Judi Dench i Michael Williams - mąż był miłością jej życia. Gdy zmarł, posadziła dla niego drzewo
Byli razem 40 lat. Michael Williams był aktorem i oddanym katolikiem, za pracę dla kościoła nagrodził go Jan Paweł II
Był jej miłością, przyjacielem, opiekunem i najlepszym doradcą. Miała 60 lat, kiedy namówił ją na udział w „Golden Eye", filmie o Jamesie Bondzie. Myślał, że będzie dziewczyną Bonda, a ona zagrała kultową rolę M, która przyniosła jej rozpoznawalność na całym świecie. Judi Dench nadal ma w sercu miłość do męża. Nie oznacza to, że żyje jak wdowa, kultywując pamiątki po ukochanym. Pracuje, zdobywa nagrody, od 10 lat ma przyjaciela, Davida Millsa, konserwatora przyrody. Ale wewnętrznie ciągle nie jest pogodzona ze śmiercią Michaela, który odszedł w 2001 roku, w przeddzień 30 rocznicy ich ślubu.
Śmierć męża Judi Dench
Zmarł na raka płuc w wieku zaledwie 65 lat. Mieli spędzić razem starość, kupili wielki dom, stworzyli wokół niego park pełen drzew. Judi Dench zwierzała się w rozmowach, że czasem Michael odwiedza ją... jako duch. W domu zastaje niespodziewanie otwarte drzwi albo w jej ręce trafia puszka z napisem „Kocham Cię”. A czasem wzrok aktorki przyciąga fotografia, na którą przez lata nie zwracała uwagi. Wszystko to Judy Dench przypisuje zmarłemu mężowi.
Michael Williams był nie tylko aktorem, ale też oddanym katolikiem. Na dzień przed śmiercią – 10 stycznia 2001 roku – został mianowany Rycerzem Św. Grzegorza przez papieża Jana Pawła II, w hołdzie dla jego pracy dla Kościoła. To papieski tytuł szlachecki i wielki dowód uznania. Judi Dench mówi, że śmierć Michaela bardzo ją zmieniła. Kiedyś widziała ścieżkę, po której razem szli. Po śmierci męża zobaczyła przepaść.
W książce „Behind the Scenes" wspominała: „Byliśmy razem przez 40 lat i było nam wspaniale. A potem ten drugi człowiek, który jest częścią Ciebie, na zawsze znika. Musisz dziękować Bogu za wspólne lata, ale uczysz się żyć na nowo. Nawet po latach żal po stracie jest taki sam". Żeby nie rozpaczać, zaczęła pracować jak szalona.
Zobacz też: Konstanty Ildefons Gałczyński - żona kochała go bezgranicznie, wybaczała mu zdrady, pijaństwo
Judy Dench i Michael Williams: historia miłości
Judi, czyli Judith Olivia Dench, urodziła się w 1934 roku, jej tata był lekarzem rodzinnym w różnych zespołach teatralnych, mama szyła kostiumy. Aktorem został jej brat i to on namówił ją na studia w Central School of Speech and Drama, jej koleżanką była tam inna wybitna aktorka Vanessa Redgrave. Ale to Judy była prymuską i kasowała wszystkie nagrody. Uważana jest za jedną z najwybitniejszych współczesnych aktorek.
Anglicy traktują ją jak dobro narodowe, czego ona nie znosi. „Nie zamierzam być jakimś reliktem i stać za szybą w zapomnianej starej szafie”, mówi gniewnie. W 2013 roku zajęła drugie miejsce w plebiscycie na najbardziej szanowaną i popularną kobietę w Wielkiej Brytanii. Na pierwszym była królowa Elżbieta II.
Zobacz też: Małgorzata Braunek i Andrzej Krajewski: „Chciałam wyzwolić się z tego życia i uciec z nim na koniec świata”
I pomyśleć, że kiedy w początku lat 60. po raz pierwszy stanęła do castingu, usłyszała: „Panno Dench, mam jedną uwagę. W Pani twarzy wszystko jest nie tak”. Wiedziała, że nie ma urody amantki i że jest przysadzista. Opiniotwórczy brytyjski dziennik „Guardian" pisał o niej przed laty: „Niska, okrągła chłopczyca - nietypowa gwiazda”. Masową popularność przyniosła jej kultowa rola M w filmach o Jamesie Bondzie. Ale znana jest też z wielkiego hitu „Hotel Marigold”, gdzie właściwie grała siebie. Kobietę, która po śmierci męża próbuje jakoś ułożyć sobie życie. Grała fantastycznie w filmie „Tajemnica Filomeny”, w „Notatkach o skandalu”, w „Iris”. Za rolę w komedii „Zakochany Szekspir”, gdzie wcieliła się w królową Elżbietę, została uhonorowana Oscarem (a na ekranie była zaledwie przez 8 minut!).
