Patrycja Woy-Wojciechowska o nowej książce, miłości do Mazur i życiowej harmonii
„Już nie dotyczą mnie pułapki dla naiwnych konsumentów...”
- Krystyna Pytlakowska
Kobieta o wielu pasjach. Fotografka, reżyserka, autorka programów i książek. Tworzy także piosenki dla dzieci, a te najbardziej popularne mają po kilkadziesiąt milionów odsłon. Na rynku pojawiła się nowa książka Patrycji Woy-Wojciechowskiej pt. Zwyczajnie. W rozmowie z Krystyną Pytlakowską opowiedziała o swoim codziennym życiu, miłości do natury, mazurskim domu i trwaniu w zgodzie ze sobą.
Trzymam w ręku Twoją książkę pt. "Zwyczajnie". Z pięknymi zdjęciami, których Ty wraz z Marleną Dudek jesteś współautorką i bardzo fajną historią Twojej miłości do Mazur. Jak to się stało, że się w nich zakochałaś?
To zaczęło się prawie 20 lat temu. Wydawało mi się, że widziałam już tyle pięknych miejsc na całym świecie - byłam zachwycona Nowym Jorkiem, w którym studiowałam, mieszkałam też w Hiszpanii, przez kilka miesięcy w Tokio i Szwajcarii. Sądziłam, że wszystko co piękne, już zobaczyłam. Ale tak może myśleć tylko bardzo młoda osoba... Piękno Mazur odkryłam dopiero dzięki mojemu mężowi...
O! Nie wiedziałam nawet, że wyszłaś za mąż.
To dobrze - znaczy, że skutecznie chronię swoją prywatność. Taki też jest mój mąż. To on kupił w bardzo młodym wieku gospodarstwo na Mazurach wraz z lasami, łąkami i pagórkami. Pozostawało tylko zakochać się w tym miejscu i wyremontować stare siedlisko. I to właśnie opisuje w książce zwyczajnie - radząc tym, którzy zastanawiają się czy warto uciec z miasta i jak podejść do tematu mieszkania poza nim.
Uwielbiam Mazury. Gdzie jest twoje wymarzone miejsce?
Na najwyższym wzgórzu na granicy Warmii i Mazur, z którego widać zamek w Reszlu. To dla mnie najurokliwsze miasteczko. A obok jest święta lipka. Kiedy tam przyjechałam pierwszy raz, narzeczony pokazał mi polane pod lasem, gdzie sarenki rodzą swoje małe. A obok jest położone stare siedlisko, w którym zamierzaliśmy wybudować dom na skarpie. Gospodarzy chcieliśmy przenieść gdzie indziej, ale w końcu zostaliśmy tam wszyscy razem. A teraz moje dzieci mają gdzie chodzić po jajka, obserwować prace na polu, pomagać przy dojeniu krów i głaskać kotki. Nie widzimy przez okna żadnych sąsiadów, wokół mamy przyrodę i ciszę. Możemy rozkoszować się wschodami i zachodami słońca, a w letnie noce obserwować gwiazdy. Czasem widzimy dzikie sarny, czasem lis lub zając przetną nam drogę. To największy luksus dla mieszczucha.
Twoja książka jest pełna miłości.
Miłości i pasji. To książka o tym, że każdy może stworzyć sobie swój mały raj poza miastem. Taki, w którym będzie mógł się zatrzymać, w ciszy usłyszeć siebie i dostrzec to, co naprawdę ważne. Jest w niej dużo mojej miłości do życia na wsi, docenianiu najprostszych czynności, które mogą sprawiać wielką radość... Książka mówi o tym, że każdy musi znaleźć swoją równowagę. Dużo piszę o ciszy, o zatrzymaniu, o docenieniu zwyczajności. Jest w niej też sporo praktycznych porad, a nawet przepisów. Z biegiem lat wraz z dojrzałością zachwyciłam się koncepcją jedzenia tego co sami sadzimy.... Wcześniej niedoceniane drobiazgi teraz są dla nas kluczowe np. szczypiorek zerwany nad ranem z własnego ogródka jest naszym śniadaniowym przysmakiem. Sadzę jego różne odmiany....
