O spektakularnym oszustwie Romaina Gary'ego mówił cały świat. Prawda wyszła na jaw po samobójczej śmierci pisarza
„Uczestniczyłem jako widz w moim drugim życiu”, mówił
Już 18 maja na rynku wydawniczym pojawi się najnowsze dzieło Agaty Tuszyńskiej – „Żongler. Romain Gary”. Autorka opisuje niezwykłe życie francuskiego pisarza, który urodził się w Wilnie. „Imię: Roman, Romain, Romuszka, Emile. Nazwisko: Kacew, de Kacew, Gari, Gary, Ajar, Sinibaldi, Bogat. Urodzony: w Wilnie, w Kursku, w Moskwie, na rosyjskich stepach, w 1914 roku, w maju, w grudniu, po południu… W drodze do ojczyzny, Francji”, rozpoczyna swoją książkę. Jako jedyny w historii został dwukrotnie uhonorowany prestiżową Nagrodą Goncourtów. „Kuglarz zręcznie żonglujący faktami i zmyśleniami, swoimi i zasłyszanymi historiami, nieustannie tworzący opus magnum: własną biografię”, czytamy w opisie wydawcy. Romain Gary, a właściwie Roman Kacew, był scenarzystą, dyplomatą, podróżnikiem i pilotem wojennym. Strzałem w usta odebrał sobie życie w wieku 66 lat.
Agata Tuszyńska przybliża nam sylwetkę artysty. Odsłania prawdę o relacji Romaina z matką, Niną Owczyńską, poświęca wiele uwagi burzliwym miłościom pisarza, a także odkrywa tajemnicę jego spektakularnego oszustwa. Nagrodę Goncourtów otrzymał ponownie pod pseudonimem Emil Ajar za powieść „Życie przed sobą”. Prawdziwą tożsamość autora ujawnił dopiero w pożegnalnym liście. Jak mu się to udało? Tak narodził się Emil Ajar.
Niezwykłe życie Romaina Gary’ego
Poniżej przedstawiamy fragment książki Żongler. Romain Gary, autorstwa Agaty Tuszyńskiej, która opisała niezwykłe życie francuskiego pisarza.
[Romain Gary] płacił życiem za własną sztukę. Sztuce potrzebna była różnorodność i zmienność, więc on jej tę zmienność zapewniał. Jak długo mógł się tak szamotać? Czekanie na sukces bywa wyczerpujące. Jak czekanie na rzetelną ocenę. Nawet jeśli systematycznie dostarcza się światu kolejne książki. Przeczucie, że tym razem się uda, tym razem wygram, zwykle autora nie opuszcza. Bo dałem/dałam z siebie wszystko. Cóż za dziecinna nadzieja, jaka naiwna wiara w sprawiedliwość. Powtarzane przez nauczycieli zdanie, że wystarczy być dobrym, żeby zostać docenionym, wydaje mi się po latach pracy obietnicą bez pokrycia. Owszem, życiodajną, ale tym bardziej bolesną.
(…)
Kiedy wymyślił Ajara, miał pięćdziesiąt dziewięć lat. Niewiele więcej miała jego matka, kiedy umarła. Odtąd już sam poruszał sznurkami swojego życia.
(…)
Tak narodził się Émile Ajar, tajemniczy młody prozaik, przez kilka lat czarujący literacką Francję. Pięćdziesięciodziewięcioletni pisarz wymyślił nie tylko pseudonim, pod którym będzie publikować, ale i całą postać. Wydawał ciągle jako Romain Gary, kiedy objawił się światu jako ktoś inny. Wydawcom przedstawił Ajara jako trzydziestoczteroletniego Algierczyka, dawnego studenta medycyny, który pisać zaczął pod wpływem samego Alberta Camusa. By uniknąć więzienia za dokonanie nieudanego zabiegu aborcji, miał uciec do Brazylii, skąd wysłał rękopis książki.
Romain Gary jest autorem ponad dwudziestu książek, w tym jednej uhonorowanej Nagrodą Goncourtów, byłym dyplomatą, ojcem Diego, gdy decyduje się na nową — jeszcze nie wie, jak wspaniałą, ale i niebezpieczną przygodę. Na nowy początek. Chce zacząć od zera. Idzie na całość.
Kto inny będzie podpisywał jego książki. To bezczelny, ryzykowny pomysł. Ale co ma do stracenia? Wszystko przecież po to, aby nie dać się pokonać krytykom. Nie pozwolić ograniczyć się do płaskiego obrazu, w jakim go przedstawiają, do tej banalnej wersji siebie. Pokaże tym, którzy go już zaklasyfikowali na zawsze i nie rozumieją jego języka, jego metafor ani przesłania. Ani tego, kim naprawdę jest. I kim są oni, próżni, leniwi, zadufani w sobie łajdacy. Chce więc w sekrecie przejąć kontrolę nad swoim pisarskim losem.
