Reklama

Spotykamy się w Uzdrowisku Ustroń w Beskidach, gdzie Stan Borys przebywa od miesiąca na rehabilitacji po udarze. Zarząd uzdrowiska wyciągnął pomocną dłoń do artysty i zafundował mu miesięczny pobyt. Było to szczególnie ważne, bo poprzedni kilkumiesięczny pobyt w innym ośrodku rehabilitacyjnym był bardzo kosztowny. Trzy miesiące przywracania Stana do sprawności pochłonęły ponad 40 000 złotych. Stan Borys mógł się rehabilitować dzięki pomocy przyjaciół, uzyskaniu środków z koncertów i zbiórek. Chwała im za to, bo wiadomo przecież, że jak artysta nie pracuje, nie zarabia.

Reklama

Najpierw rozmawiam ze Stanem w jego pokoju hotelowym, podczas gdy jego partnerka Ania Maleady zajmuje się sprawami związanymi z pobytem rehabilitacyjnym oraz wyjazdem do Warszawy po kilku miesiącach leczenia w Beskidach – wróci za godzinę. A potem musi zabrać się za pakowanie bagaży przed wyjazdem, ale może to dobrze, bo mam okazję rozmawiać ze Stanem Borysem w cztery oczy. Jest otwarty, prawie nie słychać w jego mowie śladów choroby. A Anna twierdzi, że nie ona w tym wywiadzie jest ważna. Jest konkretna i bardzo skupiona na Stanie i jego leczeniu. Tak, jakby życie zaczęło się dopiero wtedy, kiedy go poznała. Było to 11 lat temu i odtąd trwa przy nim z pełnym poświęceniem.

Człowiek myśli, że jest nieśmiertelny, dopóki go nie dopadnie choroba…

Stan: Cały czas byłem zdrowy, co najwyżej dopadało mnie jakieś przeziębienie. A tu zdarzyło się coś takiego, co może człowieka wyłączyć na wiele lat. Mam jednak nadzieję, że wrócę do zdrowia. Mój lekarz neurolog twierdzi, że potrwa to jeszcze rok, oczywiście pod warunkiem, że cały czas będę się rehabilitował.

To są trudne ćwiczenia.

Stan: Dla mnie nie bardzo, bo ja w ogóle żyłem aktywnie, nie pozwalałem swojemu ciału na dłuższy odpoczynek. Często grałem w tenisa i w golfa, ćwiczyłem jogę. Trudność polega na tym, że należy nauczyć się sprawności na nowo, mając wciąż niedowłady, a likwidowanie ich nie jest łatwe. Wymaga to dużo cierpliwości, czasu i intensywnej pracy.

(...)

Wróćmy do niedawnej przeszłości. Jak to właściwie było? Nie wiedziałeś, że choroba się zbliża?

Stan: Nie miałem żadnych objawów udaru. Byłem tak bardzo zajęty przed wyjazdem, że nie zwracałem uwagi na swoje zdrowie. Planowałem za parę dni wylecieć do Stanów w trasę koncertową, którą zorganizowała Ania. Nagrywałem chyba przez dziewięć godzin audycję dla Radia dla Ciebie w Warszawie, a potem miałem jeszcze jedno nagranie. Byłem bardzo zmęczony po tym maratonie i, zamiast odpoczywać, następnego dnia pojechałem zagrać w tenisa z przyjaciółmi. Dopiero na korcie jeden z kolegów zauważył, że zaczepiam lewą nogą. Przyjaciele postanowili odwieźć mnie do domu. Tam zacząłem się pakować, straciłem równowagę i upadłem. Byłem zły, że nie mogę się podnieść. Zadzwoniłem do przyjaciela lekarza, doktora Sławomira Macieja Gostkowskiego, który zna mnie i mój organizm. Powiedział, że mam udar. Rozpoznał to po niewyraźnej wymowie. Kazał natychmiast zadzwonić po kogoś, abym nie był sam, i po karetkę. Ratownicy, chociaż stwierdzili, że nie mam objawów neurologicznych, jednak pod wpływem lekarza, z którym łączyłem się telefonicznie, zawieźli mnie do Szpitala Bielańskiego.

Natychmiast zawiadomiłeś Anię?

Stan: Nie, zabroniłem do niej dzwonić. Nie chciałem, żeby się zmartwiła. Na szczęście koledzy mnie nie posłuchali.
Anna: Kiedy się dowiedziałam, zarezerwowałam bilet do Polski, odwołałam wszystkie koncerty w Ameryce i Kanadzie, które przygotowałam, i przyleciałam do Stana. Gdy zobaczyłam, że jest sparaliżowany – miał porażoną lewą stronę, nie chodził, prawie nie mówił – przeraziłam się.