Naprawdę nie mogę sobie Ciebie - takiej światowej kobiety - wyobrazić wśród kur zrywającej szczypiorek. Ale mnie rozśmieszyłaś tą myślą...
Bo wyobrażałaś sobie mnie głównie na salonach. Rozumiem, że lepiej pasuje do sukni balowej.... Traktuje to jako komplement! Choć u nas w mazurskim domu w luźnej lnianej sukience jestem tak naprawdę najszczęśliwszą.
Jeśli znajdziesz swoje miejsce na ziemi blisko natury już zawsze będziesz chciała w nim pozostać....
Dlatego nasze "miejskie" lokalizacje też są na uboczu.
Wróćmy jednak na Mazury, bo to o nich jest Twoja książka.
Z początku dom był miejscem spotkań z przyjaciółmi i dalszą rodziną. W miarę upływu lat zauważyliśmy, ze stanowi idealną ucieczkę przed miejskim "szaleństwem". Dlatego z premedytacją wyłączałam telefon i całkowicie zatracałam się w byciu tam i teraz. To połączenie z naturą i oderwanie od device'ów dawało mi równowagę i ładowało baterię.
Jest tak do dziś, że wszelkie ważne sprawy i "biznesy" z miasta tracą na swojej wadze jak uciekam na wieś... Dlatego różne ważne osoby czy instytucje rzeczywiście czasem nie mogły mnie złapać przez kilka dni... Układanie jesiennego bukietu z jarzębiną która wcześniej sadziło się przed domem może być prawdziwą medytacją...
I fotografowałaś to, co robiłaś?
Tak, a wcześniej fotografowałam książkę moich przyjaciółek: Ani Augustyn-Protas i Marty Mieloszek-Pawelec. Ich książka nosi tytuł Żyj 120 lat. I kiedy wspomniałam Agnieszce Filas z Wydawnictwa Pascal, że w moim domu na wsi też wyszłyby piękne zdjęcia, spojrzała mi w oczy i stwierdziła, że taka książka o domu na wsi bardzo by się im przydała. Na początku się opierałam, polecałam inne moje przyjaciółki, które kochają naturę. Ale potem pomyślałam, że kiedy skończy się 40 lat, można już wyjść poza strefę komfortu i robienie czegoś, czego wcześniej bym nie zrobiła.
Wszyscy pochodzimy przecież od "Boryny". Wszyscy wieś mamy w genach.
Dokładnie. Pomyślałam więc, że spróbuję. Agnieszka poradziła mi, abym napisała jedną stronę o tym, jakby to miało wyglądać. I ta strona mi wypłynęła spod serca, radośnie i naturalnie. Stwierdziłam przy tym, że nie czuję wysiłku i bólu związanego z pisaniem, bo temat lekki i przyjemny a pisarką przecież nie jestem i nie zamierzam być. Ale uwielbiam rozmawiać - dlatego książka ta ma charakter rozmowy z przyjaciółką, w której tematy lekkie przeplatają się z cytatami, przepisami i w której jest też czas na łyk ziołowej herbaty i zadumanie się.
A podobno miało to być miejsce tylko na wakacje.
Bo to jest miejsce na wakacje. Ja przecież nie mieszkam tam na stałe.
Kiedy tak naprawdę zakochałaś się w tych swoich Mazurach?
Kiedy pojechałam z mężem na spływ kajakowy. Mój ukochany tata zawsze kochał mazury. Jako młody lekarz pierwszą praktykę odbywał w Reszlu. Na jego 70. Urodziny pokazaliśmy mu nasze wzgórze i ze wzruszeniem odkrył, że widać z niego nie tylko zamek reszlenski zamek ale też jezioro, nad którym on wymyślił "Kormorany". Bo to mój tata napisał pierwszy tekst i muzykę do tej piosenki.
