Antoni Słonimski po śmierci żony miał złamane serce , nic już nie było takie samo, jak kiedyś
Poeta przeżył żonę o rok, z Janiną Konarską byli razem 40 lat
Pochował ją w swoje imieniny 13 czerwca 1975 roku. Przeżyli razem 40 lat, zawsze mogli na siebie liczyć. Po jej śmierci Antoni Słonimski został sam... Wraz z żoną Janiną nie mieli dzieci, więc ona wszystkie uczucia przelała na niego. Stworzyła mu dom z prawdziwego zdarzenia, bezpieczną przystań. Rozpieszczała go, jak wspominał Antoni Marianowicz, jej kuzyn. Jej odejście było dla niego bolesnym ciosem. Słonimski po śmierci żony napisał: „nie zostałaś w szpitalnej pościeli/Umęczona, uśpiona chorobą/Nie odeszłaś bo nic nie rozdzieli/ Mnie i ciebie, gdy już będę z tobą”.
Antoni i Janina Słonimscy: historia miłości
Poznali się w latach 30. Ich ślub był zaskoczeniem dla ówczesnej warszawskiej bohemy. Nie dlatego, że Antoni Słonimski uchodził za najbrzydszego ze Skamandrytów, a Janina Konarska za śliczną blondynę. Jarosław Iwaszkiewicz pisał, że jest ładniejsza od jego żony, co było niezwykłym komplementem. Antoni Słonimski związany był z Marią Morską, śliczną kobietą, poetką, mężatką. Janina Konarska kochała się na zabój w Karolu Stryjeńskim, budząc zazdrość jego żony Zofii („Konarska działa mi na nerwy”, pisała Zofia Stryjeńska), a potem chodziła z Kazimierzem Wierzyńskim. Wszyscy sądzili, że wyjdzie za niego za mąż. Ale Słonimski, choć brzydal, umiał uwodzić najpiękniejsze kobiety, odbił koledze Jankę i ożenił się z nią.
Kiedy się poznali, był już uznanym poetą, wspaniałym felietonistą, autorem wielu kabaretowych skeczy. „Bóg mi powierzył humor Polaków”, pisał, trawestując słynne słowa księcia Józefa Poniatowskiego. Był niesłychanie dowcipny, ale i złośliwy. Po wojnie, gdy jakiś reżimowy krytyk zagadnął go: „Pan mnie pewnie uważa za wielką świnię”. Słonimski odpowiedział: „O wielkości nie ma mowy”.
Pacyfista spoliczkowany, wyklinany
Z przekonania pacyfista marzył, by na granicy były tylko drogowskazy. Przed wojną obrywał od narodowców i nacjonalistów. I to całkiem dosłownie, po opublikowaniu w 1938 roku wiersza „Dwie ojczyzny” spoliczkował go prawicowy dziennikarz-bojówkarz Zygmunt Ipohorski. Wypominano mu, że nie jest stuprocentowym Polakiem.
Po wojnie, komunistyczna władza najpierw go hołubiła (krótko), a potem wyklęła. Pierwszy sekretarz partii Wiesław Gomułka atakował go imiennie w słynnym przemówieniu z 1968 roku. Kazał Antoniemu Słonimskiemu wybierać, czy chce być Polakiem, czy Żydem. Przy stoliku Słonimskiego w kawiarni „U Marca" zrobiło się wtedy puściej, niektórzy nie siadali bojąc się prowokacji, czy napaści. Żona zawsze stała u jego boku. Zrezygnowała nawet z własnej kariery, by poświęcić się mężowi. A była bardzo utalentowaną graficzką i drzeworytniczką.
Zobacz też: Cztery razy stawała na ślubnym kobiercu, jeden z mężów był gejem. „Przyszedł do mnie z tym chłopakiem, z którym mnie zdradzał"
Oboje pochodzili z żydowskich rodzin. Antoni Słonimski urodził się 15 listopada 1895 (niedawno przypadała kolejna rocznica jego urodzin!). Miał wspaniały rodowód, jego pradziadek i dziadek byli wybitnymi naukowcami, promotorami żydowskiej haskali - ruchu odwołującego się do idei Oświecenie, propagującego m.in. asymilację Żydów, kształcenie się. Ojciec Stanisław Słonimski był cenionym w Warszawie lekarzem i społecznikiem, pierwowzorem doktora Szumana z „Lalki”.
