„Uczyliśmy pić Olgę Tokarczuk”, wywiad z Michałem Rusinkiem i jego siostrą Joanną Rusinek
Razem wydali książkę „Kefir w Kairze”
Michał Rusinek, sekretarz Wisławy Szymborskiej, i jego siostra, Joanna Rusinek wydali książkę dla dzieci „Kefir w Kairze”. On napisał zabawne wierszyki, ona namalowała ilustracje. W wywiadzie dla VIVY! opowiadają Romanowi Praszyńskiemu, kiedy dostali jako literacką nagrodę skarpetki i dlaczego Joanna jest brana za żonę swego brata!
Wasze pierwsze spotkanie?
Michał: Było dosyć dramatyczne. Chodziłem wtedy do przedszkola. Mój tata zadzwonił do przedszkola i powiedział, że mam braciszka. Wcześniej zadzwonił do szpitala, gdzie powiedziano mu, że urodził mu się chłopiec. Bardzo się ucieszyłem, że mam brata, mieliśmy już dla niego imię – Maciek.
Joanna: Żołnierzyki dla niego odłożyłeś.
Michał: I poczułem się rozczarowany, że w domu pojawiła się dziewczynka.
Joanna: Moja mama trochę nerwowo zareagowała na kartkę od taty (bo wtedy nie porozumiewano się telefonami), która brzmiała: „Bardzo się cieszymy, że mamy Maciusia”.
(...)
Joanna: Upiłeś mnie pierwszy raz na moje 14. urodziny.
Michał: Do więzienia pójdę po tej publikacji.
Czym upił?
Joanna: Rosyjskim „szampanem”.
Michał: Z moją ówczesną narzeczoną, teraz żoną, Basią odwiedzaliśmy Joasię na kolonii. Przyjechaliśmy tam jako młodzi rodzice.
Joanna: To był taki moment, że z Basią byłyśmy bardzo podobne, miałyśmy podobne fryzury, podobne okulary i wszyscy mówili: „Ojej, jacy młodzi ci twoi rodzice”.
Michał: Wyglądałaś dojrzale. W liceum zostałaś modelką.
Joanna: To było absurdalne przeżycie. Traktowałam to jako fajny sposób, żeby zarabiać całkiem przyjemne kwoty. Pamiętam, jak tata drżącą ręką pomagał mi odbierać honorarium w gotówce i później szedł ze mną, chroniąc te wielkie, jak nam się wtedy wydawało, pieniądze. Ale na studiach powiedziałam „stop”. Nie chciałam wszystkiego rzucać i wyjeżdżać do Mediolanu.
Michał: Dzięki temu skończyłaś ASP i możemy razem robić książki.
Wydaliście niedawno wspólną książkę „Kefir w Kairze” z wierszykami i obrazkami o różnych miastach świata. Podróżujecie razem?
Michał: Częściej podróżuję z rodziną. Mój 12-letni syn po pobycie w Tokio wymusił na nas, rodzicach, żeby go zapisać na kurs japońskiego. Gdy pojechaliśmy drugi raz do Japonii, porozumiał się z taksówkarzem, a w restauracji, gdzie rezerwuje się miejsca, wpisując na listę, wpisał po japońsku nasze nazwisko.
Joanna: Zaczęliśmy podróżować z bratem dzięki naszym książkom. Byliśmy w Edynburgu z książeczką „Mały Chopin”.
Michał: Festiwal zrobił na mnie wielkie wrażenie. Odbywał się w parku, było zielono, chodziliśmy po trawie.
Joanna: I uczyliśmy Olgę Tokarczuk pić whisky.
Michał: Namówiliśmy ją w pubie, żeby zamiast piwa zamówiła lokalną szkocką whisky. Okazała się pojętną uczennicą. Pytaliśmy ją następnego dnia, jak było, odpowiedziała, że obudziła się rano i w pokoju pachniało takielunkiem. Rzeczywiście, jedna whisky była torfowa.
(...)
Co Was łączy oprócz książek?
Joanna: Ojej, usiłowałam to niedawno komuś wytłumaczyć. Mamy swój sposób porozumiewania się za pomocą chrząknięć. Wystarczy mruknięcie, podniesienie brwi, niedopowiedzenie. My się, o dziwo, bardzo dobrze w tym rozumiemy.
Dobrze pracuje się w tandemie?
Joanna: Dla mnie tak. Lubię, gdy teksty, które mam zilustrować, podobają mi się. A Michał takie właśnie pisze.
Michał: Wystarczy kilka chrząknięć i już jest obrazek.
Joanna: Zabawne, bo wszyscy mnie biorą za jego żonę. Ostatnio na targach warszawskich podpisywaliśmy nasze książki. Znajoma przysłała mi „podsłuchańce kolejkowe”: „A kto to jest ta Joanna Rusinek? To chyba jego żona. Młoda jakaś!”.
Michał: Pójdę do więzienia jak nic.