Stanisław Bareja miał zadzwonić do żony w rocznicę ich ślubu. Nie zdążył, nawet się nie pożegnali...
Dziś mija 36 lat od śmierci reżysera
Stanisław Bareja ma od lat rzesze fanów, którzy znają na pamięć dialogi z jego filmów, cytują powiedzonka (choćby słynne: „Klient w krawacie jest mniej awanturujący się”). Wiedzą, w jakich filmach reżyser pojawił się osobiście, znają kulisy poszczególnych scen. Niektóre musiały być barwne, jak choćby przesłuchania do filmu „Poszukiwany, poszukiwana”, na których Wojciech Pokora i Janusz Gajos chodzili w letnich sukienkach i na obcasach.
Ostatecznie rolę życia zagrał w tym filmie Wojciech Pokora. Opowiadał żartobliwie jak Stanisław Bareja dawał mu wskazówki przed wejściem na plan: „Wojtek, to łubudu i jedziemy!” Zapominamy często, że Stanisław Bareja nie żyje od wielu lat i że zmarł w młodym wieku. Miał zaledwie 57 lat, mógł jeszcze długo bawić nas swoimi filmami, był w świetnym momencie życia.
Kiedy Hanna Kotkowska-Bareja dowiedziała się, że jej mąż dostał wylewu, chciała natychmiast do niego pojechać. To był czerwiec 1987 roku, Stanisław Bareja był wtedy w Niemczech Zachodnich w Essen, miał tam robić dokument. Pojechał do Folkwang Museum, trochę dzięki znajomościom żony, która wcześniej robiła tam wystawę. Hanna Kotkowska- Bareja złożyła podanie o paszport w trybie pilnym, ze względu na zagrożenie życia męża. Ale w pierwszym momencie odrzucono jej prośbę. Władze uważały, że Barejowie chcą uciec z Polski, co było absurdem, wiele razy wyjeżdżali razem za granicę.
„Twierdzili, że te telegramy ze szpitala, z muzeum, gdzie mąż pracował, są po to, żebym mogła wybrać wolność (…) Milicjanci doszli do wniosku, że chcę uciec, a Staszek był umierający”, wspominała po latach. Gdy dojechała do Essen, jej mąż już nie żył. Nie zdążyła się z nim osobiście pożegnać ani zobaczyć go przed śmiercią. Byli małżeństwem niemal 30 lat. Jak wyglądał ich związek?
Hanna Kotkowska-Bareja i Stanisław Bareja: jak się poznali?
Poznali się w 1956 roku na planie filmu Antoniego Bohdziewicza „Szkice węglem”. Hanna Kotkowska należała do klubu filmowego, na jednym z pokazów reżyser zaczepił ją i zaprosił na zdjęcia próbne - jako dziewczynę o słowiańskim wyglądzie. Była bardzo ładną, zgrabną blondynką. Jej przyszły mąż pracował wtedy jako asystent Bohdziewicza. Trudno powiedzieć, żeby od ich pierwszego spotkania zatrzęsła się ziemia, nie zakochali się w sobie od razu. Któregoś dnia wracali razem pociągiem z Buska, gdzie kręcono zdjęcia i Hanna była pod wrażeniem oczytania Staszka i sposobu w jaki mówił o książkach. Zaczęli się spotykać, on przyjeżdżał do Warszawy, odwiedzał ją najpierw u rodziców, a potem w maleńkim pokoiku na Wilczej. W końcu ustalili datę ślubu – 24 czerwca 1958 roku.
Zobacz także
Stanisław Bareja: dzieciństwo, wojna, rodzina
Byli z tego samego pokolenia, Stanisław Bareja urodził się w 1929 roku w Warszawie. Jego ojciec Sylwester, zwany Solkiem pochodził ze wsi, stale gdzieś go nosiło, występował w cyrku. Mama reżysera mówiła o mężu, że Solek potrafił stracić, ale potrafił też zarobić. Z czasem ustatkował się, założył zakład wędliniarski, miał sklep. Po wojnie w ramach zwalczania przez państwo prywatnej inicjatywy trafił do Państwowych Zakładów Przetwórstwa Mięsnego jako kierownik „kolumny uboju”, co dzisiaj brzmi strasznie. Ale przynajmniej wiadomo, skąd się wzięły mięsno-wędliniarskie wątki w filmach Barei.