Twoja książka miała być poradnikiem?
Wprawne oko dziennikarki od razu to wyczuło... Tak Krysiu. To miał być prosty poradnik. Tak naprawdę nie sądziłam, że wyjdzie taka cegła i że aż tyle rozdziałów przeznaczę nad wędrówki w głąb siebie... Tak więc obok praktycznych porad piszę w tej książce sporo o równowadze, harmonii, ciszy i słuchaniu swojego głosu. O tym wszystkim, do czego dochodzimy po latach.
A kiedy znalazłaś to miejsce, byłaś gotowa zacząć nowe życie? Zmęczyły Cię już zawirowania towarzysko-uczuciowe? To zdarzyło się przecież już po Twoim rozstaniu Jose Carrerasem, którym żyła cała polska.
Zawsze byłam i jestem towarzyska. Zawirowań nie było. Rzeczywiście dostawałam wiele uwagi w sferze, o której nigdy nie lubiłam opowiadać publicznie. I myślę, że udało mi się ją ochronić. Mam wrażenie, że wszystko jest tak, jak miało być. Spotkałam młodego cudownego mężczyznę, z którym założyłam rodzinę i jest on niewątpliwie mężczyzną mojego życia. Razem wyremontowaliśmy dom na Mazurach, który stał się naszą miłością. Okazało się, że dom ma tyle lat, co moja babcia. I jego otwarcie zorganizowaliśmy z okazji jej 80. urodzin. Na domu więc, z jednej strony, jest wypisana data jej urodzenia. A niedaleko stoi przedwojenna kapliczka, którą zrekonstruowałam. Mamy też oborę, stodołę. I to najlepsze, co możemy dać dzieciom, oprócz miłości, to pobyt na wsi. Moje dzieci miały wtedy cztery i dwa lata, a trzeciego jeszcze na świecie nie było.
Nie podejrzewałam, że będziesz wielodzietną matką.
To zawsze było moje marzenie nr 1. Miałam zakusy na piątkę dzieci. Zawsze marzyłam o wielkiej rodzinie. Mamy tak fantastyczne dzieci, że czujemy się spełnieni z trójką. Oprócz nich są jeszcze dwa psy i to już naprawdę komplet.
Co odnalazłaś w sobie, będąc na Mazurach?
Myślałam, że jestem krucha i delikatna, a okazało się, że mam w sobie siłę. I że kocham być blisko natury i siebie...
Masz siłę do czego?
Do życia. Bycie tam ładuje moje akumulatory i pokazuje, co jest dla mnie najważniejsze. Na wsi cieszę się, że obrodziła jabłoń i martwię tym, że sąsiadom wichura zerwała dach. Opłakuję parę zakochanych, która zginęła w białym szkwale. Naprawiamy dach po gradzie, a kiedy po powrocie do Warszawy ktoś mi mówi, że jakaś firma wypuściła na rynek świetne buty, to ciężko mi zrozumieć,takie emocje dotyczące przedmiotów.... Bycie z dala od nakręconej do maximum komercyjnej maszyny daje dystans, a czasem nawet ulgę. Już nie dotyczą mnie sztucznie napompowywane pułapki dla naiwnych konsumentów...
A ja postrzegałam Cię jako dziewczynę, dla której modne buty są naprawdę bardzo ważne.
Owszem czasem miewam słabość do pięknych przedmiotów. Kiedyś buty stanowiły dla mnie poważny temat... Na szczęście te czasy minęły. Teraz jestem dumna z tego, że nie robię zakupów na ślepo poddając się modzie. Staram się żyć eko świadomie w poszanowaniu ziemi co łączy się m innymi z ograniczonymi zakupami... Jednak wciąż kupuje dużo książek i wciąż nie mogę przerzucić się na Kindle'a...
Gotujesz na Mazurach?
