Tragiczna śmierć tancerki Igi Korczyńskiej. Zginęła od dwóch strzałów zazdrosnego kochanka
Gdy celował do niej bronią, krzyczał "Kocham, kocham, kocham!"
Tą historią rodem z Hollywood żyła Warszawa na początku lat 30. Utalentowana i młoda tancerka wodewilowa zginęła, po tym jak jej opętany zazdrością kochanek wtargnął za kulisy trzeciorzędnego teatrzyku, w którym co wieczór tańczyła i wycelował w nią dwa strzały. Tą młodziutką dziewczyną była Iga Korczyńska, którą prasa nazywała "pięknym czystym kwieciem", a sprawca, który odebrał jej życie, nazywał się Zachariasz Drożyński. 25-letni mężczyzna był jej niedoszłym narzeczonym. W sądzie zarzekał się, że był pochłonięty miłością do ukochanej. Historia ich związku nie była jednak potwierdzeniem tych słów...
Kim była Iga Korczyńska? Droga do zawodu tancerki
Naprawdę nazywała się Jadwiga Wielgus, przyszła na świat w 1911 r. w Warszawie, w rodzinie, w której nigdy się nie przelewało. Wielgusowie żyli skromnie, ojciec pracował jako szewc, do tego rodzice Jadwigi przy utrzymaniu rodziny mieli dodatkowe zmartwienie. Ich druga córka chorowała. Leczenie wymagało większego nakładu gotówki. Promyczkiem w szarej rzeczywistości była Iga, cudowne dziecko, które już w wieku kilku lat zaczęło objawiać taneczne zdolności. Jeden z klientów pana Wielgusa pomógł dostać się jego córce do szkoły baletowej przy Teatrze Wielkim. Profesorowie bardzo szybko odkryli drzemiący w dziewczynce potencjał. Mając niecałe 13 lat, zaczęła występować na deskach Teatru Wielkiego.
"Zapowiadała się na primabalerinę baletu Teatru Wielkiego. Miała idealną figurę i harmonijne ruchy. Była stworzona do tańca klasycznego", pisał o niej krytyk teatralny Henryk Liński w "Tajnym Detektywie". Kariera taneczna Igi nie potoczyła się jednak tak, jak o tym marzyła. Gdy miała 16 lat, zmarł jej ojciec, główny żywiciel rodziny. Od tamtej pory to Iga wzięła na swoje barki odpowiedzialność za utrzymanie mamy i siostry.
Za namową kolegi, Konrada Ostrowskiego, porzuciła szkołę baletową i została jego partnerką do popularnych i nieźle płatnych występów przed seansami filmowymi w kinach. Para młodych tancerzy szybko została zauważona i zaproponowano im angaż w Teatrze Wodewil, a później w Teatrzyku Ananas. Henryk Liński pisał wówczas o nastoletniej tancerce: "Kto widywał ją ostatnio, a tańczyła przeważnie niemal nago, podziwiał jej idealnie harmonijną, bardzo kobiecą budowę o zachwycającej linii bioder, pięknej, nieco śniadej karnacji, prześlicznie umodelowanych nogach (rzadkość u tancerek ze szkołą klasyczną posiadających zazwyczaj zbyt muskularne łydki)".
"Dobrze się z tym czuję, bo wtedy mogę tańczyć całym ciałem. Nie wyobrażam sobie, żeby moja czysta sztuka budziła u kogokolwiek myśli... nieczyste!", mówiła z kolei o swojej nagości tancerka. Problem z pokazami w negliżu stanie się dla niej problemem dopiero za jakiś czas...
