Reklama

Na spotkanie z Joanną Fabicką autorką książki „Plaża w słoiku po kiszonych ogórkach” umówiłam się w kinowej kawiarni. W końcu to kobieta, która swoją karierę rozpoczynała od kina, zanim zaczęła pisać książki pracowała w łódzkiej Filmówce, a montowany przez nią film „Męska sprawa” w reżyserii Sławomira Fabickiego, otrzymał nominację do Oscara. Poranną kawę wypiłam zatem z kobietą, która w Hollywood stąpała po czerwonym dywanie i gościła na oscarowej gali razem z największymi gwiazdami kina. Okazała się osobą pełną pozytywnej energii, optymizmu i życiowej mądrości. Jej zaraźliwy optymizm podkreślał piękny żółty płaszcz i szczery uśmiech. Czy we wszystkim się zgadzałyśmy? Zdecydowanie nie! Ja nie polubiłam głównej bohaterki jej książki - Grażyny, a raczej nie byłam dla niej wyrozumiała. Za to Joanna stworzyła ją po to, żeby powiedzieć wszystkim kobietom: „uwielbiam was, wszystkie jesteście wspaniałe”. Co jeszcze wyniknęło z naszego spotkania i dlaczego warto przeczytać najnowszą książkę Joanny Fabickiej?

Reklama

O co chodzi z tą Grażyną? Dlaczego główna bohaterka nosi takie imię?

Bo napisałam tę książkę dla wszystkich Grażyn świata. Jestem trochę przekorna, a to jest mój protest song przeciwko nieeleganckiemu epitetowaniu tego imienia. Uważam, że to nie jest w porządku, znam mnóstwo fantastycznych Grażyn, zresztą w książce jest zabawny dialog głównych bohaterów na temat tego imienia i kobiet, które je noszą. Uwielbiam wszystkie Grażyny (śmiech).

Ale Grażyna kojarzy mi się z kobietą, której „znowu w życiu nie wyszło” i nie ma na siebie pomysłu

No, to jest dość przerażający znak naszych czasów, że wszystkim nam musi w życiu wyjść, nie sądzisz? Trochę się przeciw temu buntuję, przeciw temu wszechogarniającemu przymusowi sukcesu. Wracając do mojej bohaterki: chciałam wreszcie napisać książkę o kobietach wchodzących w smugę cienia, ale bez tej charakterystycznej cierpiętniczej nuty tylko na wesoło, z dużą dawką humoru i autoironii. Chciałam to zrobić dla kobiet, których los rozpięty jest pomiędzy przymusem obowiązków w nieco już dogorywającym małżeństwie, a wciąż jeszcze silną potrzebę życiowego szaleństwa, choć jak mówi teściowa Grażyny: „życie nie jest po to, żeby było miło”. Czyli z jednej strony jest oczekiwanie, że jeszcze wszystko co dobre przed nami, że jeszcze czeka nas fantastyczne rozdanie kart, a z drugiej - rodzina dusi jak gadzina, spódnica znowu zrobiła się za ciasna, dzieci wchodzą w okres upiornego dojrzewania, a mąż traktuje nas jak wygodne ale nieco znoszone kapcie. Chcemy coś zmienić, ale zwyczajnie ciężko nam wykonać jakikolwiek krok, podjąć ryzyko i postawić na siebie. Kiedy poznajemy Grażynę, na pierwszy rzut oka jej życie jest jak z katalogu: u boku ma atrakcyjnego, robiącego karierę męża Norberta. Mieszkają w domu pod Warszawą, mają dwoje urodziwych, świetnie rokujących dzieci, a Grażyna ma swoje spokojne pół etatu w domu kultury. Sielsko i anielsko! Mnóstwo kobiet w Polsce prowadzi takie życie, które teoretycznie jest udane, ale jak zeskrobiemy z wierzchu ten cały lukier, to okazuje się, że dom jest na kredyt, dziecko ma depresję, a szef nazywa się Trutka i jest najbardziej toksycznym z szefów. To życie pod wulkanem, w którym nie ma miejsca na marzenia i syreni ogon. I o tym jest właśnie ta książka: jak my, syreny tracimy piękny ogon i po kilkunastu latach w małżeństwie zostaje nam tylko łysy kikut. Ale, o dziwo, z nim także można być szczęśliwym na swoich warunkach.

