Reklama

Kiedy Tomasz Sekielski zobaczył na ekranie wagi liczbę 185 kilogramów, przestraszył się. Pomyślał, że to być może ostatni moment, by zapanować nad swoją wagą. Postanowił zadbać o swoje zdrowie i podjąć walkę z otyłością. „Otyłość powoduje problemy z układem krążenia, sercem, wywołuje cukrzycę. Odpukać, nie mam cukrzycy, ale od paru lat biorę leki kardiologiczne i gdyby nie one, pewnie tak dobrze bym nie funkcjonował”, mówi w rozmowie z Newsweekiem. Wprowadził do swojego życia duże zmiany i schudł już 8 kilogramów. Wciąż czeka go jednak wiele wysiłku, o czym opowiedział w najnowszym wywiadzie.

Reklama

Tomasz Sekielski i wahaniach wagi i tyciu

W rozmowie z Renatą Kim Tomasz Sekielski przyznał, że przez wiele lat bagatelizował problem i oszukiwał sam siebie. Tyć zaczął już wiele lat temu. Dodatkowe kilogramy pojawiały się powoli, ale jemu wydawało się, że ma wszystko pod kontrolą. „Jako nastolatek trenowałem kajakarstwo, dużo ruszałem się. Przestałem trenować, ale jadłem tyle samo, co wcześniej. I przez kilka lat udawało się (…) ale potem zauważyłem, że spodnie się nie dopinają”, wyznał w Newsweeku.

Na początku zrzucenie kilku kilogramów nie sprawiało mu trudności, dlatego jego waga wahała się. „Jak patrzę na zdjęcia od chwili, gdy zacząłem pracę w TVN w 1997 roku, to widzę, że byłem na zmianę gruby i chudy. Ale im dalej od punktu startu, tym byłem grubszy. Niebezpieczne jest również to, że byłem z tą moją nadwagą tolerowany”, powiedział. Nadmierne objadanie porównał do alkoholizmu. Powiedz alkoholikowi, żeby nie pił. Odpowie, że postara się, ale potem sięgnie po alkohol. (…) Zajadam stresy i smutki, pocieszam się, jedząc. Jak byłem na głodzie, to nagle wszędzie wokół widziałem cukiernie. Mówiłem sobie: przecież jak wejdę i kupię jedną drożdżówkę, nic się nie stanie. Ale głupio kartą płacić za jedną drożdżówkę, więc wezmę trzy…”, czytamy.

Dziennikarz czuł się coraz gorzej z samym sobą. Często obiecywał sobie, że wkrótce rozpocznie dietę, lecz zazwyczaj na chęciach się kończyło. Nawet kiedy udało mu się nieco schudnąć, dopadał go efekt jojo. Chcąc uniknąć oceniania i nieprzychylnych spojrzeń mimowolnie zaczął unikać wyjść z domu. „Dlatego tak mnie wkurzyła ta kretyńska kampania billboardowa, gdzie przekreślono słowo żryj i napisano żyj. Czy ktokolwiek zakłada, że ludzie otyli są z tego powodu szczęśliwi? Podoba im się to, jak wyglądają? Nie. Mogą to maskować, mogą czasami się z tym godzić, ale nie są szczęśliwi. I piętnowanie ich wypominaniem, że żarli, nie jest motywujące. Stygmatyzuje ich, obraża. Wszyscy, którzy widzieli tę reklamę, na widok otyłej osoby pomyślą: O, idzie grubas, on żarł. Czyli jest świnią, tłustym wieprzem. A przede wszystkim słabym człowiekiem”, tłumaczy dobitnie.

Dziennikarz przeszedł na zdrową dietę i podjął aktywność fizyczną. W tym momencie najbezpieczniejszą opcją jest dla niego basen. Początki nie były łatwe, ponieważ przepłynięcie jednej długości basenu bardzo go męczyło. „Pływanie polecił mi Łukasz Gras, który mi pomaga się odchudzać. Ja nie chciałem, mówiłem, że jak pójdę na basen, to trzeba będzie wołać Greenpeace, żeby zrobił akcję pt. uwolnić orkę”, opowiada w Newsweeku.

Reklama

O swoim odchudzaniu Tomasz Sekielski mówi publicznie z kilku powodów. Przede wszystkim jest to dla niego motywujące – nie może tak po prostu się wycofać. W ten sposób uciszył też hejterów, którzy dokuczali mu z powodu wyglądu.

Reklama
Reklama
Reklama