Tolek, jak go nazywano w rodzinie, nie chodził do szkoły, a jeśli już to sporadycznie. Nie znosił jej, uczył się w domu. Studiował na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie (przed wojną nie trzeba było mieć matury, żeby studiować). Zaczynał jako rysownik. Potem stał się poetą, felietonistą, recenzentem teatralnym, którego wszyscy czytali. Jego recenzje przechodziły do legendy. O sztuce „Ćwiartka papieru” napisał: „to nie była ćwiartka, to była rolka”. Czasem zamykał recenzję w jednym zdaniu, na przykład: „Pierwszy wyszedłem”. O szekspirowskiej „Burzy” w Teatrze Narodowym pisał: „Nie była to burza, ale deszcz, tzw. „kapuśniaczek”.
Janka istna Zosia z Soplicowa
Janina Konarska-Słonimska, młodsza od Słonimskiego o 5 lat, studiowała malarstwo i grafikę. Była ulubioną uczennicą Władysława Skoczylasa, który jest twórcą polskiej szkoły drzweworytu. Przed wojną dostała za swoje prace wiele nagród. Konarska to był pseudonim, który z czasem stał się nazwiskiem (pochodziła z rodziny Seidemanów). Uchodziła za piękność. Jarosław Iwaszkiewicz pisał o niej: „jasna blondyna z dużą głową, z pięknymi jasnymi oczami i piękną cerą”.
Publicysta Wacław Zbyszewski uważał, że wygląda jak istna Zosia z Soplicowa. „Młoda panna, bardzo przystojna, szałowa blondynka, naturalna nie farbowana, o modrych, błękitnych oczach”. Choć kuzyn Janki, pisarz Antonii Marianowicz uważa, że była atrakcyjna, choć niezbyt błyskotliwa. O Słonimskim nikt nie mówił, że jest przystojny, choć fascynowała się nim Anna Iwaszkiewicz.
Zachwycała się, że jest taki elegancki, wysportowany i zmysłowy. Być może mieli nawet romans (pomijając, że oboje kochali się w Marii Morskiej).
Zobacz też: Zawsze występowali razem, niczym papużki nierozłączki. Historia związku Hanny i Antoniego Gucwińskich
Ślub Janiny Konarskiej i Antoniego Słonimskiego odbył się w Kościele Św Krzyża w Warszawie w 1934 roku. Zamieszkali na ulicy Flory k. Łazienek. I gdyby nie przybierające na sile ataki na Słonimskiego, który za antysanacyjne protesty zagrożony był nawet więzieniem w Berezie Kartuskiej, prowadziliby szczęśliwe życie.
Chyba nigdy nie myśleli o dzieciach. W każdym razie Janina Słonimska powiedział kiedyś, że „Antoni to nie jest ktoś, z kim można mieć syna”. Poetka i tłumaczka Julia Hartwig w książce „Słonimski. Heretyk na ambonie” mówiła, że Antoni nie pasował do roli ojca. „Domagał się wyłączności, oczekiwał od wszystkich, że to jemu będą chcieli dogodzić i dać cukierka”. Sam Słonimski nie przepadał za dziećmi. Mówił, że toleruje je „od lat 14-stu”. Nie był też typem domatora, lubił towarzystwo, dyskusje, kawiarnie, brydża. Jeszcze przed wojną na transatlantyku „Piłsudski” popłynął w podróż do Ameryki.
Koledzy odsądzili go od czci i wiary
Wojna skazała ich na tułaczkę, jak wielu Polaków. Byli zdani na siebie i okazali się wtedy naprawdę udaną i kochającą się parą. Po 1945 roku Janina Konarska-Słonimska nie była pewna, czy mają wracać do Polski. Antoni Słonimski, który już wcześniej przyjeżdżał do komunistycznej ojczyzny, zdecydował się na powrót w trudnym okresie, w 1951 roku. Koledzy z emigracji, m.in. Marian Hemar i Jan Lechoń, odsądzili go za to od czci i wiary.
Sam Słonimski nie ustrzegł się wielu błędów, napisał choćby „Odprawę” – artykuł-paszkwil na Czesława Miłosza, który wtedy został na emigracji. Miłosz wypominał mu w odpowiedzi: „(Ty) Wróciłeś, bo w Warszawie wydajesz swoje dzieła poetyckie, masz pieniądze, apartament i kontrakt na przekład „Sonetów” Szekspira”. Ale potem Słonimski zrobił wiele wspaniałych rzeczy, angażował się w działalność opozycyjną, był redaktorem i sygnatariuszem „Listu 34” - pierwszego protestu przeciw cenzurze i ograniczeniom papieru na druk książek. Bronił wolności słowa.