Uwielbiam gotować! Dlatego w książce zwyczajnie znajdziesz mnóstwo przepisów. Z najprostszych produktów. Używając ziół rosnących wokół domu można naprawdę wyczarować przepyszne dania. Wielu z nich nauczyła mnie mama. Niektóre wymyśliłam sama właśnie na Mazurach.
Atmosfera domu na wsi gdzie cudowne kobiety wspólnie przygotowują posiłek i robią to z miłością i radością, to coś wspaniałego. Mam wielkie szczęście do niezwykłych kobiet w moim otoczeniu. Aż dwie z nich - ciocia i siostra są instruktorkami jogi. Wschód lub zachód słońca podczas jogi na wzgórzu lub mandala z kolorowych ziaren na tarasie... To prawdziwy raj dla duszy! Spacery z tymi, których kochamy, rozmowy z nimi i cisza... Dla równowagi.
Co mówi Ci ta cisza?
Cisza pozwala mi się ze sobą przywitać i nawiązać rozmowę. Opowiada mi prawdę o mnie. Cisza mówi najgłośniej. To ona ładuje moje baterie.
A Ty dzięki temu odkryłaś w sobie pisarkę.
Pisarką nigdy nie będę ale kocham pisać! Wierzę, że każdy rodzi się artystą. Potem życie nam zabiera po trochu abstrakcyjne myślenie, artystyczne szaleństwo i odwagę do wyrażania siebie. Dlatego uwielbiam obserwować w naszej wiejskiej pracowni malarskiej w oborze, jak dzieci fantastycznie w całości oddają się tworzeniu....Utaplane w farbach po czubki głów.
Gdyby ludzi stać było, aby móc dedykować więcej swojego czasu na pisanie, malowanie, rzeźbienie, fotografowanie - po prostu tworzenie i połączenie ze swoją duszą świat byłby lepszy. Na pewno byłoby mniej konfliktów...
Podzieliłaś się kawałkiem swojego życia.
Bardzo malutkim. Ale smacznym. Ta książka jest dla mnie, jak rozmowa przy kawie z kardamonem z kimś, kogo bardzo lubisz. Uchyliłam w niej na tyle siebie, na ile chciałam to zrobić. Po prostu otworzyłam drzwi. Jeżeli ktoś będzie chciał, to przez nie wejdzie.
A kiedy teraz tam pojedziesz?
Na pewno wiosną, zasadzić warzywa. Dom, który zbudowaliśmy w warszawie jest otoczony zielenią i z widokiem na wodę. Dlatego nasz warszawski dom nazywamy "Mazury 2"... Ale w Warszawie nie mamy naszych warzyw ani sadu, ani wzgórz... Dlatego nasze "Mazury 1 " są niezastąpione.
Swojej książce dałaś tytuł "Zwyczajnie", a przecież ona nie jest zwyczajna.
To zależy co każdy z nas rozumie przez słowo zwyczajny... Moja książka "Zwyczajnie" mówi o tym, że esencja prawdziwego szczęścia tkwi w codzienności. W tych najprostszych, zwyczajnych czynnościach...
Takich, jak robienie dżemu?
Właśnie tak. I w to robienie dżemu wkładasz całe serce. Rozmawiając z przyjaciółką, kręcisz konfiturę z róży w makutrze przez 20 minut dziennie, przez 3 dni, zgodnie ze wszystkimi zasadami. Zwyczajnie to też światło prześwitujące przez liście, zatrzymanie i zachwyt nad drzewem i najmniejszą roślinką okropioną rosą.
Jesteś ze swojego życia zadowolona?
Czuję, że nie zamieniłabym swojego życia na żadne inne. Jest mi dobrze tu, gdzie jestem z tymi, z którymi jestem. Czuję, że jestem na właściwym miejscu i to chyba najważniejsze. Za to wszystko jestem wdzięczna losowi codziennie na nowo. I kocham to moje zwyczajne życie nad życie.