Tak dziś wygląda życie najbardziej lubianego prezentera pogody. Co słychać u Tomasza Zubilewicza?
Był nauczycielem geografii i katechetą. Jak rozpoczęła się jego przygoda z telewizją?
Od lat należy do grona najbardziej lubianych i cieszących się największym zaufaniem prezenterów pogody. Tomasz Zubilewicz niezmiennie czaruje widzów uśmiechem i pozytywną energią. Sam poświęca wiele uwagi ochronie klimatu, o czym mówił nam rok temu w jednym z wywiadów. Prezenter jest członkiem Europejskiego Stowarzyszenia Prezenterów Pogody, które skupia swoją działalność właśnie na ekologii. Jak rozpoczęła się jego telewizyjna kariera? Co wiemy o Tomaszu Zubilewiczu?
Tomasz Zubilewicz – kariera
Od początku miał jasno wytyczony cel. Tomasz Zubilewicz ukończył Wydział Geografii i Studiów Regionalnych Uniwersytetu Warszawskiego.
„Moja przygoda z ochroną środowiska rozpoczęła się w młodości, kiedy spełniałem się jako harcerz i miałem możliwość obcować z przyrodą. Pamiętam tygodnie spędzane w lesie, podczas obozów harcerskich. Może to spowodowało, że później studiowałem na wydziale geografii”, mówił przed kamerą VIVY!.
Nie każdy wie, że prezenter przez 14 lat pracował jako nauczyciel geografii i katecheta w Gimnazjum i Liceum Sióstr Zmartwychwstanek w Warszawie im. Jadwigi Borzęckiej. Jak wspominał tamte czasy? Tomasz Zubilewicz był wymagającym, ale przede wszystkim, sprawiedliwym nauczycielem. „Zależało mi na tym, by uczniowie, którzy brali udział w moich lekcjach, coś z nich wynosili. Wiedziałem, że jeśli będę od nich wymagał niewiele, to też niewiele zostanie w ich głowach. […] Na wiele sposobów starałem się zainteresować ich tym, co związane z geografią – relacjami pomiędzy środowiskiem a działalnością człowieka. [...] Do spraw wiary trzeba podchodzić inaczej niż do nauki, choćby geografii. W inny sposób więc przekazywałem te zagadnienia. Poza tym, katecheza to nie tylko dzielenie się wiedzą dotyczącą Kościoła. Sporo zależy od tego, co kto wyniósł z domu, jakie wartości przekazali mu rodzice”, opowiadał w rozmowie z Michałem Misiorkiem dla Plejady.
A w 1992 roku założył firmę, która specjalizuje się w badaniach jakości rynku i szkoleniami. Zawód meteorologa zdobył w trakcie odbywania służby wojskowej. W którym momencie rozpoczęła się jego kariera z telewizją?
Był rok 1994, kiedy postanowił wziąć udział w konkursie na prezentera pogody, który organizowała TVP1. Tak naprawdę, namówiła go do tego żona. Tomasz Zubilewicz rok później pojawił się na ekranie.
„W wieczornym wydaniu prognozy w telewizji publicznej ogłoszono konkurs. Nie spełniałem wymagań, bo z racji mojego "bujnego" owłosienia nie uważam się za człowieka przystojnego. Przekroczyłem też limit wieku, bo miałem wtedy 32 lata. Ale żona powiedziała: „Pójdź. Nie masz nic do stracenia. Jesteś z wykształcenia geografem, meteorologiem, jesteś optymistą”, zwierzał się w programie Uwaga TVN.
Po dwóch latach odszedł ze stacji do telewizji TVN, z którą związany jest do dziś. 3 października 1997 roku o godz. 19:25 poprowadził pierwszy w historii stacji program Pogodowa Ruletka.
