Barbara Rylska w latach 60. i 70. była prawdziwą gwiazdą. U szczytu kariery zniknęła na trzy dekady
Widzowie do dziś pamiętają ją dzięki roli żony "wiecznego dyrektora"
To ona w komedii Stanisława Barei "Poszukiwany, poszukiwana" była żoną "wiecznego dyrektora", która wygłaszała słynną kwestię: "Mój mąż? Mąż jest z zawodu dyrektorem". Dziś te słowa to jeden z symboli kina znanego reżysera. I choć Barbara Rylska była wszechstronną artystką estrady, występującą w radio i teatrze (nazywano ją nawet drugą Zulą Pogorzelską, co w pewnym momencie ogromnie ją irytowało), to właśnie role w telewizyjnych produkcjach, a zwłaszcza w komedii Barei, zapewniła jej największą rozpoznawalność. Aktorka wkrótce będzie obchodzić 88. urodziny. Dziś, jak podkreśla, cieszy się życiem. Jednak już w zaciszu domowym, realizując się w innych pasjach.
Barbara Rylska: droga do wielkiej kariery
Barbara Rylska to Warszawianka od urodzenia. Przyszła na świat kilka lat przed wybuchem II wojny światowej, 20 stycznia 1936 roku, co zaważyło na całym jej dzieciństwie, a z czasem także na wyborze zawodowej ścieżki. Jak mówiła w wywiadzie z Tomaszem Gawińskim w tygodniku "Angora", dzieciństwo miała paskudne. Czas okupacji przepełniony był strachem i smutkiem, więc ulgi szukała w śpiewie, a z czasem również w tańcu. Barbara Rylska zapisała się do Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca "Warszawa" prowadzonego przez Mirę Zimińską i Tadeusza Sygietyńskiego.
"Najpierw tylko śpiewałam, ale w którymś momencie prof. Stanisław Miszczyk, fachowiec od baletu, zapytał, kto to jest ta kaczka. Ja bowiem nigdy do chudych nie należałam. Stwierdził, że zrobi ze mnie kobietę. I zrobił. Na wiosnę, po kilku miesiącach, byłam taka jak wszyscy. Ale kosztowało mnie to wiele pracy. I łez. Bo profesor bił mnie kijem po nogach. W ten sposób poprawiał pozycję", opowiadała w rozmowie z "Angorą".
Miała szansę być częścią zespołu "Mazowsze", ale w tym samym czasie okazało się, że przyjęto ją do szkoły teatralnej w Warszawie, co było dużym zaskoczeniem nawet dla niej samej. Na egzamin przyszła w ramach wsparcia swojego kolegi, który przez wadę zgryzu nie dostał się do PWST. W przeciwieństwie do Barbary, która za spontaniczną decyzją spróbowała swoich sił i została studentką na wydziale aktorstwa.
Młoda aktorka w wieku 23 lat została absolwentką Akademii Teatralnej i zadebiutowała na scenie w spektaklu dyplomowym "Wodewil i piosenka". Po tym występie jej gwiazda rozbłysła. Lucjan Kydryński nazwał ją wschodzącą gwiazdą musicalu, krytycy porównywali ją do przedwojennych artystek estrady. Aleksander Bardini i Ludwik Sempoliński mówili o niej: "To jest nasza nowa Zula Pogorzelska".
Zobacz także
Barbara Rylska, Warszawa 1964 r.
Przez pierwsze kilkanaście lat jej kariera rozwijała się bardzo dynamicznie. Jak sama mówiła, miała gwiazdorski okres. Propozycje współprac napływały zewsząd. "Wchodziłam w zawód żywiołowo, grałam w teatrze, w telewizji i kabarecie. Przez kilkanaście lat o nic nie musiałam walczyć. Myślałam, że tak będzie zawsze, ale... gwiazdorstwo zaczęło mi uwierać", wspominała Barbara Rylska (cytat za pomponik.pl).
W pewnym momencie nieustające porównania do Zuzy Pogorzelskiej, artystki międzywojnia, zaczęły Barbarę Rylską drażnić. "Trzeba jednak wiedzieć, że gdy w okresie największego rozkwitu swojej kariery przychodziła nagrywać piosenki do radia – to pod nią pisano aranżacje. Na takie względy w owym czasie mogła liczyć chyba tylko sama Irena Santor. Basia nagrała ponad 150 piosenek, wydawała płyty", wspominał Roman Dziewoński (cytat za kultura.onet.pl).
