Żyła po to, by pomagać innym. Przyjaciele mówili o niej „Święta Teresa Dusia Trafankowska”
„Uwielbiałam Dusię. Uważam, że nie ma takich ludzi. Była osobą absolutnie niezwykłą”, wspominała Krystyna Janda
Była prawdziwa, szczera, pomocna i zawsze uśmiechnięta. Ta chęć, a wręcz misja, niesienia pomocy była jej znakiem rozpoznawczym. Daria Trafankowska była nie tylko wrażliwą, utalentowaną artystką, ale przede wszystkim – dobrym człowiekiem. Gdy przyszło jej się mierzyć z chorobą, miała wokół grono zaufanych osób, którym wcześniej sama nigdy nie odmawiała pomocy. Wtedy to oni mogli jej się odwdzięczyć. Obecnością, uśmiechem, gestem. Powtarzała, że umrze otoczona miłością. Tak było... W poruszających słowach o relacji z Darią Trafankowską mówiła Krystyna Janda. Wielokrotnie spotykały się na deskach teatru.
Daria Trafankowska i Krystyna Janda – historia relacji
Daria Trafankowska nikogo nie oceniała. Potrafiła słuchać, otaczała ciepłem i zrozumieniem. Tym uwodziła ludzi, których zawsze było wokół niej pełno. Nie potrafiła przejść obojętnie obok tych, którzy potrzebują pomocy. Miała to zakodowane od dziecka – poczucie misji i niesienia dobra. Przyjaciele mówią wprost – była wyjątkowa. Jej ciepłe spojrzenie, uśmiech zostaną z nimi na zawsze.
„Dusia była taką osobą, do której można było przyjść, zadzwonić w każdej sprawie, o każdej porze dnia i nocy. Taka święta Teresa Dusia Trafankowska. Wszyscy tak zawsze o niej myśleli, mówili. […] Pomagała wszystkim, każdemu: bezdomnym, psom biegającym, kotom ze złamanymi nogami, kotom bez oczu, kotom z oczami, po prostu bez przerwy, każdego dnia przyciągała do teatru kogoś, kto potrzebował wsparcia, kto potrzebował rozmowy, uśmiechu. Była osobą absolutnie niezwykłą. Ja czasem miałam uczucie, że ona wszystko, co ma, wszystko, co zarabia, wszystko, co wie, wszystko, co rozumie oddaje innym. To było nieprawdopodobne”, opowiadała Krystyna Janda. Aktorka podkreśla, że jej koleżanka była człowiekiem, który żył po to, by wspierać innych. Uważała to za niezwykłe i nadzwyczajne.
Zobacz też: Po śmierci przyjaciółki wypełnia jej misję. Dorotę Landowską i Darię Trafankowską łączyła wyjątkowa więź
Daria Trafankowska, 2000 rok
Przez długi czas współpracowały razem w Teatrze Powszechnym. Wielu podkreślało się, że była fantastyczną aktorką, ale niedocenioną. Był czas, w którym z trudem wiązała koniec z końcem. Przyjmowała każdy angaż – w radiu, innych teatrach. „To, co Duśka wykonała w "Na szkle malowane” Krystyny Jandy, grając Śmierć, było niesamowite. Ona przez trzy akty siedziała nieruchomo plecami do widzów i szyła śmiertelną koszulę dla Janosika. Wydawać by się mogło, że to rola niegodna kogoś tak utalentowanego, ale gdy na końcu wychodziła do wielkiego tańca, to wszyscy byli tym zachwyceni”, opowiadała w rozmowie z Polskim Radiem jej przyjaciółka, Dorota Landowska.
Krystyna Janda wspominała potem, że rzeczywiście obsadziła Dusię w roli Śmierci. I choć była to bardzo ważna postać w spektaklu, reżyserka bała się jej o tym powiedzieć. „Chciała to grać, ale pamiętam jak wstydziłam się jej powiedzieć, to znaczy bałam się jej powiedzieć, że musi całe dwa akty siedzieć na scenie plecami. A dopiero w trzecim akcie, na końcu, odwróci się i odbędzie się ten finał, Janosik ze śmiercią, taniec, i tak dalej”, zwierzała się we wspomnieniu, które można przeczytać na stronie Fundacji im. Darii Trafankowskiej. Ale ona jak zwykle przyjęła to z radością i wdzięcznością. Była zachwycona. "Pamiętam jak jej to powiedziałam z lękiem, a ona powiedziała: Jak to świetnie! [...] To jest aktorka, która się cieszyła…", opowiadała Krystyna Janda.
