Reklama

Miał ogromny talent. Andrzej Wajda określał go mistrzem w swoich fachu. W życiu zawodowym osiągnął bardzo dużo. Prywatnie był człowiekiem złamanym, boleśnie doświadczonym przez los. Tak wyglądały mroczne kulisy życia Tadeusza Janczara.

Reklama

[Ostatnia aktualizacja treści na VUŻ 29.03.2024 r.]

Tadeusz Janczar — nie miał łatwego dzieciństwa. Droga do aktorstwa

Miał zaledwie 13 lat, gdy stracił ojca, którego w 1939 roku zastrzelili Rosjanie. Niedługo potem przyszedł kolejny cios, jakim była śmierć ukochanej siostry. Chorowała na gruźlicę, nie dało jej się uratować. Starta najbliższych osób mocno odbiła się na stanie psychicznym Tadeusza Janczara. Musiał być jednak silny, próbował stawić czoła bolesnym stratom.

W głębi serca był patriotą. Dołączył do Szarych Szeregów i AK. Następnie, w obawie przed represjami, dołączył do wojska, gdzie pokochał kulturę i sztukę. To właśnie tam zaczął swoją przygodę z aktorstwem. Występował wówczas w teatrze frontowym. Nic więc dziwnego, że niedługo po zakończeniu wojny, wybrał się do Szkoły Dramatycznej Janusza Strachockiego. Udowodnił, że ma wielki talent, uchodził nawet za jednego z najlepszych studentów.

Gdy zakończył edukację, na stałe związał się z aktorstwem i zmienił nazwisko Musiał na Janczar, które nawiązywało do panieńskiego nazwiska matki — Janczak. „Teatr był jego miłością. Był tytanem pracy. Głęboko przeżywał każdą graną rolę, spalał się w niej wewnętrznie", mówił Witold Sadowy w Gazecie Wyborczej.

Tadeusz Janczar związał się również z radiem. Jego głos mogliśmy wówczas usłyszeć w słuchowisku Matysiakowie. A w świecie filmu? Większą rozpoznawalność zyskał dzięki roli w „Piątce z ulicy Barskiej" reżyserii Aleksandra Forda. Następnie zagrał u Andrzeja Wajdy w „Kanale", co zapewniło mu ogromną sympatię widzów. Szybko stał się wielką gwiazdą, otrzymywał kolejne propozycje. Był „zjawiskiem artystycznym wyprzedzającym epokę", podkreślał ksiądz Andrzej Luter. „Taki był ten wielki aktor: tajemniczy, niedostępny, poetycki, introwertyczny, zdystansowany wobec świata, oszczędny w gestach, pozbawiony patosu, a jednocześnie porywający i zachwycający".

„Ktoś kiedyś powiedział, że Janczar był aktorem pesymistycznym. Rzeczywiście, jest w tych rolach ogromny ładunek smutku, ale paradoksalnie Janczarowy pesymizm daje nadzieję, bowiem artyzm tego aktora niósł ze sobą to, co w sztuce najważniejsze: piękno. A to, co piękne, zawsze podnosi na duchu". Artysta z krwi i kości, którego doceniali nie tylko ludzie z branży, ale również publiczność. Nie zachłysnął się blichtrem sławy. Do samego końca był skromny, serdeczny i ciepły. Nie lubił też chwalić się swoimi sukcesami, nie było mu to potrzebne. Co więcej, wspierał swoich kolegów i koleżanki z branży. Nigdy im nie zazdrościł. Każdy, kto go znał, wiedział, że w nim znajdzie oparcie.

CZYTAJ TEŻ: Rozwiódł się z żoną, jego nowy związek owiany jest tajemnicą. Michał Probierz chroni swoją prywatność

PAP/Maciej Belina Brzozowski

Tadeusz Janczar — małżeństwa, dzieci

Pierwszą żoną wybitnego aktora była Elżbieta Habich, która z zawodu była inspicjentką teatralną. Ich związek jednak nie był idealny. Zdawali sobie sprawę, że pośpieszyli się z decyzją o ślubie. Nie byli bratnimi duszami. Do rozpadu małżeństwa doszło niedługo przed narodzinami syna — Krzysztofa.

Wtedy Tadeusz Janczar stwierdził, że nie chce już powiększać swojej rodziny. Nie był gotowy na pierwsze dziecko, na kolejne tym bardziej. Postanowił skupić się na karierze i pracy, która była dla niego największym ukojeniem. Po latach syn legendarnego artysty przyznał, że dorastał bez ojca, chociaż miał z nim dobry kontakt. To właśnie Tadeusz Janczar zaszczepił w Krzysztofie miłość do teatru. Razem wychodzili na spektakle.

