Zbigniew Herbert – autor „Pana Cogito” i „Barbarzyńcy w ogrodzie” jest jednym z najważniejszych poetów w polskiej literaturze, wciąż obecnym, czytanym i podziwianym na całym świecie. Wielu mówi o nim „książę poezji”. Wspaniale ją sam recytował, miał fantastyczny radiowy głos, nie zabrała mu go nawet ciężka astma. A jaki był prywatnie jako towarzysz życia, mąż?

Reklama

Zbigniew Herbert i Katarzyna Dzieduszycka: jak się poznali?

Z Katarzyną Dzieduszycką poznali się w latach 50. w Związku Kompozytorów Polskich. Katarzyna była asystentką dyrektora. Pewnego dnia zobaczyła na korytarzu młodego chłopaka. Spytała koleżanki, kim on jest ? Była zaskoczona, że to kandydat na dyrektora administracyjnego. Zbigniew Herbert miał 30 lat, ale wyglądał jak chłopiec. Zaczęli rozmawiać, poznali się, zaczęli się spotykać. Chodzili razem do „Fukiera” gdzie było węgierskie wino, siadywali tam i on ją podrywał na wiersze. Ale nie swoje. Na randkach recytował ulubionych polskich poetów: Miłosza, Leśmiana, Czechowicza.

Właściwie nie był przystojny, dosyć niski. Sam narzekał, że ma za grube nogi i jest nieco krępy. Jedna z jego miłości Janina Frentzel-Zagórska wspominała, że mógł przebierać i wybierać w kobietach, bo miał nieopisany wdzięk. Umiał adorować i uwodzić. Choć, jak mówiła nie traktował kobiet poważnie. „Były do zabawy, do wódki , do tańców i do zachwycania się jego poezją, choć do dyskusji o niej już mniej”. W każdym razie Katarzynę Dzieduszycką oczarował. Byli w podobnym wieku, dzieliło ich tylko 5 lat.

Czytaj też: Wanda Chotomska, jedna z najbardziej znanych autorek literatury dla dzieci, sama nie była najlepszą mamą

Młody Zbigniew herbert, jeszcze kawaler 1962 roku. fot: Wacław Kapusto/Forum

Zbigniew Herbert i Katarzyna Dzieduszycka: historia miłości

Katarzyna Dzieduszycka urodziła się w 1929 roku, na kresach. Pochodziła z wielkiej arystokratycznej rodziny Dzieduszyckich spokrewnionej z rodem Sapiehów. Jej mama była z domu Sapieha. W Paryżu studiowała na Sorbonie romanistykę, trochę tłumaczyła. Opiekowała się starszymi ludźmi. Zbigniew Herbert urodzony 29 października 1924 roku pochodził z zamożnej lwowskiej rodziny. Ojciec był m.in. dyrektorem Małopolskiego Banku Kupieckiego. To po nim przyszły poeta odziedziczył zamiłowanie do kultury, sztuki. Po nim stał się podróżnikiem - uwielbiał podróże, przez pół życia mieszkał w różnych krajach, w wynajętych mieszkaniach, hotelach. Gdy w końcu lat 90. był już niemal umierający, leżał pod tlenem i nie mógł chodzić, wierzył jeszcze, że wyrwie się z tego i pojedzie do Wenecji.

Zobacz także

Zobacz też: Autor „Pana Kleksa” Jan Brzechwa pisał wspaniałe wiersze dla dzieci, ale za dziećmi nie przepadał

Nie miejsce tu, by pisać, na ile i w jaki sposób Zbigniew Herbert zaangażował się w czasie wojny w walkę Armii Krajowej i czy był żołnierzem wyklętym. Prawdopodobnie angażował się bardziej duchem niż ciałem, mówiąc najogólniej. Natomiast po wojnie i repatriacji stał się outsiderem. Podobnie jak Leopold Tyrmand, z którym bardzo się przyjaźnił. Nie zapisał się do partii, nie angażował się w budowę Polski Ludowej, nie pisał socrealistycznych wierszy. Biedował, mieszkał m.in. w Warszawie na ulicy Wiejskiej w 12-osobowym pokoju, utrzymywał się z płatnego krwiodastwa. W Inwalidzkiej Spółdzielni „Wspólna Sprawa” ustalał socjalistyczne normy na wbicie gwoździa. Pracował w Centralnym Zarządzie Torfowisk. Skończył ekonomię, prawo i filozofię, ale nie było dla niego miejsca. Jako poeta zadebiutował tomem wierszy dopiero po Odwilży, w 1956 roku. Była to „Struna światła”

