Roman Polański w mocnych słowach o akcji #MeToo: „To jest zbiorowa histeria”
Jego postawa wywołała lawinę krytyki!
Echa afery Weinsteina sprzed kilku miesięcy nadal nie milkną. Środowisko filmowe podejmuje konkretne działania, które mają zapobiec molestowaniu seksualnemu i dyskryminacji kobiet w przyszłości. Kontrowersyjna okazała się niedawna decyzja Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej, która zdecydowała wykluczyć ze swojego grona Romana Polańskiego i Billa Cosby’ego.
Roman Polański o akcji #MeToo
Roman Polański nie zgadza się z tą decyzją i zapowiedział apelację w tej sprawie. Reżyser nie ukrywa, że nie jest zwolennikiem akcji #MeToo. Uważa, że wiele z oskarżeń, które padły pod jej wpływem, mija się z prawdą. „Mogą sądzić tylko po sobie, oskarżenia mnie dotyczące są fałszywe. To są zupełne brednie. Nawet nie warto mi się nad tym długo pochylać”, powiedział Katarzynie Janowskie w programie Rezerwacja. Nie zgadza się też z opinią, że obecne protesty w Hollywood zmienią sytuację i umożliwią aktorkom zrobienie kariery bez ryzyka molestowania seksualnego. „Nie jestem przekonany, dlatego że ktokolwiek miał talent, nie miał żadnych problemów z wkroczeniem w świat filmu”, dodał.
W dużo mocniejszych słowach opisał #MeToo w rozmowie z Newsweekiem: „Wydaje mi się, że to jest zbiorowa histeria z rodzaju tych, które zdarzają się w społeczeństwach co jakiś czas. Wszyscy usiłują, głównie ze strachu, podpisać się pod tym ruchem. Gdy to obserwuję, przypomina mi się śmierć tego ubóstwianego przywódcy Korei Północnej, po której wszyscy tak strasznie płakali, a niektórzy płakali nawet do tego stopnia, że nie można było się powstrzymać od śmiechu. Moim zdaniem to zupełna hipokryzja”, podsumował.
Jego postawa wywołała dużą krytykę. „Roman Polański, ścigany za gwałt na dziecku, twierdzi że światowy ruch mający na celu ujawnienie przestępców na tle seksualnym - czyli takich jak on - przekazuje nam ładunek przesadzonych bzdur. To ostatni człowiek, który ma prawo podnosić głowę, by użalać się na histerię i hipokryzję”, napisał Piers Morgan na łamach Daily Mail.