Rolę załatwił jej Harwey Weinstein, producent filmowy. Jak okazało się podczas akcji #metoo, także przestępca seksualny, oskarżony o gwałt i wykorzystywanie seksualne kobiet. Judi o tym nie wiedziała, w hołdzie dla Weinsteina zrobiła sobie na tyłku tatuaż z jego inicjałami i sercem przebitym strzałą. Potem, gdy w 2017 roku sprawa Weinsteina wyszła na jaw, aktorka tłumaczyła się z tego, składała wyrazy współczucia ofiarom, ale też nie chciała przekreślić swojej pracy.
Poza filmem, zagrała dziesiątki wybitnych ról teatralnych, dziesiątki kreacji w sztukach Szekspira. Kiedyś śmiała się nawet, że Szekspirem płacą z mężem domowe rachunki. Jej debiut w roli Ofelii został zmiażdżony przez krytykę, pisano, że ma talent, ale totalnie brak jej warsztatu, że gra jak uczennica. Bała się, że wyrzucą ją z prestiżowego teatru „Old Vic". Zacięła się i postanowiła pokazać, ile umie. Udało się i to jak! Warto także wspomnieć, że w latach 60. była Sally Bowl w teatralnej wersji „Kabaretu” i podbiła Londyn, choć uważała, że nie umie śpiewać, a propozycje uznała w pierwszej chwili za żart.
Zobacz też: Zawsze występowali razem, niczym papużki nierozłączki. Historia związku Hanny i Antoniego Gucwińskich
Michael dawał jej codziennie czerwoną różę
Jej mąż Michael nie miał takich sukcesów, wiedział, że jako aktor nie jest tak utalentowany jak żona. Ale, jak mówił, wcale nie czuł się przez to gorszy jako człowiek. Poznali się w 1962 roku. Judy grała wtedy Julię w „Romeo i Julii". Michael zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Pochodził z Liverpoolu, Judi Dench do dzisiaj jest wierną fanką piłkarskiej drużyny FC Liverpool. „Wyjdziesz za mnie?”, zapytał pewnego dnia na pięknej słonecznej plaży w trakcie tournee po Australii. Powiedziała tak… „Jeśli poprosisz mnie o rękę w deszczowy dzień, w Londynie”. Zrobił to, oczywiście. Byli nierozłączni, razem żyli i grali m.in. w popularnym i nagradzanym serialu „A Fine Romance” - parę, która niespodziewanie się w sobie zakochuje.
Razem też występowali w słynnym „Royal Shakespeare Company”. A po spektaklach chodzili do pubu, pili piwo i gadali o sztuce, aktorstwie, polityce. Czasem ona była zła, a czasem Michael chodził jak chmura gradowa. Potrafili być na siebie „nabzdyczeni". Ale byli szczęśliwi i jak wspomina Judy, dużo się śmiali. Mówi, że jej mąż był dobrym, bezinteresownym człowiekiem, chętnym do pomagania innym. Pobrali się w lutym 1971 roku. W tym samym roku na świat przyszło ich jedyne dziecko, córka Finty Williams. Judy chciała mieć szóstkę dzieci, ale jak mówiła, „życie różnie się układa i nie zawsze spełniają się nasze oczekiwania (cytuję za rozmową w polityka.pl)
Judi Dench: moje niebo
Judi chciała zrezygnować z pracy, by opiekować się małą. Ale mąż wybił jej to z głowy, znał jej talent. Wiedział też, że zamknięta w domu będzie nieszczęśliwa. Zaproponował, żeby jego rodzice i owdowiała matka Judi zamieszkali z nimi. „To było wtedy moje wyobrażenie nieba", wspominała Dench. Doceniała to, że wielopokoleniowa rodzina mieszka razem, że mogą opiekować się sobą nawzajem.