Bałaś się, że umrze?

Anna: Tak, bardzo się tego bałam.
Stan: Ja nie myślałem o śmierci, nie przywoływałem jej, bolało mnie tylko, że zadałem Ani tyle trudu i że ona musi to ze mną przeżywać. Ale poczułem, że to wielkie szczęście, że jest już przy mnie, że daje mi tyle czułości i jest bardzo opiekuńcza. Że ją mam tak blisko… Dawała mi poczucie bezpieczeństwa i daje mi je do dziś. Żałowałem jedynie, że nie będę mógł uczcić naszej okrąglej rocznicy tam, gdzie zrodziła się miłość między nami. Gdy przyleciała Ania, płakałem ze szczęścia.
Anna: A ja myślałam, że płaczesz z innego powodu.
Stan: Ludzie tak uparci jak ja nie płaczą, kiedy ich coś boli. Ja zwyciężam ból bólem albo się z nim zaprzyjaźniam, albo go zwalczam.
Anna: Myślę jednak, że też się bałeś, a ja wtedy postanowiłam, że zrobię co w mojej mocy, żeby cię uratować i doprowadzić do odzyskania zdrowia. Dlatego jeździłam codziennie do szpitala, będąc cały czas w napięciu, że może się zdarzyć coś złego, nieprzewidywalnego. Troska o ciebie i niepewność towarzyszą mi właściwie do dzisiaj.
Stan: Teraz już wiem, jak życie jest kruche. Ale wtedy, na szczęście, nie słyszałem twojej rozmowy z ordynatorem o tym, jak byłem blisko śmierci. Mózg się broni przed takimi informacjami, a ja jestem naprawdę uparty i bardzo chcę żyć.

(...)

Wasze relacje teraz, kiedy Anna nie opuściła Cię w tak trudnych chwilach, zapewne bardzo się pogłębiły?

Stan: Ludzie w szpitalach opowiadali mi, jak pozostali sami, na wózkach, i płakali, bo ktoś ich zostawił. Zostali tylko na łasce rehabilitanta. Na ile znałem Anię, wiedziałem, że ona mnie nie opuści. Nie zdajemy sobie sprawy, że może będziemy potrzebować czyjejś pomocy, dotyku, przytulania. Że ktoś weźmie cię pod pachę i przeprowadzi na drugą stronę trudnej ulicy. A tak przecież może się zdarzyć w każdej chwili. Ania mnie nigdy nie zawiodła.

(...)

W burzy nie ma spokoju. Powiedziałaś mi, że byłaś na Stana zła o tę chorobę.

Anna: Tak, bo zaniedbał siebie. Jak wyjeżdżałam do Ameryki, bardzo go prosiłam, żeby się nie przemęczał i dbał o siebie. A on przez dziewięć godzin nagrywał audycję, nic nie jadł i nie pił. Gdybym była, nie pozwoliłabym mu, aby tak się wyczerpał. Nie wszystko i nie za wszelką cenę, ale Stan taki jest obowiązkowy i oddany dla innych. I dotrzymuje słowa.

Reklama

Kim teraz Stan jest dla Ciebie? Jak jego choroba Was zmieniła?

Anna: Stan jest upartym mężczyzną, z którym trzeba sobie poradzić. Z powodu choroby nie stał się ani trochę bardziej uległy. Nie ma nudy, zawsze wymyśli coś takiego, że adrenalina pójdzie do góry. W tej chorobie potwierdziła się nasza silna więź, oddanie… I miłość.
Stan: Twoja adrenalina wzrośnie, gdy posłuchasz „Rozmowy lirycznej” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, którą mam zamiar nagrać.
Anna: O, to coś nowego…
Stan: Nie mówię wszystkiego. Dobrze mieć jakąś tajemnicę.
Anna: Ale ja i tak zawsze wiem, co ty myślisz i co cię denerwuje.
Stan: Może dlatego między nami nie było nigdy cichych dni. Nikogo nie udajemy, nie prowadzimy gry. A ty jesteś dobrym człowiekiem i lubisz pomagać. Teraz już wiem, jak bardzo. Trzeba pamiętać, że życie jest kruche, szanujmy je.

OLGA MAJROWSKA
OLGA MAJROWSKA
Reklama
Reklama
Reklama