Syn Janczara już jako nastolatek otrzymał pierwszą rolę w „Wojnie domowej". Co więcej, spotkał się z ojcem na planie filmu - „Prawdziwe oczy". „Wydaje mi się, że z obcym aktorem tak bym nie zagrał, to samo twierdzi Krzysztof", wspominał ulubieniec publiczności. Razem wystąpili też w „Złotym kole"czy „Strzale". Krzysztof Janczar zwierzył się, że ojciec „należał do pokolenia najbardziej dotkniętego przez wojnę, która odebrała im ogrom młodzieńczej energii".

Kolejną i ostatnią miłością Tadeusza Janczara była Małgorzata Lorentowicz, którą wiele osób z pewnością kojarzy z kultowego filmu — Kogel-mogel. Na swojej drodze stanęli w Teatrze Klasycznym w 1956 roku. Niemal od razu między nimi zaiskrzyło. Po dwóch latach postanowili stanąć na ślubnym kobiercu. Ulubienica publiczności była azylem dla aktora. Zaopiekowała się nim, okazała wielką troskę. Nie opuściła męża, gdy zdiagnozowano u niego chorobę afektywną-dwubiegunową.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: „Byłem gotowy przekopać pół świata, żeby zdobyć jej numer”. Od 12 lat tworzą szczęśliwe małżeństwo

PAP/CAF-Witold Rozmysłowicz

Tadeusz Janczar — choroba, schyłek życia

„Pewnego dnia Tadeusz obudził się i powiedział: »Coś mi się stało. Nie wiem co, ale jestem już kimś innym«, a przede mną pojawiło się zastraszone zwierzątko, które bało się dzwonka do drzwi", czytaliśmy w Na Żywo. Nie mógł spać, miał stany lękowe. Były również przypadki, gdy strach ogarniał go do takiego stopnia, że nie mógł wyjść na scenę. W dodatku kilka razy próbował odebrać sobie życie.

„Tryskał energią i temperamentem. Odnosił sukcesy. Był w znakomitej formie. I oto nagle z dnia na dzień stracił energię. Opanował go lęk. Stracił radość życia i pogodę ducha, stał się zamyślony, smutny i zamknięty w sobie", pisał o nim Witold Sadowy. Jego stan zdrowia z każdym dniem był coraz gorszy. W pewnym momencie zdiagnozowano u niego nowotwór. To w pełni załamało Tadeusza Janczara. Musiał podjąć trudną, bolesną decyzję o porzuceniu aktorstwa.

Siedział w domu. Cierpiał i żalił się ukochanej żonie. Wypalał się. Chciał wrócić na scenę, ale był zbyt słaby. Nie chciał wegetować, pragnął pracować. W pewnym momencie Jan Łomnicki poprosił artystę, aby wrócił na plan „Domu". Miał on jedynie dograć kilka scen, w tym tą, w której popełnia samobójstwo. Na początku odmówił, później zmienił zdanie. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nie będzie to łatwe zadanie. „Gdy reżyser tłumaczył Tadeuszowi, jakie czynności ma wykonać przed kamerą, ten stał tylko ze spuszczonymi oczami i nic nie odpowiadał. Dopiero gdy padła komenda: kamera, akcja, nagle się ożywił i zagrał dokładnie tak, jak chciał reżyser", wyznała jego żona. „Nawet u najbardziej chorego aktora jest gotowość, dzięki której, gdy staje przed kamerą albo na scenie, potrafi na krótki moment zmobilizować wszystkie swoje siły i wystąpić. Tadeusz, choć te ostatnie dwa dni na planie kosztowały go tyle nerwów, był zadowolony, że dał się na nie namówić", kontynuowała.

Później zamknął się w czterech ścianach. Nie brał udziału w żadnych wydarzeniach publicznych. Ostatnie chwile spędził u boku ukochanej, która dla niego porzuciła zawód, aby się nim zaopiekować. „Niewiele mówił, raczej słuchał i przyglądał się uważnie. Raz zadał mi pytanie, patrząc na moje siwe włosy: »Dlaczego je ufarbowałeś?«. Innego dnia, jak gdyby był świadom tego, co się z nim stało, powiedział: »Widzisz, co się ze mną stało?«", wspominał Witold Sadowy.

SPRAWDŹ TEŻ: Dzieli ich 12 lat, są z zupełnie innych światów. Mąż Henryki Krzywonos-Strycharski napisał o niej wyjątkową książkę

Tadeusz Janczar i Małgorzata Lorentowicz

PAP/Jacek Gill
Reklama

Tadeusz Janczar i Małgorzata Lorentowicz

PAP/Jacek Gill
PAP/CAF-Witold Rozmysłowicz
Reklama
Reklama
Reklama