„Osoba odpowiedzialna za grafik prezenterów w Jedynce przestała mnie umieszczać na dyżurach głównych pogody. Miałem być gościem od zastępstw… (…) Kiedy na początku lipca dostałem propozycję pracy w nowej komercyjnej stacji TVN, możliwości rozwoju zawodowego, szkolenia w USA i wyższych zarobków, podjąłem decyzję o emigracji z TVP ”, opowiadał w programie o kulisach swojego przejścia do innej stacji. Obecnie Tomasz Zubilewicz pojawia się na antenie TVN, TVN24 i TVN Meteo.
Zdarza się, że ludzie zaczepiają go na ulicy, by podpytać o pogodę. „Zajmuję się prognozą pogody już od 26 lat, więc to naturalne, że zaistniałem w przestrzeni publicznej jako człowiek odpowiedzialny za dobre klimaty. Nie dziwi mnie już to, że ktoś pyta mnie o pogodę. Cieszę się, że mogę pomóc. Przyzwyczaiłem się też do tego, że gdy pada deszcz, ludzie mają do mnie pretensje”, mówił Michałowi Misiorkowi dla Plejady.
Sprawdź też: Tomasz Zubilewicz: „To ludzie zakłócają równowagę, na której opierają się wszystkie siły rządzące atmosferą”
Tomasz Zubilewicz prywatnie
Prezenter ma na swoim koncie kilka książek – autorskich przewodników po Polsce. A w 2007 roku razem z Tomasz Wasilewskim otrzymał nagrodę „Złote Pióro” za najlepszą telewizyjną promocję turystyki. Trzy lata później zajął drugie miejsce w kategorii prezenter pogody Telekamery 2010.
A prywatnie Tomasz Zubilewicz jest szczęśliwym tatą, mężem i dziadkiem. Najważniejsza jest dla niego rodzina. Wspólnie z ukochaną żoną Violettą, doczekał się dwójki pociech: Łukasza i Marty. Nie każdy wie, że prezenter jest bardzo religijną osobą i mówi głośno o swojej wierze. We wspólnocie Ruch Światło-Życie poznał swoją żonę.
„Byliśmy w jednej tzw. podwórkowej paczce, później też razem należeliśmy do wspólnoty Ruch Światło-Życie. Zawsze wiedziałem, że to właśnie "ta" kobieta", zwierzał się w rozmowie z portalem Aleteia. A w innym wywiadzie dodawał: „Moja wiara to nie tylko Msza święta, spotkania formacyjne w Ruchu Światło-Życie, ale także studiowanie Pisma Świętego i osobista głęboka modlitwa, medytacja, refleksja”.
Uśmiech przez cały czas nie schodzi z jego twarzy. Tomasz Zubilewicz z optymizmem podchodzi do życia. Wolny czas poświęca swoim pasjom – podróżom, sportom. I wyznaje jedną zasadę. „Łatwiej jest żyć, gdy czynimy dobro. To moja życiowa filozofia”, dodał w Uwaga TVN.
W 2020 roku Tomasz Zubilewicz stanął przed obiektywem VIVY! i w specjalnym wydaniu Eko opowiedział nam o swoim podejściu do tematu ekologii i ochrony klimatu.
Tomasz Zubilewicz w rozmowie z VIVĄ! Eko 2020 rok
Czy rzeczywiście zostało nam już niewiele czasu, by opanować choć częściowo degradację świata? A może tylko panikujemy? Tomasz Zubilewicz, dziennikarz TVN Meteo, który już kilkanaście lat temu mówił, że w Polsce źle się dzieje, jeśli chodzi o ochronę klimatyczną, w dającej wiele do myślenia rozmowie z Krystyną Pytlakowską. Archiwalny wywiad pochodzi z październikowego wydania magazynu VIVA! Eko nr 19 w 2020 roku.
Oglądał Pan reportaż Ramsaya o profesorze Szymonie Malinowskim, wybitnym geofizyku i klimatologu, pod tytułem „Można panikować”?
Nie oglądałem, ale tytuł bardzo dobry.
Zobacz też: Tomasz Zubilewicz o zmianach zachodzących w atmosferze!
Profesor mówi w nim, że zostało nam tylko kilkanaście lat, by opanować choć częściowo degradację świata. Czy Pan się z tym zgadza?