Dzieciństwo Stanisława Barei przypadło na czas wojny. A dodatkowo było obciążone traumą przez śmierć młodszej siostry Anny Teresy, a potem tragiczną śmierć brata. Wiesiek zginął na wakacjach, spadł ze skałki, z której chciał zrobić efektowne zdjęcie. Stanisław jako młody chłopak budował sobie własny świat z książek (miał do nich pasję) filmów, rysunków.
Po wojnie rodzina Barejów wyjechała na pewien czas do Jeleniej Góry, a Stanisław poszedł do Łodzi, do „Filmówki”. Chciał być operatorem, ale ostatecznie zaczął studiować reżyserię. Ukończył ją w połowie lat 50. bez dyplomu, jego film o prowincjonalnych partyjniakach nie został przyjęty. Dopiero w 1974 roku na poczet magisterki zaliczono mu film „Mąż swojej żony” , który zrealizował dwadzieścia lat wcześniej.
Po ukończeniu szkoły mieszkał w Łodzi, w suterynie, taki dostał przydział. Jego mama wspominała, że gdy pojechała do niego do Łodzi, sąsiadki mówiły: „Niech Pani zabiera stąd syna, bo te dziewczyny go zamęczą”. A gdy robiła mu wymówki, on żachnął się: „Co mamusia myśli, całe życie spędzić z jedną?” (cytuję za książką „Żaby w śmietanie, czyli Stanisław Bareja i bliscy”) . A jednak spędził z jedną kobietą całe życie. Hanna Kotkowska pochodziła również z Warszawy, skończyła historię sztuki, pracowała w Muzeum Narodowym, w dziale rzeźby, jeszcze w czasach, kiedy dyrektorem tej instytucji był legendarny profesor Stanisław Lorenz.
Czytaj także: Alicja Bobrowska: pierwsza powojenna miss Polonia, która dla miłości zrezygnowała z międzynarodowej kariery
Hanna i Stanisław Barejowie: historia miłości
Hanna i Stanisław Barejowie wzięli ślub w 1958 roku. Zamieszkali w maleńkim mieszkanku w centrum Warszawy, przy ulicy Wilczej, w tzw. kołchozowym mieszkaniu. W Warszawie było ich po wojnie dużo, przez wiele lat. W ich pokoiku było tak ciasno, że gdy zjawiali się goście, nie było gdzie postawić szklanki z herbatą. Nie było też ciepłej wody i kiedy w 1960 roku Barejom urodziło się pierwsze dziecko – córka Katarzyna, trzeba było na kąpiel dla małej grzać gary wody na kuchni węgłowej.
W 1966 roku urodził się syn Jan. Z czasem rodzina przeniosła się na Mokotów, do domu na ulicy Fitelberga. Stanisław Bareja spłacał ten dom niemal do końca życia - ostatnią ratę zapłacił na rok przed śmiercią. Hanna Kotkowska-Bareja opowiada w książce swojej córki, że małżeństwo zmieniło ich oboje. „Okazało się, że Staszek umie być nie tylko rozrywkowym filmowcem, który sprawiał, że nigdy w życiu tyle się nie śmiałam, ale i cieszyłam wszystkim. Rozległe życie towarzyskie zmieniło się niepostrzeżenie w potrzebę bycia w domu, a poza tym coraz więcej było poważnej pracy, odpowiedzialności, a w końcu kłopotów ze zdrowiem. Staszek zmieniał się i nieprzerwanie rozwijał”.
Stanisław Bareja bardzo kochał żonę, choć czasem z niej żartował. Jak wspomina córka Katarzyna, mawiał: „ożeniłem się z takim fajnym grubsztajnem (mama za młodu przypominała hożą dziewczynę z dwudziestozłotowego banknotu) a teraz mam chudzielca”. Podobno miał wymyśloną kochankę Virginię - fertyczną, tlenioną blondynkę o karminowych ustach. Miała być przeciwieństwem chudej Koci. Kiedyś, gdy przywiózł żonie z zagranicy klapki z białym puszkiem i brylancikami, śmiały się z córką, że to „dla Virginii”. Ale tak naprawdę zawsze zachwycał się żoną, cenił jej erudycję, wiedzę, pracę muzealną.