Zobacz także: Loda Halama mówiła, że przeżyła życie w pełni. Los nie oszczędzał przedwojennej primabaleriny, ale ona nigdy się nie poddała
Tancerka zakochała się w swoim kacie
W 1927 roku, gdy miała niespełna 17 lat, Iga Korczyńska poznała Zachariasza Drożyńskiego. Był to kandydat z tzw. wyższej półki. Starszy od niej o 5 lat, studiował prawo i był synem uznanego adwokata. Iga widziała w nim szansę na lepszą przyszłość, a także na przedostanie się do wyższych sfer. Z kolei Drożyński wzdychał do jej pięknego ciała i czuł ogromną chęć podporządkowania sobie tej pięknej tancerki.
"Wychowywał Korczyńską. Uczył ją jeść, mówić, zachowywać się w towarzystwie, jednym słowem zawdzięczała mu ona polor i ogładę. Drożyński urządzał formalne lekcje dobrego tonu dla przyjaciółki", opowiadała później tancerka Loda Niemirzanka.
Początki związku ze studentem prawa były jak z bajki. "Aż miło było patrzeć na Igę, gdy w słoneczny dzień majowy kroczyła w Aleje, uwieszona na ramieniu ukochanego i wpatrując się weń z całym żarem swych ciemnych oczu...", wspominał krytyk teatralny Henryk Liński. "Nareszcie ziściło się moje marzenie. Zakochałam się i chciałabym cały świat objąć, uściskać i wycałować. (...) Kocha mnie jak wariat, ale jest o mnie szalenie zazdrosny", opowiadała Iga.
Ta początkowo rozczulająca tancerkę zazdrość zamieniła się w zazdrość chorobliwą, opętaną i trudną do zniesienia. Kiedy uczucia euforii i największego zakochania się opadły, wybranek Igi Korczyńskiej pokazał swoje prawdziwe oblicze. Był apodyktyczny, a obracanie się w wysokich kręgach, które na początku tak urzekło dziewczynę, szybko zamienił na hulaszczy tryb życia, na który pieniądze pobierał od swojej partnerki. Z czasem poza awanturami o wyimaginowanych kochanków, które jej urządzał, zaczął dyktować warunki dotyczące jej pracy.
Nakazał jej porzucić swojego tanecznego partnera, Ostrowskiego, z którym tworzyli niezwykle dobrany duet na scenie. Bez niego tancerka musiała wyrabiać swoją markę od nowa. Ostatecznie zgodził się zastąpić go innym tancerzem, o którym mówiono w tamtejszych kręgach, że nie interesują go kobiety. Dopiero w takim układzie Drożyński poczuł się bezpieczny. Doszło nawet do tego, że ukochany tancerki próbował przekonać dyrekcję Teatrzyku Ananas, aby jej pensja trafiała bezpośrednio do niego.
Zobacz też: Simone de Beauvoir i Jean-Paul Sartre nie uznawali małżeństwa. Do końca życia trwali w otwartym związku
Stracone szanse i rękoczyny w bramie
"Miała propozycje przejścia do światowej sławy zespołu baletowego Diagilewa, mogła pracować w »Adrii«, wyjeżdżać na tournée z Hanką Ordonówną, ale bała się swego narzeczonego. On zabraniał jej wszystkiego i ciągle straszył, że ją zabije" — pisał o Idze Korczyńskiej krytyk teatralny Henryk Liński w "Tajnym Detektywie".
Toksyczny związek tancerki z Zachariaszem Drożyńskim ciągnął się przez długie cztery lata, pełne awantur, bijatyk i płaczu. Tancerze z teatru najczęściej widzieli Igę posiniaczoną, podrapaną i z opuchniętymi od płaczu oczami. W 1931 roku tancerka powiedziała partnerowi, że między nimi koniec. Na początku Drożyński nie chciał do tego dopuścić, żądał wyjaśnień, nachodził ją po pracy. W rzeczywistości czuł, że wraz z Igą odchodzi jego źródło pieniędzy na hulaszczy tryb życia. To z nim i z poczuciem kontrolowania czyjegoś życia nie umiał pogodzić się najbardziej.
