Reklama

Popularność i sympatię widzów przyniosła mu rola Franka Dolasa z komedii „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”. Do dziś najwięksi fani produkcji z pewnością pamiętają scenę, w której żołnierz grany przez Mariana Kociniaka przedstawia się niemieckiemu oficerowi, jako Grzegorz Brzęczyszczykiewicz ze wsi Chrząszczyżewoszyce w powiecie Łękołody. Aktor słynął z wielkiej wierności, zarówno w sferze zawodowej — przez długie lata grał na deskach tego samego teatru, jak i w prywatnej — ukochana Grażyna, którą poznał jako początkujący aktor, okazała się kobietą na całe życie. Pojawiła się w jego życiu niespodziewanie, gdy leczył złamane serce po swojej pierwszej, wielkiej miłości. Jak potoczyła się ta relacja?

Reklama

[Ostatnia publikacja na VUŻu: 29.04.2024 rok]

Marian Kociniak: złamane serce i nowa miłość. Jak poznał żonę?

Pierwszą miłość przeżył z Mają Wachowiak jeszcze w szkole teatralnej. Młodzi aktorzy byli ze sobą dwa lata, Marian Kociniak był w swojej koleżance po fachu ogromnie zakochany, niestety, po tym, jak ukochana zagrała u boku Gustawa Holoubka, zakochała się w nim i zostawiła dla niego Mariana Kociniaka. Podobno nawet zrozumiał jej decyzję, bo Holoubek był już wtedy uznanym aktorem, a on wciąż jeszcze tylko studentem. Był 1961 rok, kiedy załamany po rozstaniu aktor poznał dwa lata młodszą montażystkę pracującą w studio dubbingowym. Była nią Grażyna Pilszczyńska.

„Do Teatru Polskiego przyjechał jakiś radziecki spektakl – wspominał w rozmowie z Remigiuszem Grzelą – spotkaliśmy się na nim. Kiedy wychodziliśmy, pamiętam, deszcz lał jak jasna cholera, miałem na sobie skromną marynarkę. Nie miałem parasola. Pobiegłem, żeby znaleźć Grażynce taksówkę”.

Szybko pojawiło się pomiędzy nimi uczucie, już dwa lata później ślubowali sobie miłość i wierność. Na początku mama aktora miała co do jego wybranki sporo wątpliwości - Grażyna była bowiem rozwódką z dzieckiem, ale ojciec Mariana Kociniaka kibicował nowemu związkowi syna i przyjął synową i swojego przyszywanego wnuka Piotra z otwartymi ramionami.

Początki ich małżeństwa nie były jednak usłane różami, głównie z powodu ciągot aktora do wiecznej zabawy i kieliszka. W swoim stałym towarzystwie, w którym byli Roman Wilhelmi, Leonard Pietraszak i Jerzy Kamas, potrafili balować długimi godzinami kilka nocy z rzędu, a nad ranem szli ugłaskiwać poirytowaną żonę Kociniaka, którą, jak można się domyślać, te poranne odwiedziny złościły jeszcze bardziej. „Potem rano szliśmy do mojej Grażynki, przynosiliśmy jakieś zgniłe badyle z [targowiska na] Polnej. Przychodziłem jeszcze z innymi koleżkami, wręczaliśmy jej te »bukiety«. Wyganiała ich. Miała ze mną krzyż pański”, opowiadał Marian Kociniak.

Aktor podsumowywał, że w tamtym okresie przepił „ze 3-4 mercedesy”, ale ostatecznie wyszedł na prostą. Na świat przyszła córka aktora- Weronika. Od tamtej pory był ojcem nie tylko dla Piotra, syna żony z pierwszego małżeństwa, ale także dla swojej pierworodnej córki. Poczuł wielką odpowiedzialność, zrezygnował z wódki. Czasami wypił kilka lampek wina na premierach teatralnych, ale nawet na to jego żona patrzyła spod byka.

Zobacz też: Trudne dzieciństwo, choroba, strata żony… Jak wyglądało życie Mariana Kociniaka?

Marian Kociniak na planie filmu "Jak rozpętałem drugą wojnę światową", 1968 r.

PAP/Witold Rozmysłowicz

Marian Kociniak i Grażyna Pilszczyńska: małżeństwo z Saskiej Kępy

Marian Kociniak podkreślał, że to żonie zawdzięcza właściwie całe swoje życie. „Gdyby nie Grażyna, to bym nie żył. Ona o wszystko dba. Ona dba, żebym się nie roztył, ona dba, żebym się nie rozpił. Całe życie walczy z moimi papierochami... Ona jest moim cenzorem najlepszym, ona mi mówi, co sknociłem, ona mówi mi, co zagrałem dobrze. Tyle, ile ja przykrości narobiłem tej mojej Grażynce... Że też ona ze mną tyle wytrzymała”.

W latach 60. rodzina Mariana Kociniaka zamieszkała na Saskiej Kępie. Po tym, jak otrzymał z puli ministra kultury mieszkanie w bloku przy ulicy Międzynarodowej w Warszawie, stał się wielbicielem swojej nowej okolicy. Nawet później, kiedy stać go już było na większe mieszkanie w innym miejscu, czuł, że to jest jego miejsce na ziemi. Niekiedy udawał się z żoną w podróże, ale zawsze czuł, że w domu najlepiej. Chociaż nie umiał siedzieć w nim bezczynnie, po tygodniu przerwy od pracy nosiło go już i tęsknił za graniem.

Któregoś razu, kiedy małżeństwo spędzało wieczór na premierze spektaklu, pod ich nieobecność doszło w mieszkaniu do pożaru. "Zamówiliśmy taksówkę, podjeżdżamy pod klatkę schodową, a tam dwa wozy strażackie, karetki pogotowia. Ktoś mówi, że na pierwszym piętrze sfajczyło się mieszkanie, do betonu”, wspominał Marian Kociniak, który bardzo tę sytuację przeżył. Wprowadzili się tam na powrót po generalnym remoncie.

W ostatnich latach życia aktor ciężko chorował. Lekarze usunęli mu fragment jelita, miał też problemy z poruszaniem się. Niezmiennie mógł liczyć na wsparcie ukochanej żony, ale nie ukrywał, że ta sytuacja to dla niego wielki cios. Po operacji nie mógł być już tak aktywny zawodowo, jak wcześniej. Jednak największy ból przyszedł w lutym 2016 roku, gdy pożegnał ukochaną żonę. Pani Grażyna zmarła w wieku 78 lat. Marian Kociniak pogrążył się w tak ogromnym smutku, że nie był w stanie przyjść na pogrzeb żony. Bliscy martwili się, że po tej wielkiej stracie nie będzie umiał wrócić do normalnego życia. Niestety, mieli rację. Marian Kociniak zmarł miesiąc później – 17 marca 2016 roku.

Zobacz też: Czesław Wołłejko zakochał się w żonie Tadeusza Plucińskiego, a później został jego... teściem

Marian Kociniak i Grażyna Pilszczyńska, 2009 r.

Konrad Korgul / Studio69 / Forum
Reklama

Korzystałam z książki Sławomira Kopra, "PRL: po godzinach", wyd. Harde, 2022 r.

Reklama
Reklama
Reklama