Polowanie na zajączka! Santor, Szczawińska, Sworowska, Nehrebecka - co robią podczas świąt?
1 z 5
Czym zajada się Wicemiss Polonia Bogna Sworowska? Co śpiewająco piecze Irena Santor? Co do Tunezji wiozła Anna Nehrebecka? W czym jest mistrzynią Lara Gessler i co najlepiej wychodzi modelce Kamili Szczawińskiej? Tylko nam gwiazdy zdradziły swoje słodkie i nie tylko świąteczne tajemnice.
Bogna Sworowska o Wielkanocy
Nie wyobrażam sobie Świąt Wielkanocnych bez jajek faszerowanych, wiosennej sałatki, zabawy w „polowanie na zajączka” i… dwóch koszyczków ze święconką.
Gdy byłam mała, ja i mój brat w nocy z soboty na niedzielę chowaliśmy małe koszyczki, tak zwane gniazdka, do których zajączek wrzucał nam słodycze. Gdy budziliśmy się rano, tata wołał: „Ojejku! Za późno wstaliście. Zajączek właśnie wyszedł!”. Tak samo przed Ivanem udawałam, że to zajączek zostawia te wszystkie słodkości. Jeszcze do niedawna dawał się nabrać. Teraz już wie, że to małe świąteczne oszustwo, ale nadal zostawia koszyczek. Ja zresztą też. Za to gdy spędzamy święta u przyjaciół lub znajomych, gdzieś, gdzie jest ogród, i oczywiście jeśli tylko pogoda na to pozwoli, bawimy się w amerykańskie „polowanie na jajka”. Dzieci dostają koszyczki i szukają poukrywanych wszędzie jajeczek. W Wielką Sobotę chodzimy ze święconką. A właściwie z dwoma. Donosimy tylko jedną, bo Ivan zawsze swój koszyczek opróżnia, zanim dojdziemy do kościoła. Uwielbiam Święta Wielkanocne i polską tradycję, ale staram się różne potrawy troszkę modyfikować, tak żeby były bardziej zdrowe. Nie jestem przesadnie ekologiczna, ale lubię, jak jest naturalnie. Z „niezdrowych” rzeczy jemy ciasta, kocham też sernik i ciasto orzechowe mojej mamy. A moją specjalnością jest wiosenna kolorowa sałatka i jajka faszerowane.
Zobacz także: Piękna nadmorska sesja zdjęciowa Bogny Sworowskiej i innych byłych miss – Anety Kręglickiej i Ewy Wachowicz.
2 z 5
Anna Nehrebecka: Na święta obowiązkowo musi być właśnie żurek z kiełbasą. Dlatego w zeszłym roku do Tunezji wiozłam wszystkie składniki. Musi być też sernik.
Wielkanoc to najbardziej radosne święta. I ze względów religijnych, i ze względu na wiosnę. Nie wyobrażam sobie świąt bez całej rodziny. W tym roku spędzimy je w Warszawie. Jedna córka przyjedzie z Belgii, druga jest na miejscu, mąż przyleci z Tunezji, gdzie jest ambasadorem. Na stole na honorowym miejscu stawiamy koszyk ze święconką. Nie może zabraknąć bab, mięsiwa (jak kiedyś mawiano), żurku, mazurków i sernika. Śniadanie zaczynamy od bitwy na jajka. Dużo przy tym śmiechu i oszustwa, gdy ktoś straci jajko i sięga po nowe. Potem składamy sobie życzenia, jemy jajka i inne dobre rzeczy. Zamiast pieczywa smaruję pokrojoną drożdżową babę masłem i kładę plasterek szynki. Obowiązkowo musi być żurek z białą kiełbasą. Rok temu Wielkanoc spędzaliśmy u męża w Tunezji. W bagażu podręcznym wiozłam żur i białą kiełbasę. Palmowa Niedziela w Tunezji była wyjątkowa. Ludzie do kościoła szli z prawdziwymi liśćmi palmowymi albo gałązkami krzewów cierniowych. Czyli tak, jak to się działo naprawdę dwa tysiące lat temu. Wielkanoc kojarzy mi się również ze śmigusem-dyngusem. Gdy córki były mniejsze, jeździliśmy do rodziców męża do Poznania. W ruch szły wszystkie naczynia na wodę, łącznie z wężem gumowym ściąganym z ogrodu. I nie wiem, kto bardziej szalał – moje córki czy babcia, czyli teściowa! Dziś córki są dorosłe, ale dalej leją się wodą. Teraz one dbają o wystrój wielkanocnego stołu. I pomagają przygotować potrawy. Bez słowa skargi mieszają godzinami mleko z cukrem do kajmakowego mazurka. Tradycji musi stać się zadość. A co to za Wielkanoc bez mazurka?
Zobacz także: Wciągający wywiad z Anną Nehrebecką.
3 z 5
Irena Santor: Kiedyś ambicją było upiec mięsiwa i zrobić własne kiełbasy. Tak się cieszę, że dziś to wszystko można kupić w sklepie.