Aktorka angażowana była także do występów w kabaretach "Szpak", "Dudek" i legendarnym telewizyjnym "Kabarecie Starszych Panów". Zachwycała w nich widzów i krytyków. Roman Dziewoński, syn wielkiego Edwarda Dziewońskiego, tak wspominał jej pokazy na scenach komediowych: "To, co Baśka tam robiła na scenie, było wręcz zjawiskowe. Podobnie jak inne jej występy na estradzie i w teatrze. Basia wchodziła na scenę i… pojawiała się nagle gwiazda z innej galaktyki. Część zawodowych, rzemieślniczych spraw, których aktorzy i aktorki musieli się uczyć – ona po prostu miała w sobie, a mimo to pracowała bardzo ciężko i z wielkim oddaniem" (cytat za kultura.onet.pl).
W 1963 roku pokazała się także w swoich pierwszych rolach filmowych. Po sukcesie filmów "Rozwodów nie będzie" i "Smarkuli" Barbara Rylska zaczęła być rozpoznawana nawet na ulicy. "Byłam najgłośniejszą smarkatą aktorką dyplomowaną. Doskwierał mi jednak brak prywatności. Doszło do tego, że ludzie zaczęli na mój widok głośno dzielić się swoim zdaniem... na mój temat. Często słyszałam na ulicy, że wyglądam gorzej niż w telewizorze i powinnam się ładniej ubierać. Obce osoby żądały, abym ciągle miała na sobie teatralną szminkę", wyznała w jednym z wywiadów (cytat za pomponik.pl).
Zobacz też: Zimę spędzała z Heleną, pozostałe miesiące z Jadwigą – sekretne życie Marii Rodziewiczówny
Barbara Rylska, 1963 r. Kadr z filmu "Ostatni kurs"
Barbara Rylska w "Poszukiwany, poszukiwana"
Rafał Dajbor w swojej książce "Mój mąż jest z zawodu dyrektorem, czyli Jak u Barei 2" wskazuje, że mimo wielkiej popularności Barbary Rylskiej w latach 60. i 70. w Polsce, dziś jest artystką niemal całkowicie zapomnianą. A to ze względu na to, że największe uznanie zyskiwała na estradach, w radio i teatrze - o tamtejszych występach dziś już niewielu pamięta. Nieśmiertelność zapewniła jej dopiero rola w popularnej komedii Stanisława Barei, którą reżyser napisał we współpracy z Jackiem Fedorowiczem. Barbara Rylska rolą żony "wiecznego dyrektora" w "Poszukiwanym, poszukiwanej" podbiła serca Polaków i kojarzona jest z tą postacią do dziś.
Niestety, niedługo po premierze filmu dalsza kariera utalentowanej aktorki stanęła pod znakiem zapytania. Barbara Rylska dowiedziała się, że jest poważnie chora i od tamtego momentu skupiła się wyłącznie na powrocie do zdrowia. Widzowie nie widzieli jej w żadnej produkcji filmowej przez kolejne trzy dekady. Aktorka nie zrezygnowała jednak z grania na scenie teatru Kwadrat, gdzie można ją było oglądać aż do emerytury w 2013 roku.
"Choroba przerwała ten mój ciąg otwarcia na świat. Poza tym... dobiłam do pewnego wieku, po którego przekroczeniu dla aktorek nie ma zbyt wielu propozycji", wyznała w jednym z wywiadów.
Barbara Rylska i Wojciech Pokora, 1972 r. Plan filmu "Poszukiwany, poszukiwana"
W 2000 roku wróciła na krótki moment na plany dwóch seriali Polsatu. Zagrała ciotkę Adelę w "Rodzinie zastępczej" i Melanię Laudańską w "Adamie i Ewie". Pytana o to, jak wyglądało jej życie przez ostatnie 30 lat, odpowiadała, że poświęciła ten czas rodzinie. Nie pracowała dużo, bo jej mąż zarabiał wystarczająco, żeby ich utrzymać. "Poza tym człowiek przecież nie jest w stanie zeżreć wszystkiego i mieć wszystko! Lepiej być niż mieć", opowiadała aktorka.
Na emeryturze Barbara Rylska odkrywa nowe pasje i zgłębia to, co przez całe życie zwracało jej uwagę. "Interesuję się technikami relaksacyjnymi, jogą, treningami oddechowymi. Zapuszczam się czasem w obszary bioenergoterapii, a nawet magii. To mnie zawsze ciekawiło i wciąż ciekawi", wyznała aktorka. Mieszka dziś w starym domu, który trzy dekady wcześniej sprawiła sobie w ramach prezentu urodzinowego i jak podkreśla, "cieszy się, że wciąż żyje". Nie planuje powrotu na scenę i przed kamery. "Już się w życiu wystarczająco nagrałam", dodała.
Barbara Rylska, październik 2008 r. benefis Barbary Rylskiej i Bohdana Łazuki
Źródła: pomponik.pl, kultura.onet.pl