Czytaj też: Jacek Skubikowski stworzył przebój Zawsze tam, gdzie ty. Jego walkę z rakiem śledziła cała Polska
Barejowie: wspólne życie
Pan domu robił zakupy i gotował. Nieodmienną częścią dnia były wspólne obiady, na których rodzina wymieniałą się opowieściami i nowinkami. Potem wszyscy rozchodzili się do swoich spraw. Po dzienniku telewizyjnym jedli kolacje i pili herbatę z cytryną. Szefem kuchni był Stanisław Bareja. Całe środowisko filmowe znało go jako świetnego kucharza, potrafił wyczarować pyszne dania z ubogich peerelowskich produktów. Jego popisową potrawą był dorsz w warzywach po francusku, sztufada (wołowina nadziewana boczkiem), grzanki z móżdżkiem.
Lubił wędliny, kiełbasę, na śniadanie jadł jajecznicę z kiełbasą, lubił kaszankę na cebulce. Wiele produktów trzeba było „zdobywać”, ale ciotka reżysera miała na Saskiej Kępie sklep mięsny, więc rodzinie trafiała się nawet polędwica wołowa. Czasem niedostępne w PRL-u smakołyki, takie jak awokado, przywozili przyjaciele. Żona nie przepadała za gotowaniem, więc nie miał konkurencji. Wspominała, że jeszcze na studiach jej przyszły mąż pytał w liście swoją mamę, jak się gotuje ryż. Potem sztuki kulinarnej uczył się sam.
Rodzinnym czasem były wakacje. Reżyser zawsze starał się kończyć filmy w czerwcu. I w lipcu wyruszyć z żoną i dziećmi na urlop. Jeździli głównie do tzw. demoludów, czyli krajów demokracji ludowej: Na Węgry, do Rumunii, Bułgarii, Chorwacji. Zatrzymywali się na kempingach, dużo wcześniej szykowali na te letnie wyprawy jedzenie, Hanna Kotkowska roniła weki, dżemy z truskawek i moreli. Barejowie nigdy niczym nie handlowali, co podobno budziło sensację, bo wtedy handel był potocznym zwyczajem turystów z tzw. bloku wschodniego. Pytano ich: „Nie macie kosmetyków, dżinsów, już sprzedaliście?”.
Hanna Kotkowska i Stanisław Bareja nie żyli jak krezusi i chyba nie lubili takiego stylu bycia. Gdy dorobili się letniskowego domu pod Warszawą, żona reżysera pisała do znajomego w 1985 roku: „Wakacje spędzę wreszcie grzecznie w Gałkowicach (k. Pomiechówka), gdzie mamy chatę. Pasuje to wspaniale do sytuacji: nie ma tam wody, trzeba ją przynosić od sąsiadów, ok. 70 m, a jeżeli zamierza się jeść, to także trzeba to przywieźć z Warszawy. Na wiosnę posieję trochę warzyw, jakieś koperki i sałaty, żeby przynajmniej to mieć na miejscu. Bardzo mi odpowiada taki letni program, będę zupełnie sama, bo Staszek będzie miał zdjęcia do swojego nowego serialu”. Barejowie mało imprezowali, woleli np. spotkania przy brydżu, reżyser nie pił, choć pędził sam jarzębiak zwany BB (bimber Barei) . Na prośbę żony rzucił palenie.
Stanisław Bareja: w roli pana domu i ojca
Dużo w nim pracował, żona opowiadała, że leżąc na łóżku czytał i poprawiał scenariusze. Bardzo starannie przygotowywał się do realizacji filmów, miał zawsze małe budżety, nie mógł pozwolić sobie na częste powtarzanie ujęć. Córka wspominała, że Stanisław Bareja sam mówił o sobie, że lubił być ojcem. Dzieciom poświęcał dużo czasu, córkę uczył czytać – czytali Tolkiena, pływać, sam wymyślał i rysował dla dzieci gry planszowe, pisał dla nich bajki. Chodził na wywiadówki. Robił śniadania, zaopatrywał w jedzenie na wyjazdy. Był ojcem uważnym i opiekuńczym. Na pewno miał lepszy kontakt w córką, syn Jan jako nastolatek był buntowniczy, uciekał z domu, zmieniał szkoły. Jak sam wspominał, czasem słyszał świst paska ojca.
Zobacz także: "Kochał syna, ale nie potrafił się nim zająć". Jak wyglądała relacja Zbigniewa Cybulskiego z jego jedynym dzieckiem?