Nie wiem, jakie dane wziął pod uwagę, formułując taką prognozę, ale na pewno sytuacja jest bardzo poważna. Od wielu lat zajmuję się w TVN Meteo ochroną środowiska. Początkowo robiłem programy o tym, jak zdrowo żyć, ale później zacząłem poruszać kwestie związane ze zmianami klimatu – jak my, ludzie, mamy dbać o klimat, myśląc o przyszłości. Już kilkanaście lat temu zacząłem mówić o tym, że w Polsce źle się dzieje, jeśli chodzi o ochronę klimatyczną. Wtedy jeszcze nikt tego nie nagłaśniał.
Był Pan więc pionierem.
To nie mogło polegać wyłącznie na tym, że pojadę gdzieś i powiem coś ciekawego na spotkaniu z ludźmi lub na konferencji. Chciałem zmusić do myślenia uczestników tych spotkań, by przełożyli słowa na działanie. Często słyszę, że to problem wymyślony, ale ta wiedza opiera się na wynikach badań.
Za wszystko odpowiada ocieplenie klimatu?
Ocieplenie klimatu i człowiek.
Ale Donald Trump twierdzi, że żadnego ocieplenia nie ma.
Może ma nieodpowiednich doradców. Bo przecież nie od dziś wiadomo, że klimat się zmieniał, zmienia i będzie tym zmianom ulegał. To rzecz naturalna. Ale chodzi o to, że te zmiany zachodzą zbyt szybko.
Trump nie oglądał chyba filmu „Moja planeta”, gdzie jedna część dotyczy pingwinów, które uciekają z Antarktydy, bo topnieją lodowce.
Nie wiem, kto nauczał geografii pana prezydenta, ale chyba nie udało mu się go zainteresować zagadnieniami przyrodniczymi. Prawdopodobnie jest zbyt zajęty biznesem i polityką, bo chyba nie dostrzega ważnych spraw, które są koło niego. Przecież już gołym okiem widać, że zmiany klimatu nie zachodzą tylko na terenach wysuniętych na północ i na południe kuli ziemskiej, ale i u nas są one bardzo odczuwalne.
Na przykład upały?
Coraz więcej mamy u nas dni, gdy temperatura sięga powyżej 30 stopni. Myślimy często zero-jedynkowo i mamy przekonanie, że zmiany, jakie zachodzą, będą dotyczyć jakiegoś krótkiego okresu i nastąpi dzień, w którym gwałtownie wszystko wróci do stanu poprzedniego. To błąd. Mamy też coraz więcej gwałtownych frontów atmosferycznych, które przynoszą duże zniszczenia. Pogoda jest bardziej zmienna niż 20–30 lat temu. Teraz upalne powietrze zalega nad Europą Środkową kilkadziesiąt godzin, później mamy dwa dni z chłodem i ponownie za oknami Afryka. I mamy gwałtowne zjawiska, trąby powietrzne, nawałnice. Dawniej tych zjawisk było mniej. Opady dzisiaj mają system nawałnic, nie jak 30 lat temu, gdy deszcz padał długo i nie tak gwałtownie. Dziś w ciągu godziny może zalać miasteczko, bo ziemia nie jest w stanie przyjąć tak dużej ilości wody w tak krótkim czasie. Zobaczmy teraz, co dzieje się w marcu, kwietniu. Jest bardzo sucho. W tym roku na przykład w Warszawie przez sześć tygodni nie padało i pewnie będzie się to powtarzać
Grozi nam susza. A co ze śniegiem?
Wiele wskazuje na to, że bożonarodzeniowe pocztówki z gwiazdką i choinkami przysypanymi śniegiem przejdą do legendy. Zima coraz później do nas przychodzi i jest coraz krótsza, a tygodni z ujemną temperaturą i śnieżnymi opadami jest coraz mniej. W ubiegłym „sezonie zimowym” w Warszawie odnotowano tylko jeden raz opad śniegu, który przez kilka godzin leżał, a potem zostało po nim tylko wspomnienie. Dzwoniłem specjalnie do córki, żeby wygoniła dzieci na dwór. W ich życiu zaistniała pora roku zwana zimą. I to są te zmiany, które postępują w miarę ocieplania się klimatu.