Gary skorzysta na tej mistyfikacji od razu. Jako Ajar odnajduje twórczą siłę, odzyskuje wolność i swoistą arogancję młodości. Pisze, jak zwykle, w uniesieniu, ale teraz jest to uniesienie podwójne.
(…)
Sprawdź też: Janusz Guttner dla VIVY.pl: „Fotografia to zabawa światłem, a bez światła nie ma życia...”
Michaut zaniósł tekst Pieszczocha do wydawnictwa Gallimard, twierdząc, że przynosi go od nieznanego pisarza, który nie może wjechać do Francji. Do tekstu dołączono list podpisany przez Émile’a Ajara.
Wydawca też uczestniczył w tej mistyfikacji. Dwa dni później bowiem Gary zaprosił Claude Gallimarda do siebie. A tam obok niego siedział Pierre Michaut. „Rozumiesz teraz?”. Kazał i Gallimardowi przysiąc, że nie zdradzi tajemnicy. I że to nie będzie miało wpływu na ocenę tekstu i jego publikację.
W wydawnictwie książkę czytały cztery osoby. Ku rozczarowaniu Gary’ego olśnienia nie było. Opinie formułowano raczej pozytywne, ale jednak wahano się, czy to wydać. Gallimard nie chciał wszakże oddać autora — tylko on wiedział przecież, kto nim jest — konkurencji, zdecydował się więc powierzyć książkę swojej filii, Mercure de France.
(…)
Po roku ukazał się debiut „nowego” pisarza, powieść Pieszczoch. (…) Książka umieszczona została na liście pretendentów do Nagrody Renaudot. Gary-Ajar zdecydował jednak, że nagrody nie przyjmie. Głównie chyba z obawy o dekonspirację. Bo gra musiała trwać dalej. Wydawać by się mogło, że pisarz osiągnął swój najważniejszy cel — wrócił do łask krytyków i czytelników. A jednak łyżka dziegciu jak zawsze przesądziła… Romain dowiedział się, że któryś ze współpracowników wpływowego pisma „Nouvelle Revue Française” oświadczył w towarzyskim gronie: „Gary to pisarz, który sięgnął kresu, dna”. Jak w takiej sytuacji można było przerwać mistyfikację? Szczególnie że i tak pisał już książkę, która zapewni mu w literaturze francuskiej nieśmiertelność.
Zobacz też: Agata Tuszyńska: „Być może poznałam mojego męża po to, żeby go przeprowadzić przez chorobę”
(…)
Pisał dwie książki równocześnie: Au-delà de cette limite votre ticket n’est plus valable (Od tego miejsca bilety są nieważne) i La Tendresse des pierres (Czułość kamieni), którą nazwał potem Życie przed sobą. Pierwszą zamierzał opublikować pod własnym nazwiskiem, drugą jako Ajar. Tę ostatnią napisał w trzy miesiące po spacerze po Bulwarze Barbès na północy Paryża i jej bohaterem uczynił chłopca. Równolegle opowiadał o tragedii starzejącego się, zakochanego mężczyzny, znajdującego ukojenie w ramionach paryskiej kokoty.
Był jednocześnie młodym prozaikiem, jak pisali krytycy — „młodą krwią” literatury francuskiej, i sędziwym pisarzem — niemodnym reliktem przeszłości.
Gary’ego dyktował rano, Ajara po południu. Lub odwrotnie. Zacierał ręce, grając krytykom na nosie. Tak to w każdym razie na początku wyglądało.
Dopiero kolejna pozycja nieznanego Ajara stała się sensacją, sprzedana w milionach egzemplarzy, przetłumaczona na kilkadziesiąt języków.
Tak pojawiło się w literaturze francuskiej i światowej Życie przed sobą. Brylant. Opowiedziana słowami kilkunastoletniego chłopca — „aria na jednej nucie”. Zwarta, piękna, jednorodna historia o skomplikowanej ludzkiej miłości. Para bohaterów to chłopiec i opiekująca się nim dorosła kobieta, jak matka i syn w Obietnicy poranka.
(…)
Narodziny po raz drugi to atrakcyjna pokusa. Czy mógł uwierzyć, że możliwa do zrealizowania? Odważny sprzeciw wobec wyroku „raz na zawsze”. Nowa rola, brawurowy debiut na scenie, na której dotychczas występował w innym wcieleniu.
