Był objawieniem telewizji, odchodził na oczach widzów. Sławomir Siejka zmarł nagle, miał 35 lat
Przed śmiercią krzyczał: „Wypuśćcie mnie, przecież mnie potrzebują...”
Gdy trafił do Telewizji Polskiej pod koniec lat 80., z miejsca podbił serca widzów. Sławomir Siejka był człowiekiem wysokiej kultury osobistej, nienagannych manier, rzetelnym dziennikarzem z ujmującą aparycją. Gdy w listopadzie 1994 roku trafił do szpitala, nikt nie podejrzewał, że już z niego nie wyjdzie. Na krótko przed tym, jak odszedł, wyrywał się jeszcze na wizję. „Wypuśćcie! Przecież mnie potrzebują!”, krzyczał. Ale do telewizji już nigdy nie wrócił... Zmarł w wieku zaledwie 35 lat. Okoliczności jego odejścia do dziś budzą wiele emocji. W rocznicę śmierci przypominamy jego historię.
[Ostatnia publikacja na viva.pl 23.11.2024 r.]
Sławomir Siejka: mama chciała, by został duchownym. On trafił do telewizji
Tej kariery z pozoru nic nie zapowiadało. Sławomir Siejka przyszedł na świat w 1959 roku. Pochodził z Rozniszewa — wsi w województwie mazowieckim. Gdy miał pięć lat, jego rodzice rozwiedli się. Z inicjatywy mamy – Janiny Pawińskiej – kształcił się w niższym seminarium duchownym ojców franciszkanów w Niepokalanowie. Ale najwidoczniej nie poczuł powołania, ponieważ maturę zdał ostatecznie w liceum ogólnokształcącym w Warszawie.
Później wybrał studium hotelarsko-gastronomiczne – pracował nawet przez jakiś czas jako kelner. Ale w końcu uświadomił sobie, że jego miłością są media. I postanowił zdobyć niezbędne szlify na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Warszawskim.
Ale Sławomir Siejka był człowiekiem wielu talentów. Miał na koncie również pracę modela oraz aktora – występował m.in. w Filharmonii Narodowej oraz zagrał epizod w „Czarnej Mańce” w reżyserii Zbigniewa Leśniaka. „Najpierw był niedoszły ksiądz, no może teolog. W każdym razie spędziłem sporo lat w seminarium. Potem - bez żadnego oszukaństwa - muzyk. W orkiestrze Filharmonii Narodowej grałem na tampurze, czyli starohinduskim instrumencie. Następnie aktor i tancerz, ale proszę to potraktować małą literą. W Teatrze Syrena byłem w studiu wokalno-aktorskim. Podstawowy zawód to dziennikarz. Jest jeszcze prezenter - zapowiadałem koncerty w filharmonii. Teraz zapowiadam programy telewizyjne i numery cyrkowe. I za chwilę stanę się magikiem”, żartował na początku lat 90. w wywiadzie dla „Super Expressu”.
Czytaj także: Edward Hulewicz był bożyszczem kobiet. Do końca życia żałował, że nie miał dzieci
Sławomir Siejka, Magdalena Mikołajczak, Violetta Villas, Studio 2, Warszawa, styczeń 1991 roku
Sławomir Siejka: kariera w TVP
Jego przygoda ze szklanym ekranem rozpoczęła się niedługo po studiach, w 1989 roku. Najpierw był stażystą. Trafił do Redakcji Muzycznej TVP. Szybko talent 30-latka zauważyła Nina Terentiew i postanowiła dać mu szansę, jaka w tamtych czasach była i ogromnym wyróżnieniem, i odpowiedzialnością. „Po emisji mojego pierwszego reportażu pani Nina podeszła do mnie i powiedziała, że jutro poprowadzę poranny program w Dwójce. Dosłownie wepchnęła mnie do śniadaniówki. Nina Terentiew jest dla mnie niedościgłym wzorem prawdziwej osobowości telewizyjnej”, przekonywał w rozmowie z tygodnikiem „Antena”.
Prywatnie był wielki fanem muzyki, podróżowania (marzył o wyprawie dookoła świata) i... iluzji. „Znam sporo sztuczek, w których wykorzystuje się zręczność palców. Kwalifikacje na kieszonkowca chyba już mam. Potrafię przerżnąć panienkę nie robiąc jej krzywdy - piłą w skrzyni. Może kiedyś zrobię hokus pokus w telewizyjnym studiu. Na przykład nagle zniknę z ekranu”, żartował.
Znane również było jego zamiłowanie do mody. Miał całą kolekcję krawatów, zaś swego czasu paradował po Warszawie w okazałym futrze! „Sprzedałem je, bo mój ekologiczny pies zaczął mnie bojkotować i nie chciał wychodzić ze mną na spacer”, wyjaśniał z wrodzonym sobie poczuciem humoru, opowiadając o czworonogu rasy chart afgański o imieniu Filip, który był jego pupilem.