A co je powoduje?
Wiele jest tu sprzecznych opinii, nawet wśród klimatologów, którzy nie są w stanie określić, jak duży udział w zmianach klimatycznych ma człowiek. Ja uważam, że ma on kolosalny wpływ, i to od momentu, kiedy zaczęła się rewolucja techniczna, czyli od końca XVIII wieku. Wtedy zaczęliśmy pompować do atmosfery bardzo duże ilości gazów.
Co więc możemy zrobić?
Przede wszystkim nie zamieniać świata w wybetonowane obszary z coraz gęstszą zabudową. To zakłóca równowagę w przyrodzie i jest przez nią traktowane jako wrogie działanie. To ludzie zakłócają równowagę, na której opierają się wszystkie siły rządzące atmosferą, geosferą i bio-
sferą. To człowiek powoduje emisję gazów cieplarnianych. To człowiek produkuje coraz więcej plastiku, który podlega bardzo długiej, bo kilkudziesięcioletniej biodegradacji. I to człowiek zakopuje plastik lub wrzuca do wody.
Albo wynosi do lasu, czego sama byłam świadkiem.
Kilka lat temu byłem w Szwecji, gdzie w Uppsali, w środku miasta, znajduje się spalarnia śmieci. Szwedzi z uzyskanego w ten sposób ciepła ogrzewają całe miasto. Tak opracowali technologię, by nie odczuwać nieprzyjemnego zapachu. I dziwią się, że my w Polsce zakopujemy śmieci pod ziemią. A wtedy niekorzystne związki przenikają do wód gruntowych. „Wy zakopujecie, a my spalamy”, mówią. „I jedyny problem mamy z popiołem, ale to zaledwie pięć procent masy”. Natomiast w Polsce spalanie śmieci to temat drażliwy i wiele osób na nim poległo, dlatego tak istotna jest edukacja społeczna.
Nie doceniamy niebezpieczeństwa zanieczyszczeń?
No właśnie. Zanieczyszczamy też wody, których jest coraz mniej. Nie doceniamy procesu obniżania się wód powierzchniowych, wód gruntowych, coraz mniej wody jest w jeziorach – przykład Pojezierza Gnieźnieńskiego – i w innych zbiornikach wodnych. To efekt tego, że kopiemy więcej studni i nie potrafimy zatrzymać wody, która płynie rzeką.
Jak więc temu zapobiegać?
Trzeba tworzyć coraz więcej zbiorników wodnych. Mieć przede wszystkim pomysł i wizję długofalowego działania opartego na współpracy z placówkami badawczymi i naukowymi. Wodne oczka w ogrodzie to nie jest ta droga, ale zbieranie wody z rynny już tak.
Albo pokłócą się o to politycy.
Kwestie polityczne mają tutaj też duże znaczenie. Uważam, że za mało jest działań edukacyjnych, jesteśmy społeczeństwem, które nie rozumie konieczności podejmowania takich działań zapobiegawczych.
A co Pan sądzi o energii odnawialnej?
Dzięki magazynowi „Dobre Klimaty”, który redagowałem i prowadziłem, ludzie mogli się dowiedzieć, jak wiele jest możliwości zastosowania sprawdzonych już na Zachodzie pomysłów. I okazuje się, że węgiel nie musi być głównym źródłem pozyskiwania energii. Można produkować prąd ze Słońca, pozyskiwać energię z powietrza. Czy wie pani, że pierwsze wiatraki były stosowane już w czasach starożytnego Egiptu i Mezopotamii? Geotermia to wspaniałe rozwiązanie, tyle tylko że badania poszukiwawcze są bardzo drogie. Jeśli jednak myślimy o kolejnych pokoleniach, to musimy działać już, natychmiast. A mam wrażenie, że o tym mało kto myśli.