Dla mnie Grażyna jest totalnie pogubiona

Grażyna jest w procesie, który w psychologii określa się dezintegracją pozytywną. To dosyć trudny moment, kiedy nasze struktury poznawcze się rozpadają i towarzyszy temu ogromny wewnętrzny niepokój oraz trudny do opanowania chaos myśli. Dotychczasowe życie zaczyna nas uwierać, a nasze poglądy i wypracowany przez lata sposób funkcjonowania przestają być spójne. Przestają pasować jak ta za ciasna spódnica. Grażyna zaczyna zadawac sobie niewygodne pytania o to, czy jest szczęśliwa i czy jej życie wyglada tak, jak chciała, by wygladało. Wydaje jej się, że przysnęła tylko na chwilę, a obudziła się o 20 lat starsza, 20 kg grubsza, w dodatku z rodziną u boku, która najchętniej założyłaby jej kaganiec za każdym razem, gdy tylko próbuje się o siebie upomnieć. Na szczęście potrafi spojrzeć na to wszystko z dużym autoironicznym dystansem. Jej zabawne dialogi ze swoim alter ego, które nazywa kołowrotkiem w głowie bawią czytelniczki do łez. Grażyna jest ekspresyjna, inteligentna i dowcipna. Tylko poczucie humoru utrzymuje ją jeszcze na powierzchni.

Tylko to jej poczucie humoru to trochę śmiech przez łzy..

Owszem, w końcu nieprzypadkowo moim ulubionym gatunkiem jest komediodramat. Celowo rysuję swoich bohaterów grubą kreską, ale nie po to, by przedstawić ich w karykaturalny sposób. Ja po prostu lubię soczyste postacie. Dla mnie im człowiek jest mniej idealny tym ciekawszy. Przeczytałam kiedyś bardzo trafną opinię na temat moich bohaterów – że są jak znoszone ubrania, trochę pognieceni, utytłani, jakby ich wszystkich wyciągnięto z second handu. Coś w tym jest, bo mnie człowiek interesuje głównie jako źródło sprzeczności ze wszystkimi swoimi słabościami. Idealni bohaterowie są nudni i w życiu, i w literaturze.

Ale czy współczesne kobiety chcą czytać o takich trochę „poprutych” ludziach? Nie lepiej pisać o tych, którzy pięknie wyglądają i wszystko im się udaje?

Kiedy byłam na gali oscarowej widziałam takich pięknych z bliska: Julię Roberts, Nicole Kidman, Penelope Cruz. Zaręczam, że nawet one nie są idealne, mają tylko perfekcyjnych specjalistów od PR -u. Media starają się obecnie pokazywać kobietę idącą przez świat z hasłem na ustach „mogę wszystko”. Uważam, że to jest krzywdzące ponieważ zwyczajnie mija się z prawdą. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, są poza zasięgiem naszych możliwości. Prawdziwa mądrość człowieka polega na tym, żeby w pewnym momencie zdać sobie z tego sprawę i pogodzić się z tym czego zmienić nie możemy, jednocześnie zmieniając to, na co rzeczywiście mamy realny wpływ. Jest mnóstwo kobiet takich jak Grażyna, ja sama też nią w jakimś stopniu jestem, wiecznie rozdarta między potrzebami rodziny a swoimi własnymi. Nieustannie zadaję sobie prozaiczne pytanie: zrobić najpierw pranie, obiad, czy może jednak w spokoju popracować nad nową książką? Jeżdżę na spotkania autorskie w całej Polsce, spotykam się z kobietami z różnych środowisk i wiem jedno - łączy nas to samo uwikłanie, to samo pokoleniowe doświadczenie. To nie jest książka o przegranych kobietach, tylko o drodze do odzyskania własnej podmiotowości. Chciałam, by kobiety w doświadczeniach Grażyny odnalazły swoje własne, by książka była dla nich inspirująca, zabawna, zachęcająca do walki o swoją osobistą plażę nawet, gdyby miała się ona mieścić tylko w słoiku po kiszonych ogórkach.

Czy to znaczy, że marzenia każdej z nas mają swój koniec kiedy stajemy się matkami i zakładamy rodzinę?

