Reklama

Dwadzieścia jeden lat temu odszedł Marek Kotański. Założyciel Monaru i Markotu zmarł w wyniku obrażeń poniesionych w wypadku samochodowym. Miał zaledwie 60 lat. Nazywano go Aniołem wyklętych. Pomagał tym, których inni skreślili. Wierzył w swoich podopiecznych i udowadniał im, że życie jest piękniejsze bez używek. Pomocy innym poświęcił całe swoje życie. Gdyby nie tragiczny wypadek, wciąż działałby na rzecz potrzebujących i szerzył dobro… Jego idee wciąż są kontynuowane.

Reklama

Nagła śmierć Marka Kotańskiego – twórca Monaru odszedł przedwcześnie

Wspaniały, wrażliwy i niezwykły człowiek. Marek Kotański pomagał wielu osobom wyjść z sideł uzależnień, poświęcał się pracy z ludźmi i każdego dnia wypełniał swoją misję. Stworzył Monar – ośrodek wsparcia dla osób walczących z uzależnieniami, a także Markot, ruch wychodzenia z bezdomności. Drzwi Marka Kotańskiego były otwarte dla wszystkich, którzy potrzebowali drogowskazu. Dawał im nowe życie. Społecznik pomagał samotnym matkom z dziećmi, byłym więźniom, a także osobom zarażonym wirusem HIV. „Moim wielkim marzeniem było stworzenie uczciwego systemu działań z ludźmi, którzy zgubili się kiedyś, lub których zgubiono w życiu. [...] Monar jest pierwszym wymyślonym przeze mnie słowem, którym postanowiłem nazwać eksperymen­talny dom Życia dla Nar­komanów w Głoskowie. Nie myślałem wtedy, że ten dom i życie w nim (…) dadzą początek orga­nizacji, którą utworzyłem z ludźmi, równie jak ja, ogarniętymi chęcią pomocy narkotyzującej się młodzieży”, można przeczytać na stronie Monaru.

Wielką ideą Marka Kotańskiego był Ruch Czystych Serc, który zrzeszał młodych ludzi, propagował otwartość, uczciwość i uczył empatii. Rzadko pojawiał się w domu, cały czas gdzieś działał, coś robił, budował kolejne ośrodki.

„Nie by­ło go za wie­le dla nas, dla bli­skich. Za­wsze aku­rat miał coś do zro­bie­nia gdzie in­dziej, gdzieś je­chał, ko­goś na­pra­wiał, o coś wal­czył. […] Od naj­młod­szych lat mia­łam po­czu­cie, że ta­ta jest bar­dziej po­trzeb­ny in­nym niż mnie i że oni so­bie bez nie­go nie po­ra­dzą, a ja – tak”, mówiła w jednym z archiwalnych wywiadów VIVY! jego córka, Joanna Kotańska.

W rozmowie z Krystyną Pytlakowską w 2002 roku podkreślała, że ojciec zawsze dawał siebie innym. Uratował tysiące ludzi! „Fakt, że na pierw­szym miej­scu sta­wiał pra­cę, a nie wła­sną ro­dzi­nę, jest nie­za­prze­czal­ny i nie ma co te­go ukry­wać. Ina­czej nie stał­by się cha­ry­zma­tycz­nym przy­wód­cą”, mówiła Joanna Kotańska.

Zobacz też: Nazywali go „Aniołem wyklętych”. Marek Kotański całe swoje życie poświęcał się innym

Niemiec/AKPA

Marek Kotański, Kryształowe Zwierciadła, Warszawa 2001

Tragiczny wypadek Marka Kotańskiego

Gdyby nie ten nieszczęśliwy wypadek, wciąż rozwijałby swoją misję. Do dramatycznych wydarzeń doszło w nocy z 18 na 19 sierpnia 2002 roku w Nowym Dworze Mazowieckim. Terapeuta wracał ze spotkania z podopiecznymi. Jak podawały media przed samochód Marka Kotańskiego wszedł pijany mężczyzna, który prowadził rower. Twórca Monaru chcąc uniknąć potrącenia pieszego, starał się go ominąć. W tym celu wykonał szybki manewr skrętu. Niestety auto wpadło w poślizg i uderzyło z dużą siłą w drzewo. Ocalił życie mężczyzny, poświęcają własne… Służby ratunkowe pojawiły się na miejscu błyskawicznie. Marek Kotański został natychmiast przewieziony do Szpitala Bielańskiego. Jednak nie udało się go uratować. Społecznik zmarł po kilku godzinach. Obrażenia, których doznał były zbyt poważne... Wszystkim trudno było pogodzić się z jego stratą.

„Cią­gle pa­mię­tam tę noc z nie­dzie­li na po­nie­dzia­łek. Spa­łam, kiedy o 2.30 za­dzwo­nił te­le­fon. Ode­brał mąż. Zdą­żył po­wie­dzieć tyl­ko: „Tak, słu­cham”, gdy usia­dłam rap­tow­nie na łóż­ku i za­py­ta­łam: „Ta­ta nie ży­je?” Nie wiem, skąd to wie­dzia­łam”, mówiła Joanna Kotańska w rozmowie z Krystyną Pytlakowską dla VIVY! w 2002 roku.

Czytaj też: Małgorzata Potocka o walce z depresją: „ze strachu nie mogłam wstać z łóżka (...) doczołgałam się do toalety”

Rodzina, znajomi, współpracownicy… Wszyscy wspominają go jako człowieka z misją. „Gdy jako młody psycholog zaczął pracę na oddziale psychiatrycznym, po pewnym czasie zerwano z nim współpracę z obawy, że któregoś dnia już stamtąd nie wróci - tak głęboko wchodził w świat pacjentów”, mówił Krzysztof Balcerek.

Założyciel Monaru został pochowany na Powązkach Wojskowych w Warszawie. Żegnali go najbliżsi, przyjaciele, podopieczni… Podczas uroczystości podkreślano, że był człowiekiem, który „odnajdywał swoje człowieczeństwo w przekraczaniu samego siebie i nie zadowalał się przeciętnością”. Jego idee wciąż są kontynuowane przez następców. Ośrodki Monar i Markot niosą pomoc swoim podopiecznym.

Źródło: Onet Wiadomości, Bezpiecznapodroz.org

PIOTR POLAK/PAP

Marek Kotański w czasie zorganizowanego w Kielcach Łańcucha czystych serc, Kielce, 10.06.2002

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama