„Samotność to nieodłączna towarzyszka ludzkiego losu”
Janusz Leon Wiśniewski o współczesnych kobietach
Pisarz Janusz Leon Wiśniewski ponad trzydzieści lat mieszkał na Zachodzie. Jego książki są bardzo popularne w Rosji i byłych republikach radzieckich. Spędza na Wschodzie dużo czasu. Poznał kobiety Zachodu i Wschodu. W wywiadzie dla dwutygodnika VIVA! porównuje samotność z różnych stron świata. O miłości i samotności pisze też w swojej najnowszej powieści Koniec samotności (to kontynuacja kultowej S@motności w Sieci).
Czy ceną za niezależność współczesnych kobiet jest samotność?
Nie. O samotności możemy mówić, kiedy jest źródłem negatywnych odczuć, bólu, frustracji. Co innego, jeżeli jest świadomym wyborem. Wiele kobiet wybiera samotność. Powiem o danych statystycznych z mojego Frankfurtu, w którym do niedawna mieszkałem. W 2016 r żyło tam wtedy 715 tys. ludzi, którzy tworzyli 415 tys. gospodarstw domowych. Ponad połowa – 228 tys. - to były gospodarstwa domowe, w których mieszkała tylko jedna osoba. Z tego 73 proc. to były samotne kobiety. Czyli we Frankfurcie mieszkało 166 tysięcy samotnych kobiet. Czy były szczęśliwe? Według Instytutu Gewis, takiego niemieckiego OBOP, który przez 15 lat badał poziom szczęścia, te kobiety z roku na rok są coraz bardziej zadowolone z życia.
Mówi Pan, jak naukowiec. A co powie Pan jako pisarz?
Dostałem tysiące maili od nieszczęśliwych kobiet. Od kobiet, które dopuściły się zdrady, bo czuły się opuszczone i zlekceważone. Młode mężatki, które czuły się zaniedbane i rozczarowane wdawały się w romanse. Więc samotność jest. To nieodłączna towarzyszka ludzkiego losu. A ponieważ poznałem dość dobrze Rosję i porosyjskie republiki, gdzie wydaje się moje książki, mam porównanie, jak z samotnością ludzie radzą sobie na Zachodzie i Wschodzie.
Jak?
Samotność Wschodu jest bardziej smutna, tragiczna. Jest dłużej przeżywana, dłużej opijana. Ale jednocześnie jest łatwiejsza, dlatego, że Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy potrafią tę samotność dzielić. Zwierzają się innym ludziom ze swojego smutku, samotności. Niemcy nie przyznają się do samotności, bo to słabość. Gdyby Niemiec zapukał do swego przyjaciela o północy i powiedział: „Mam pół litra, chcę pogadać”, tamten zawołałby psychiatrę.
A Polak?
To zależy – czy na wsi na Podlasiu czy na Żoliborzu w Warszawie. Na Podlasiu otworzy drzwi. Na Żoliborzu będzie zdziwiony. Może i wpuści z polskiej gościnności. Ale nie zaangażuje się, aby tę samotność osłodzić. A w Rosji następnego dnia, jak już kac minie, przyjdą zaopiekować się samotnym.