To dosyć radykalna opinia. Same musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy posiadanie rodziny nas ogranicza. A jeśli tak, to dlaczego? Pozostawiam to pytanie otwartym. Myślę, że każdy z nas powinien sam zastanowić się nad relacjami, w jakie wchodzi i nad tym, czy one dają mu szczęście. To nie musi dotyczyć tylko naszego partnera, ale wszystkich naszych bliskich: przyjaciół, rodziców, naszych dzieci. Małżeństwo nie musi być wyrokiem dożywocia, trzeba jednak przyznać, że rodzina to dla kobiety rewolucja. Kiedy pojawia się dziecko, w życiu mężczyzny niewiele się zmienia, w życiu kobiety niemal wszystko, począwszy od zmian w ciele, poprzez życie zawodowe, towarzyskie i miłosne. Przestajemy być właścicielkami samych siebie. Właśnie z tego wspólnotowego, pokoleniowego doświadczenia kobiet zrodził się pomysł na tę książkę.. W każdej sytuacji jest zalążek szansy na zmianę, w każdym wieku warto otworzyć się na nowe. I nie trzeba wcale czekać na mężczyznę, można wziąć sprawy w swoje ręce.

Porozmawiajmy zatem o mężczyznach. Sporo tutaj męskich bohaterów, również pełnych defektów, ale jakże ważnych dla Grażyny…

Na pewno najważniejszym mężczyzną w jej życiu jest Norbert - mąż. Mężczyzna symbolicznie wykastrowany przez narcystyczną matkę, który będąc z Grażyną nie potrafi dać jej ani czułości, ani uwagi. Tak ukształtowało go dzieciństwo i relacje rodzinne. Z jednej strony ucieka od emocji, z drugiej strony kocha rodzinę i stara się być dobrym mężem oraz ojcem. Kobiecość kojarzy mu się z emocjami, które go zalewają, w związku z czym, zamyka się na nie i wycofuje do świata, w którym czuje się bezpiecznie. Trudno mu się zresztą dziwić, w końcu jest synem Wandy – mistrzyni manipulacji i emocjonalnej woltyżerki. Jednak związek Grażyny i Norberta zrodził się z prawdziwej miłości i fascynacji. Wystartowali we wspólne życie z tych samych pozycji trzymając się za ręce. Tylko, że już na pierwszym zakręcie Norbert zaczął kantować i zostawił Grażynę daleko w tyle. Jego kariera i jego potrzeby stały się dla tego tandemu priorytetem. Grażynie zaś przypadła rola wielofunkcyjnego robota domowego, którego bliscy dostrzegają tylko wtedy, gdy nie ma na czas obiadu.

A co z resztą facetów w tej książce, no i dlaczego nie ma w niej seksu?

Jak twierdzi Woody Allen seks jest przereklamowany (śmiech). Natomiast Andy, druga kluczowa dla Grażyny postać męska jest mimowolnym katalizatorem zmian w jej życiu. Na pewno nie jest rycerzem na białym koniu, do którego przyzwyczaiły nas komedie romantyczne. Ten młody muzyk rockowy z kryminalną przeszłością jest raczej zagubionym rycerzykiem, który zamiast rumaka ma na nodze obrożę elektronicznego dozoru i zjawia sie w życiu Grażyny niczym sirocco, tajfun i tsunami w jednym. Połączy ich nienawiść od pierwszego wejrzenia ale i miłośc do muzyki. To duet, w którym najpierw jest walka, a potem nieoczekiwana przyjaźń, która powoduje, że Grażyna podejmuje szaloną życiową decyzję. Zrywa się rodzinie ze smyczy i dopiero wtedy wszyscy zaczynają w niej widzieć człowieka.

Czy kobieta jest w stanie odnieść w życiu sukces na miarę mężczyzny?

Oczywiście! Kobiety są mądre, zdolne i twórcze. W dodatku posiadają coś, co jest niezwykle ważną umiejętnością i będzie cenną walutą w nadchodzących czasach: intuicję i inteligencję emocjonalną - powinnyśmy tylko bardziej im ufać. Dla mnie największym sukcesem Grażyny jest to, że postawiła na siebie i zawalczyła o marzenia. Bądźmy jak Grażyna. Grażyny wszystkich krajów łączmy się!

Dziękuję za rozmowę

Szukaj w księgarniach!

mat.prasowe

Reklama

Materiał powstał we współpracy ze Światem Książki

Reklama
Reklama
Reklama