Albo myślą o tym przez pryzmat ekonomiczny.
Gdy rozmawiam ze znajomymi o odnawialnych źródłach energii, o pompach ciepła, o fotowoltaice, to pada pytanie: „A kiedy mi się to zwróci?”. Tłumaczę wtedy, że to nie jest najistotniejsze, ponieważ te rozwiązania mają wymiar niewymierny, społeczny. Trzeba mieć na uwadze korzyści związane z własnym zdrowiem, dobrym samopoczuciem, że robimy coś przydatnego czy świadomością działania na rzecz ochrony środowiska. Jeżeli nie potrafimy docenić tego, że możemy żyć bez smogu powodującego przedwczesną śmierć i choroby, tylko myślimy o tym, ile zarobimy, to nie jest myślenie o życiu w XXI wieku, tylko kompletne nieporozumienie.
Pozamykałby Pan kopalnie?
Dopłacamy do każdej wydobytej tony węgla. Trzeba go wydobywać z coraz to głębszych pokładów. Węgiel to wspaniały surowiec mineralny, ale uważam, że nie powinien służyć do spalania. Natomiast ma on dobre zastosowanie w przemyśle chemicznym, chociażby przy produkcji leków. Więc nie zaistniałaby potrzeba zamykania wszystkich kopalń. Natomiast prąd możemy uzyskiwać z innych źródeł. I jak najszybciej wymienić stare paleniska i kotły, jeżeli już jesteśmy skazani na ogrzewanie węglem. Trzeba zastosować technologie sprzyjające czystości powietrza albo postawić na pompy ciepła czy geotermię, tak jak dzieje się to w tej chwili na Podhalu. Epoka drewna i węgla to przeszłość, teraz czas na odnawialne źródła energii. Słońce będzie jeszcze świecić, przypuszczalnie dwa miliony lat, wiatr też będzie nam jeszcze długo towarzyszyć.
Wytłumaczmy jeszcze laikom, na czym ta geotermia polega.
To pozyskiwanie energii z gorącej wody zalegającej pod powierzchnią Ziemi. Czasami trzeba wykonać odwiert na głębokość czterech kilometrów, ale kiedy już tę wodę wydobędziemy, może ona ogrzewać te wszystkie domy opalane do tej pory węglem. Zakopane ogrzewa tak już jedną trzecią budynków.
Ale ktoś musi podjąć taką decyzję.
Największy problem leży w naszej mentalności. Słyszałem o przypadkach, że nawet gdy ktoś przyjdzie i powie: „Ja panu to wszystko zrobię za darmo, tylko proszę nam zezwolić na przeciągnięcie rur przez pana działkę”, to protestowano!
I dlatego czeka nas apokalipsa? Przez chciwość i egoizm?
Wiele na to wskazuje, że prędzej czy później na naszej planecie nie będzie się dziać dobrze. W upale, przy ograniczonym dostępie do wody i w zanieczyszczonym powietrzu długo nie pożyjemy. Zmniejszać się będą obszary z dogodnymi warunkami do życia, a ludności stale przybywa. Migracje będą coraz częściej zachodzić, to doprowadzać będzie do konfliktów. W Hiszpanii już uprawy winnej latorośli są przenoszone w góry, bo niektóre rejony kraju pustynnieją. W Alpach znikają lodowce, w Tatrach przesuwają się piętra roślinne, coraz częściej widać u nas ptaki, które 30 lat temu gniazdowały na Bałkanach.
I jednocześnie wycinamy lasy, czyli zielone płuca. A zieleń zatrzymuje wilgoć.
To następny problem. Mamy za mało szacunku do przyrody. Zakłócamy jej funkcjonowanie, przyroda nie daje nam tego, co zwykle czyniła. Ceny warzyw są ostatnio bardzo wysokie, za pietruszkę płaciłem nawet 15 złotych za kilogram. Dlaczego? Bo wiosną nie ma odpowiedniej ilości opadów. Znajomy, który uprawia ogórki, przy suchej, upalnej letniej pogodzie spędzał czas na polu do wpół do drugiej w nocy, bo uprawa wymagała dostarczenia wody!
Sprawdź też: Tomasz Zubilewicz opowiedział jak rozpoczęła się jego przygoda z ekologią!
Ale co my, takie malutkie trybiki w tym mechanizmie, możemy zrobić?
Każdy może działać na własnym podwórku. Ja w swoim domu wymieniłem stary kocioł gazowy na kondensacyjny, a później, jak stała się popularna technologia pomp ciepła, umieściłem taką w domu. Mieszkam pod Warszawą we własnym domku, więc będę stosować odnawialne źródła energii. Mam więc kolektory słoneczne. Kiedy świeci słońce, gaz w ciągu doby ani razu mi się nie załączy. Na dachu mojego domu działa minielektrownia, zainstalowałem panele fotowoltaiczne, które produkują prąd i wiem, że dzięki temu można będzie wydobyć trochę mniej węgla. A za chwilę wymienię okna z dwuszybowych na trzyszybowe, żeby ciepło w domu skuteczniej zatrzymać. Moim marzeniem jest samochód elektryczny, który będzie zasilany prądem z mojego dachu.
Pan jest wyjątkiem, bo zna ten temat od podszewki.
Nie, takich osób jest więcej. Poza tym każdy może coś zrobić dla środowiska, nawet mieszkaniec kamienicy. Trzeba rozsądnie gospodarować wodą, zaczynając od drobiazgów – zakręcać kran przy szczotkowaniu zębów, do czajnika nalewać pół litra wody, a nie dwa, żeby zużyć mniej energii potrzebnej do zagotowania. A garnek, w którym gotujemy potrawy, należy przykryć pokrywką – skróci to czas gotowania. Możemy zmienić oświetlenie na żarówki ledowe. No i wymienić stare okna na nowe, zatrzymujące ciepło. Zadbajmy o swoje zdrowie i formę, ja już od czterech lat do redakcji na drugim piętrze wchodzę po schodach. Nie używam windy, mój pracodawca zapłaci mniej za prąd. To wszystko są niby drobiazgi, ale jakże istotne dla przyszłości Ziemi. Pojedyncze działania, ale wykonywane przez większą część ludzi, w zgromadzeniu przyniosą konkretny wynik.
Gdyby Pan został prezydentem, jaką pierwszą decyzję by Pan podjął?
Na pewno taką, która dotyczyłaby edukacji związanej z ochroną środowiska. Ludzie powinni mieć przekonanie, że odpowiedzialni za władzę dbają o zdrowie i dobro każdego mieszkańca tego kraju. Wyedukowane społeczeństwo wybierałoby tych posłów i senatorów, którzy działaliby na korzyść naszej przyszłości w zdrowiu. A mając sejm i senat za sobą, łatwiej by było o tworzenie odpowiednich przepisów i ustaw. Promowałbym zdrowe i czyste życie. To by kosztowało mnóstwo pieniędzy, ale przedłużyłoby istnienie świata. Jednak prezydentem nie zostanę, natomiast mogę zachęcać ludzi do konkretnych działań jako nauczyciel geografii i fachowiec od pogody. Teraz piszę książkę o Zabrzu, jej pierwsze wydanie w 2010 roku zawierało jeden rozdział poświęcony klimatowi i pogodzie na Śląsku. Aż niewyobrażalne, że wtedy śnieg zalegał nawet przez dwa miesiące na terenach Śląska, a dzisiaj nie ma go wcale. Działajmy więc tak, żeby aż takie zmiany klimatyczne nie zachodziły.
Gdy nie będzie zimy, to co się stanie?
To będą dwie pory roku. Okres ciepły i okres zimny, bez przedwiośnia. A lato nastanie suche i bardzo gorące, i nawet nie będziemy mogli znaleźć ochłody w kurczących się gwałtownie zasobach wody. Tego ani sobie, ani nikomu nie życzę.