Reklama

W 1939 roku jego kariera nabierała tempa. Po tym, jak zdobył mistrzostwo Warszawy, a prasa okrzyknęła go „człowiekiem o żelaznej woli i pięściach ze stali”, postanowił zwalczyć o mistrzostwo Polski. „Niebieskie łagodne oczy i niezmącony wyraz pogody mogą zmylić wielu niewtajemniczonych. Pomyśli sobie taki jeden z drugim: »ot, chuchro«. A tymczasem »chuchro« może wrzepić takie cięgi, o jakich się wielu nie śniło! Jeśli tego młodzieńca o nieskalanej twarzy spotkacie przypadkiem na swej drodze, ustąpcie mu przezornie miejsca” – pisał tuż przed wojną dziennikarz „Przeglądu Sportowego”. Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski dotarł do półfinału. Był to jego największy sportowy sukces.

Reklama

„Dam sobie radę i w piekle przy Bożej pomocy”

We wrześniu 1939 roku zgłosił się do służby w 1. Baterii Obrony Warszawy. Chciał dołączyć do tworzących się polskich sił zbrojnych we Francji, ale w lutym 1940 roku tuż przy granicy z Jugosławią zatrzymała go węgierska żandarmeria. Najpierw przetrzymywano go w Muszynie i Nowym Sączu, gdzie Niemcy poddawali go przesłuchaniom i torturom, a następnie trafił do więzienia w Tarnowie.

14 czerwca 1940 roku do niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz przyjechał pierwszy transport. Wśród 728 więźniów politycznych z tarnowskiego więzienia był Tadeusz Pietrzykowski, „numer 77”. Najpierw przydzielono go do prac polowych, potem do pomocy i sprzątania w stolarni (skąd wyrzucono go za kradzież ziemniaków). Jeszcze później trafił do ciężkiej pracy przy budowie domu wypoczynkowego dla esesmanów w Międzybrodziu. Ledwo przetrwał pierwszą zimę w obozie.

Czytaj też: Żył szybko, umarł młodo. Krzysztof Kamil Baczyński zginął 77 lat temu

W końcu w obozie pojawił się nowy kapo, Niemiec Walter Dünning. Kiedy okazało się, że przed wojną był zawodowym bokserem, jeden z więźniów zaproponował Pietrzykowskiemu, żeby stoczył z Dünningiem walkę. Choć współwięźniowie próbowali go powstrzymać (Teddy w niczym nie przypominał mężczyzny, którym był przed wybuchem wojny, teraz ważył tylko 40 kg, a Dünning ok. 70 kg), zgodził się natychmiast. Za samo podjęcie walki miał otrzymać dodatkową porcję chleba i kostkę margaryny. „W umyśle jak błyskawica przewinęła się moja uprzednia kariera bokserska: sylwetka trenera Stamma, pierwsza i ostatnia walka. Wiedziałem jedno. Muszę tę walkę wygrać” – pisał w swoich pamiętnikach Pietrzykowski, dodając: „Polacy zaczęli mnie zagrzewać do walki, wołając »Bij Niemca!«. Było to idiotyzmem, bo niektórzy Niemcy znali język polski i mogli zareagować brutalnie”.

Pokonał Niemca. Nie tylko zyskał obiecaną nagrodę i miał możliwość wyboru miejsca, w którym chciałby pracować, ale też podniósł na duchu swoich towarzyszy. „Słyszałem okrzyki Polaków-więźniów zagrzewających Teddy’ego do walki i zrozumiałem, że tu chodzi o coś więcej. Polak jest w ringu, Polak bije niemieckiego kryminalistę, który wczoraj jeszcze bił i mordował naszych kolegów. Ta atmosfera wokół ringu, ten klimat wśród wychudzonych i zabiedzonych polskich więźniów, to była jakby transfuzja wiary, bodziec dodający otuchy, że przecież »Jeszcze Polska nie zginęła…«” – relacjonował świadek Tadeusz Sobolewicz, a Pietrzykowski wspominał po wojnie: „Bolek Kupiec wziął scyzoryk i zaczął dzielić chleb na tyle części, ilu liczyła nasza paczka. Tak się skończył dzień, który zadecydował o moim życiu, o mojej wygranej […]. Nie wiem, kto z nas był lepszym bokserem. Ale wiem jedno, że są takie chwile, gdy rzeczy niemożliwe stają się rzeczywistością”.

W grypsie do matki pisał: „Jestem dziś mistrzem wszech wag Auschwitz […]. Tak Mateńko, dostałem za to 10 bochenków chleba i 10 kostek margaryny, rozdałem na gwiazdkę biednym, niech i oni mają. Przydał mi się boks […]. Pamiętasz, jak wszyscy mówili – »Co z niego będzie? On sobie w życiu nie da rady«. Dam sobie radę i w piekle przy Bożej pomocy”.

Czytaj też: Jako pierwsza więźniarka uciekła z Auschwitz. Poznaj niezwykłą historię Janiny Nowak

Archiwum rodzinne Eleonory Szafran/koloryzacja Mikołaj Kaczmarek

Jeśli chciał żyć, musiał walczyć dalej

Pietrzykowski wiedział, że jeśli chce przeżyć, musi odbywać kolejne walki. Stoczył ich w sumie 40. Nie przegrał ani jednej z nich, choć wielokrotnie walczył na niższym poziomie, niż potrafił (jeśli jego przeciwnikami byli Żydzi skazani przez Niemców na zagładę, tylko remis z Teddym mógł utrzymać ich przy życiu).

Teddy prowadził działalność konspiracyjną (był członkiem Związku Organizacji Wojskowej, siatki stworzonej w obozie przez rotmistrza Witolda Pileckiego) i zawsze starał się pomagać słabszym. Kiedy zobaczył, jak jeden z pomocników kapo znęca się nad polskim więźniem, zadał oprawcy kilka ciosów (miał zgodę esesmanów, którzy chcieli wziąć udział w „widowisku”). W pewnym momencie powstrzymała go sama ofiara. Lata później dowiedział się, że był to ojciec Maksymilian Kolbe.

Bokser stał się tak popularny w obozie, że zaczęło się nim interesować Gestapo. Martwiąc się o swoje bezpieczeństwo, postanowił, że zrobi wszystko, by załatwić sobie przeniesienie do innego obozu. Umożliwiło mu to spotkanie w Auschwitz znajomego sprzed wojny, byłego sędziego bokserskiego Hansa Lütkemeyera (pełniącego funkcję lagerführera obozu w Neuengamme). W nowym obozie stoczył ok. 20 walk bokserskich, później trafił do Bergen-Belsen. Tam, w kwietniu 1945 roku, doczekał się wyzwolenia z rąk brytyjskich żołnierzy.

Historia Teddy’ego na ekranie

Po wyjściu z obozu Tadeusz Pietrzykowski zajmował się prowadzeniem zajęć sportowych dla żołnierzy. Stanął jeszcze kilka razy w ringu (na więcej nie pozwoliły mu problemy ze zdrowiem zniszczonym w obozach). W 1950 roku skończył studia na Akademii Wychowania Fizycznego i został cenionym nauczycielem. Zmarł 17 kwietnia 1991 roku w wieku 74 lat.

Reklama

27 sierpnia 2021 roku na ekrany kin weszła biografia boksera, film „Mistrz”. W roli głównej wystąpił Piotr Głowacki. Partnerowali mu m.in. Grzegorz Małecki, Marcin Bosak, Marian Dziędziel i Rafał Zawierucha.

Robert Pałka
Reklama
Reklama
Reklama