Reklama

Andrzej Turski był jednym z najbardziej popularnych publicystów radiowych i telewizyjnych – wielu widzów oglądało Panoramę w Dwójce tylko dla niego. Laureat Wiktorów i Superwiktora zmarł w 2013 roku. Jego córką jest Ula Chincz, której kariera w telewizji nabiera właśnie tempa. Na światło dzienne wyszła informacja, że to ona poprowadzi weekendowe wydania programu Dzień Dobry TVN, kiedy Magda Mołek urodzi dziecko.

Reklama

Ula Chincz poszła w ślady ojca, Andrzeja Turskiego

Pracę w telewizji rozpoczęła nieco wbrew ojcu. W 2012 roku pojawiła się w programie Pytanie na Śniadanie w TVP 2, stacji, w której przez pracował Andrzej Turski. Od razu pojawiły się wtedy plotki, że to on załatwił jej posadę. Ula Chincz nie przejmowała się tymi komentarzami. „Mnie kompletnie nie przeszkadza. Bo ja wiem, jak było, ojciec wie. I moja szefowa też”, powiedziała w wywiadzie dla VIVY!, którego udzieliła razem z ojcem w 2012 roku.

Wychowałam się na radiowych i telewizyjnych korytarzach, czułam się tam jak w domu. Może dlatego telewizja nigdy nie miała dla mnie magii.

Andrzej Turski ostrzegał ją, że telewizja to trudne miejsce pracy. „Owszem, zwłaszcza że jest szczery i chyba to mu parę razy zaszkodziło. Jak mu się coś nie podoba, nie owija w bawełnę. Pewnie dalej by zaszedł, gdyby się częściej gryzł w język”, powiedziała. Kulisy telewizji były znane Uli Chincz od dziecka. Pamięta jak w latach 90. odwiedzała ojca w pracy: „Fantastyczne czasy, kiedy tworzyła się nowa telewizja. Informacja była wtedy strasznie newralgicznym, trudnym obszarem, tata ze wszystkich stron miał różne naciski. Wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy, kończyłam właśnie podstawówkę i biegałam do pierwszego w Polsce McDonalda w Sezamie na Świętokrzyskiej po 20 hamburgerów dla połowy redakcji (śmiech)”, opowiedziała.

„Pamiętam, jak na początku podstawówki lubiłam do niego wpadać do radia na Malczewskiego. I kiedyś jego kolega zażartował: „Wiesz Ula, ty jesteś bardzo szczęśliwym dzieckiem, bo nie jesteś wcale podobna do tatusia” (śmiech). Wychowałam się na radiowych i telewizyjnych korytarzach, czułam się tam jak w domu. Może dlatego telewizja nigdy nie miała dla mnie magii”, przekonywała.

Kiedyś jego kolega zażartował: „Wiesz Ula, ty jesteś bardzo szczęśliwym dzieckiem, bo nie jesteś wcale podobna do tatusia”.

Przez pewien czas prezenterka pracowała w tej samej firmie, co ojciec: „Ale na zupełnie innych etapach. Ja generalnie odczuwam zmęczenie życiem. Nie wybieram się na tamten świat, ale odczuwam je szczególnie teraz, gdy zostałem sam. Mam świadomość schyłku kariery. Nie podejmuję nowych wyzwań, odrzucam propozycje, wyciszam się. Prowadzę 10 wydań „Panoramy” w miesiącu, nie chcę wznawiać programu „7 dni świat”. Jeżdżę na Mazury na ryby”, powiedział wtedy Andrzej Turski. Po śmierci żony rozpoczęły się jego problemy ze zdrowiem.

Zmarł 31 grudnia 2013 roku. Dokładnie w 43. rocznicę ślubu z ukochaną żoną Zofią. „Trudno mi o tym mówić, ale mam wrażenie, że mama ojca do siebie wezwała. Jakby wiedziała, że jest tu bez niej coraz bardziej nieszczęśliwy. Data śmierci taty… 31 grudnia… W 43. rocznicę ich ślubu. Nie, to nie może być zwykły przypadek”, powiedziała potem ich jedyna córka.

Co było przyczyną śmierci: „Nie wiem. To nie był ani zawał, ani wylew. Ojciec się po prostu zatrzymał, stanęło mu serce przy załodze karetki pogotowia, która natychmiast podjęła reanimację. Bezskuteczną. Miał wszelkie przesłanki, żeby się uratować, a tak się nie stało. Od dłuższego czasu powtarzał, że niedługo umrze. Starałam się go zdopingować, podnieść na duchu. Cały czas był myślami z mamą. Najlepiej czuł się w swoim mieszkaniu na Łowickiej, bo tam ciągle były ślady Zosi. Często przychodził do mamy na cmentarz. Grób jest na granicy lasu, a przy nim ławeczka, na której coraz częściej siedział. Zawsze potem zajeżdżał do mnie, a w ostatnich miesiącach już nie. Jakby nie chciał, żebym się niepokoiła, że coraz częściej jest na cmentarzu”, wyznała Ula Chincz.

Z myślę o swoim synku Rysiu postanowiła napisać książkę o ojcu zatytułowaną „7 Dni. Świat Andrzeja Turskiego”: „Rysio miał niecałe cztery lata, kiedy tata zmarł. Nigdy nie zapomnę, jak po telefonie ze szpitala, usiadłam przed telewizorem, zamknięta jak w jakimś przedziwnym kinie, i oglądałam wspomnienia o tacie na kilku kanałach. (…) Tamtego dnia słyszałam młodych ludzi, którzy go wspominali, i tych około sześćdziesiątki. I pomyślałam, że muszę przygotować dla Rysia takie specjalne pudełko, w którym będą zdjęcia, listy, audycje radiowe taty, programy telewizyjne, wspomnienia o nim. A kilka miesięcy później przyszła do mnie Ania Morawska, dziennikarka z „Panoramy”, z propozycją wspólnej książki. Była umówiona z tatą na wywiad rzekę. Najpierw nie chciałam się zgodzić, bałam się, że za wcześnie, że nie dam rady, ale później uświadomiłam sobie, że ta książka będzie uzupełnieniem pudełka”.

Pomyślałam, że muszę przygotować dla syna takie specjalne pudełko, w którym będą zdjęcia, listy, audycje radiowe taty, programy telewizyjne, wspomnienia o nim.

Syn prezenterki zna wiele opowieści o dziadku: „Rysio lubi szczególnie jedną historię o dziadkach – kiedy poznali się jako dzieci. Babcia Zosia miała 13 lat i jeździła na rowerze wokół dawnego kina Stolica na Mokotowie, dziadek Andrzej miał 14 lat, właśnie tamtędy wracał do domu, i zakochał się od pierwszego wejrzenia w pięknej, szczupłej blondyneczce. Na całe życie”, opowiedziała VIVIE!

Reklama

A czego ją samą nauczył ojciec? „Braku tolerancji dla głupoty. Miał dużą siłę wewnętrzną, umiał walczyć o swoje zdanie, nawet wbrew wszystkim. Nie mam tego w sobie, ale kiedy przychodzą złe chwile, przypominam sobie, jak tata walczył sam przeciwko całemu światu. Zawsze był mocny, uczciwy, wierny sobie. A przy tym niezdecydowany w prostych sprawach. Nigdy nie potrafił sam kupić nowego roweru czy płaszcza. Zawsze wtedy mówił, tak po góralsku: „Co nie zrobis, bedzies załował” (śmiech)”.

Marcin Kempski/I Like Photo
Marcin Kempski/I Like Photo
Reklama
Reklama
Reklama