Krystyna Janda, 15 listopada 2004
Krystyna Janda zawsze ciepło wspomina Darię Trafankowską
Serca widzów podbiła rolą Danuty Dębskiej-Tretter, siostry oddziałowej w szpitalu w Leśnej Górze. Serial na Dobre i na złe był przełomem w karierze Darii Trafankowskiej. Wydawało się, że skończą się jej wszystkie problemy, że w końcu los się do niej uśmiechnął.
„Mam jedną cechę siostry Danuty: jestem energiczna i staram się robić to, do czego się zobowiązałam. Ale generalnie jestem osobą miękką, daję sobą kierować, często idę na kompromis. W ogóle nie znoszę konfliktów i zawsze staram się mediować. A siostra Danuta jak trzeba to się i poawanturuje... Mogłabym nauczyć się od niej tej konsekwencji w działaniu. Umiejętności panowania nad sytuacją. Tego, by nie poddawać się manipulacjom”, wspominała w jednym z wywiadów.
Nie było osoby, która nie przepadałaby za Darią Trafankowską. Jej nie dało się nie kochać. „Ja Dusię uwielbiałam. Uważam, że nie ma takich ludzi. I tak się cieszyłam jak potem odniosła taki sukces, taką popularność ogromną, dzięki temu, że zagrała tak lubianą przez widzów postać w serialu. To było dla niej wielkie szczęście. Co więcej, jeszcze na koniec była szczęśliwa też i prywatnie”, opowiadała Krystyna Janda.
Aktorka podkreślała, że Daria Trafankowska w tamtym czasie zaczęła o siebie dbać, czego nigdy nie robiła, bo wszystkie pieniądze oddawała innym. „Nigdy nie dbała o to jak wygląda, bo już nie miała czasu, bo już musiała komuś biec, pomóc. A od momentu kiedy zaczęła tak dużo grać dla telewizji nagle po prostu musiała o siebie zadbać i nagle była też i szczęśliwa jako kobieta [...] Już nie musiała martwić się o pieniądze, już nie musiała myśleć, jak przeżyć do pierwszego, co zwykle było jej utrapieniem, bo, jak mówię, była rozdawczynią dóbr”, dodawała artystka.
Daria Trafankowska, 26 listopada 2001
W końcu znalazła się u szczytu popularności. Po rozwodzie z Waldemarem Dzikim zaczęła budować życie u boku nowego partnera. I wtedy Daria Trafankowska otrzymała od losu cios. W 2003 roku usłyszała diagnozę lekarzy, która brzmiała jak wyrok – rak trzustki. Nie poddawała się, w najtrudniejszych momentach szukała pozytywów. Mimo wdrożonego leczenia, opieki i niesamowitej woli walki, Daria Trafankowska odeszła 9 kwietnia 2004 roku. Zbyt wcześnie. Miała 50 lat. Do końca trwali przy niej bliscy i przyjaciele. Z całych sił pomagali jej zebrać pieniądze na dalsze leczenie i dodawali sił. Gdy w szpitalu Darię Trafankowską przeniesiono do izolatki, wszystkim znajomym - kolegom i przyjaciołom, pozwolono się z nią spotkać. Przyszło czterdzieści osób. „Nikogo nie omijają trudy życia, natomiast w tych próbach, którym musiałam sprostać, dostałam wiele wsparcia. Nigdy nie czułam się osamotniona. Zawsze byli przy mnie moi bliscy i przyjaciele. (...) Jestem kochana i kocham. Umrę otoczona miłością”, mówiła Daria Trafankowska.
Na swojej drodze spotykała wartościowe osoby. Pod koniec życia czuła się spełniona. „Spotkała ludzi, którzy się do niej tak jakby przykleili na końcu, z którymi było jej dobrze. Była spełniona. Naprawdę… Tak naprawdę dopiero przed śmiercią”, mówiła Krystyna Janda.
Dziś, przyjaciele aktorki wypełniają jej misję, ziścili jej niespełnione marzenie. Kilka lat po śmierci Darii Trafankowskiej powstała fundacja jej imienia, której prezeską jest Dorota Landowska. Celem jest pomoc w ratowaniu życia i zdrowia aktorów. „To, jak Duśka żyła, w jaki sposób myślała, pomagała ludziom, to wszystko staramy się kontynuować i chyba z powodzeniem”, mówiła w Polskim Radiu.
Daria Trafankowska, 2000 rok