Reklama

W rodzinie Melchiora Wańkowicza każdy miał jakiś przydomek, nawet rzeczy. On sam był królem – Kingiem, jego żona Zofia – Królikiem albo „mamą – miękkie łapki”. Starsza córka, Krysia – Pytonem, bo stale o wszystko dopytywała. Na młodszą Martę, ulubienicę ojca, wołano Tili albo Tirliporek. Dom na Żoliborzu to był ukochany Domeczek. Auto nazywano Kacperkiem, była w nim zabawka – niedźwiadek Baltazarek. Gdy ruszali w podróż, Melchior Wańkowicz śmiał się, że jadą trzej królowie: Kacper, Melchior i Baltazar. Wańkowiczowie byli szczególną rodziną, a w każdym razie szczególnym małżeństwem.

Reklama

Ostatnia aktualizacja tekstu: 10.01.2024 r.

Melchior i Zofia Wańkowicz: jak się poznali? Historia ich relacji

Te zabawne przezwiska pochodzą z książki Melchiora Wańkowicza „Ziele na kraterze”. To napisane już po wojnie, a wydane po raz pierwszy na emigracji w 1951 roku, wspomnienia o najbliższej rodzinie pisarza, o wspólnych wyprawach i odkrywaniu świata wraz z córkami. Ktoś napisał w komentarzu do książki: „Każdy chciałby mieć taką rodzinę”.

Poznali się w 1914 roku. Ona, dwa lata od niego starsza, studiowała historię. Zobaczył ją, gdy przechadzała się z kolegami po krakowskich Plantach (mało dziewczyn wtedy studiowało). Była trochę zaskoczona, że „Pan Melo taki nieuczony” – on przerwał studia, bo ciągnęło go samo życie i przygody. Pobrali się dwa lata później. Na początku lat 20. mieli już dwie córki. Ona pisała do niego: „Taki byłeś ładny, jak leżeliśmy na plaży w ostatni dzień wyjazdu mego. Chciałam Cię ucałować, ale się speszyłam. Obejmuję serdecznie”. On zachwycał się jej „pochyłą linią szyi, gdzie rośnie ten najdelikatniejszy puch”. „O mój Boże!” – kończył list.

Jak żyło się u boku Melchiora Wańkowicza? Był przecież wielkim talentem, docenionym już przed wojną. Nazywano go ojcem i królem polskiego reportażu (Wyższa Szkoła Dziennikarska przy Uniwersytecie Warszawskim nosi dzisiaj imię Melchiora Wańkowicza). Był pisarskim celebrytą, ale miał też odwagę, fantazję, mnóstwo energii. Stale się rzucał w jakąś przygodę albo aferę. Przed wojną wydał już kilka książek reporterskich, w tym najsłynniejszą „Na tropach smętkach” – o losach Polaków, Mazurów i Niemców na Warmii i Mazurach (wtedy Prusach Wschodnich). Założył wydawnictwo „Rój”, gdzie debiutowali: Gombrowicz, Szulc , Dołęga-Mostowicz i wielu, wielu innych.

Zawsze lubił pieniądze, więc imał się różnych zajęć, pracował m.in. jako reklamowiec – dziś powiedzielibyśmy copywriter. Na początku lat 30. wymyślił słynny slogan reklamowy: „Cukier krzepi”, za który dostał astronomiczne pieniądze, 10 tysięcy złotych. Zażądał 5 tysięcy za każde słowo (5 tysięcy to była wówczas pensja Prezydenta RP). Po wojnie, w PRL-u, za świetne hasło „LOT-em bliżej” dostał już tylko darmowy talon na jeden rejs.

Zobacz też: Pierwszy mąż Małgorzaty Foremniak zginął w tragicznym wypadku, samotnie wychowywała córkę. Tak wyglądał ich związek

Wielu ludzi zazdrościło im małżeńskiego szczęście, uchodzili za idealnie dobraną parę, ale nie była to prawda. Fot: Muzeum Literatury/East News

Zofia i Melchior Wańkowiczowie: historia ich małżeństwa

Wańkowiczowie wydawali się bardzo dobrze dobrani. On był Kingiem – królem i kreatorem domowego życia. Ona ciepłym Królikiem – przytulała, chroniła, czasem zakłopotana wyczynami Kinga marszczyła nosek (stąd przydomek) i robiła „awanturki”. Ale z fragmentu diariusza pisarza opublikowanego już po śmierci obojga małżonków wynika, że ich życie było nieco bardziej skomplikowane niż marszczenie noska. Wańkowicz źle pisze tam o żonie. Nazywa ją egotyczną paniusią. Pisze, że wracał do domu ze ściśniętym żołądkiem, bo Zosia zawsze była niezadowolona i go zamęczała. Nazywa ją kulą u nogi, a nie życiową partnerką. Gdyby miał taką partnerkę, więcej by osiągnął. Pisze, że jej nie kochał i wiele nocy spędzał sam, gdy ona dobrze spała po awanturach.