Zbigniew Herbert był kobieciarzem

Do pracy w Związku Kompozytorów polecił go jego przyjaciel muzyk i pisarz Stefan Kisielewski. Katarzyna Dzieduszycka nie była pierwszą miłością Zbigniewa Herberta. W 1947 roku przeżył płomienny romans ze starszą od siebie Haliną Misiołek, mężatką, mamą dwóch córek . Pracowali razem w Sopocie w Związku Literatów Polskich. Herbert miał 24 lata, był biednym studentem, siedział „w spiżarni rodziców”. Początkowo jej się nie podobał. Wspominała go w książce Joanny Siedleckiej „Pan od poezji”: „Drobniutki, szczuplutki, chłopyszek, dzieciak. Nikt. Odpychałam go, uciekałam, miałam przecież prawie dziesięć lat więcej, małe córeczki, męża. Dlaczego ja? pytałam. Czemu nie znajdziesz sobie ładnej, młodej dziewczyny, o co w Sopocie nietrudno, wystarczy pójść na plażę, na molo? Mówił jednak, że jestem dla niego najpiękniejsza, a Dorotka i Tereska, czyli Dudu i Tataja, jak je ponazywał, to moje małe siostrzyczki. Odbierał nawet czasem Dudu z przedszkola, ma z nią zdjęcie z piaskownicy”, opowiadała po latach Halina Misiołkowa.

Zbigniew Herbert i Katarzyna Dzieduszycka-Herbert na spotkaniu z czytelnikami, 1974 rok. Fot: Erazm Ciołek/Forum

Uważa, że wybrał ją, bo była…pod ręką, pracowali biurko w biurko. Szybko dostrzegła, że był „ czuły,kochający, nadskakujący”. Romansował, a jednocześnie miał wyrzuty sumienia. Był człowiekiem religijnym, bardzo wierzącym, z zasadami. Rozbicie rodziny nie mieściło się w tym etosie. Przyznał się nawet mężowi Haliny, powiedział: „Kocham pańską żonę”, na co usłyszał: „Nie dziwię się”. Ale gdy Halina, Hala, Halusia – jak ją nazywał, chciała odejść od męża, Herbert uciekł do klasztoru, do Tyńca. Zamknął się tam, modlił, pisał. Próbował zerwać, ale wracał, przyjeżdżał do Sopotu, pukał w jej okno. „Największym grzechem było to, że nie potrafiłem ukryć mojej miłości, a wyjawiwszy ją nie potrafiłem nasz stosunek uczynić bardziej duchowym. (...) Odbierając Ci tamto życie (...) nie dałem Ci gwarancji innego życia”, kajał się Herbert. A w innym liście: „Jedno jest tylko niemożliwe - związek - byłby on nielegalny i oparty na cudzej krzywdzie”.

Czytaj również: Jerzy Andrzejewski - tajemnice życia autora „Popiołu i diamentu”

Twój, na zawsze Twój

Halina przez całe życie obwiniała się o rozbicie rodziny, zdradę, śmierć starszej córki na mastemię. Rozpaczała, uważała że była to kara za jej grzech. A jednocześnie to ona była tajemniczą Muzą, z którą poeta korespondował przez całe życie,radził się jej, zwierzał. Uważał, że ma wyczucie do literatury, choć nie miała studiów. Podpisywał się w listach: „Twój, na zawsze Twój”, „Twój paź”, „Moja pamięć leży u twoich stóp, jak wierny pies”.

Katarzyna Dzieduszycka i Zbigniew Herbert: miłość w zawieszeniu

Katarzyna nie znała Muzy. Kiedy się poznali zerwał tamtą znajomość, przynajmniej na jakiś czas. Z Katarzyną Dzieduszycką przeżyli okres euforii i zakochania, ale ich znajomość długo nie miała charakteru stałego związku. Przez dwanaście lat spotykali się i rozchodzili . Pisali do siebie listy. On miał w tym czasie kolejne romanse. Był okropnym kobieciarzem i rozrabiaką. Wspominał kiedyś rozmowę z Allenem Ginsbergiem, amerykańskim poetą: „Namawiał mnie na haszysze i orgie, ale jestem barbarzyńca i wystarczą mi D.W.P. (dziwka, wódka i papierosy)". Katarzyna miała sympatie, ale nikt nie potrafił zająć jej na dłużej. Z Herbertem, gdy się zjawiał mówili o miłości, ale nie o przyszłości. W 1958 roku wyjechał na stypendium do Francji wraz z Sławomirem Mrożkiem.