Nie był obojętny na potrzeby drugiego człowieka. Prowadził koncerty charytatywne, udzielał się dobroczynnie, wspierał podopiecznych i pracowników Domu Dziecka w Skopaniu. Był ulubieńcem widzów. Zawsze uśmiechnięty, pogodny, z niewyczerpaną wręcz pogodą ducha. Po prostu nie dało się go nie lubić, z miejsca wzbudzał sympatię. Rodzynek, bo na Woronicza pracowały wówczas głównie kobiety, był zawsze solidnie przygotowany do wywiadów (przeprowadzał rozmowy z największymi gwiazdami tamtych lat, takimi jak Katarzyna Figura czy Kora), kulturalny, koleżeński.
Wróżono mu karierę na miarę Jana Suzina, Krystyny Loski czy Edyty Wojtczak. Ale brutalny los zadecydował inaczej...
Czytaj także: Kim była „Krysta”? Dwie twarze znanej pisarki Krystyny Siesickiej
Sławomir Siejka, Iwona Kubicz, dzień otwarty TVP z okazji 40-lecia stacji, Warszawa, 25.10.1992 rok
Sławomir Siejka: nagła śmierć przerwała karierę. Tak wyglądały jego ostatnie chwile
Jego problemy rozpoczęły się jesienią 1994 roku. Wówczas współpracownicy i widzowie dostrzegli, że schudł, i uszła z niego energia, z której do tej pory słynął. Według niektórych źródeł nie chciał już pojawiać się na wizji. Jego ostatni dyżur na antenie miał miejsce 31 października i było to nagłe zastępstwo. Nagranie można znaleźć w sieci. „Smutne oczy, ponury wyraz twarzy”, czytamy w komentarzach pod nim. Faktem jest, że na twarzy Sławomir Siejki nie było już tego charakterystycznego ciepłego uśmiechu, z którego był doskonale znany...
Tydzień później we Wrocławiu nagrywał odcinek programu dla TVP z udziałem Ewy Kuklińskiej, która miała wezwać pogotowie, gdy gorzej się poczuł. Podobno zasłabł na planie: opadł na krzesło, nie był w stanie swobodnie oddychać. Trafił do szpitala. Tam stwierdzono u niego wirusowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych.
Bliscy i współpracownicy wierzyli, że z tego wyjdzie. Ale stało się inaczej... „Nie dbałeś o swoje zdrowie i zapłaciłeś za to najwyższą cenę”, napisała anonimowo przyjaciółka Sławomira Siejki we wspomnieniu opublikowanym na łamach „Gazety Wyborczej”. Dodała, że nigdy nie zapomni ostatnich dwóch dni przed śmiercią 35-latka. „Traciłeś i odzyskiwałeś przytomność. I mówiłeś: — Wypuśćcie mnie, przecież mnie potrzebują...”.
Prezenter zmarł 23 listopada 1994 roku we Wrocławiu. Dla całej Polski jego nagła śmierć była szokiem. „Odszedłeś. I cóż, nic się nie stało. Nie powstała żadna dziura w ziemi, w żadnym z głazów nie wytrysnął potok. Tylko dziura w naszych sercach — bo Ciebie już nie ma. Żegnam Cię w ten sposób, ponieważ na to zasłużyłeś. Byłeś wspaniałym dziennikarzem i takim pozostaniesz w naszej pamięci. Taką mam nadzieję”, napisała przyjaciółka Sławomira Siejki.
Jego prochy spoczęły na Starych Powązkach w Warszawie. Co tak naprawdę było przyczyną śmierci prezentera? Wiadomo, że wcześniej zmagał się z gruźlicą. W sieci można natknąć się na informacje, że osoby z TVP, które z nim współpracowały miały posiadać wiedzę, zgodnie z którą zły stan zdrowia 35-latka był następstwem zakażenia wirusem HIV. To, że nie zostały ujawnione opinii publicznej miało mieć związek z rodziną Sławomira Siejki. Chciano ich chronić przed ostracyzmem i medialną burzą.
W Internecie nie brakuje w związku z tym spekulacji na temat życia prywatnego prezentera. On sam nie wypowiadał się na ten temat zbyt często. Utrzymywał, że jest kawalerem.
Fani wciąż wspominają Sławomira Siejkę, komentując archiwalne nagrania z jego udziałem w sieci. Na Facebooku istnieje nawet fanpejdż poświęcony jego osobie. Nie brakuje na nim pięknych wspomnień i ciepłych słów o 35-latku, które odszedł zdecydowanie za szybko...
Czytaj także: Emil Zatopek: nigdy nie marzył o karierze biegacza i udawał chorego, by nie wziąć udziału w zawodach
Źródło: Onet.kultura, WP.pl, Pomponik
Sławomir Siejka, dziennikarz, prezenter telewizyjny, Warszawa, 09.10.1993 rok