Dla fanów Stanisław Mikulski był wręcz superbohaterem. Jak sam mówił, gdzie się nie pojawiał, tam natychmiast robiło się zbiegowisko. Jednak choć udało mu się zrobić wielką karierę, to w życiu prywatnym mierzył się z osobistymi tragediami... Aktor stracił dwóch synów, a później także ukochaną żonę, którą odebrała mu choroba... Jakie tajemnice skrywało jego życie?

Reklama

Stanisław Mikulski: droga do aktorskiej kariery

Przyszedł na świat w robotniczej rodzinie w Łodzi. W domu się nie przelewało. Gdy Stanisław Mikulski jako młody aktor kupił sobie nowy płaszcz, jego mama była dumna, że syn tak dobrze sobie poradził, że stać go na takie zakupy. Egzamin aktorski zdał eksternistycznie w Szkole Teatralnej w Krakowie. Debiutował w teatrze w Lublinie. Grał tam główne role w poważnym repertuarze, m.in. w Szekspirze. Na początku nie miał nawet własnego miejsca. Spał w garderobie. „Już pan jest, tak wcześnie?”, pytali pracownicy, którzy przychodzili rano przygotować teatr do pracy.

W Lublinie poznał swoją pierwszą żonę Wandę, primadonnę operetki. Zakochali się w sobie. Gdy brali ślub, on miał 25 lat, ona 19. Urodził im się syn Piotr. Jednak ich małżeństwo nie przetrwało, Mikulski w 1964 roku wyjechał do Warszawy, po dwóch latach oficjalnie wzięli rozwód. „Nie wiem, czy to była wina Wandy, czy moja. Nie chcę w to wnikać, tak potoczyły się nasze losy”, mówił po latach.

W młodości grywał w filmie małe role, dostał m.in. epizod w „Kanale” Andrzeja Wajdy. Aktorski fart przyszedł dopiero po latach. W 1965 roku reżyser Janusz Morgenstern zaproponował mu rolę Hansa Klossa w „Stawce większej niż życie”. Na początku była to seria spektakli telewizyjnych, potem serial. „Stawka” wyniosła Mikulskiego na szczyty popularności. O jego roli Janusz Morgenstern mówił, że to był bohater, na którego czekali Polacy.

Odważny, zaradny, a przy tym z zasadami. Hans Kloss – a właściwie Polak Stanisław Kolicki podszywający się pod nazistowskiego oficera Hansa Klossa – wodził za nos całą Abwehrę i Gestapo. Ośmieszał plany nazistów. Był przystojny, świetnie wyglądał w mundurze, kobiety za nim szalały, jak za Jamesem Bondem. Zresztą w „Stawce większej niż życie” u boku Stanisława Mikulskiego grały najpiękniejsze aktorki tamtych lat: Iga Cembrzyńska, Irena Karel, Barbara Brylska, Ewa Wiśniewska, Anna Zawieruszanka, Beata Tyszkiewicz. To robiło wrażenie.

Zobacz także

Zobacz też: Tymi kontrowersjami żyła cała Polska. Natalia Kukulska nigdy nie potwierdziła plotek o konflikcie z drugą żoną ojca...

Mikulski stał się bohaterem narodowym, a raczej międzynarodowym, bo rozpoznawano go nawet w Mongolii. Zdarzało mu się słyszeć od kobiet pytanie: „Czy mogę Pana chociaż dotknąć”. W rozmowie z „Dużym Formatem” wspominał: „Wychodziłem na ulicę - zbiegowisko. Jechałem na urlop - zbiegowisko. Doszło do tego, że znajomi, jak chcieli coś załatwić, np. przydział mieszkania albo kupno pralki, to prosili, żebym z nimi poszedł. . Robiłem za maskotkę”.

1967r. Stanisław Mikulski podczas realizacji serialu "Stawka większa niż życie"

PAP/CAF-archiwum

Stanisław Mikulski: sukcesy i wielkie tragedie

Wydawało się, że dobra passa aktorka przełoży się na życie osobiste. Na planie „Stawki większej niż życie” poznał swoją drugą żonę, piękną Jadwigę Rutkiewicz, kostiumografkę. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Świetnie się rozumieli, wiele ich łączyło, Jadwiga też była po rozwodzie, miała córkę Magdę. Gdy okazało się, że żona jest w ciąży, Stanisław Mikulski był uszczęśliwiony. Niestety to, co mogło być samym szczęściem, okazało się tragedią.

Aktor był w Jugosławii, promował tam serial, gdy dowiedział się, że żona urodziła. Był zachwycony i dumny. „Nie wiem, jak to ustalili moi gospodarze, ale w pewnym momencie mówią mi, że zostałem ojcem! Co za radość i szczęście! Kilka godzin później już sam rozmawiałem z Polską. Nikt nie odważył się na przekazanie innej wieści. Mój synek zmarł kilka godzin po porodzie. Chcę, aby państwo wiedzieli, że w moim życiorysie, równolegle do okresu niespotykanej sławy, biegła inna, dotychczas nieujawniona historia...

Sprowadzało mnie na ziemię i to boleśnie”, pisał w autobiograficznej książce „Niechętnie o sobie". Syn, Bartek, urodzony w marcu 1972 roku, zmarł dzień po porodzie. Można sobie wyobrazić tragedię aktora i jego żony. Rok później w listopadzie 1973 urodził się im drugi synek – Grzegorz, który również zmarł. Mikulski przez lata nie opowiadał o tej tragedii. Uważał, że tak straszne i osobiste przeżycia zasługują na milczenie. To był dla niego temat tabu. Znajomych prosił o dyskrecję.