Wielokrotnie ratował przed więzieniem niepokornych wobec władzy pisarzy. Wspierał młodych opozycjonistów, sekretarzem Antoniego Słonimskiego był Adam Michnik. Stał się ważną postacią dla wielu pokoleń liberalnej inteligencji.
Czytaj także: Bohaterka filmu "Awantura o Basię" oczarowała całą ekipę filmową i widzów przed ekranami. Jak potoczyły się jej losy?
Opiekujcie się nim
Po wojnie Słonimscy mieszkali najpierw na Krakowskim Przedmieściu, potem w Alei Róż. Bo mimo wszystko nie powodziło im się źle, jak wielu pisarzom i w ogóle artystom w PRL-u. Choć gdy w końcu lat 60. władza objęła Antoniego Słonimskiego tzw. zapisem (nie wolno było wspominać jego nazwiska w mass mediach), poeta znalazł się na czarnej liście. Zarabiał dzięki publikacjom w katolickim „Tygodniku Powszechnym”. W początku lat 70., żeby dorobić, sprzedał prawdopodobnie swój jedyny obraz „Portret dziewczynki”. Jego mieszkanie było na podsłuchu. Nie było to takie spokojne życie, zresztą Słonimski przypłacił zawałem napaści na niego w czasach, gdy był prezesem Związku Pisarzy Polskich.
Janina Słonimska, zwana w domu Janeczką, bardzo dbała o męża. To on wydawał się słabszy, chorował, przeszedł zawał, miał wycięty żołądek. Ale też po prostu bardzo go kochała i pragnęła mu stworzyć jak najlepsze życie. To ona chodziła na zakupy, wybierała dla niego najlepsze rzeczy, świetnie gotowała. Anna Trzeciakowska wspominała, że zdobycie dla męża cielęciny było dla niej tak samo ważne, jak tonacja barw ilustracji, którą robiła. Goście, którzy bywali u Słonimskich „na herbatce" podziwiali jej gust w urządzeniu mieszkania i przygotowaniu stołu.
Pojawiały się na nim serek z kminkiem, twarożek utarty z galaretką porzeczkową, podgrzane bułeczki w kolorowych serwetkach. Na pewno umiała kreować uroczy świat, na święta wysyłała na przykład do przyjaciół rysowane przez siebie życzenia. Gdy Antoni Słonimski wyjeżdżał przestrzegała, by pod żadnym pozorem nie nosił ciężkiego bagażu. Gdyby jej się coś stało prosiła, by powiadomić go, ale ostrożnie. Wiedziała, że w tym małżeństwie jest na drugim planie, ale znała też swoją wartość.
Jej choroba była zaskoczeniem. Tym bardziej, że wykluczono nowotwór, więc wydawało się, że szybko wyzdrowieje. Ale jak wspominała Anna Trzeciakowska w książce „Słonimski. Heretyk na ambonie”: „Janka wiedział, że to koniec. Gdy byłam u niej w szpitalu, powiedziała: . Odeszła 9 czerwca 1975 roku. Antoni Słonimski pochował żonę cztery dni później, w dniu swoich imienin...
W lipcu, rok później, Słonimski jechał z opiekującą się nim prof. Aliną Kowalczykową z Warszawy do Obór, na skrzyżowaniu ich maluch zderzył się z dużym Fiatem. Wydawało się, że Antoniemu Słonimskiemu nic poważnego się nie stało, był przytomny, poprosił przyjaciół – Julię Hartwig i jej męża Artura Międzyrzeckiego, by przywieźli mu rzeczy do kliniki rządowej, gdzie trafił na obserwacje. Napisał jeszcze list pocieszający do Aliny Kowalczykowej. Gdy przyjechali wieczorem, już nie żył.
Miał rozległe obrażenie, m.in. uszkodzoną śledzionę. Po mszy w kościele Św. Krzyża w Warszawie został pochowany obok żony na cmentarzu w Laskach. Przyszło mnóstwo przyjaciół Janiny i Antoniego Słonimskich, wielu jego czytelników. Nie było nikogo z władz, nie wolno było drukować klepsydr, ale pojawiły się na wielu warszawskich kościołach, ludzie zrobili je sami. Antoni Słonimski napisał: „Po mego życia trudach, jeśli/ Na jakieś względy zasłużyłem/ Nie chcę, by moją trumnę nieśli/ Ci właśnie, których nie znosiłem". Nieśli ją przyjaciele, m.in. Tadeusz Konwicki, Adam Michnik, Artur MIędzyrzecki.
Pisząc tekst korzystałam z książki Joanny Kugiel-Frydryszak „Słonimski. Heretyk na ambonie”, wyd. W.A.B. Warszawa, 2012.