Reklama

W 1959 roku w powiecie mińskim 60 kilometrów od Warszawy urodził się Waldemar Obłoza. Aktor był najmłodszym z piątki rodzeństwa. I właśnie ten fakt zadecydował o tym, że jako 11-latek serialowy Roman z Na wspólnej trafił do pobliskiego domu dziecka. O smutnej przeszłości artysty wie niewielu jego fanów…

Reklama

ZOBACZ TEŻ: Jerzy Kryszak w poruszających słowach wspomniał zmarłego przyjaciela

Trudne dzieciństwo Waldemara Obłozy

Gdy aktor miał 6 lat, jego mama Wanda Obłoza zmarła przedwcześnie w wieku 41 lat. Ojciec gwiazdora przy pomocy najstarszego rodzeństwa i reszty krewnych starał się jak mógł, by wychować potomstwo. Niestety z czasem dopadła go choroba. Przez nią mężczyzna stracił wszystkie siły, co doprowadziło do trudnej decyzji. „Tata tak cierpiał po śmierci mamy, że nie nadążał za wszystkimi sprawami. Szczególnie za dwoma małymi braćmi, urwisami. Wtedy starsza siostra i ciocia podjęły heroiczną decyzję, by ojcu ulżyć, a mnie i brata posłać do domu dziecka. Ale tylko na chwilę...”, opowiadał Waldemar Obłoza w Dzień dobry TVN. Z chwili zrobiły się jednak trzy pełne lata.

Dla uwielbianego przez publiczność aktora najtrudniejsze w domu dziecka były początki. „Kiedy nas odprowadził na przystanek, a autobus podjechał, ojciec nas ucałował i powiedział „No to z Bogiem”. Łza popłynęła mu po policzku i ja w tym momencie przestałem mieć ochotę jechać, chciałem wrócić do domu. Ale to był proces nie do odwrócenia. Pamiętam, że ojciec nam nie machał, stał i długo za nami patrzył. Już zawsze go będę takiego pamiętał”, mówił w TVN aktor.

Niemiec/AKPA

Waldemar Obłoza, prawdopodobnie plan „Na wspólnej”, lipiec 2005

Maciej Biedrzycki / Forum

Waldemar Obłoza, plan programu „Pytanie na śniadanie”, Warszawa, 16.10.2012 rok

VIPHOTO/East News

Dla 11-latka pobyt w ośrodku był cenną lekcją życia. „To był duży dom dziecka w Płocku i to był mankament, bo wszystko tam było anonimowe. Wychowywaliśmy się prawie sami. Wychowawcy nie wiedzieli najważniejszego, czyli co się tam dzieje pod osłoną nocy. Tam działała mentalność stada i trzeba było przebijać się jak w stadzie. Do dziś mam poobijane ręce, bo wszystko trzeba było sobie wywalczyć”, wyjawił Waldemar Obłoza kilka lat temu w Fakcie zaznaczając, że z perspektywy czasu nie wspomina czasu w domu dziecka źle. „Dziś jestem wdzięczny mojej rodzinie, że wymyśliła ten dom. On dał mi niezwykłą lekcję zaradności, którą mam do dziś. Dom dziecka nie jest żadnym przekleństwem, to nie jest żadna choroba, a ja jestem tego żywym przykładem!” , czytamy w dzienniku.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: „To wielkie szczęście, że nikt nie będzie po mnie płakał”. Burzliwe życie Marka Perepeczki

Grąbczewski

Waldemar Obłoza, prawdopodobnie plan „Na wspólnej”, wrzesień 2006

Do momentów, które wiele aktora nauczyły, zalicza on też każdy z nierozsądnych pomysłów swoich kolegów… „Razu pewnego koledzy namówili mnie, by wyjść na tak zwaną przygodę. To się wiązało np. z tym, że może coś będzie można ukraść. I chłopcy mi powiedzieli, że gdyby podjechała policja to robimy metodę ławicy. Dajemy podejść funkcjonariuszom blisko i wtedy się rozbiegamy – jak małe rybki, gdy nadpływa rekin”, mówił gwiazdor w Dzień Dobry TVN dodając, że od razu wpadł w sidła jednego z milicjantów i nigdy więcej nie chciał już bawić się w ten sposób.