U jego boku pojawiały się najpiękniejsze polskie aktorki. Na zdjęciu z Barbarą Brylską w „Stawce większej niż życie". Fot. PAP/CTK

Stanisław Mikulski: prawda o jego życiu wyszła na jaw po latach

O swoich przeżyciach napisał dopiero we wspomnianej autobiografii „Niechętnie o sobie” wydanej w 2012 roku. Ale mówił o tym także powściągliwie. Tłumaczył wtedy: „Przerywam milczenie, aby odciążyć ich i moją pamięć”. I dalej opowiadał: „Moja żona Jadwiga zaczęła chorować w połowie lat 70. Nie mogła urodzić zdrowych dzieci. O samej chorobie dowiedzieliśmy się później, łącząc ją z wydarzeniami z porodówki”. U Jadwigi zdiagnozowano z opóźnieniem ziarnicę, ciężką chorobę układu limfatycznego, która zresztą długo nie daje objawów. W tamtych latach była praktycznie wyrokiem. „Wtedy mówiono nam, że to kwestia trzech lat i… koniec”, wspominał Mikulski.

Na szczęście Jadwiga żyła dużo dłużej, choć z roku na rok coraz bardziej cierpiała, przestała chodzić, miała niedowład nóg. Mąż sam zapewnił jej wspaniałą opiekę, zajmował się i był przy niej do końca. „Przez większość czasu musiałem łączyć pracę z opieką nad żoną, nie mogłem inaczej. Biegłem jak najpóźniej do teatru, a po przedstawieniu jak najszybciej wracałem do domu, do niej. Czekała na mnie. Choroba postępowała, przecież to się widzi. Czasem dopadały mnie momenty słabości. Właściwie to było nie do opanowania... W garderobie, kiedy byłem sam…”, wspominał.

Jadwiga zmarła w 1985 roku, miała zaledwie 47 lat. Jemu zawaliło się życie. Jak wspominają znajomi, prawie całe dnie spędzał na cmentarzu, sprzedał dom, który miał być dla nich oazą. Do bólu i żałoby dochodziło jeszcze poczucie rozgoryczenia zawodem.

Czytaj też: Agnieszka Holland i Laco Adamik: wyszła za niego, mając 18 lat. Po rozwodzie z nikim się już nie związała

Żebrałem o role

W rozmowie z „Dużym formatem” opowiadał półżartem, jak biegał po reżyserach i „żebrał" o role. A oni nie chcieli go obsadzać, bo bali się, że zawsze będzie się kojarzyć z Klossem. I że ludzie po premierze zaczną się śmiać, że „J-23 znowu nadaje” (J-23 to był kryptonim Klossa). „Jesteś urodzonym Hansem Klossem”, słyszał od nich. Nie to, żeby w ogóle nie grał. Był na przykład cudownym Panem Samochodzikiem w ekranizacji młodzieżowych bestselerów Zbigniewa Nienackiego. Znowu u jego boku pojawiały się piękne kobiety m.in. Ewa Szykulska. Ale on nie chciał być po raz kolejny Supermanem, odważnym, pogodnym, zaradnym. Chciał, jak sam mówił zagrać szmatę, słabego faceta, który się ześwinił. Pijaka, złodzieja, cwaniaczka (cytuję za „Dużym Formatem"). Zmienić swój wizerunek o 180 stopni.

Nigdy jednak takiej roli, która byłaby dla niego aktorskim spełnieniem, w filmie się nie doczekał. Był rozgoryczony, że nie dostał takiej szansy jak Janusz Gajos, który przez lata był dla wszystkich Jankiem Kosem z „Czterech Pancernych", a potem się od tego uwolnił. Uważał, że ma duży potencjał aktorski. Ciekawsze role grał w latach 80. w Teatrze Narodowym, ale tu przeżył przykry epizod w stanie wojennym. Ponieważ nie przyłączył się do aktorskiego bojkotu telewizji, publiczność zakasływała go albo wyklaskiwała, zagłuszając to, co mówi. Jedna z takich antyowacji trwała 7 minut, na scenie to dłużej niż wieczność. Ale w teatrze zagrał w sumie 80 ról, zależało mu, żeby o tym pamiętano.

Zobacz też: Płomienne uczucie Małgorzaty Kożuchowskiej i Marka Straszewskiego rozkwitło na sesji zdjęciowej. Jednak szczęście nie było im pisane

Reklama

Ze swoją trzecią żoną Małgorzatą Błoch-Wiśniewską, mówił że jest dla niego nagrodą za całe trudne życie, Międzyzdroje, 2009 rok. Fot. Piotr Wygoda/East News

Nagroda za trudy życia

Kiedy więc w 1988 roku dostał propozycję objęcia Instytutu Polskiej Kultury przy ambasadzie w Moskwie, nie wahał się ani chwili. Pewnie nie sądził, że wyjazd odmieni jego życie. W Instytucie poznał swoją trzecią żonę, sporo od niego młodszą muzykolożkę Małgorzatę Błoch-Wiśniewską. Stworzyli szczęśliwą rodzinę. Mikulski mówił, że Małgorzata jest jego nagrodą za wszystkie życiowe trudy. Miał świetny kontakt z jej córką Katarzyną, ale też swoim synem Piotrem i wnukiem, muzykiem Jakubem Mikulskim. Obaj byli z siebie nawzajem dumni. Wolny czas spędzał w domu na Mazurach. Grał m.in. w „Złotopolskich", prowadził teleturniej „Koło fortuny". Zmarł w wieku 85 lat. Ostatnią rolą, jaką zagrał, był epizod Hansa Klossa w filmie „Stawka większa niż śmierć” w reżyserii Patryka Vegi, z 2012 roku.

Reklama
Reklama
Reklama