„Uczestniczyłem jako widz w moim drugim życiu” — wyznawał z dumą. Z przewrotną satysfakcją. Żywiła go w kolejnych aktach tego spektaklu.
Po ukazaniu się Życia przed sobą prasa wrzała. Tak to opisał — „ciekawość, entuzjazm, wściekłość i wrzask”. Sensacyjne powodzenie powieści wzbudziło równie wielkie zainteresowanie osobą autora. Nie wszystko udało się ukryć przy pomocy prawników.
Zdarzały się wpadki. Zatytułował nową powieść „Czułość kamieni”, zapominając, że wcześniej użył tej zbitki w tekście Adieu, Gary Cooper. Kuzynka zwróciła mu na to uwagę i szybko to zmienił, ale opisał ów dziwaczny błąd w Pseudo, nieco go transponując. Zostawiał tropy, poszlaki, ślady. Nie trafił jednak na detektywa, któremu chciałoby się nad nimi pochylić.
Poczuł w pewnej chwili, właśnie po premierze Życia…, że dłużej nie wykręci się autorem widmem. Trudno było już opędzać się przed wścibstwem prasy i ciekawością czytelników. Ajar powinien oblec się w ciało i wystąpić na scenę. To wtedy poprosił o pomoc dalszego krewnego, syna Diny i Lowy Owczyńskich, Paula Pavlowitcha. Miał on „zagrać” rolę młodego autora, który zaczyna odnosić sukcesy.
Romain Gary napisał rolę dla siebie i wynajął statystę. Dlaczego młody człowiek miałby być tym zainteresowany? Dla przygody na przykład. Albo dla pieniędzy. Wcielenie się w rolę, którą napisał wuj, nie wydawało się trudne. Paul rozumiał warunki paktu. Miał być fikcją, panem Incognito. Ale okazało się, że w rzeczywistości niełatwo tych warunków dotrzymać. Nie potrafił? Nie chciał? Nie udźwignął? Co doszło do głosu?
W pierwszym wywiadzie w Kopenhadze Pavlowitch/Ajar prawie się zdemaskował. Celowo, przypadkiem, niechcący? Jego rozmówczyni Simone Gallimard była nim zachwycona. Paul jednak, wbrew stanowczym instrukcjom, ujawnił kawałki własnej biografii: bogobojna babka, biżuteria rodzinna z Warszawy, Wilna i Petersburga, studia prawnicze w Tuluzie. Plus fotografia, ta go zdradziła. Zdjęcie z 1968 roku zrobione na Antylach. Paul opalony, kudłaty, nad wodą. Rozpoznano go, Paula P. Teraz jako Émile’a Ajara.
Identyfikacja przebiegła bez trudności. Podobnie jak ujawnienie pokrewieństwa z Romainem Garym. Wymyślony Ajar stał się de facto Pavlowitchem.
Nie tak to miało być. Postać wymyślona zaczęła żyć własnym życiem. „Żaden z krytyków nie rozpoznał mojego głosu — Gary dziwił się, wątpił, wierzył, nie wierzył — „choć był to ten sam głos”… Wystarczyło trochę wysiłku, by odnaleźć wrażliwość autora Obietnicy poranka w autorze Życia przed sobą. Niekiedy powtarzał wątki, postaci, zdania. Dowiodła kiedyś tego młoda (i piękna, czego nie przeoczył) dziennikarka „Paris Match” Laure Boulay. Zrobiła bezbłędną analizę tekstów obu autorów, poczynając od refrenu „Bardzo łatwo się przywiązuję”, który znalazła w Pieszczochu i Obietnicy poranka. Także frazę pani Rozy, po wielekroć cytowaną przez krytykę: „Niekoniecznie trzeba mieć powody, żeby się bać”, powtórzył gdzie indziej w prozie i w filmie Ptaki umierają w Peru.
Stosował taktykę milczenia. Nie dawał po sobie poznać, jak trafne były to diagnozy i jak je w gruncie rzeczy podziwiał. Podobnie słuchał profesorki literatury Raphaële Balmes, która udowadniała podobieństwa relacji Momo i pani Rozy z narratorem Obietnicy… i jego matką. Wytropiła wspólne wątki, tematy, postaci, nie omijając najdrobniejszych „językowych tików”.
Życie przed sobą błyskawicznie zyskało status bestsellera. Czytelnicy też zareagowali na czułość moralną i literacki wdzięk tej powiastki. Im sukces był większy, tym bardziej rosły wątpliwości prawdziwego autora.
Zobacz też: Agata Tuszyńska: „Dla mnie to była sprawa życia lub śmierci, nie tylko z pisarskiego punktu widzenia”