Po trzech latach Waldemar Obłoza zamieszkał w internacie położonym przy jego liceum. Od tej pory nastolatek regularnie i samodzielnie odwiedzał schorowanego tatę. Pomagał mu, nadrabiał stracony czas i odbył wszystkie poważne rozmowy, na które w końcu przyszła pora. Niestety rak u mężczyzny postępował, aż w końcu sprawił, że ojciec aktora odszedł. „Mogę powiedzieć, że to był heros. Pracował strasznie ciężko. Nie winię go za nic. Uważam, że zrobił wszystko, co mógł. To był niezwykle utalentowany i pracowity człowiek, ale los go przewrócił. Czasem tak się zdarza. Wierzę, że teraz patrzy na nas z dumą. Zmarł gdy miałem 15 lat, gdy mogłem się z nim zakumplować i stworzyć takie prawie dorosłe relacje. Niestety nie zdążyłem”, opowiadał jeden z najpopularniejszych aktorów Na wspólnej.

Waldemar Obłoza o alkoholizmie

Bohater, którego Waldemar Obłoza gra w serialu "Na wspólnej", w pewnym momencie miał mierzyć się z alkoholizmem. Nie jest tajemnicą, że aktor w swoim prywatnym życiu również miał problem z nadużywaniem alkoholu, o czym wielokrotnie wspominał. Dzięki życiowemu doświadczeniu było mu łatwiej zrozumieć swoją postać i oddać tę sytuację bardziej autentycznie na planie.

Gdy nasz scenarzysta – Piotr Jasek powiedział mi, że pojawił się pomysł, żeby Roman stoczył walkę z uzależnieniem, bardzo się ucieszyłem. Od dawna byłem już trzeźwy i pomyślałem, że to świetna okazja do tego, żeby pokazać, jak trudny do zidentyfikowania jest alkoholizm, jak się rozwija i niszczy człowieka. Wiedziałem, że w serialu codziennym, który oglądają miliony Polaków, będzie to miało dużą siłę rażenia. Podszedłem do tego misyjnie - mówił.

Teraz kiedy wspomina swoje uzależnienie, wciąż nie jest mu łatwo. To okres, który mocno go dotyka. Jak sam mówi, osiągnął dno, z którego ciężko było mu się odbić.

Osiągnąłem swego rodzaju dno – oczywiście, dla każdego alkoholika jest ono czymś innym. Doszedłem do wniosku, że całym sercem nienawidzę swojego dotychczasowego życia. Poczułem obrzydzenie do samego siebie. Wcześniej wydawało mi się, że nad tym panuję, a zrozumiałem, że w ogóle nie.

Waldemar Obłoza, chociaż publicznie wyznał, że był alkoholikiem, bardzo tego żałuje. Po szczerym wyznaniu zaczęto zapraszać go na spotkania, gdzie miałby opowiadać o swojej chorobie. Twierdzi, że wtedy przestano postrzegać go jako aktora. Było to dla niego trudne i bardzo chciał cofnąć czas.

Nie przewidziałem jednak tego, jaki efekt to wywoła. Niczego nie żałowałem w swoim życiu tak bardzo, jak tego, że opowiedziałem o moim alkoholizmie - wspomina w wywiadzie dla Plejady.

Dziś nie ma dnia, by aktor nie myślał o swoich rodzicach. W reportażu „Dzień Dobry TVN” przyznał, że zarówno mamie, jak i tacie, zadałby wiele pytań… Najważniejsze jednak, że po dzieciństwie pełnym zakrętów Waldemar Obłoza wykonuje wymarzony zawód i sam jest prywatnie bardzo szczęśliwy. „Tym, którzy zostali dotknięci domem dziecka, mówię głośno. Nie traktujcie domu dziecka jak przekleństwa, jak chorobę. Potraktujcie to jako trampolinę i żyjcie swoim życiem, które jest wartością, a nie problemem, a dalej już pójdzie”, apelował artysta w dzienniku „Fakt”.

Reklama

Wiedzieliście o jego przeszłości?

Krystian Maj / Forum
Krzysztof Kuczyk / Forum
Reklama
Reklama
Reklama