Katarzyna została, nie dostała paszportu. Pisali do siebie listy, po latach zauważyła, że chciał wtedy raczej rozluźnić ich związek niż przypieczętować, Odpychał ją i przyciągał. W rozmowie z Jackiem Żakowskim w „Gazecie Wyborczej” wspominała: „Czekałam, ale nie wiedziałam na co. Bardzo go kochałam. Czułam, że to jest na wieczność. Osiem lat mieszkałam sama w Paryżu, pracowałam, chodziłam na Sorbonę”. Zbigniew Herbert był w tym czasie 3 razy w Paryżu. „Nie mogliśmy się rozstać i nie mogliśmy być razem. Pisał do niej w listach: „Kochana Kasiuniu, siostro ma”. To musiało ją boleć.

Państwo Herbertowie, 1972 rok.Fot: Erazm Ciołek/Forum

Zbigniew Herbert: choroba, ustatkowanie się

O stabilizacji Zbigniew Herbert zaczął myśleć w 1966 roku. Wtedy po raz pierwszy tak mocno dała o sobie znać choroba: depresja afektywna dwubiegunowa. Poeta na początku nie wiedział, co się z nim dzieje. Nie spał, miał takie lęki, że trzęsły mu się ręce. Próbował te stany leczyć alkoholem. Pił niemało. Jest taka anegdota, jak znajomy Herberta spotkał go w Berlinie dygającego ciężkie galony taniego wina.Na pytanie, czy nie pomóc Herbert powiedział: „nie, jak będzie za ciężko, to wypije”. Z alkoholem łączyły się awantury, brawura, bezsensowne wygłupy. Podczas wizyty w restauracji w Berlinie potrafił podnieść rękę i zawołać na kelnera „Heil Hitler”.

Na coraz bardziej pogłębiającą się depresje Herberta, alkohol już nie pomógł. raczej nasilił lęki. Herbert dzwonił do Katarzyny, szukał u niej pomocy, bał się, miał ciężkie załamanie, z elementami manii prześladowczej. W końcu trafił do lekarza, dostał leki, które raz pomagały, a raz nie bardzo. Choroba towarzyszyła mu całe życie, stany depresyjne, coraz dłuższe i cięższe przeplatały się z euforią. Andrzej Franaszek, biograf Herberta, mówił w jednym z wywiadów, że poeta żył pod presją choroby. Wiedział, że nadejdzie kolejna fala ciemności,i będzie go miażdżyła. Na szczęście choroba niczego mu nie odebrała jako artyście. Nie stracił klarowności myśli ani precyzji słowa. Wiedział, że nie poradzi sobie sam, potrzebował bliskiej osoby u boku. W końcu lat 60. miał 44 lata, ale nie potrafił sobie wyobrazić, że będzie miał żonę. „Wychodzę za mąż”, żartował.

Katarzyna i Zbigniew Herbertowie: jak wyglądało ich życie codzienne

Zaskoczył ją decyzją o ślubie. Wiedziała, że w Niemczech miał romans. A potem go przerwał i nagle wrócił do Paryża już z postanowieniem, że się pobiorą.W rozmowie z Jackiem Żakowskim mówiła: To jest proza życia, której potrzebował. Wtedy Zbyszek nie potrzebował muzy. Potrzebował kogoś, kto będzie się nim zajmował, kto mu na co dzień pomoże. Chociaż okropnie się złościł, kiedy za długo zajmowałam się kuchnią albo czymkolwiek innym niż jego korespondencja czy przepisywanie. Tego potrzebował na co dzień. I ja doskonale zdawałam sobie sprawę, że to był główny motyw jego decyzji, żeby przypieczętować ten związek”. Ślub wzięli w marcu 1968 w Paryżu ( w Polsce trały wtedy zamieszki po zdjęciu z afisza „Dziadów" Adama Mickiewicza). Śmieszyło ich, że udzielał go konsul nazwiskiem Mickiewicz. Potem z przyjaciółmi m.in. Janem Lebensteinem poszli do starej restauracji Prokopa.

Nie wszyscy byli za tym ślubem. Olga Scherer, znana slawistka i tłumaczka mówiła, że jest jej Kasiuni tak zwyczajnie po babsku żal. Janina Miłoszowa, żona Czesława Miłosza pisała: „Kasia bardzo głupia, że o tym myśli (10 lat?!!!) , a Zbyszek bardzo dobry istotnie, ale dla siebie”. Wiedzieli, że życie z Herbertem nie jest proste. Tym bardziej, że wielu ludzi obrażał, wyśmiewał, a potrafił być złośliwy. Mnóstwo ludzi do siebie zraził. Mówił, że u kobiet najbardziej ceni siłę i zdolność wybaczania prawie wszystkiego. I te cechy odnalazł w żonie. Nigdy go nie oceniała, nie oskarżała o nic, nie rozliczała. Mówiła: „dzieliłam z nim jego życie, tak właśnie, ja dzieliłam z nim,a nie on ze mną. To było dla mnie oczywiste. Bo jeżeli ma się pozostać tak długo w związku z człowiekiem takim jak Herbert, trzeba z bardzo wielu własnych rzeczy zrezygnować. A rezygnując otrzymuje się coś bardzo wartościowego”.