Całe życie bił się o swoje filmy
Stanisław Bareja potrafił być nerwowy, czasem wybuchały awantury. Nie miał łatwego życia. Bolały go ataki krytyków, a jeszcze bardziej protekcjonalny ton kolegów i przyjaciół z młodości. Niektórzy uważali, że robi tanie, chałowate komedyjki. Musiał się czuć atakowany z każdej strony, bo sam użerał się z cenzurą, która zatrzymywała albo cięła mu filmy. Długą historię ma popularna komedia „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”. Film, który miał tytuł „Tor przeszkód” leżał na półce ponad 30 lat. Na kolaudacji (zatwierdzeniu ) filmu, Bareja został zaatakowany i wyszydzony przez krytyków, innych reżyserów (m.in. Bohdana Porębę), działaczy partyjnych. To wtedy, w 1977 roku, dostał pierwszego zawału. Potem miał jeszcze dwa, operację na bypassy. Cukrzycę. Był schorowany. Całe życie musiał bić się o swoje filmy, nigdy za życia nie dostał żadnej nagrody!
Konspira w domu i taniec radości
Hanna Kotkowska-Bareja i Stanisław Bareja wspierali opozycję. W stanie wojennym, w piwnicy w ich domu na Mokotowie robiono matrycę dla wydawnictw NOWA i fałszywe dokumenty dla ludzi, którzy się ukrywali. Tomaszowi Michalakowi, który pracował nad tymi matrycami Stanisław Bareja dał po prostu klucze do domu, żeby mógł wejść swobodnie, kiedy chce. „Furtka otwarta, drzwi otwarte. Każdy mógł wejść prosto z ulicy. Wszystko odbywało się w biały dzień, nieomal jawnie. Pewnie dlatego żaden tajniak nie wpadłby na pomysł, że tam ktoś konspiruje”, opowiadał Stanisław Tym w książce Macieja Replewicza „Stanisław Bareja. Król krzywego zwierciadła”.
Gdyby jednak ta działalność wyszła na jaw, Bareja miałby duże kłopoty, z procesem włącznie. Należał do Solidarności, ukrywał działaczy związkowych, w domu Barei zbierały się władze Solidarności Regionu Mazowsze. Do rodzinnej legendy przeszła opowieść o tym, jak Barejowie na dachu Malucha przewieźli z Wiednia powielacz do produkcji podziemnych wydawnictw i ulotek. Reżyser nie powiedział żonie, co wiozą, ale domyślała się. I to ona na granicy zagadała celnika zanudzając go opowieściami o bakłażanach i papryczkach, które mieli w aucie. Gdy przejechali z tym nielegalnym powielaczem, na pierwszym parkingu odtańczyli taniec radości.
Ostatnie dni Stanisława Barei
Śmierć Stanisława Barei była szokiem dla wszystkich, chorował, ale był cztery lata po operacji, dobrze się czuł. Jeździł na rowerze, który żona ma do tej pory w ich domu. W zespole filmowym „Tor” Krzysztofa Zanussiego, Stanisław Bareja miał złożony projekt „Kilometr za horyzontem”. Już go nie zrealizował, w telewizji czekał na emisję serial „Zmiennicy”, puszczono go już po śmierci reżysera. Do Essen Bareja wyjeżdżał też nie bez kłopotów, bo w pierwszym momencie odmówiono mu paszportu. Ale w końcu udało się. W tamtym czasie nie było łatwego kontaktu za zagranicą, trzeba było zamawiać rozmowę telefoniczną, kontakty nie były więc takie częste.
Stanisław Bareja miał zadzwonić 24 czerwca, w rocznicę swojego ślubu. Ale już nie zdążył. Administrator budynku w Essen znalazł go nieprzytomnego na korytarzu, reżyser siedział przy drzwiach do mieszkania. Od razu przewieziono go na oddział intensywnej terapii. Museum Folkwang zawiadomiło żonę reżysera. Przyjechała najszybciej, jak mogła, w południe 14 czerwca, niestety Stanisław Bareja już nie żył. Wracała sama z prochami męża w urnie. Stanisław Bareja został pochowany w rodzinnym grobie na Cmentarzu Czerniakowskim w Warszawie
Korzystałam z książek: Maciej Replewicza „Stanisław Bareja. Król krzywego zwierciadła”, wyd. Zysk, 2009 oraz Katarzyna Bareja„Żaby w śmietanie, czyli Stanisław Bareja i bliscy", wyd. Axis Mundi, 2022