Reklama

Powieść PS. Kocham Cię to niekwestionowany numer 1 wśród książek (i filmów) o miłości. 15 lat po premierze fani doczekali się jej kontynuacji! PS Kocham Cię na zawsze Cecelii Ahern już 16 października ukaże się w polskich księgarniach!

Reklama

Ogromną popularnością cieszył się zarówno książkowy pierwowzór, jak i jego kinowa ekranizacja. W głównych rolach wystąpili Hilary Swank i Gerard Butler. Film zarobił 156 milionów dolarów przy zaledwie 30 milionowym budżecie. Fenomen PS Kocham Cię sprawił, że do dziś książki Ahern sprzedały się łącznie w ponad 25 milionach egzemplarzy. Wśród nich znalazła się m.in. bestsellerowa i głośna powieść Love, Rosie.

O czym jest książka „PS Kocham Cię na zawsze”?

Akcja PS Kocham Cię na zawsze rozpoczyna się siedem lat po śmierci Gerry’ego. Jego żona – dobrze znana z pierwszej części – Holly Kennedy poukładała swoje życie na nowo. Ma stabilną pracę i zamierza zamieszkać ze swoim nowym partnerem, Gabrielem. Ciara, siostra Holly, namawia ją do udziału w podcaście, w którym miałaby opowiedzieć o swoich doświadczeniach po śmierci Gerry’ego i o listach, które jej zostawił.

Jedną ze słuchaczek podcastu jest Angela, która – zainspirowana pomysłem listów Gerry’ego — postanawia założyć klub PS Kocham Cię. Członkami klubu są osoby, które Angela poznała na terapii grupowej dla nieuleczalnie chorych, jego celem zaś jest pozostawienie wiadomości dla bliskich. Dokładnie tak, jak zrobił to Gerry dla Holly. Do klubu PS Kocham Cię zapraszają Holly. Ta jednak obawia się powrotu do traumatycznych wydarzeń, które zostawiła już za sobą...

PS Kocham Cię na zawsze to powieść, która chwilami bawi, ale przede wszystkim wzrusza. Ahern ponownie tworzy piękną i poruszającą historię o miłości „na zawsze” i o życiu, które nie jest bajką. To opowieść o życiu po stracie tego, kogo kochamy najmocniej, ale też o nieustannej walce o szczęście. Autorka dociera do najskrytszych zakamarków ludzkiego serca i opisuje najgłębiej skrywane uczucia. „PS Kocham Cię na zawsze” to lektura, którą mocno i głęboko się przeżywa, która każdemu na długo zapadnie w pamięć, a wielu z nas skłoni także do refleksji.

Fragment książki „PS. Kocham Cię na zawsze”

Celuj w księżyc, a nawet jeśli chybisz, wylądujesz wśród gwiazd.

Te słowa wyryte są na nagrobku mojego męża. Często je powtarzał. Pełen radosnego optymizmu sypał takimi pozytywnymi, motywacyjnymi powiedzonkami, jakby były paliwem życia. Te pozytywne, dodające otuchy słowa na mnie nie działały. Póki nie umarł. Dopiero wtedy, gdy wypowiadał je do mnie zza grobu, zaczęłam je naprawdę słyszeć, czuć i rzeczywiście w nie wierzyć. Trzymałam się ich.

Przez okrągły rok po swojej śmierci mój mąż Gerry żył dalej, obdarowując mnie słowami w comiesięcznych listach niespodziankach. Jego słowa były wszystkim, co miałam; już nie wypowiadane, ale wciąż słowa, spisane z jego myśli, pochodzące z jego umysłu, z mózgu kontrolującego ciało o bijącym sercu. Słowa oznaczały życie. A ja je chwytałam, mocno zaciskałam palce na jego listach, aż bielały mi knykcie, a paznokcie wbijały się w skórę dłoni. Uczepiłam się ich, jakby były moim kołem ratunkowym.

Jest 1 kwietnia, godzina 19.00, a ja głupia upajam się nową jasnością. Wieczory stają się dłuższe, wiosna łagodzi ostatnie, nieprzyjemnie ostre ukąszenia zimy. Kiedyś bałam się tej pory roku; wolałam zimę, gdy wszędzie można się ukryć. Ciemność sprawiała, że czułam się, jakbym była schowana pod bandażem, zamazana, niemal niewidzialna. Uwielbiałam to. Celebrowałam krótkie dni i długie noce; ciemniejące niebo było jak odliczanie czasu do upragnionej hibernacji. Teraz patrzę w światło, które musi sprawić, bym nie została wessana z powrotem.