Poeta nieżyciowy

Żona zdjęła mu z głowy kłopoty codziennego życia, organizowała je, opiekowała się mężem, była zawsze gotowa stać u jego boku. Zdając sobie sprawę, że jest jedynie żoną wielkiego poety. Herbert był „nieżyciowy". Kiedy Katarzyna Dzieduszycka zarobiła pieniądze i przynosiła je do domu, on żeby jej pomóc, szedł na zakupy. I przynosił,jakieś kompletnie nieprzydatne rzeczy, czym ją załamywał. W ogóle nie cenił pieniędzy. Potrafił cały zarobek wydać np. za kupno starych map w Paryżu. Gdy zrozpaczona żona pytała: za co my teraz wrócimy? Odpowiadał: „Co się martwisz, zawsze przecież wrócimy”. Zresztą żyli skromnie. Pieniądze szły na książki, podróże. Kiedy rozchorował się ciężko na astmę do żona pełniła też rolę pielęgniarki.

Zobacz też: Maria i Sławomir Mrożek: pisarz docenił pierwszą żonę dopiero po jej przedwczesnym odejściu. Jej śmierć złamała mu serce

Herbertowie wrócili do Polski w latach 70. Nie był to prosty czas. Zbigniew Herbert był inwigilowany, pisano na niego donosy, mieszkanie Herbertów na Dolnym Mokotowie w Warszawie było całe w podsłuchach. Poetę śledzono w kraju i zagranicą. Wykorzystywano przeciw niemu agenturę wywiadu. Zbigniew Herbert był związany z środowiskiem KOR-u, z opozycją, podpisywał kolejne listy protestacyjne. Dopiero w latach 90. dawni przyjaciele pokłócili się. Herbert krytykował dawne środowisko KOR za „tragedię Okrągłego Stołu", uważał że III Rzeczpospolita jest kontynuacją PRl-u.

Oskarżał ponownie Czesława Miłosza, z którym kiedyś się bardzo przyjaźnił, a w 1968 roku pokłócił na śmierć i życie - że według niego Polska powinna być przyłączona do ZSRR. Miłosz zastrzegał, że jest to pomówienie, że nigdy tak nie powiedział. Ich konflikt był jak gniew dwóch wieszczów. W 1983 roku wydał tom „Raport z oblężonego miasta", a w nim słynny wiersz „Potęga smaku", w którym smak odnosił się także do wyborów etycznych.

Jeszcze razem. Rocznica podpisania Porozumień Sierpniowych Od lewej: Janusz Onyszkiewicz, Lech Wałęsa, Adam Michnik, Zbigniew Herbert. W latach 90 ich drogi się rozeszły. w casie cFot: PAP/Grzegorz Rogiński

Herbert związał się ze środowiskiem prawicowym. Jeśli chciał się pogodzić z dawnymi przyjaciółmi, nie zdążył. Zmarł w Warszawie w lipcu 1998 roku. Ciężko chorował na astmę oskrzelową, w ostatnim czasie właściwie nie wstawał z łóżka. Gdy umierał nad miastem szalała burza. Nabrało to symbolicznego znaczenia - ostatni tom poety zatytułowany był „Epilog burzy”. Na trzy miesiące przed śmiercią, gdy już mówił i oddychał z wielkim trudem, nagrał wiersze swoich ulubionych poetów: Słowackiego, Norwida, Gajcego. Zmarł w wieku 74 lat, ale jak mówi jego żona do końca był młody i ciekawy świata, „Miał wewnętrzną lekkość, wspaniałe poczucie humoru, wielką wrażliwość”, wspomina Katarzyna Dzieduszycka-Herbert

Katarzyna Dzieduszycka-Herbert, 2002 rok.Fot. Piotr Sadurski/Newsweek Polska/REPORTER
Reklama

Pisząc tekst korzystałam z książek: Joanna Siedlecka „Pan od poezji”, Prószyński i s-ka, 2002 rok oraz Andrzej Franaszek „Herbert. Biografia i Niepokój”, Znak, 2018.

Reklama
Reklama
Reklama