Podobno Zofia na rok odeszła od niego do ich wspólnego przyjaciela Tadeusza Lechnickiego, czego Wańkowicz nie mógł jej darować, choć małżeństwo udało się z powrotem skleić. Daleko w tym diariuszu do czułości i obrazu idylli z „Ziela na kraterze”. Co nie znaczy, że ten ostatni był nieprawdziwy, raczej w jednym wspomnieniu przeważały jasne, a w drugim ciemne barwy.

Jeśli Wańkowiczowie mieli jakieś kłopoty małżeńskie, to wojna przewróciła ich życie do góry nogami. Rodzina praktycznie się rozpadła. King znalazł się za granicą – we wrześniu 1939 roku, z maszyną do pisania pod pachą, pod ostrzałem przeszedł wpław Dniestr i znalazł się w Rumunii. Był na Cyprze, potem w Palestynie, gdzie przez biedę był odcięty od świata, który dla niego, reportera, „buzował”. Podał mu wtedy rękę Jerzy Giedroyć – to dzięki niemu pisarz został oficerem prasowym drugiego korpusu gen. Władysława Andersa.

Przeszedł cały szlak bojowy przez Iran, Irak, Syrię, Egipt, aż po Monte Cassino. Dlaczego wyjechał z Polski? Mówiło się, że z powodu antyniemieckich tekstów. Był jednym z pierwszych na liście do aresztowania. Wyjechała także młodsza córka Wańkowiczów, Tili (wyemigrowała do USA). Zofia i Krysia – studentka na tajnych kompletach – zostały w Warszawie.

Zobacz też: Mówią o nich "klasyczna para". Ich miłość zaczęła się od podglądania. Magdalena Walach i Paweł Okraska tworzą duet idealny

Starsza córka pisarza Krysia zginęła w szóstym dniu Powstania Warszawskego, była łączniczką w batalionie „Parasol". Fot: Muzeum Literatury/East News

Zofia i Melchior Wańkowiczowie stracili córkę

W 1944 roku Wańkowicz bierze udział w bitwie pod Monte Cassino. Biega pod artyleryjskim ostrzałem z jednego miejsca w drugie, żeby wszystko zarejestrować, rozmawia z rannymi żołnierzami. Dowódcy chwilami są źli na wszędobylskiego reportera. Ale powstaje z tego wielkie trzytomowe dzieło „Bitwa pod Monte Cassino”. W tym samym roku, kilka miesięcy później, jego starsza córka Krystyna idzie do Powstania Warszawskiego jako sanitariuszka batalionu „Parasol” i łączniczka dowódcy kompanii Stanisława Leopolda. Ginie 6 sierpnia w walkach o cmentarz kalwiński na Woli.

W maju 1945 roku Melchior Wańkowicz jeszcze nie wie, że jego córka poległa. Pisze w liście do Jerzego Giedroycia: „Nie wiem nic o swojej Krysi. Jeśli Pan będzie widział kobiety z Armii Krajowej albo Pruszkowa, proszę przy okazji spytać o nią. Oby żyła”. W tym samym czasie wiosną i latem 1945 roku Zofia Wańkowiczowa szuka w zrujnowanej Warszawie grobu i ciała Krysi. Ma przygotowane dwa prześcieradła, by jej ciało owinąć. W pewnym momencie jest pewna, że znalazła swoje dziecko, ale po układzie rąk poznaje, że nie, to nie Krysia. Szuka bez skutku.

Czytaj także: Tomasz Kot poprosił ukochaną o rękę na pierwszym spotkaniu. Wciąż świata poza sobą nie widzą

Krysiuniu żyjesz i żyć będziesz - Wańkowicz o śmierci córki

Gdy przyjeżdża do męża na Boże Narodzenia w 1945 roku, ma ze sobą tylko zapasową koszulę i pończochy Krysi, czapkę męża znalezioną w ruinach spalonego Domeczku i zeznania sanitariuszki Zofii, która była świadkiem śmierci jej córki. Trudno się nawet domyślać, czym była dla obojga śmierć Krysi. Wańkowicz przejmująco pisze o poległej córce i rozpaczy matki w wojennej części „Ziela na kraterze”, kończy książkę listem:

„Krysiuniu!... Dzisiaj od Ciebie przyszedł list pisany do Tili jeszcze w 1943 roku. List, w którym nie wiesz, gdzie jestem. Piszesz, jak ciężko jest nie mieć ojca koło siebie, kiedy jest tak potrzebny. Na ten list nie otrzymałaś odpowiedzi. Wzywałaś mnie na próżno, jeśli istotnie próżne jest wysyłanie żarliwej myśli. Teraz Ciebie nie ma i Domeczku nie ma. Tak mi ciężko, Córeczko, że Ci nie odpisałem. Powietrze dookoła drga Tobą, rzucam te pisane słowa w powietrze. Czy dojdą? (...) Nie jestem już sam. Matka przyszła z Polski z małym zawiniątkiem, którego połowę stanowiły pamiątki po Tobie, wygrzebane w popiołach Domeczku. (...) Wiesz Krysiu – znowu zapuka do rodziny prawdziwe własne życie, Tili oczekuje lada chwila porodu. Jeśli będzie córka, to będzie się nazywała Anna-Krystyna. Anna – Twój pseudonim w powstaniu. (...) Żyjesz, Krysiuniu”. Żyjesz i żyć będziesz.

Czytaj także: Andrzej Munk był jednym z najlepszych polskich reżyserów. Gdy zginął, miał 39 lat

Melchior Wańkowicz z wnuczkami Ewą i Anią, Monachium, 1958 rok. Fot: Muzeum Literatury/East News

Zofia i Melchior Wańkowiczowie: 6 lat rozłąki i emigracja

W 1945 roku Wańkowiczowie spotkali się po raz pierwszy po 6 latach rozłąki, choć przez cały czas pisali do siebie listy. On bardzo starał się ściągnąć żonę, a jednocześnie obawiał się, że będzie go zamęczała cierpieniem, w dodatku, jak to ujął, „na rachunek zmarłego dziecka”. Ale Zofia, mimo tych obaw męża i żalów, które wylewał, jakoś zdała życiowy egzamin.

Przeszli razem trudny czas emigracyjnej tułaczki i biedy. W USA Wańkowicz – król polskiego reportażu – pracował na kurzej farmie. Żona, aby mu pomóc, sprzątała mieszkania. Choć musiało ją to kosztować dużo wysiłku, bo nie była już ani bardzo młoda, ani bardzo sprawna. W 1958 roku wrócili do Polski, witani owacyjnie przez władze, jak każda znana para, która wracała z emigracji.

Wańkowicz miał w Polsce miliony czytelników, ludzie go uwielbiali za barwne anegdotyczne gawędy, za dowcip, za przedwojenny sznyt. Wydawano jego książki, odbywały się spotkania autorskie, odczyty. Ale w 1964 roku Melchior podpisał „List 34”, pierwszy w Polsce protest intelektualistów przeciw komunistycznej władzy. To był sprzeciw wobec ograniczania wolności słowa i swobód obywatelskich. Podpisanie go było dużym aktem odwagi, nawet dzieci wiedziały, że na sygnatariuszy sypną się represje, np. zakaz publikacji. Wańkowicza dotknęły szczególnie.

Pisarz trafił do więzienia i miał proces – nie tyle za sam list, ile za przesłanie go za granicę, co władza podpięła pod rozpowszechnianie materiałów szkodzących PRL. Surowy wyrok trzech lat więzienia zawieszono. Ale rewizja, którą przeprowadzono w ich mieszkaniu na Puławskiej róg Rakowieckiej w Warszawie, musiała być trudnym przeżyciem.

Zobacz też: Wychowują dwójkę dzieci, nie myślą o ślubie. Otylia Jędrzejczak i Paweł Przybyła poznali się dzięki znajomym

Młodsza córka Wańkowiczów, Marta, zwana przez rodzinę Tili, po wojnie wyjechała do USA. Portret z 1941 roku. Fot: Muzeum Literatury/East News

Wańkowiczowie przeżyli ze sobą 54 lata, do śmierci Zofii w 1969 roku. On przeżył ją o 5 lat. Cieszyli się życiem młodszej córki, doczekali się wnuczki Anny Erdman, która z mężem mieszkała przez jakiś czas w Polsce. Współpracowała z KOR-em i prowadziła salon dysydencki. Wańkowiczowi trudno było dotrzymać kroku, choć żona starała się to robić przez całe życie.

Reklama

On zawsze podkreślał, że to żona i ma wobec niej zobowiązania. Niektórzy zżymali się, że kazał jej telepać się ze sobą po USA, kiedy była już bardzo starszą panią (z tej wędrówki powstała potem m.in. książka „Królik i Oceany”). Niedługo przed śmiercią powiedziała do przyjaciela rodziny: „Miałam straszne życie, ale było ciekawie i nie żałuję”.

Reklama
Reklama
Reklama