Ostatecznie wydawałoby się, że ustąpił. Znudziło mu się nachodzenie tancerki w pracy. Wszyscy myśleli, że dał sobie spokój. Do czasu, gdy nie usłyszał, że w życiu Igi pojawił się inny mężczyzna.
Czytaj także: Hanka Ordonówna była nie tylko wielką gwiazdą, ale przede wszystkim wspaniałą kobietą
Zabójstwo Igi Korczyńskiej
Drożyński pojawił się 6 sierpnia 1931 roku o godz. 19.00 w teatrze przy ul. Marszałkowskiej 114 w hotelu Metropol. Z bukietem kwiatów szedł w stronę garderoby. Znano go tam, jego widok nikogo nie zdziwił.
"Zamienił z nią [Igą - przyp. redakcji] kilka słów. Korczyńska coś mu odpowiedziała, śmiejąc się. Trwało to chwilę, gdy nagle rozległy się dwa szybko po sobie następujące strzały rewolwerowe, które zaalarmowały artystów, służbę i publiczność", pisał "Kurjer Poranny". Dwa strzały napastnik oddał w stronę partnerki, kolejne dwa przeznaczył dla siebie, ale chybił. Jedną kulą zdołał ranić się tylko w obojczyk, podczas gdy jego niedoszła narzeczona konała w garderobie, wydając z siebie ostatnie słowa. "Ratujcie mnie, duszę się", mówiła do próbujących ją reanimować kolegów. Gdy przyjechało pogotowie, tancerka była jeszcze przytomna. Zmarła przed północą.
Czytaj również: Mieczysław Stoor: śmierć aktora "Stawki większej niż życie" do dziś stanowi jedną z największych zagadek polskiego kina
Proces w sprawie zabójstwa Igi Korczyńskiej
Zachariasza Drożyńskiego oskarżono o zabójstwo z premedytacją, jednak rozprawę trwającą cztery dni rozpoczęto dopiero 27 kwietnia 1932 r. Policja musiała tworzyć kordony zabezpieczające przed salą rozpraw, ponieważ takie wydarzenie jak osąd nad zbrodnią z namiętnych miłosnych uniesień wywoływało w mieszkańcach stolicy ogromne poruszenie. Na sali rozpraw poza świadkami i tancerzami ze środowiska zamordowanej Igi Korczyńskiej, przybyła także publiczność.
"Ofiara jest artystką. Zbrodnia miała miejsce za kulisami. To ludzi pociąga i sprawia, że publiczność zdaje się niejednokrotnie zapominać, gdzie jest, myśląc, że ma przed oczyma fragment z kryminalnego romansu kinematograficznego. W pewnym nawet momencie procesu przewodniczący musiał upominać publiczność, która zachowywała się nie tak, jak w sądzie zachowywać się należy", pisał "Kurjer Warszawski".
Z kolei niedoszły narzeczony tancerki na sali rozpraw był opanowany, ważył każde słowo. "Przyznaję się do winy, ale zabić nie chciałem. Czyż można chcieć zabić osobę, którą się kocha? Na tę przyczynę złożyły się wypadki ostatnich miesięcy. Zazdrość…", mówił w stronę sędziego.
Sąd uznał, że Drożyński popełnił zbrodnię w afekcie i skazał go na zaledwie osiem lat pozbawienia wolności. Dodatkowo po apelacji karę zmniejszono jeszcze o dwa lata. Gdy opuścił więzienie, podjął się pracy jako... kasjer w jednym z warszawskich teatrów. Z kolei po wojnie już jako Zygmunt Drożyński, został dyrektorem finansowo-administracyjnym teatru Syrena.
Czytaj również: Maciej i Damian Damięccy: nieznana historia aktorskich braci
Proces przeciwko Zachariaszowi Drożyńskiemu oskarżonemu o zabójstwo tancerki Igi Korczyńskiej przed Sądem Okręgowym w Warszawie
Źródła: ofeminin.pl, kultura.onet.pl, kryminatorium.pl