Moja przemiana przypominała natychmiastowy szok, jaki przeżywa ciało w lodowatej wodzie. W pierwszej chwili czujesz przemożną chęć, by z wrzaskiem z niej wyskoczyć, ale im dłużej pozostajesz pod powierzchnią, tym bardziej się przyzwyczajasz. Zimno, podobnie jak ciemność, może stać się czymś zwodniczo wygodnym, czego nie chcesz porzucić. Ale mnie się to udało; kopiąc nogami i zagarniając wodę rękoma, wydostałam się na powierzchnię. Wynurzyłam się ze zsiniałymi wargami, szczękając zębami, odtajałam i znów wróciłam do świata.

Dzień przechodzący w noc, zima przechodząca w wiosnę, miejsce, gdzie wszystko się zmienia. Cmentarz, uważany za miejsce ostatniego spoczynku, pod powierzchnią nie jest tak spokojny jak ponad nią. Pod ziemią, w uścisku drewnianych trumien, szczątki ulegają przeobrażeniu, sumiennie rozkładane przez naturę. Nawet spoczywając na cmentarzu, ciało ulega nieustannym przemianom. Beztroski śmiech dzieci gdzieś w pobliżu przecina ciszę; nie zdają sobie sprawy, że stoją na granicy światów, albo się tym po prostu nie przejmują. Żałobnicy milczą, ale nie ich ból. Rana może być w środku, ale słyszysz ją, widzisz, czujesz. Ból spowija ciała jak niewidzialna peleryna; czyni wszystko jeszcze cięższym, odbiera oczom blask, spowalnia kroki.

W dniach i miesiącach, które nastąpiły po śmierci mojego męża, szukałam z nim jakiejś nieuchwytnej, transcendentalnej więzi, desperacko pragnąc znów poczuć się dobrze z samą sobą. To było jak potworne pragnienie, które musi zostać zaspokojone. W te dni, w które jakoś funkcjonowałam, wrażenie jego obecności podkradało się do mnie od tyłu i klepało mnie w ramię – i nagle czułam nieznośną pustkę. Wypalone serce. Nigdy nieustający ból.

Chciał zostać skremowany. Jego prochy spoczywają w urnie wsuniętej w niszę w ścianie kolumbarium. Jego rodzice zarezerwowali miejsce obok niego. To puste miejsce w ścianie obok jego urny jest dla mnie. Czuję się, jakbym stała oko w oko ze śmiercią, którą tak chętnie bym powitała wtedy, gdy umarł. Byle tylko do niego dołączyć. Chętnie weszłabym do tej niszy, zgięłabym się jak akrobatka i objęła urnę z jego prochami swoim ciałem.

On jest w tej ścianie. Chociaż nie, nie ma go tutaj. Odszedł. Energia jest gdzie indziej. Jest rozproszonymi, rozsypanymi cząstkami materii wokół mnie. Gdybym mogła, posłałabym całą armię, by wyśledzić każdy atom i poskładać je z powrotem, ale wszyscy konni i wszyscy dworzanie… Uczymy się tego na samym początku, ale pojmujemy, co to znaczy, dopiero gdy nadejdzie koniec.

Mieliśmy przywilej nie jednego, lecz dwóch pożegnań; długo chorował na raka, a potem przez rok dostawałam jego listy. W głębi ducha wiedział, że dzięki temu będę mogła lgnąć do niego, do wspomnień; nawet po śmierci znalazł sposób, by stworzyć nowe wspomnienia. Magia. Żegnaj, ukochana, żegnaj raz jeszcze. To powinno było mi wystarczyć. I myślałam, że tak jest. Może to dlatego ludzie przychodzą na cmentarze. Po kolejne pożegnania. Może w ogóle nie chodzi o to, żeby się przywitać, lecz o pociechę pożegnania, rozstania w ciszy i spokoju, bez poczucia winy. Nie zawsze pamiętamy, jak się poznaliśmy, ale często pamiętamy nasze rozstania.

Jestem zaskoczona, że tu wróciłam, w to miejsce i do tego stanu umysłu. Od jego śmierci minęło siedem lat. Sześć lat od chwili, gdy przeczytałam jego ostatni list. I naprawdę zaczęłam żyć dalej, ale ostatnie wydarzenia wszystko zakłóciły, wstrząsnęły mną do głębi. Powinnam żyć przyszłością, ale czuję jakiś hipnotyczny przypływ, jak gdyby on sięgał ręką i ciągnął mnie do tyłu.

Przyglądam się nagrobkowi i po raz kolejny czytam jego powiedzonko:

Celuj w księżyc, a nawet jeśli chybisz, wylądujesz wśród gwiazd.

A więc to musi być właśnie takie uczucie. Bo tak zrobiliśmy, on i ja. Właśnie tam celowaliśmy. Chybiliśmy. To tutaj, wszystko to, co mam, wszystko, czym jestem, i to nowe życie, które zbudowałam przez ostatnie siedem lat bez Gerry’ego, musi być jak lądowanie wśród gwiazd.

Reklama

Książka PS. Kocham Cię na zawsze ukaże się nakładem wydawnictwa Akurat.

Materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama