Irena Jarocka i Marian Zacharewicz: „Nasz związek to był wspaniały poryw młodości”
To jego nazywano ojcem sukcesu Ireny Jarockiej
Ich uczucie zniknęło w gąszczu świata show-biznesu, licznych koncertów, wywiadów i nagrywania kolejnych płyt. Marian Zacharewicz - kompozytor, piosenkarz i Irena Jarocka - jedna z najpopularniejszych polskich wokalistek. Wspólnie nagrali wielki przebój "Kocha się raz", który zaśpiewali w duecie. W latach 70. byli nierozłączni. Wspólnie pracowali nad rozwijającą się karierą artystki. To właśnie Zacharewicza uważa się za ojca sukcesu Ireny Jarockiej. Jednak z czasem coś zaczęło się między nimi psuć. "Dałem jej za mało tego, czego ona szukała, i co znalazła przy drugim mężu", wyznał po latach muzyk.
Irena Jarocka i Marian Zacharewicz: historia miłości
Był 1966 rok, gdy spotkali się po raz pierwszy. Poznali się w Gdańskim Studiu Piosenki. Irena Jarocka miała wówczas 20 lat, Marian Zacharewicz był zaledwie o rok od niej starszy, ale jak sam podkreślił w jednym z wywiadów, ze względu na swoje wykształcenie (był wówczas po szkole muzycznej), wiedział o muzyce nieco więcej niż pozostali kursanci. Jej wielka pasja do muzyki i jego umiejętności do komponowania utworów sprawiły, że szybko przypadli sobie do gustu. Zachwatowicz stał się w tamtym czasie przewodnikiem Ireny po meandrach branży muzycznej. Był bardziej pewny swego, wiedział na co go stać i na co stać jego nową przyjaciółkę. Oboje zgodnie wspominali, że sama wokalistka była wówczas "szarą, zahukaną myszką". Ale poza tym również piękną i wrażliwą, jak dodawał Zachwatowicz.
Wspólna pasja nie sprawiła jednak, że młodzi artyści zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. "To absolutnie nie był impuls tego typu, że ja ją zobaczyłem i już wiedziałem: »to ona«", wyznał Zachwatowicz w wywiadzie dla "Dziennika Bałtyckiego".
Zanim przyszło uczucie, pojawiły się pierwsze sukcesy na koncie Ireny Jarockiej. Jeszcze w tym samym roku wystąpiła po raz pierwszy na KFPP w Opolu. Przez cały ten czas u boku miała swoje wielkie wsparcie w postaci Mariana Zacharewicza. "Ja byłem najpierw dla niej kimś w rodzaju ochroniarza. Ode mnie odbijali się ci wszyscy, którzy nic jej nie mieli do zaoferowania, którzy chcieli ją jedynie naciągnąć. Potem awansowałem, zostałem tragarzem, szoferem, konferansjerem, kompozytorem, sekretarzem, menedżerem", wyznał w rozmowie dla "Dziennika Bałtyckiego". W 1968 roku Irena Jarocka rozkochała w sobie Polskę utworem "Gondolierzy znad Wisły".
Początki kariery partner Ireny Jarockiej nazwał "wyważaniem drzwi, które w zasadzie już były otwarte". Ludzie ją pokochali, popularność przyszła bardzo szybko i być może była zbyt intensywna dla kogoś tak wrażliwego jak ona. O delikatnej naturze artystki Zacharewicz dowiedział się już na początku ich wspólnej pracy.
"Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, dochodzę do wniosku, że ona się do tej branży absolutnie nie nadawała. To znaczy nadawała się, jeśli chodzi o muzykalność, urodę, pracę nad sobą, ale nie - jeśli chodzi o strukturę psychiczną. Brak jej było tej pewności siebie, którą ma większość gwiazd, tego czegoś, co pozwala wyjść na scenę z takim nastawieniem: teraz wszyscy się kładźcie, teraz jesteście moi", wyznał dla "Dziennika Bałtyckiego".
Sopot, 21.08.1974 r. XIV Miedzynarodowy Festiwal Piosenki Sopot, n/z Irena Jarocka i Marian Zacharewicz , z lewej dziennikarka Anna Baczewska
Irena Jarocka: stypendium w Paryżu
Po sukcesie utworu "Gondolierzy" przed artystką otworzyły się drzwi do kariery za granicą. Irena Jarocka otrzymała prestiżowe stypendium PGART-u w Paryżu i postanowiła nie przepuścić takiej szansy. To była ogromna inwestycja w jej karierę i talent. We Francji czekały na nią lekcje pod okiem europejskich specjalistów, a także koncerty u boku takich postaci, jak Charles Aznavour i Mireille Mathieu. To, czego młoda wokalistka nie przewidziała, to ogromny stres, problemy z utrzymaniem się w stolicy, a także nieszczęśliwa miłość do pewnego Francuza, która omal nie złamała jej życia.
Wraz z Ireną Jarocką do Paryża wyjechała również jej koleżanka, Helena Majdaniec, która w ten sposób komentowała pobyt przyjaciółki w wielkim mieście: "Niestety, Paryż to nie była Polska, tutaj nikt nikim się nie opiekował, trzeba było liczyć na siebie. Irena nie potrafiła się odnaleźć. Moim zdaniem była zbyt delikatna. Słaba psychika, niepewność. Nie wierzyła w siebie. Ponadto ciągle chorowała, non stop łapała infekcje" (cytat za styl.pl).
Helena Majdaniec po latach opowiedziała, że jej zdaniem Irena Jarocka zmagała się w Paryżu z depresją. Ciężki stan psychiczny artyski potęgowały nieszczęśliwie ulokowane uczucia do francuskiego partnera, Jean-Louis. Z czasem sama Irena doszła do wniosku, że przebywanie w towarzystwie chorego na schizofrenię partnera pogarsza jej stan. "Zasłuchiwała się w nagraniach Piaf - była jakaś nieobecna. Często płakała bez powodu. Zmusiłam ją do wyjazdu do Polski po nieudanej, na szczęście, próbie samobójczej. Nałykała się tabletek, chwała Bogu, dawka nie była śmiertelna. Powiedziała wtedy, że nie tak łatwo się zabić", opowiadała Majdaniec.
Pobyt, który miał trwać trzy miesiące, zamienił się w trzy lata. Okazało się, że to nie tylko za sprawą Heleny Majdaniec Jarocka zdecydowała się wrócić do kraju. Gdy wyjeżdżała z Polski, pomiędzy nią, a Marianem Zacharewiczem zaczęło rodzić się uczucie, które oboje na początku jej nieobecności starali się pielęgnować. "Pisaliśmy do siebie, potem to zamarło", wyznał partner artystki. Kompozytor dowiedział się o nowym partnerze Ireny Jarockiej, ale mimo to nie poddał się. Postanowił pojechać po ukochaną do Francji i zawalczyć o tę miłość.
"Pojechałem do Paryża z prezentem - piosenką »Wymyśliłam cię«. Powstała ona z tęsknoty, miłości i samotności. Chciałem namówić ją do powrotu. W Paryżu oświadczyłem się. Powiedziałem, żeby rzuciła Francję, a w Polsce zrobię z niej gwiazdę", wspomina Zacharewicz (cytat za styl.interia.pl).
Czytaj też: Schizofrenia, depresja i bezradność – tragiczna historia miłości Ireny Jarockiej
Irena Jarocka i Marian Zacharewicz: ślub i nowe życie w Polsce
W 1972 roku wokalistka i jej "opiekun" wzięli cichy ślub w Gdyni. Tam też zamieszkali, w niewielkim domu z ogródkiem, niedaleko lasu. Było to piękne miejsce i bezpieczna przestrzeń, ale przez natłok pracy małżeństwo nie znajdowało wiele czasu, aby się nią nacieszyć. Domową atmosferę organizowała za nich mama Mariana Zacharewicza, która każdego dnia czekała na parę z ciepłym posiłkiem, okazując im za każdym razem wiele ciepła i serdeczności. Jarocka była wdzięczna za dom, za męża i za wielką karierę, którą po powrocie do kraju skutecznie rozwijała, jednak czegoś ogromnie jej brakowało. Czuła, że miejsce, w któym obecnie jest, nie jest tym, w którym chciałaby pozostać na kolejne lata.
"Jesteśmy publiczną własnością", powiedziała w jednym z wywiadów Irena Jarocka. "Muszę grać gwiazdę, chociaż to jest niezgodne z moją naturą (...) czegoś mi brakuje", mówiła dalej.
Jarocką zaczął interesować się angielski oraz niemiecki rynek muzyczny, ale podpisanie tak dużych kontraktów wiązało się dla małżeństwa z wyprowadzką do jednego z krajów na stałe, czego piosenkarka po przygodzie w Paryżu już nigdy nie zamierzała powtarzać. Postanowili jednak opuścić swoją bezpieczną przystań w Gdyni i przenieść się do Warszawy, stolicy show-biznesu. Małżeństwo mogło być bliżej ważnych kontraktów i łatwiej było im dopilnować wszystkich spraw biznesowych. Ta decyzja miała jednak przykre skutki dla ich relacji, a także komfortu psychicznego Ireny Jarockiej...
"Ciągłe wyjazdy, trasy koncertowe i nagrania wypełniały nam czas bez reszty. Ta przeprowadzka nie tylko nie przybliżała, ale wręcz oddalała realizację moich marzeń o stworzeniu ciepłego, spokojnego domu. Wszelkie plany związane z założeniem rodziny wiecznie odkładaliśmy na później".
Menedżer i mąż piosenkarki bardzo szybko odnalazł się w tym świecie, czuł się w nim wręcz jak ryba w wodzie. Jednak im bardziej Marian Zacharewicz poświęcał się pracy i karierze żony, tym bardziej ona oddawała się swoim tęsknotom. Pragnęła wyciszyć swoje życie zawodowe i zacząć budować te rodzinne, ale jej mąż nie podzielał jej planów i pragnień. "Dla niego najważniejsza była praca, a wszystkie inne sprawy mogły poczekać", mówiła Irena Jarocka.
Czytaj również: Kim była Helena Majdaniec? Oto zapomniana historia królowej polskiego twista
Irena Jarocka i Marian Zacharewicz: kryzys w związku
Z czasem pomiędzy parą rosły niedopowiedzenia i przemilczane pretensje, a słabło uczucie i wzajemne zrozumienie. Irena Jarocka czuła, że coś niedobrego dzieje się w jej małżeństwie, uwieczniła ten niepokój w swoich zapiskach z 1976 roku: „Powoli zaczynamy żyć odrębnymi światami”, napisała.
W tym samym roku wydarzył się wypadek samochodowy. Irena Jarocka doznała obrażeń głowy. Była nieprzytomna przez kilkanaście godzin. Dopiero po kilkumiesięcznej rehabilitacji zaczęła wracać do normalnego życia. Czas rekonwalescnecji i zagrożenie utraty życia i zdrowia sprawiły, że artystka postanowiła tym razem zmierzyć się ze swoimi pragnieniami, do których przez ostatnie lata tęskniła. Postanowiła zakończyć swoje małżeństwo z Zacharewiczem...
"Za bardzo koncentrowałam się na mojej karierze. Byłam u szczytu popularności. Kalendarz miałam wypełniony po brzegi i nie było czasu na to, aby po prostu żyć. Wiedziałam, że muszę rozejść się z Marianem, ale nie miałam pojęcia jak to zrobić. Był przecież całym motorem mojego działania. Fantastycznie nam się pracowało, inspirował mnie ciągle swoimi doskonałymi pomysłami. Niestety z nim liczyła się tylko praca", wyznała artystka.
Irena Jarocka nie winiła męża, rozumiała, że branża muzyczna ma swoje zasady, według których trzeba podążać, żeby utrzymać się na rynku. Ale ona już nie chciała być jego częścią, mimo że w pewnym momencie taki styl życia bardzo jej pasował. Miłość do śpiewania i wielki świat, który zaczął ją wówczas otaczać sprawiły, że zachłysnęła się nową rzeczywistością. Tempo takiego życia było jednak dla niej za szybkie. "Z czasem jednak przyszło zmęczenie i refleksja – dokąd ja właściwie tak pędzę? Zaczęłam tęsknić za życiem, które dla Mariana było całkowitą abstrakcją. Pogubiliśmy się w tej naszej pogoni za szczęściem", wyznała Jarocka.
Czytaj też: Była moim aniołem – mówi o Irenie Jarockiej jej mąż prof. Michał Sobolewski
Irena Jarocka i Marian Zacharewicz: rozstanie
Decyzja o rozstaniu była dla Mariana Zacharewicza ciosem prosto w serce. Początkowo nie wyrażał na nie zgody, nie chciał słyszeć o rozwodzie, twierdząc, że to załamie karierę żony. W głębi duszy wiedział, że ucierpi na tym nie ona, a on, dla którego wspólna praca z Ireną Jarocką była czymś najważniejszym w życiu. Po zagraniu jeszcze kilku wspólnych koncertów artystka odeszła. Rozwiedli się w 1978 roku.
"Ta ciężka praca, którą wykonywaliśmy, i te moje działania, żeby ją odgrodzić od niewygód świata, spowodowały, że bycie razem nam spowszedniało. Przede wszystkim jej. Nie miała tego wszystkiego, co kształtuje normalne stosunki między parą małżeńską: czasu spędzonego w domu, czasu spędzonego na wakacjach, czasu spędzonego z dziećmi. Mogliśmy grać i po 10 koncertów dziennie, bo takie było parcie, taka była do niej miłość całej Polski. Tak duża popularność bardzo obciąża", mówił po latach o ich rozejściu Marian Zacharewicz w "Dzienniku Bałtyckim".
Mimo bolesnego rozstania, para utrzymywała przez kolejne lata przyjacielskie relacje. Nie mieli do siebie żalu. Były mąż napisał nawet jeszcze kilka piosenek dla Ireny Jarockiej. Można ich było również zobaczyć kilka razy na scenie. "Nasz związek to był wspaniały poryw młodości. Patrząc za siebie, co mam sobie do zarzucenia, to nie mój stosunek do Ireny, ale to, że dałem jej za mało tego, czego ona szukała, i co znalazła przy drugim mężu. Ale życie już takie jest: coś za coś. Ja ją, mówiąc buńczucznie, stworzyłem jako artystkę, wiedząc, że jest naprawdę zdolną wykonawczynią i piękną kobietą" - komentował po latach Zacharewicz.
Irena Jarocka, 07.05.2011 r.
Źródła: YT Paula Rodak, dziennikbaltycki.pl, gwiazdy.wp.pl, plejada.pl, styl.interia.pl. Korzystałam również z fragmentów książki: Nie wrócą te lata, Autobiografia i listy do męża, Irena Jarocka, opracowanie Mariola Pryzwan, Przuszyński i S-ka, Warszawa 2017.