Nie zawsze było idyllicznie, ale jak mówi Dench: „nie żałuję ani dnia z tego czasu". Uchodzili za kłótliwą, ale niemal idealną parę. Wszyscy ich znajomi wspominali, jak bardzo byli w sobie zakochani, przez 30 lat małżeństwa zachowywali się jak namiętni kochankowie. W każdy piątek Michael dawał żonie czerwoną różę na znak wiecznej miłości. Kiedy ich córka została sama z dzieckiem, wprowadziła się do domu rodziców, mieszka z Judi do tej pory.
Czytaj także: Połączyła ich muzyka, a podzieliła zdrada. Halina Żytkowiak była gwiazdą Trubadurów i drugą żoną Krzysztofa Krawczyka
Kiedy Michael żył, zawsze znajdowała czas, by mogli pobyć razem w domu. Kiedy zmarł, rzuciła się w wir pracy. Czuła, że jest dla niej ostoją. „Dzięki niej nie rozpamiętuję samotności i opuszczenia. Odsuwam od siebie myśli o śmierci i mniej dotkliwie odczuwam dolegliwości starzenia się”, mówiła w rozmowie dla brytyjskiego „Vogue'a”. Dzień po pogrzebie męża pojechała do Kanady, na plan filmu „Kroniki portowe” z Kevinem Spacey. Potem w domu przygotowywała się do roli „Iris”. „Pracuję ciężej od śmierci Michaela”, przyznała w brytyjskiej gazecie „Daily mail”. W innej rozmowie tłumaczyła: „zawsze upewnialiśmy się, że mamy dla siebie czas”. (Po śmierci Mickeya) „przyjaciele, ciągle mi powtarzali: „Nie stawiasz czoła stracie; musisz się z tym zmierzyć”. I może mieli rację, ale czułam, że mam w sobie wiele emocji. Smutek dostarcza ci ogromnej ilości energii. Musiałam ją wykorzystać”. Kiedy jednak dziennikarze pytają, czy jest pracoholiczką, odpowiada swoim ulubionym pytaniem: „żartujesz?”
Życie po życiu
Judi Dench mieszka w Surrey koło Londynu, w XVII-wiecznej posiadłości, którą remontowali i urządzali jeszcze z Mickeyem. Dom otacza duży ogród, który małżonkowie zmienili w tajemniczy las. Przenieśli się tam w 1995 roku. Zawsze, gdy umierał ktoś z rodziny czy przyjaciół, sadzili dla niego drzewo.
Czytaj także: Dzieliło ich 27 lat, połączyło uczucie. Oto historia relacji Jose Carrerasa i Patrycji Woy-Wojciechowskiej
W 2001 roku posadziła drzewo dla Mickeya. Judi Dench uwielbia drzewa, mówi, że tratuje je jak członków dalszej rodziny. Powstał nawet o tym dokument „Judi Dench: Moja miłość do drzew”. Aktorka mieszka wraz z córką Finty, z dorosłym już ukochanym wnukiem Samem i całą masą zwierząt. Jak wylicza córka Judy, w domu jest pies, 6 kotów, złote rybki, chomik zwany Herbatnikiem, a w ogrodzie kaczki i kury.
Nieopodal ma swój dom jej przyjaciel David Mills. Są ze sobą bardzo związani od 2010 roku, to wtedy David zaprosił ją do Parku Dzikiej Przyrody, by otworzyła… domek wiewiórek. „Kiedy nagle w życiu zabraknie ukochanej osoby, wieloletniego towarzysza, miło jest spotkać kogoś, kto mógłby się nim stać. Nie mówię tylko o nagłym wybuchu miłości czy seksualnej pasji. Po prostu miło mieć kogoś, kto powie: albo (cytuję za polityka.pl).
Pandemia była dla niej trudna , bo zatrzymała ją w domu. A Judi lubi ruch, dzianie się. Jest dzielna, niewiele widzi - od lat choruje na zwyrodnienie żółtej plamki - ale cały czas jest aktywna, do niedawna grała w teatrze. Lady Dench, bo taki tytuł nadała jej królowa, 9 grudnia kończy 87 lat. „Wciąż widzę siebie jako wysoką, wiotką, najwyżej 39-latkę”, powiedziała na początku roku w rozmowie z „Guardianem”.