Reklama

Pierwsza oficjalna podróż Meghan i Harry'ego po Australii, Nowej Zelandii, Fidżi i Królestwie Tonga powoli dobiega końca. Jak do tej pory, nie licząc jednego spotkania opuszczonego przez księżną z powodu złego samopoczucia, wszystko przebiegało po myśli przyszłych rodziców. Okazuje się jednak, że jedna z wizyt mogła nie skończyć się pomyślnie. Podczas lotu powrotnego z Tonga do Sydney nastąpiły pewne komplikacje. Niewiele brakowało, a doszłoby do tragedii!

Reklama

Pierwsza oficjalna podróż Meghan i Harry'ego: samolot niewiele od tragedii

Oficjalna podróż Harry'ego i Meghan przewidywała ich wizytę na wyspie Tonga. Po odbyciu licznych spotkań para książęca Sussex powróciła do Sydney. Ich podróż samolotem mogła skończyć się tragicznie. Samolot Qantas Boeing 737 przewoził ponad 100 osób, w tym pracowników Pałacu Kensington, dziennikarzy międzynarodowych mediów i Harry'ego i Meghan. Cały lot przebiegał zgodnie z planem, ale wszystko zmieniło się tuż przed lądowaniem.

Jak podaje Daily Mail, samolot australijskich linii lotniczych Qantas, został zmuszony do przerwania lądowania przez inną maszynę, która była wówczas na pasie startowym. „Na pasie startowym znajdował się inny samolot, który trochę wolniej się poruszał i niestety nie zdążył odlecieć na czas. Byliśmy zbyt blisko, więc podjęto decyzję o przerwaniu manewru. Nazywamy to "nieudanym podejściem do lądowania”, powiedział kapitan Nigel Rosse w rozmowie z Hello!.

Ostatecznie jednak maszyna bezpiecznie wylądowała w Australii i książęca para mogła w spokoju kontynuować swoją podróż. Młodzi rodzice z pewnością jednak najedli się strachu!

Reklama

PETER PARKS/AFP/East News
Reklama
Reklama
Reklama