". A ostatnie słowa, jakie powiedział: "Jak się jutro obudzę, to do ciebie zadzwonię". Położyłam się. Nie mogłam w ogóle zasnąć, a o siódmej musiałam wstać, bo dzieci szły do szkoły. Wreszcie przysnęłam. Obudziłam się o trzeciej i zaczęłam umierać. Nie czułam lewej ręki. Po prostu paraliż. Pomyślałam nawet: Jurek narzeka na serce, Michał narzeka na serce, a tymczasem ja tu zaraz umrę. Poczłapałam do dzieci, obudziłam je o trzeciej w nocy i mówię: "Gdyby coś się stało, gdybym się przewróciła, zawołajcie sąsiadów". Byłam w panice. Tak się męczyłam chyba z godzinę. W końcu nad ranem zasnęłam. Obudził mnie dźwięk telefonu. Była chyba dziewiąta rano i słyszę głos Kiki, jego żony: "Ula, natychmiast do mnie zadzwoń". Wiedziałam, że coś się stało. Dzwonię do niej i ona pyta: "Pokłóciłaś się z Jerzym?". "Nie". "Bo Jerzy nie żyje", czytaliśmy.

Przyznała również, że postanowiła pożegnać się z kochankiem, chciała jeszcze raz go zobaczyć. „Poszłam. Kiki zapytała, czy chcę. Chciałam. I może dobrze, bo wiem, że on naprawdę nie żyje, a nie uciekł czy zrobił idiotyczny kawał, o co można go było podejrzewać. A poza tym to był już jakby ktoś inny", mówiła. Dodała również, że wciąż czuje jego obecność. „Czasami, ktoś przemknie, jakaś postać. A ja myślę: "Może to on?" (...) Cały czas jest przy mnie. Ilekroć staję nad wanną i odkręcam wodę, on stoi za mną i mnie obejmuje. Słowo dajęm ja to czuję", kontynuowała.

Artystka spytana o to, czy spodziewawła się, że Jerzy Kosiński może spróbować odebrać życie, odpowiedziała: „Cały czas. Odkąd go poznałam. On się chwilami po prostu zapadał, jakby przestawał istnieć. To był moment albo dzień. Był wtedy bardzo smutny, w głębokiej depresji. Gdy pytałam, co się dzieje, mówił, że nie wie. Może nie chciał powiedzieć. A ja cały czas czułam lodowaty wiatr. Bo on myślał o tym. Myślał, że tak skońcyz. Pierwszego dnia powiedział mi, że właściwie jest zblazowany, że go już nic nie interesuje, wszystko widział, wszystko wie. Nic nie jest go w stanie zaskoczyć. Czuje się pusty (...) To paradoks: bał się śmierci, a potem wziął tę śmierć za rogi jak byka i pokonał. Rozumiesz?", czytaliśmy w Gali.

Reklama

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Dzięki byłej żonie Piotr Kraśko poznał swoją obecną miłość. Dla niego porzuciła karierę w USA

Maciej Skawinski Maciej Skawinski/FORUM / Forum, Adam Scull/PAP
Reklama
Reklama
Reklama