Na Święta Wielkanocne przyjeżdżałam do dziadków, do Papowa Biskupiego na Pomorzu, gdzie się urodziłam. Wszystkie dróżki musiały być wysypane pięknie pachnącym tatarakiem. Na wyścigi szukaliśmy gniazdek ukrytych czy to w ogrodzie, czy gdzieś w butach w domu, w których były schowane cukierki w kształcie jajek, baranki, zajączki czekoladowe. Jako wielki łasuch bardzo cieszyłam się na te gniazdka, bo po wojnie nie było tyle słodyczy co dziś. Przed świętami zawsze panował straszny ruch w kuchni, gospodynie rywalizowały ze sobą, która upiecze najlepszą babę z kruszonką czy mazurek. Piekły też okrągłe, płaskie chlebki do święconki, w które wbijało się bukszpan. Ambicją było też upiec mięsiwa i zrobić własne kiełbasy, a wcześniej świniobicie. Tak się cieszę, że dziś to wszystko można kupić w sklepie. Kobiety pracowały jak w ukropie, żeby święta wypadły okazale, wszystko było świeże, pachnące, a dzieci ślicznie ubrane. Dziewczynki musiały mieć wielką kokardę upiętą na włosach. I w tej kokardzie, i w ładnych bucikach szło się na spacer z rodzicami i dziadkami. To było moją zmorą, bo nie mogłam biegać i chlapać się w kałużach. Boże, jak to lubiłam! Marzyłam więc, żeby święta się szybko skończyły. Dziś najchętniej spędzam je z mężem w Zakopanem, Sopocie, raz byliśmy w Kalifornii. Kuchnię zostawiam innym, choć podobno robię niezły pasztet z zająca. Moja babcia mówiła, że można zrobić go ze wszystkiego, tak jak zupę. „Zmieszaj wszystko, weź to na czubek języka, a potem do pieca!”. Kiedyś bawiłam się w to, aż mąż uknuł okrutne powiedzonko: „Jak robisz taki świetny pasztet, to po co śpiewasz?” (śmiech).
Zobacz także: Szczery wywiad z Ireną Santor - co mówiła o przebytej chorobie, swoim związku i co robi w wolnym czasie.
4 z 5
Kamila Szczawińska: W sobotę pościliśmy, a niedzielę zaczynaliśmy od świątecznego śniadania ze wszystkimi tradycyjnymi potrawami. Z czasów, gdy Święta Wielkanocne spędzałam z rodzicami w mojej rodzinnej wsi, najlepiej pamiętam wyprawy pod krzyż. W Wielką Sobotę ze wszystkich stron nadciągały całe rodziny z dzieciakami dzierżącymi koszyki ze święconkami w dłoniach. Były śmiechy, opowieści o przygotowaniach do świąt. W moim domu święta zawsze były bardzo tradycyjne. W sobotę pościliśmy, a niedzielę zaczynaliśmy od świątecznego śniadania ze wszystkimi tradycyjnymi potrawami. A! Nie wiem, czy tak jest w całej Polsce, ale w naszym domu zajączek zostawiał prezenty dla dzieci. I ja swoim dzieciom też funduję świąteczne drobiazgi. Od kiedy mieszkam w Konstancinie, urządzam im też świąteczną zabawę. Jeśli jest ładna pogoda, to w ogrodzie, jeśli nie, to w domu chowam czekoladowe jajeczka. Julek i Kalinka dostają własnoręcznie narysowaną przeze mnie mapę i wspólnie ich szukamy. Na końcu czeka na nich upragniona nagroda. Dzieciaki są zachwycone i już na kilka dni przed świętami przebierają nogami, bo nie mogą się doczekać, kiedy ruszą na podchody po ogrodzie. A ja nie mogę się doczekać, kiedy spróbuję tych wszystkich przysmaków, zwłaszcza cytrynowej tarty.
5 z 5
Lara Gessler: Nasza rodzina zalicza się do wyznawców płaskich mazurków. Wszyscy kochamy ten moment, gdy ciasto wyjmujemy z piekarnika, a po domu roznosi się jego cudowny zapach.
Jak Święta Wielkanocne, to koniecznie mazurek. Od mazurka właśnie rozpoczęła się moja cukiernicza przygoda. Zbliżała się Wielkanoc i zupełnie dla mnie niespodziewanie znajomi zaczęli się pytać, czy mogą u mnie złożyć prywatne zamówienie na mazurki dla siebie, do domu. Pomyślałam: czemu nie? Spodobał mi się ten pomysł. Od dzieciństwa jestem absolutnie zakochana w róży i kawie, która – mimo mojego młodocianego wieku – była moim ulubionym smakiem. Co tylko mogłam, zamawiałam kawowe: lody, ciastka, czekoladę. To mój ukochany mariaż – biała czekolada z kawą i różą. Dlatego najbardziej dumna jestem z mazurka różano-kawowego. Takich nie robiło się u mnie w domu. To jest mój własny przepis.
Zobacz także: Kim jest i czym zajmuje się córka Magdy Gessler?
W Polsce robi się dwa rodzaje mazurków: te troszkę spuchnięte, wysokie, wyrośnięte, i te płaskie. Ja i cała moja rodzina jesteśmy wyznawcami tych płaskich, na tradycyjnym polskim kruchym cieście, ponieważ nie uznajemy żadnych spulchniaczy, tylko polskie, tradycyjne, kruche. To nie jest mazurek pieczony podwójnie, tylko wypiekane spód, na które kładziemy zimne warstwy i on już nie wraca do piekarnika. Kocham ten moment, gdy wyjmuję go z piekarnika, a po domu roznosi się ten piękny świąteczny zapach.
Polecamy: „Nie powinnam się urodzić”. Magda Gessler i jej ojciec Mirosław Ikonowicz w pamiętnym wywiadzie.